Dekomunizacja, której nie było

Rosja zamknęła rozliczenia, zanim je zaczęła. Dziś reżim sowiecki jest rehabilitowany, a ponad połowa Rosjan pozytywnie ocenia Stalina, który wraca na pomniki.

08.06.2015

Czyta się kilka minut

Budowa nowego popiersia Stalina w Lipiecku, półmilionowym mieście na południe od Moskwy, maj 2015 r. / Fot. Domena publiczna
Budowa nowego popiersia Stalina w Lipiecku, półmilionowym mieście na południe od Moskwy, maj 2015 r. / Fot. Domena publiczna

Prawie ćwierć wieku temu, kilka miesięcy po rozpadzie Związku Sowieckiego, w Moskwie zaczął się przedziwny proces. Trybunał Konstytucyjny rozpatrywał skargę komunistów na decyzję prezydenta Rosji Borysa Jelcyna o delegalizacji Partii Komunistycznej. Jako ekspert i świadek występował Władimir Bukowski – jeden z najsłynniejszych sowieckich dysydentów. Zgodził się pomóc Jelcynowi w zgromadzeniu materiału dowodowego, ale pod jednym warunkiem: że uzyska dostęp do archiwum Komitetu Centralnego KPZR oraz KGB.

„Dzielny junak się zapił”

I tak, na skutek nadzwyczajnego zbiegu okoliczności, przez sześć miesięcy Bukowski miał dostęp do tysięcy teczek z adnotacją „ściśle tajne”. Ale celem niedawnego dysydenta było nie tylko wsparcie Jelcyna w jego politycznej walce z komunistami. Do archiwum zabierał ze sobą najnowsze cudo techniki: laptopa z niewielkim ręcznym skanerem. Przez długi czas nikt się nie domyślał, że Bukowski nie tylko przegląda akta, które nigdy nie miały ujrzeć światła dziennego, ale że zrobił też kopie kilku tysięcy z nich.

Działanie Bukowskiego wynikało z jego głębokiego przekonania, że Rosję można zdekomunizować tylko poprzezpokazanie całej prawdy o systemie komunistycznym.

Symboliczne obalenie rok wcześniej na Łubiance pomnika Feliksa Dzierżyńskiego, twórcy sowieckiego aparatu terroru, niosło nadzieję, że stanie się to początkiem dekomunizacji państwa i przestrzeni publicznej. W tym samym czasie największym rosyjskim miastom – Petersburgowi, Jekaterynburgowi i Niżnemu Nowogrodowi – przywrócono historyczne nazwy. Zaś w trakcie procesu „komuniści vs Jelcyn” z misją specjalną do Warszawy udał się wysłannik prezydenta: szef archiwów państwowych Rudolf Pichoja. 14 października 1992 r. przekazał prezydentowi Lechowi Wałęsie kopie akt z tzw. teczki specjalnej nr 1, dotyczące Zbrodni Katyńskiej.

Takie gesty pozwalały na ostrożny optymizm, że nowa Rosja będzie chciała rozliczyć zbrodnie reżimu sowieckiego.A rozliczenie to było potrzebne nie tylko jej sąsiadom, lecz samym Rosjanom, którzy byli przecież głównymi ofiarami komunizmu.

Trzy lata później rozczarowany Bukowski pisał: „Archiwa były kwintesencją KGB, duszą smoka, ukrytą za siedmiomapieczęciami. Zniszczyć smoka można było jedynie dobierając się do tej duszy, lecz zapił się i zahulał dzielny junak, który jak w bajce miał tego czynu dokonać”.

W końcu 1992 r. zakończył się proces: sąd zdecydował o ponownej legalizacji Partii Komunistycznej. Jelcyn raz na zawsze stracił zapał (i interes polityczny) do rozprawy z dziedzictwem sowieckim. Archiwa ponownie zamknięto – i pozostają takie do dziś. Z postulowanej przez Bukowskiego „rosyjskiej Norymbergi”, czyli publicznego rozliczenia zbrodni komunizmu sowieckiego, nic nie wyszło. A niedawny dysydent znów wyjechał na Zachód, stając się coraz bardziej radykalnym krytykiem władz Rosji.

Walka z wiatrakami

Inni rosyjscy demokraci wciąż mieli nadzieję na zmiany. Siergiej Kowaliow – długoletni więzień łagrów, wybrany doDumy Państwowej – próbował działać, ale przypominało to walkę z wiatrakami. Słabnące środowisko zainteresowane dekomunizacją nie zyskało poparcia Kremla.

Ani prezydent Jelcyn, ani jego ówcześni sojusznicy nie rozumieli, że nowej Rosji nie da się zbudować bez osądzenia i odcięcia się od poprzedniego zbrodniczego systemu. Rosjanie nie poznali więc słowa „lustracja”.

Jednak mimo braku systemowych działań ze strony państwa, w latach 90. XX wieku znaczna część społeczeństwa poznała prawdę o zbrodniach komunizmu. Przede wszystkim dzięki działaniom organizacji społecznych – na czele ze Stowarzyszeniem „Memoriał”, którego celem jest badanie dziejów represji w Związku Sowieckim i propagowanie wiedzy o ofiarach. Po raz pierwszy ukazały się drukiem książki zakazanych wcześniej autorów. Światło dzienne ujrzały też setki, jeśli nie tysiące wspomnień byłych więźniów.

Dekomunizacji próbowano więc oddolnie. Ale bez wykorzystania instrumentów edukacyjnych, jakimi dysponuje wyłącznie państwo, wiedza o systemie sowieckim nie trafiła pod strzechy.

