Czy język polski się obroni?

Prof. Krystyna Waszakowa: Język powinien żyć chwilą bieżącą, przyjmować "dżihady" i "tsunami", a także zapożyczenia angielskie. Trzeba tylko starannie odsiewać plewy. Zresztą język sam się oczyszcza. Rozmawiała Teresa Stylińska

14.04.2009

Czyta się kilka minut

/rys. Mateusz Kaniewski /
/rys. Mateusz Kaniewski /

Teresa Stylińska: Jak duży wpływ ma język angielski na polski?

Prof. Krystyna Waszakowa: Angielski nie jest jedynym językiem, który pozostawia ślady, ale jego wpływ na polszczyznę jest najbardziej widoczny. Anglicyzmy przenikają bowiem w postaci gotowych, pełnych zapożyczeń. To znaczy, że zapożyczane jest i znaczenie, i forma. Użytkownicy języka zwracają uwagę przede wszystkim na nową formę, toteż protesty przeciw anglicyzmom przeważnie dotyczą form takich jak np. "McDonald’s". Ci, którzy mają większą wiedzę językową, dostrzegają też zapożyczenia sensu. Nazywamy je zapożyczeniami ukrytymi albo niejawnymi. Ich znaczenia nie widać, bo funkcjonują w opakowaniu elementów rodzimych.

Na przykład?

Doskonały przykład stanowi "promocja". Promocja oficera w szkole oficerskiej, promocja ucznia do następnej klasy - to są podstawowe znaczenia tego słowa. Ale promocję dzisiejszą każdy raczej skojarzy ze sprzedażą towaru. Okazuje się, że "promocja" w dawnym znaczeniu ma dziś mniejszy zakres użycia, zdecydowanie częściej zaś występuje "promocja" w znaczeniu komercyjnym. Autorzy słowników języka polskiego muszą się z tym liczyć. Dlatego w słowniku nowe znaczenie jest już na pierwszym miejscu.

Językoznawcy wpływają w ten sposób na stan świadomości językowej.

Językoznawca, w moim pojęciu, to nie jest ktoś, kto ma moc sprawczą nad językiem. Jest takim samym użytkownikiem języka jak każdy. Językoznawca może - ale tylko może - wyjaśniać i uświadamiać, ale nie ma takiej mocy, żeby wpłynąć na zmiany. Nie może orzec, że ma być tak, a nie inaczej. Jest na to wiele przykładów. Gdy kiedyś ogłoszono konkurs na krótszą nazwę środków masowego przekazu, językoznawcy dali placet słowu "publikatory", uznając, że jest ono dobre. Tymczasem "publikatory" wcale się nie przyjęły i mamy słowo "media".

Praktyka językowa ma prymat przed innymi względami?

Takie jest stanowisko wielu językoznawców. Moje również. To użytkownik języka rozstrzyga o tym, w jakiej postaci język stosuje. Ale decyduje nie użytkownik pojedynczy, lecz grupy społeczne. Trzeba na to patrzeć socjolingwistycznie.

Czy fakt, że decyduje uzus, nie kryje jednak ryzyka? Są ludzie, którzy dbają o poprawność i czystość wypowiedzi, ale są i tacy, którzy łatwo poddają się wpływom zewnętrznym. Czy akceptując to, jak mówią, nie otwiera się drzwi niedobrym obyczajom językowym?

Jest w tym sporo racji. Nie można zaniżyć poziomu, w myśl zasady, że skoro większość mówi tak, jak mówi, to my wszyscy mamy pójść w ich ślady. Temu służą regulacje, słowniki, a zwłaszcza słownik poprawnej polszczyzny i Rada Języka Polskiego, która nie jest tylko ciałem doradczym, lecz mającym pewną moc sprawczą w sferze języka.

Jak głęboko sięgają zmiany językowe dokonujące się pod wpływem angielskiego?

Mamy skryte zapożyczenia, które po części są ujawnione i rozpoznane - takie jak słowo "festiwal": "festiwal kapci", "festiwal Auchana" czy "festiwal włosów". A "festiwal" to po prostu "święto". Mamy też "urodziny" uczelni, fabryki czy instytucji. To jest rozszerzenie, bo przedtem urodziny miał tylko człowiek.

Są też określenia z dziedziny frazeologii, które czasami trwają krótko, ale miewają dużą siłę oddziaływania, np. "mapa drogowa". Gdy pierwszy raz usłyszałam w telewizji to określenie, nie mogłam zrozumieć, o co chodzi. Mapą drogową posługuję się, gdy chcę sprawdzić, jak gdzieś dojechać. Aż tu naraz dostajemy mapę drogową naszego wejścia do Unii Europejskiej! To jest sposób myślenia nie polski, lecz angielski, sposób postępowania skojarzony z drogą - opis drogi do celu, który nie jest celem geograficznym, lecz mentalnym. Takie sformułowanie u nas nie budzi żadnych skojarzeń.

