Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Chciałbym podjąć rozpoczęte tydzień temu refleksje nad Listem do Filemona.
Kto ostatecznie jest adresatem tego Pisma? Oczywiście Filemon; dalej: jego żona Apfia, Archip (najprawdopodobniej ich syn), i wreszcie: „Kościół, który gromadzi się w tym domu” (w. 2). A więc dom Filemona to również Dom Kościoła.
Nowy Testament, a także archeologia pokazują wielokrotnie, iż pierwsze pokolenia chrześcijan gromadziły się na Liturgię w prywatnych domach (Domus Ecclesiae). Z Listu do Kolosan dowiadujemy się np., iż Kościół w Laodycei zbiera się w domu niejakiego Nimfasa (Kol 4, 15); List do Rzymian mówi, iż Domem Kościoła w stolicy Cesarstwa jest dom Pryski i Akwilii (Rz 16, 5); gdy zaś musieli oni opuścić Rzym (za cesarza Klaudiusza), Domem Kościoła stał się ich nowy dom w Efezie (1 Kor 16, 19). Jako najlepiej zachowany przykład Domus Ecclesiae archeologia pokazuje rodzinny dom św. Piotra w Kafarnaum, przebudowany w czasach bizantyjskich na wielką świątynię – ale to dopiero w wieku V. Przez przeszło cztery stulecia chrześcijanie z „miasta Jezusowego” zbierali się na Eucharystię w „domu”.
Czy to tylko wynik konieczności? (W końcu – powie ktoś – gdzie się mieli gromadzić, jeśli nie „po domach”?) Czy to jedynie odbicie niewielkich rozmiarów pierwotnych wspólnot, które nie przyjmowały nowych członków inaczej, jak na drodze „wtajemniczenia”?
A może jednak chodzi tu o coś znacznie ważniejszego? Może o właściwy model Kościoła i o naturę relacji, jakie w nim się rodzą między wierzącymi; a dalej: o właściwe rozumienie jego misji.
Czy to nie ciekawe, że Apfia – żona Filemona – nazwana jest w adresie listu jego „siostrą”? Sam Filemon przez Pawła aż dwukrotnie nazwany jest „bratem” (w. 7 i 20). „Bratem” jest również Tymoteusz, współnadawca listu. Zaraz na wstępie Paweł życzy swoim Adresatom pokoju „od Boga, naszego Ojca” (w. 3). Można więc śmiało nazwać ten pokój – jak to się czyni dziś w naukach o rodzinie, ale także w pracy socjalnej – „mirem domowym”. Nie jest on jednak z całą pewnością zwykłą koegzystencją, byciem ze sobą, ale obok siebie – bez jakichkolwiek głębszych relacji, które w rzeczywisty sposób „pokrzepiają” człowieka (zob. Flm 7 i 20).
Ten sposób myślenia o Kościele najmocniej przebija z Pawłowej prośby o przyjęcie Onezyma: „Jego ci odsyłam, ty zaś jego, to jest serce moje, przyjmij go do domu”. Użyte tu słowo greckie splagchna (łac. viscera) można tłumaczyć jako „serce”; jego pierwsze znaczenie jednak to „wnętrzności”. Paweł ma prawo nazwać Onezyma swoimi „wnętrznościami”, gdyż – jak mówi wcześniej (w. 10) – „zrodził” go do wiary. A więc duchowo nosił go w swoim łonie, zanim przekazał mu życie (bo tym ostatecznie jest przekaz wiary, a nie jedynie „indoktrynacją” i pouczeniem). Onezym jest jego „dzieckiem”. Paweł miał go (i ma) najgłębiej w swoim wnętrzu.
Czy takim właśnie jest Kościół? W naszym rozumieniu? Doświadczeniu? Współtworzeniu?