Defilada obu Korei

Zaczęło się. W koreańskim Pjongczangu zapłonął znicz XXIII Zimowych Igrzysk Olimpijskich. Polityka odgrywa podczas nich tak ogromną rolę, że przed rozpoczęciem imprezy niemal w całości przykryła w dyskusjach sportowy charakter wydarzenia.

09.02.2018

Czyta się kilka minut

Ceremonia otwarcia XXIII Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Pjongczangu. 09.02.2018 r.  FOT. PAWEŁ RELIKOWSKI / POLSKA PRESS / EAST NEWS
Ceremonia otwarcia XXIII Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Pjongczangu. 09.02.2018 r. FOT. PAWEŁ RELIKOWSKI / POLSKA PRESS / EAST NEWS

Wydawało się, że zapalenia olimpijskiego znicza dokonają dwie hokeistki z połączonej kobiecej drużyny obu Korei. W przeddzień rozpoczęcia zmagań, wiodącym tematem był udział w nich zawodników z Korei Północnej i wspólnej drużyny hokeistek z Południa i Północy. Nie było jeszcze chyba wcześniej w historii zimowych igrzysk, w których polityka odgrywałaby tak ogromną rolę, przed rozpoczęciem imprezy niemal w całości przykrywając w dyskusjach sportowy charakter wydarzenia. 

Można to stwierdzić nawet z pełną świadomością tego, że poprzednie XXII ZIO w Soczi otwierał Wladimir Putin, przed ich rozpoczęciem mówiono głównie o skandalach korupcyjnych, a po ich zakończeniu o skandalach dopingowych.

Perfekcja, która łączy

W Pjongczangu polityka zadecydowała nawet o tym, że igrzyska w ogóle się rozpoczęły. Udało się, przynajmniej na czas ich trwania, zażegnać groźbę północnokoreańskiej agresji, której widmo jeszcze kilka miesięcy temu stawiało bezpieczeństwo imprezy, przybywających na nią sportowców, działaczy i kibiców pod znakiem zapytania. Retorykę gróźb zastąpiła tuż przed rozpoczęciem igrzysk i na ich otwarciu ta pokojowa. I mimo, że do zjednoczenia obu Korei jest i zapewne będzie po igrzyskach tak daleko, jak było, to jednak takie gesty, jak wspólny udział sportowców i działaczy obu ekip pod jedną flagą przedstawiającą kształt całego Półwyspu Koreańskiego w defiladzie podczas ceremonii otwarcia czy też bieg w kierunku znicza hokeistek z bratnich i zwaśnionych krajów, trzymających wspólnie ogień olimpijski, są pięknymi i ważnymi gestami.

Ale igrzyska olimpijskie to jednak przede wszystkim sport a nie polityka (piszę te słowa z poczuciem pewnego złudzenia, a nawet idealizmu), także samo zapalenie znicza, przeprowadzone bez wielkich udziwnień przez łyżwiarkę figurową, zdobywczynię złotego medalu w Vancouver i srebrną solistkę z Soczi, Kim Yu-na, pozbawione było już politycznych, pokojowych gestów. 

Kim Yu-na zapala znicz olimpijski, Pjongczang, 09.02.2018 r. / Fot. Kyodo / AP / EAST NEWS

Była to dość nudna, przewidywalna i klasyczna ceremonia. Pełno podczas niej było kalk i odwzorowań – sceny z dziećmi, podróż po koreańskiej przestrzeni i historii czy też zjazd narciarzy i snowboardzistów tworzących następnie świetlne koła olimpijskie, wydały mi się potwornie przewidywalne i dziwnie znajome. 

Chociaż co w tych dość sztywnych ramach otwarciowych ceremonii, w których muszą zmieścić się wszystkie punkty obowiązkowe z występami artystycznymi, przemowami, hymnami, wnoszeniem flag i ich podnoszeniem na maszty, defiladą sportowców oraz odpaleniem znicza, można jeszcze wymyślić?

Przyznać jednak trzeba, że wszystko było dopracowane niemal do perfekcji. Tym co łączy obie Koree i Koreańczyków, nawet bez podejmowania rozmów o perspektywach zjednoczenia, jest umiejętność przygotowywania spektakularnych i dopracowanych w każdym szczególe masowych ceremonii, defilad, pochodów i obchodów. Koreańczycy z Południa udowadniają to podczas otwarć i zamknięć imprez sportowych, takich jak pamiętne Letnie Igrzyska Olimpijskie w Seulu w 1988 roku czy też Mistrzostwa Świata w piłce nożnej w 2002 roku. Koreańczycy z Północy dowodzą tego zaś po każdym rozkazie niegdyś Kim Ir Sena, potem Kim Dzong Ila, a teraz Kim Dzong Una. 

Polska na ustach świata

No więc zaczęło się. Dla każdego kibica sportów zimowych to oczywiście święto, ale gdy igrzyska odbywają się na Dalekim Wschodzie, to także czas zarwanych nocy i dylematów czy pracować, czy raczej śledzić polskich skoczków (o medal w drużynie będą walczyć w poniedziałek 19 lutego o godzinie 13.30), albo mające nieco mniejsze szanse na medale biathlonistki (startujące także w środku tygodnia, w samo południe naszego czasu).

