Defilada, której nie było

Słowo „wyzwolić” znaczy: uczynić kogoś wolnym, oswobodzić, wybawić. Ustalmy więc, kto i co zostało wyzwolone w latach 1944-45.

19.04.2015

Czyta się kilka minut

Zdjęcie uwięzionego gen. Leopolda Okulickiego, ostatniego dowódcy AK, wykonane w więzieniu NKWD na moskiewskiej Łubiance. / Fot. www.okulicki.ipn.gov.pl
Zdjęcie uwięzionego gen. Leopolda Okulickiego, ostatniego dowódcy AK, wykonane w więzieniu NKWD na moskiewskiej Łubiance. / Fot. www.okulicki.ipn.gov.pl

W rosyjskim internecie nadal trwa festiwal pretensji do Polaków o niewdzięczność za ofiarę Armii Czerwonej, która w 1945 r. – jak chcą Rosjanie – przyniosła nam wolność. Za herezję uznano pomysł, że zakończenie II wojny światowej można upamiętnić w innym miejscu niż plac Czerwony. Argument, że może to być Westerplatte, jest nieprzyjmowany.

Można by uznać, że paradoksalnie Moskwa to także dobry symbol: wszak to tu 23 sierpnia 1939 r. podpisano pakt Ribbentrop–Mołotow, który zakończył okres dwudziestolecia międzywojennego w Europie i był decydujący dla wybuchu wojny. W kolejnych miesiącach ofiarą obu totalitarnych państw padło wiele krajów. Rzecz jasna, ci Rosjanie, którzy odwołują się do tradycji sowieckiej, chętnie o tym zapominają bądź to bagatelizują. Dlatego też w Rosji nadal częściej używana jest nazwa Wielka Wojna Ojczyźniana niż II wojna światowa. Ale choć obie kończą się w maju 1945 r., to Wielką Ojczyźnianą rozpoczyna w 1941 r. atak III Rzeszy na ZSRR. A skoro rok 1941 miałby być początkiem, nad sojuszem sowiecko-niemieckim można przejść do porządku.

Mit 9 maja

Mit narodu sowieckiego, zjednoczonego wokół walki z Hitlerem, zaczęto budować już w trakcie wojny. Także dlatego sięgnięto po nazwę „wojna ojczyźniana” – nawiązując do wyparcia Francuzów z Rosji w 1812 r. Analogie miały być czytelne: tak jak w latach 1812-14 Rosja doprowadziła do upadku Napoleona, tak teraz pokona Hitlera. I jak w 1814-15 r. car Aleksander porządkował w Wiedniu Europę, tak teraz uczyni to Stalin. W 1815 r. Rosja swoją „wolność” dała Europie, teraz da ją powtórnie. Frazeologię komunistyczną wsparto nawiązaniem do rosyjskiego patriotyzmu i prawosławia. To zadziałało.
O tym, że kapitulacja Niemiec będzie wydarzeniem milowym w budowaniu mitu „wyzwoleńczej Armii Czerwonej”, wiedziano już w maju 1945 r. Dlatego dniem zwycięstwa Sowieci ogłosili 9 maja, a nie 8 maja. Do dziś powtarzane są bezsensowne interpretacje, jakoby wynikało to z różnicy stref czasowych (tj. że gdy na Zachodzie był jeszcze 8 maja, w Moskwie było po północy). Starczy jednak sięgnąć do dokumentów: decyzja Rady Najwyższej ZSRR o uznaniu 9 maja za Dzień Zwycięstwa została podjęta... 8 maja. Zrobiono to z rozmysłem. I zgodnie z tamtym dokumentem odtąd moskiewskie obchody nie czczą zwycięstwa w II wojnie światowej, lecz w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej.

W ślad za towarzyszami sowieckimi poszli polscy komuniści. Tego samego dnia co w Moskwie, 8 maja 1945 r., ustanowili Narodowe Święto Zwycięstwa i Wolności. Zresztą z formalnego punktu widzenia ono wciąż obowiązuje... Choć nie jest wolne od pracy, ma status identyczny jak 3 maja i 11 listopada. Gdy zwróciłem na to uwagę w 2014 r., pojawił się projekt zniesienia tego święta, ale od kilku miesięcy prace nad odpowiednią ustawą zamarły. Czyżby mit o wyzwalaniu Polski w 1944 i 1945 r. wciąż działał?

Wolności!

