Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Słucham też płyt. Na zmianę. Ale radia chyba częściej. Zawsze jest ciekawie, jakim głosem kraj przemawia, co go zajmuje i co dręczy. Na ogół od samego rana są to radosne kwiki dobywające się z różnych rozgłośni, eremefowskich klonów jakichś. Jakby się tam wszyscy białego proszku przez ogrodniczy szlauch nawciągali. Taka ekscytacja i kreatywność panują. I zagadki: „Proszę podać nazwę trzeciego miesiąca roku, można pomylić się o dwa. Brawo, pani Agnieszko! Wygrała pani wycieczkę do Kuala Lumpur naszym redakcyjnym balonem, ewentualnie zestaw ceramicznych sztućców do nabycia u bułgarskich sprzedawców wzdłuż trasy A2!”.
Potem zjawiają się politycy. Moim idolem jest były lider lewicy, który każde słowo poprzedza dramatycznym stęknięciem, jakby co najmniej mysz miała urodzić górę, albo i góra przyjść do Mahometa. Potem nadchodzą następni herosi obłej gadki, fajterzy słowotoku, i czuć przez eter, jak ich wzdyma duma, że na pamięć znają tyle słów. Ziemia się rozstąpi, Ruscy wejdą, sąd ostateczny się zacznie, ale oni i tak dosnują złocisty swój wątek do końca, pokrzykując na ziemię, Ruskich i ostatecznego sędziego: „Proszę mi nie przerywać!”.
Jeszcze potem leci zachwalanka wszechświatowego paździerza, badziewia i strucla i że jak se nie kupimy „majtek na ekler złotych”, to się możemy żegnać z własnym człowieczeństwem. I że karkówka po 9.99, i że ci się należy spełniać marzenia, że jak masz wzdęcie, to nie pomoże (tutaj proszę sobie wstawić jakieś ulubione słowo…), tylko zakup środka, który nada nową jakość twemu życiu i twej (tutaj też proszę sobie wstawić…). I to wszystko głosami, że od razu pojawia się obraz kota w trocinach, który robi swoje, ale tsunami już na horyzoncie, Katrina nadciąga, Bałtyk występuje z brzegów, więc za wszelką cenę trzeba zdążyć.
A pomiędzy – klajster, żeby się nie rozlazło. Muzykę znaczy się puszczają szamani fal ultrakrótkich. Nawet już nie mówią, jak kiedyś, co puszczają, bo to leci w kółko, bez końca, bez początku, ciągnie się jak edamski na zapiekance, jak guma do żucia, co jest nie do nakarmienia i nie do wyplucia. Tak.
Dlatego w poszukiwaniu czegoś, co przypominałoby życie, włączam w końcu radio z Torunia. Żeby usłyszeć jakiś ludzki głos, odnaleźć opowieść, która dzieje się w tym świecie, który przesuwa się za oknem. Historię z tych wsi i miasteczek mijanych po drodze. Jakieś człowiecze zwierzenie. Jadwigi z Podkarpacia. Wiesława z Kieleckiego. Zdzisławy z Ziemi Dobrzyńskiej. Marii z Białostockiego. Żeby usłyszeć te niewprawne, niepewne głosy: halo, czy już jestem na antenie, halo, czy już można mówić? Żeby odnaleźć te kruche, rwane zdania, których nikt nie chciał wysłuchać. Z głębi samotności, z głębi zapomnienia, de profundis. Z otchłani świata, który słyszy tylko wrzaskliwych i dostrzega tylko strojnych. Genowefa z Lubuskiego. Marian z Pomorza. Trochę jak tlen w tym trującym eterze są te głosy. Można się z nimi nie zgadzać, ale niczego nie udają. Mogą irytować, ale są w jakiś sposób prawdziwsze od głosów tych wszystkich wynajętych ekspertów od prawdy. Bolesław z Tarnowa. Zenon z Warmii. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze dziewica, czy już mnie słychać? Drżące, przejęte, szczęśliwe, nieskładne. Żywe. Zwłaszcza na tle gładkiej ględźby ojców prowadzących. Ich też słucham, chociaż odruchowo szukam pilota i funkcji „przewiń”. Żeby dali im spokój. Janinie z Poznania. Jerzemu z Lubartowa. Żeby pozwolili im mówić, żeby nie odpowiadali na pytania, zanim zostaną zadane. Żeby byli cicho. Żeby nie psuli wielkich opowieści o człowieczym losie, żeby nie wtryniali swoich didaskaliów do dramatu istnienia, o które nikt się nie upomina. No ale ich też słucham i nawet rozpoznaję po dykcji oraz niekonwencjonalnym podejściu do ojczystego języka. Ale cóż, myślę: Na wieki wieków amen.
Czasami kogoś zabieram. Wsiada, chwilę milczymy, a potem pada pytanie: Pan tego słucha? Tak, odpowiadam. Zwłaszcza „Godzinek” o 8.10. A pan/pani nie?