Czytanie w celach badawczych

To będzie o polskich kryminałach, ale nie wprost, bo postanowiłam nie atakować autorów. Zbyt niebezpieczne.

03.11.2010

Czyta się kilka minut

Nie lubię kryminałów. Ściślej mówiąc: nie jestem fanką, nie czytam nałogowo, nie zabieram na wakacje. Jednak trudno nie czytać wcale, nie znać, nie oglądać filmowych wersji, nie brać udziału w dyskusji o wyższości szwedzkich nad rosyjskimi itd. Ponieważ kryminały są częścią kultury masowej, ich dzisiejsze odświeżenia przypominają mi pierwsze jaskółki swobody z czasów mojego studiowania. W DKF-ie zdarzało nam się oglądać "Emmanuelle", a niektórzy prowadzili "badania" nad prozą zamieszczaną na łamach "Playboya". Sama miałam epizod popkulturowy: zbierałam niemiecką kolorową prasę kobiecą w celu "badania" zamieszczanych w niej reklam. Cudzysłów nie jest pożądanym środkiem wyrazu, a używam go tym razem dwukrotnie obok siebie: takie to i były nasze badania. Chodziło w nich o dotknięcie kultury masowej, docierającej jeszcze po odpakowaniu z szeleszczącej folii, w ramach recyklingu pomiędzy wolnym światem a naszą wypełnioną poważnymi pytaniami doniosłością. Strasznie się chciało tego świata nagości, nihilizmu, braku cenzury, rozrywkowej literatury, buntowniczej muzyki, coca-coli i narracji dla kobiet. Piło się wódkę, powiedzmy "Żytnią", czytało Agathę Christie, Joe Alexa i Joannę Chmielewską. Potem miało być tak, że gatunki niskie miały podnosić wysokie, dostarczać dobrej pożywki po latach ciężkostrawnej diety, wyrównywać potencjały i szanse. Otwarty świat oznaczał także prawo do rozrywki, zapełnienie hipermarketów książkami, zaspokojenie wielu gustów i potrzeb.

Dziś sprawy mają się tak: im mniej jest czegokolwiek poza kulturą masową, tym więcej osób bada jej mechanizmy. Tylko po co? Żeby zobaczyć, oczywiście, jak opisuje/kreuje społeczeństwo, jakie schematy przetwarza/wytwarza. No więc szczerze mówiąc - mnie to nudzi. Nie daję rady, nie jestem w stanie przetrawić tego kolorowego potopu, choć nawet nie próbuję przed nim uciec.

Zachwyt nad tym, co dość, przyznajmy, łatwo opisać, miał różne fazy. Na przykład twórczość kobieca. Potem na przykład fantasy. Nie bez skutku, bo dziś każdy piszący musi się liczyć z istnieniem kryteriów określonych przez sprzyjającą kulturze masowej krytykę. Punktem odniesienia dla nich jest to, co dobrze wchodzi: w oczy, uszy, głowę, emocje. Dziś mamy etap rewolucyjnego kryminału. Za sprawą skandynawskiego wysypu opasłych narracji kryminalnych dyskutujemy o emancypacyjnym, krytycznym, odnowicielskim, feministycznym potencjale historii o policjantach i mordercach.

Ja to wszystko nawet rozumiem i nawet chętnie czasem czytam, a jeszcze chętniej oglądam w kinie. Jednak oczywiście bez przesady. Taki na przykład Larsson, owszem, udatnie zmiksował dyskusje społeczne, feministyczne podejście, refleksje na temat oporu patriarchatu i tradycje szwedzkiej buntowniczej dziewczynki Pippi, ale stanowczo zbyt szczegółowo opisywał wygląd każdego pokoju, twarzy, przedmiotu. Tak, przysypiałam przy tych opisach scenerii zbrodni i śledztwa, z tomu na tom zapominając za dużo, by mi się układało w całość. Ale dobrze, przyjmuję: na przykładzie zbrodni można opowiedzieć społeczeństwo, w końcu wielcy pisarze tak robili i korzystali ze schematów popularnych w swoich epokach, ewentualnie je wytwarzali.