W Rosji nigdy nie doszło też do dekomunizacji przestrzeni publicznej na szerszą skalę. Petersburg odzyskał wprawdzie swą historyczną nazwę, ale region, w którym jest położony, pozostał obwodem leningradzkim. W centrach miast tylko części ulic przywrócono tradycyjne nazwy. Nie zniknęły pomniki dostojników sowieckich. W samej Moskwie wciąż stoją 103 pomniki Lenina, większe lub mniejsze. Najsłynniejsza statua Dzierżyńskiego zniknęła wprawdzie sprzed dawnej siedziby KGB, ale w innych miastach twórca organów represji wciąż patrzy z postumentów (od niedawna jego imię znów nosi dywizja tzw. wojsk wewnętrznych).

Stare kontratakuje

Potem było już tylko gorzej. Objęcie w 2000 r. władzy przez Władimira Putina, byłego oficera KGB, przyspieszyło –widoczną już wcześniej – tendencję do przemilczania ogromnej liczby ciemnych kart systemu oraz idealizacji i przywracania pozytywnego obrazu ancien régime’u. W kolejnych latach doszło do rehabilitacji dziedzictwa sowieckiego, które stało się elementem oficjalnie promowanej tożsamości historycznej.

O jakichkolwiek rozliczeniach nie było już mowy. A symbolem tej tendencji stało się przywrócenie hymnu Związku Sowieckiego oraz słowa prezydenta Putina, skierowane w 2005 r. w orędziu do parlamentu – o tym, że rozpad Związku Sowieckiego był „największą katastrofą geopolityczną XX wieku”.

Innym przejawem rewizjonistycznego podejścia do historii było umorzenie w 2004 r. przez prokuraturę śledztwa w sprawie Zbrodni Katyńskiej i jednoczesne utajnienie dwóch trzecich tomów z tego śledztwa. Dlaczego to tak istotne? Bo stosunek do Katynia jest od początku lat 90. papierkiem lakmusowym, pokazującym aktualny stosunek Rosji do swej historii.

Dziś jednym z kluczowych elementów polityki historycznej stał się powrót do corocznego hucznego celebrowania zwycięstwa w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej 1941-45. Wydarzenie to stało się instrumentem konsolidacji społeczeństwa. Jednocześnie w oficjalnej, bezkrytycznej narracji brakuje dyskusji o kosztach społecznych wygranej wojny i cenie, jaką zapłacili za to mieszkańcy Kraju Rad. Mit „wielkiego zwycięstwa” stał się instrumentem tworzenia korzystnego wizerunku Związku Sowieckiego. Bo czy można źle mówić o państwie, które wygrało tamtą wojnę?

Nie dziwi więc decyzja z 2009 r. o utworzeniu „komisji ds. przeciwdziałania próbom fałszowania historii, szkodzącym interesom Rosji”. Miała to być odpowiedź na rzekome próby „znieważania pamięci ofiar Wielkiej Wojny Ojczyźnianej” i „rehabilitacji faszyzmu”. W istocie miał to być kaganiec dla tych historyków, którzy kwestionują oficjalną wykładnię dziejów. Wprawdzie komisja nie podjęła konkretnych działań, ale efektem jej istnienia stała się autocenzura.

Nieudana destalinizacja

Pewną korektę pamięci o systemie sowieckim podjął prezydent Dmitrij Miedwiediew (2008-12), czego głównym elementem była próba destalinizacji polityki historycznej. Potępiono represje, a ówczesny premier Putin złożył w kwietniu 2010 r. wizytę w Katyniu. Cele tej korekty skierowane były jednak w mniejszym stopniu na użytek wewnętrzny – miały one poprawić skuteczność polityki zagranicznej wobec państw Europy Środkowej, w tym Polski.

Ale ta „odwilż” skończyła się, zanim na dobre się zaczęła, a jej efekty pozostały głównie w sferze retorycznej. Powrotowi Putina na Kreml w 2012 r. towarzyszyła promocja „właściwej” wersji historii. W poważnej, zdawałoby się, prasie znów pojawiły się artykuły podważające sowiecką odpowiedzialność za Katyń.

Trudno się dziwić, że w takim klimacie w społeczeństwie nasila się tendencja do idealizacji Związku Sowieckiego.Niedawne badania Centrum Lewady pokazują, że aż 45 proc. Rosjan uważa, iż represje sowieckie było usprawiedliwione przez potrzebę modernizacji kraju (odsetek zwolenników tej tezy w ciągu dwóch lat wzrósł o 20 punktów), a 52 proc. uznaje, że Stalin odegrał pozytywną rolę w historii. Stalin wraca też na cokoły: w maju w Lipiecku odsłonięto pierwszy od dawna jego pomnik. Bez przyzwolenia władz byłoby to niemożliwe. Uderza, że nieco wcześniej zamknięto jedyne w Rosji muzeum Gułagu Perm-36, położone na Uralu.

Nadzieje na rozliczenie przez Rosję komunistycznej przeszłości są dziś słabsze niż kiedykolwiek po 1991 r. Efektem rządów Putina jest też brak zapotrzebowania społecznego na dekomunizację, co wynika z masowego niezrozumienia, dlaczego jest to istotne – i trudno, aby było inaczej, gdy brakuje wolnych mediów, a państwo promuje neosowiecką wizję dziejów. Dopóki historia w Rosji będzie jednym z narzędzi utrzymania władzy, dopóty nie ma co liczyć na rozliczenie z sowieckim dziedzictwem. ©

Autor jest analitykiem Ośrodka Studiów Wschodnich im. M. Karpia w Warszawie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia w Warszawie. Specjalizuje się głównie w problematyce politycznej i gospodarczej państw Europy Wschodniej oraz ich politykach historycznych. Od 2014 r. stale współpracuje z "Tygodnikiem Powszechnym". Autor… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2015

Artykuł pochodzi z dodatku „Sprawiedliwość w państwach prawa