Takie zapożyczenia są niebezpieczne?

Tak, gdyż wchodzą do nas w polskim kształcie, w polskim ubraniu i nie są tak widoczne jak np. słowa "dżihad", "kamikadze" czy "jacuzzi". Po tych ostatnich od razu widać, że są nam obce, ale potrzebne, bo opisują obce nam zjawiska. Albo też "tsunami", które w dodatku daje możliwość metafory: "istne­ tsunami laudacji", jak ktoś skomentował konferencję na temat twórczości Kapuścińskiego. To jest metafora ładna, obrazowa i do tego czytelna. Zapożyczeniem jest też słowo "dzięki", które zastępuje "dziękuję". Tak mówi już nie tylko najmłodsze pokolenie, to słowo podtrzymywane jest przez media i seriale.

To nie jest zupełna innowacja, tyle że dawniej słowo to miało zupełnie inną stylistykę. "Dzięki, o Panie, składamy dzięki" - w tym fragmencie pieśni kościelnej było pochwalne i uroczyste. Obecna forma "dzięki" to jest pośredni wpływ angielskiego "thanks", które nas zasiliło. Nie ma tu żadnego podobieństwa fonetycznego, ale jest sens.

Czy i to powinno nas niepokoić?

Badałam internacjonalizację języka w słowotwórstwie. Jeżeli zapożyczenie jest naskórkowe, nie jest niebezpieczne. Język rozwija się przecież w kontakcie z innymi językami. Gorzej jest jednak, jeżeli zmiany wpływają na system języka widziany od strony typologii. Pamiętajmy, że polski jest językiem fleksyjnym. Bardzo dużo relacji składniowych wyraża się za pomocą końcówek fleksyjnych. Są języki takie jak angielski, gdzie wyraża się to pozycją wyrazu. Wreszcie są też tzw. języki zlepkowe - niemiecki, turecki - gdzie się różne rzeczy zlepia.

Otóż w słowotwórstwie już zachodzą zauważalne zmiany. W polskim systemie słowotwórczym istnieją formanty: zmyw-arka, pal-arnia czy odkurz-acz. Angielski natomiast nie ma w takim stopniu rozwiniętego słowotwórstwa sufiksalnego, za to dużo kompozytów. Sklejają się w nich różne elementy, takie jak "super-", "cyber-", "euro-", które zrobiły wielką karierę i one są czytelne, jest w nich więcej treści. U nas właśnie pojawia się coraz więcej złożeń takich jak "europoseł", "seks­ustawa" czy "narkobiznes". A to wpływa na system języka.

W angielskim przydawka gatunkująca znajduje się na początku. Podobnie jest w rosyjskim. W obu tych językach wszystko, co stanowi treść dodatkową, umieszcza się na początku. To także już się u nas pojawia.

"Fatalna kobieta" zamiast "kobieta fatalna"?

Tak. To powoduje, że nasz język powoli zmienia się typologicznie. Niegdyś nie przyjmowaliśmy np. przedrostków "spec-" ani "soc-".

Broniliśmy się, bo nie były polskie, lecz radzieckie. Wtedy to się nie przyjęło. Teraz przyszło. Mamy, na własne życzenie, "speckomisję", "specoddział", "specsłużby", "sporttelegram", "audiotele" itd. To także zmienia system językowy.

Ale jeżeli mamy mówić w kategoriach zagrożeń, byłabym tu bardzo ostrożna. Uważam, że język się obroni. Język powinien żyć, nie powinien być tak bardzo trzymany pod kloszem, że niczego nowego nie wolno dopuścić, bo to uniemożliwia rozwój. Język musi żyć chwilą bieżącą, musi czerpać, musi przyjmować "dżihady" i "tsunami", a także zapożyczenia angielskie. Trzeba to tylko starannie odsiewać. Zresztą, język sam się oczyszcza.

Obroni się - czyli odrzuci, czy też wchłonie?

Różnie. Rolą językoznawców jest uświadamianie albo nawet ośmieszanie niektórych zjawisk. "Mapa drogowa" na pewno jest godna ośmieszenia. Ale różne dziwolągi, takie jak język młodych, w którym jest bardzo dużo anglicyzmów? Słowa takie jak "didżejować", "indżojować", "biforka" wcale nie są niebezpieczne. Są tylko dziwne. To przecież zabawa, konwencja żartu, dużo kreatywności i gry językowej. W dodatku młodzi ludzie pokazują, że znają system polszczyzny. Bo w tworach takich jak "debeściara", od "the best", czy "punkówka" widać, że używają polskich elementów słowotwórczych. Nie tworzą ich całkiem nieświadomie, raczej przez analogię. Najgorszy zaś jest brak świadomości, brak panowania intelektualnego nad tym, jak mówimy.