Niech będzie, że dziś to autorzy kryminałów tworzą kontury opowieści najlepiej oddającej rzeczywistość. No ale ile można o handlu ludźmi, mafii ze Wschodu, przemocy w rodzinie, pedofilii? Można dużo. Więc Szwecja, gdyby sądzić po kryminałach, strasznie jest naszpikowana zbrodniczymi zamiarami. A emancypacyjne fabuły zużywają się jak wszystko, wytracając po drodze impet.

Oczywiście, warto pytać, czemu w Polsce nie ma takich opowieści. Polskie kryminały - te książkowe i te serialowe - zawsze jakby przyczajone, zawstydzone, na pół gwizdka, przestylizowane, krótkie (no tak: jak nie za długie, to za krótkie). Z wyczerpujących badań nad mechanizmami kultury masowej, prowadzonych przez jej nieustraszonych badaczy, wynika, iż taka jest kultura masowa, jaką się da sprzedać. Czy szwedzki kryminał zgarnia kapitał z polskiego rynku czytelniczego, wytwarzając wartość dodaną w postaci niekończących się dyskusji? Może to jednak prawda, bo czy w skali masowego czytelnictwa dałby się upowszechnić obraz Polski, gdzie tylko zbrodniczy umysł, przestępcza organizacja naruszają ustawy równościowe? U nas to trzeba o morderstwie w afekcie podczas alkoholowej libacji, na przykład w wyniku wystąpienia manii Otella? Ciekawe zresztą, że ta dewiacja, częsta w przebiegu choroby alkoholowej, ma tylko męską postać, wbrew dość szeroko ostatnio propagowanej przez media narracji o przemocowych żonach i matkach. Taki Otello, jak już skrzywdzi, tropiony bywa przez kandydata na Hamleta, tylko że w wieku średnim, zmęczonego życiem, pijącego lub na odwyku. Uwielbiam w tej roli Jerzego Radziwiłowicza, nie pamiętam tytułu serialu.

Bywa, że detektywkami są kobiety. Niestety, zwykle dość infantylne i na pewno młode. Żadna panna Marple, żadna rówieśnica komisarza Wallandera.

Pod tym względem rewolucję niosą rosyjskie powieści Aleksandry Marininy. Jej bohaterka jest nieco zaniedbana, nieco niemłoda, nieco zmęczona - przejmuje pod tym względem cechy postaci męskich. Co prawda cała reszta układa się w dziedzictwo specyficznej, radzieckiej wersji feminizmu, ale i tak kobiety w Polsce lubią czytać o tej bardziej ludzkiej od dostępnych w rodzimej produkcji komisarce.

Jako osoba, która nie przepada, lecz czytuje i ogląda, interesuję się bardziej tym, czego nie ma, niż tym, co dostępne. No więc na pewno w polskim kryminale brakuje wielu wątków przerobionych na setki sposobów przez pisarzy skandynawskich, amerykańskich, rosyjskich. Jesteśmy istotnie kryminalnie zapóźnieni. Jednak nawet w szwedzkim kryminale śledztwa nie mogłabym prowadzić ja, kobieta w średnim wieku, średnio wysportowana, średnio spostrzegawcza, lubiąca czytać. Zaraz, chwileczkę, zdaje się, że polscy autorzy często obsadzają w rolach głównych podmioty autobiograficzne. No właśnie, tu zaczynają pracować na klęskę. Napisałoby się taki kryminał o sobie samej, ale nie byłoby z tego chleba. No nie, właśnie, jak ktoś nie lubi kryminału, a chciałby zbadać możliwości kultury masowej, to niech sobie lepiej poogląda w domu filmy. Żyjemy w czasach, gdy można badać tę kulturę masową, spracowując się do imentu. Czasem lepiej badać, niż produkować.

Rozwiązanie zagadki tego tekstu? Uwielbiam Jerzego Radziwiłowicza.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2010

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku 9 (45/2010)