Wydany w 1969 r. „Mały Słownik Języka Polskiego” informuje, że „wyzwolić” to uczynić kogoś wolnym, obdarzyć wolnością, oswobodzić, wybawić. To jedna definicja.

Jest też inna. Jednym z podstawowych dokumentów formujących koalicję walczącą z III Rzeszą była Karta Atlantycka. Podpisana została przez USA i Wielką Brytanię w sierpniu 1941 r. (jeszcze przed formalnym wejściem USA do wojny); potem podpisały ją inne kraje, w tym Polska i ZSRR. W ośmiu punktach określała cele wojny i dążenia koalicji. W Karcie są też zapisy niejako definiujące tę wolność, o którą walczono: wolność od strachu, od głodu, wolność osobistą, wolność słowa i przekonań, wolność podróżowania, wolność wyboru formy rządów i władzy. Jeśli więc mamy mówić o tym, co zdarzyło się w Polsce i Europie Wschodniej w 1944 i 1945 r., warto pamiętać o tej definicji wolności – wówczas stworzonej.

Ustalmy więc, kto i co zostało w latach 1944-45 wyzwolone.

Gdy dziś mówimy „wyzwolono Polskę”, myślimy o państwie w obecnych granicach. Gdy jednak Polskę „wyzwalano”, faktycznie i prawnie jej kształt był inny. Gdyby nałożyć na siebie granice przed- i powojenne, ich część wspólna byłaby niewiele większa niż XIX-wieczne Księstwo Warszawskie.

Ale gdyby nawet przyjąć tezę o „wyzwoleńczym pochodzie Armii Czerwonej”, to i wtedy nie sposób mówić o wyzwoleniu Polaków z województw wschodnich II RP. Zaanektował je wszak agresor, który już raz je zajął: w 1939 r. tamtejsi Polacy, chcąc się „wyzwolić”, musieli po prostu opuścić domy. Ogłoszono wszak, że Chełm był pierwszym miastem „wyzwolonej” Polski. Chełm, który przed 1939 r. leżał 150 km od geograficznego środka Polski!

Sowieci odebrali Polsce niemal połowę obszaru, przyznając arbitralnie ziemie niemieckie. Nie liczyło się, że nowa granica w żaden sposób nie odzwierciedla podziału etnicznego, ekonomicznego, społecznego. Przeciwnie: Stalin zdecydował o odcięciu od Polski ziem od wieków będących ostoją polskiej kultury, nauki, życia ekonomicznego. „W zamian” przyznano okrojonemu państwu ziemie, które czasami z Polską przez wieki miały niewiele wspólnego, np. Wałbrzych, Koszalin, Szczecin. Jeśli prawo do Szczecina liczyć wedle historycznego okresu sprawowania nad nim kontroli, to pierwszeństwo przed Polską miała... Szwecja.

Dziś w wielu miejscowościach na dawnych ziemiach niemieckich są nazwy ulic, pomniki czy tablice przypominające daty „wyzwolenia”. Tymczasem – powiedzmy to otwarcie – niemal nikogo tam nie wyzwolono (bo czy można powiedzieć to o Niemcach?). Po prostu, przejmowano ziemie, na które w kolejnych latach trafiali polscy przesiedleńcy.

Zburzona ciągłość

Skoro trudno mówić o wyzwoleniu w sensie terytorialnym, warto też zapytać, od czego wojska sowieckie Polaków wyzwalały? Czyja władza nad Polakami była znoszona?

Każdy z nas spontanicznie może powiedzieć: od Niemców. To prawda, ale niekompletna. Prócz aparatu niemieckiego okupanta w Polsce działał wtedy aparat Polskiego Państwa Podziemnego. Ideą „Akcji Burza” było właśnie jego ujawnienie – wraz z siłą zbrojną, czyli Armią Krajową – i objęcie władzy. Aparat ten był częścią legalnych władz, pozostających na emigracji w Londynie, uznawanych przez sprzymierzeńców z koalicji (z wyjątkiem Stalina).

Wszelako Armia Czerwona i inne sowieckie organy, przy pomocy rodzimych sojuszników, aresztowały, zabijały lub wywoziły do ZSRR przedstawicieli Polski Podziemnej, tworząc własne struktury. Kwintesencją był proces szesnastu: Sowieci jakby nigdy nic aresztowali i skazali – na mocy własnego prawa – przywódców Polskiego Państwa Podziemnego, na czele z wicepremierem konstytucyjnego rządu Janem Stanisławem Jankowskim (natomiast obława augustowska – największa zbrodnia popełniona na polskich obywatelach po zakończeniu tej wojny – została dokonana przez armię sowiecką na formalnie wyzwolonym polskim terytorium).