Dziś także w większym niż dawniej stopniu obserwujemy udział potocznej warstwy języka: żywszej, owszem, funkcjonalnej, swobodniejszej, ale też lansowanej przez media. Skrótowe wypowiedzi mają służyć odejściu od formy bardziej oficjalnej. W telewizji np. słyszymy: "Prezydent chce, żeby...". Słowo "chce" - to potoczne, bardzo proste wyrażenie. Tymczasem wypowiedź prezydenta powinna być relacjonowana w tym, co określamy jako "wyższą odmianę stylistyczną".

Partie "się dogadały" , a nie "porozumiały się" czy coś "uzgodniły". "Rusza proces" - rzadko się po prostu "rozpoczyna". Firmy "załapały się" na niższe podatki. Język mediów jest pełen takich wyrażeń.

Intencją było rozhermetyzowanie polszczyzny popeerelowskiej, przybliżenie jej zwykłemu człowiekowi, zmniejszenie dystansu. Mamy mówić prościej. Owo zmniejszanie dystansu wyraża się także w inny sposób, również rodem z angielskiego - przez zapominanie, że "you" nie równa się "ty". Wielu zupełnie tego nie czuje. Nie tylko starsze pokolenie nie lubi takiego "tykania".

Czy inne języki słowiańskie poddają się obcym wpływom równie mocno jak polski?

Dzieje się w nich to samo. W procesach internacjonalizacji języków słowiańskich można zaobserwować podobne zjawiska: z jednej strony dość szybką adaptację zapożyczeń za pomocą elementów rodzimych, z drugiej zaś - aktywność obcych elementów. Odwołując się do polskich przykładów, procesy te można zilustrować takimi wyrazami jak: "eseme­sować", "faksować", "kserować", "aborcyjny", "deweloperski" oraz "antytotalitaryzm", "dekomunizacja", "eurointegracja" czy "sklepoholik". Wspólne są też "obyczajowe znaki czasu", wyrażające się w ekspansji słownictwa z zakresu kultury masowej w języku mediów. Przykład tego zjawiska stanowią wyrazy z aktywnymi cząstkami "dysko-", pop-", rock-", "techno-", "top-".

Jak zatem rysuje się przyszłość języka polskiego?

W książce o przejawach internacjonalizacji w polszczyźnie przełomu XX i XXI w. pisałam, że zjawisko intensywnego przenikania elementów obcych do języka polskiego budzi mieszane odczucia. Wypowiedziałam też opinię, którą podtrzymuję, że większa niż przed 1989 r. tolerancja wobec zapożyczeń, a nawet zauważalna przychylność wobec nich wiąże się z osłabieniem postaw patriotycznych i przywiązywaniem mniejszej wagi do poczucia tożsamości narodowej.

Zjawisko internacjonalizacji polszczyzny nie poddaje się jednoznacznej ocenie. Na aprobatę zasługuje ciągłe wzbogacanie słownictwa. Dzięki temu język jest żywy, wystarczalny społecznie, dostosowany do wymagań zmieniającej się rzeczywistości. Pamiętać jednak należy, że nie wszystkie "nowości" są nam potrzebne. Nie wszystko, co pojawia się w mediach, jest dobre. Nie należy też bezrefleksyjnie powielać wyrażeń, które nie są zgodne z duchem naszego języka. Zamiast "mapa drogowa wejścia Polski do strefy euro" lepiej mówić "plan", "szczegółowy plan działania", "harmonogram", "porządek". Używanie przez media tego wyrażenia w znaczeniu obcym polszczyźnie i niezrozumiałym dla większości Polaków niewątpliwie zakłóca komunikację.

Może na koniec coś pocieszającego?

W perspektywie wielowiekowej historii polszczyzny obserwowana dziś inwazja zapożyczeń, zwłaszcza tych najbardziej widocznych, jawnych, nie powinna budzić większego niepokoju. Wiele wśród nich okazjonalizmów, krótko żyjących w języku. Rzeczywiste zmiany językowe dokonują się powoli. Najważniejsze jest to, aby polszczyzna zachowała swą żywotność, nie została odstawiona na bok jako język nieużyteczny, bo społecznie niewystarczalny. Ani też jako język z jakichś względów gorszy, np. w najwyższych gremiach zjednoczonej Europy czy w publikacjach naukowych.

Prof. KRYSTYNA WASZAKOWA jest językoznawcą, profesorem na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego, od 2006 r. kierownikiem Zakładu Budowy Gramatycznej Współczesnego Języka Polskiego. Jej główne zainteresowania to słowotwórstwo, semantyka leksykalna i pragmatyka językoznawcza. Autorka monografii "Przejawy internacjonalizacji w słowotwórstwie współczesnej polszczyzny" (2005).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2009