Polacy będą zapewne śledzić głównie skoki narciarskie, w których najbliższa medalowa szansa – i to ogromna, bo może nawet na dwa krążki – nadarzy się już w sobotę podczas konkursu na skoczni normalnej. Ale nie dmijmy już w ten balon. Skoczkowie jeszcze nigdy – takie mam wrażenie – nie jechali na imprezę z taką presją, z tymi „120 milionami kciuków trzymanych za nich w Polsce i na świecie”, jak wyliczył premier Morawiecki podczas ich ślubowania w Warszawie przed wylotem do Korei i dalszymi słowami o każdym wysiłku i każdej kropli potu, „by imię Polski było na ustach całego świata”.

Dodałbym: „Na ustach całego świata i z pozytywnym wydźwiękiem”. Bo o to, by to imię było na ustach świata dba już niezwykle skutecznie, chociaż z odwrotnym do skoczków i w porównaniu z niszową jednak dyscypliną sportową to z globalnym efektem, sam premier Morawiecki ze swoją ekipą rządową.

Tylko mądrości i odporności psychicznej naszych skoczków, zwłaszcza lidera ekipy Kamila Stocha, będziemy mogli zawdzięczać, jeśli wytrzymają oni wiatr w plecy. Nie ten, który realnie może powiać w Korei, ale właśnie wiatr presji i oczekiwań, by skakali nie dla siebie, ale dla ratowania wizerunku Polski, by latali nie na miarę swoich możliwości, ale na miarę dumy narodowej.

Jeśli ktoś z całej polskiej ekipy ma oprócz skoczków szanse na medal, to biathlonistki, szczególnie Weronika Nowakowska, dwukrotna medalistka (srebrna i brązowa) Mistrzostw Świata w 2015 roku. Wprawdzie pozostałe wyniki raczej tego nie rokują, bowiem Nowakowska nigdy poza tym nie stała na podium nawet w zawodach Pucharu Świata, a w tym sezonie zajmowała najwyżej miejsca czwarte i szóste. Ale biathlon jest dyscypliną, która w przeciwieństwie do biegów narciarskich bywa nieprzewidywalna i przy pomyłkach rywalek na strzelnicy mogą zdarzyć się rzeczy z polskiej perspektywy piękne. 

W pozostałych dyscyplinach sportowych szans na medal raczej nie widać, choć złota z Soczi będzie na łyżwach bronił chorąży naszej ekipy Zbigniew Bródka, a na nartach biegowych – Justyna Kowalczyk.

Kto zostanie gwiazdą

Ale nie samymi dyscyplinami z szansami medalowymi dla Polaków kibic sportów zimowych żyje.

Szczególnie ciekawe rzeczy mogą dziać się na trasach zjazdowych narciarstwa alpejskiego, gdzie prawdopodobnie po raz ostatni na medal spróbują zapolować najlepsi zjazdowcy XXI wieku – Amerykanka Lindsey Vonn i Norweg Axel Lund Svindal. Vonn niedawno przeżyła stratę dziadka, dzięki któremu ta złota medalistka z Vancouver i osiemdziesięciokrotna zwyciężczyni zawodów Pucharu Świata, stanęła, będąc małą dziewczynką, na swoich pierwszych nartach. Ta strata, świadomość ostatniej szansy mogą ją uskrzydlić. Jej kariera to wielka opowieść pisana także przez ból, łzy, kontuzje i porażki, po których często wracała jeszcze silniejsza. Jest na pewno zmotywowana ostatnimi zwycięstwami w zjazdach Pucharu Świata w Cortinie d’Ampezzo i Garmisch-Partenkirchen.

Ale największą gwiazdą igrzysk w Pjongczang może zostać jej młoda koleżanka z reprezentacji USA Mikaela Shiffrin, specjalistka od slalomu, która jednak potrafi wygrywać w każdej dyscyplinie, co udowodniła w tym roku zwyciężając w zjeździe w kanadyjskim Lake Louise. Oczywiście głosy, że z Korei może przywieźć aż 5 lub nawet 6 złotych medali, czyli tyle, ile byli dotąd w stanie zebrać na zimowej olimpiadzie właściwie tylko biegacze narciarscy i łyżwiarze, są przesadzone. Ale już trzy złota, które powinna zdobyć w slalomie, slalomie gigancie i kombinacji, mogą uczynić z niej gwiazdę numer jeden tych igrzysk.

Oczywiście jeśli jej sukcesów nie przyćmi Marit Bjoergen, która zwyciężając w Korei Południowej mogłaby stać się multimedalistką wszech czasów. Albo biathlonista Martin Fourcade, który nie przeląkł się nawet klątwy chorążego, (wieszczącej porażkę każdemu, kto podczas otwarciowej defilady piastuje tę zaszczytną funkcję) i z dumą niósł francuską flagę, wprowadzając narodową ekipę na pięciokątny, zbudowany kosztem 78 milionów dolarów, specjalnie na ceremonię otwarcia i zamknięcia igrzysk, mieszczący 35 tysięcy ludzi, Pyeongchang Olympic Stadium.


CZYTAJ TAKŻE:

Olimpiada miłości i atomu: Na zimowych igrzyskach w Pjongczangu, w Korei Południowej, sportowcy z obu krajów podzielonego Półwyspu wystąpią wspólnie. Kto na tym zyska, a kto może stracić?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz od 2002 r. współpracujący z „Tygodnikiem Powszechnym”, autor reportaży, wywiadów, tekstów specjalistycznych o tematyce kulturalnej, społecznej, międzynarodowej, pisze zarówno o Krakowie, Podhalu, jak i Tybecie; szczególne miejsce w jego… więcej