„Wyzwalając” Polskę od tych prawowitych rządów, zerwano ciągłość prawną państwa. Warto tu przypomnieć, że na mocy konstytucji z 1935 r. władze polskie mogły funkcjonować w Londynie – i że, paradoksalnie, władza trafiła w ten sposób w ręce przedwrześniowej opozycji, która wcześniej zażarcie krytykowała tę konstytucję. Wtedy ciągłość państwa okazała się nadrzędna wobec przedwrześniowych podziałów i choć przed 1939 r. życie polityczne było gorące – nie zburzono tej ciągłości. Zrobiła to dopiero władza komunistyczna, legitymizowana tylko przez siłę Armii Czerwonej (i samodzielnie tworzone dokumenty).

Po trzykroć „wyzwalani”

Rozmawiałem niedawno z osobą, która pamięta wejście wojsk sowieckich na warszawską Pragę w 1944 r. Zapewniała mnie, iż wówczas wiele osób rzeczywiście czuło, że przyszło wyzwolenie. Nie wątpię. O tym, co to za wyzwolenie, można było się przekonać dopiero po pewnym czasie.
Warto za to przyjrzeć się, jak „wyzwolenie” odbierano na ziemiach, gdzie w ciągu pięciu lat miało ono miejsce trzykrotnie – np. na Białostocczyźnie. W 1939 r. „oswobodzili” ją czerwonoarmiści „z rąk polskich panów”. Wtedy też w użyciu było słowo „wyzwolenie” – wszak Związek Sowiecki nigdy w swej historii nie był agresorem.

Potem „wyzwoliciele” przyszli z Zachodu: w 1941 r. Sowietów przegonili Niemcy – i wówczas też wiele osób uznało, że zostali uwolnieni od władzy tyranów. Dowódca Związku Walki Zbrojnej gen. Stefan Rowecki w przesłanym wtedy rządowi raporcie pisał, że pierwsze wiadomości z terenów zajętych przez Wehrmacht wskazywały na odruchowe sympatie do „wybawców spod ucisku bolszewickiego”. Wywiad ZWZ informował we wrześniu 1941 r., że Polacy z Kresów przyjmowali Wehrmacht „prawie entuzjastycznie”, z kwiatami, niekiedy bramami triumfalnymi. Entuzjazm ten trwał krótko. Szybko na „wyzwolonych” przez Wehrmacht terenach odczuwano, czym jest niemiecki totalitaryzm.

Po raz trzeci mieszkańcy Białostocczyzny zostali „wyzwoleni” latem 1944 r. Szef Biura Informacji i Propagandy AK Obwodu Zambrów meldował 1 października 1944 r.: „Wieś polska z rozwagą oceniła sowietów [tak w oryginale – red.], nazywając ich pospolicie złodziejami. Nigdzie nie było entuzjazmu z racji wkroczenia A.Cz. [Armii Czerwonej], nikt ich nie witał, a ludność zachowuje się z godnością, nie wierząc w szczerość ich wypowiedzi odnośnie Polski i Jej rządu, pamiętając dobrze poprzednią okupację. Miarę nienawiści dopełnia ewakuacja i rabunkowa gospodarka sowietów oraz pospolite złodziejstwo bojców i komandirów”.

Przypomina to dowcip z tamtych czasów. Na pytanie oficera politycznego, komu żołnierz by pomagał – Niemcom czy Sowietom – pytany odpowiada: A widział pan kiedyś, jak dwa psy walczą o kość? – Tak – mówi oficer. – A czy kość brała w tym udział? – pyta żołnierz.

Jak to mogło wyglądać

Jak więc wyobrażano sobie wyzwolenie? Bo oczywiście było ono w sferze wyobrażeń, później wykrzywionych przez propagandę PRL w postaci „Andersa na białym koniu”. Tymczasem wyśmiewana wizja była podobna do tej, której oczekiwano. Oczekiwano bowiem, że polscy żołnierze – ci z konspiracji i ci walczący na Zachodzie – pod wspólnym dowództwem uroczyście wprowadzą polską władzę. Miał to być dzień radości i triumfu.

Po części taką namiastkę wyzwolenia odczuli 1 sierpnia 1944 r. warszawiacy. Wybuch entuzjazmu był ogromny, zawisły biało-czerwone flagi, ludzie wylegli – gdzie to było możliwe – na ulice. Świętowali chwilę, na którą czekali. Na powierzchnię wyszły konspiracyjne struktury wojskowe i cywilne, zarządzając skrawkiem wyzwolonego terytorium. Nadzorowano zaopatrzenie i opiekę zdrowotną, tworzono pocztę. Ukazywały się gazety różnych grup politycznych. Oczywiście była to efemeryda. Ale pokazuje to, do czego dążono.

I warto też przypomnieć, jak witano oddziały AK wyzwalające polskie miejscowości w dniach „Akcji Burza”. Takich nastrojów po zajmowaniu terenów przez Armię Czerwoną nie było: tam radości z wyparcia Niemców towarzyszyła obawa o zamiary Sowietów.

Oczywiście nie wszyscy byli w identycznej sytuacji. Inaczej wejście Armii Czerwonej przyjmowali więźniowie obozów koncentracyjnych – i w tym przypadku słowo „wyzwolenie” wydaje się adekwatne. Wielu z tych, których front zastał za drutami obozów, zachowało życie dzięki pokonaniu Niemców. Choć warto też pamiętać, że nikt w Polsce nie nazywa „wyzwolonymi” tych, którzy zostali uwolnieni z sowieckich więzień i transportów dzięki niemieckiemu atakowi w 1941 r. – choć dzięki temu uratowali życie. Ale wolnymi nie byli.

Dobrze kwestię tę oddaje wiersz Józefa Szczepańskiego ps. Ziutek, żołnierza AK poległego w Powstaniu Warszawskim. Był on autorem m.in. tekstu piosenki „Pałacyk Michla”. W trakcie Powstania napisał także wiersz „Czerwona zaraza”. Oto jego fragment:

Czekamy ciebie, czerwona zarazo,
byś wybawiła nas od czarnej śmierci,
byś nam Kraj przedtem rozdarłszy na ćwierci,
była zbawieniem witanym z odrazą.

Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu,
morderco krwawy tłumu naszych braci,
czekamy ciebie, nie żeby zapłacić,
lecz chlebem witać na rodzinnym progu.

Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco,
jakiej ci śmierci życzymy w podzięce
i jak bezsilnie zaciskamy ręce
pomocy prosząc, podstępny oprawco.

Cele i metody

Być może ktoś oburzy się na przedstawione wyżej argumenty – twierdząc, że nie można porównywać obu sytuacji: okupacji niemieckiej i zajęcia Polski przez Armię Czerwoną.

Moim zdaniem można – także po to, by z porównania wyciągać wnioski i wskazywać na podobieństwa i różnice. Wielu wskazuje, że niemiecka okupacja mogła dla Polaków w dalszej perspektywie oznaczać całkowitą zagładę. Nikt tego nie neguje. Ale nie oznacza to, że polityka Stalina na ziemiach polskich miała przede wszystkim temu przeciwdziałać. Cel Stalina był podobny jak Hitlera: likwidacja niepodległego państwa polskiego i stopniowe wynarodowienie. Natomiast realizowany był innymi narzędziami. Szczęśliwie dla Polaków oznaczało to w dużej mierze (choć nie całkowicie) zahamowanie procesu fizycznej likwidacji. Ale to nie powinno przesłaniać problemu. Minister spraw zagranicznych II RP Józef Beck przed wojną powiedział: „Niemcy mogą nas zabić, ale Sowiety zabiorą nam duszę”.

Rosja jako spadkobierca ZSRR nie tylko wzięła na siebie chwałę zwycięzcy, lecz także odium sojusznika Hitlera. W 1945 r. pomogła uwolnić Europę od nazizmu, ale wolności nie dała. W 1945 r. granica ZSRR z Finlandią, Polską, Czechosłowacją i Rumunią niewiele różniła się od tej narysowanej w Moskwie przez Stalina i Ribbentropa w sierpniu 1939 r. Narysowanej na mapie bez Litwy, Łotwy czy Estonii, których narody też marzyły o wolności. ©

DR ANDRZEJ ZAWISTOWSKI jest dyrektorem Biura Edukacji Publicznej IPN i wykładowcą w Katedrze Historii Gospodarczej i Społecznej SGH w Warszawie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2015