Człowiek z talentu

Mieczysław „Mietal” Gryza wdrapał się na most i wtopił brylant w jego metalową konstrukcję. Jako pierwszy człowiek w historii świata zaręczył się z mostem. – Jestem z nim po słowie. Nie mogę go porzucić – mówił.

25.03.2019

Czyta się kilka minut

Mieczysław „Mietal” Gryza  na moście w Osetnie na rzece Barycz, 2012 r. / ŁUKASZ MIŚ
Mieczysław „Mietal” Gryza na moście w Osetnie na rzece Barycz, 2012 r. / ŁUKASZ MIŚ

Z zawodu jest metaloplastykiem i złotnikiem, tworzy biżuterię w swojej pracowni przy ul. Półwiejskiej. W rękach ma dar zmieniania rzeczy powszednich w niezwykłe. Już drzwi wejściowe do jego mieszkania są dziełem sztuki. Witraże, wykonane przez znajomą pastelistkę, są wariacją na temat tego, co widać za drzwiami. Wizytówka została „wypalona na skórze jak piętno”.

Dziełem jest przedsionek. Pod nogami kamienne kostki, które Mietal zbierał z ulic Poznania. Przed wchodzącym duże szklane drzwi, które błyszczą od wydobywającego się z podłogi oświetlenia. I oświetlenie nie jest przypadkowe: to tak naprawdę ministudzienka, która służy zamiast wycieraczki na buty.

Dziełem jest tablica edukacyjno-rozrywkowa dla dwuletniej córeczki, misterna konstrukcja stworzona na drewnianej płycie. Córeczka ma do dyspozycji m.in. linkę, którą przeciąga się przez dwa otwory, na poczekaniu stwarzając metaforę nieskończoności.

Dziełem jest stół, który Mietal nazywa „pomnikiem pokoju”: – Dokładnie jest pomnikiem pokoju w kuchni. Różnych „pomników pokoju” jest w Polsce wiele. Ten jest wyjątkowy, bo można się przy nim spotkać, biesiadować. Można na nim usiąść. Jest też jak bezpieczna przystań: można przy nim zacumować. Pan teraz też sobie zacumował.

Jak prawdziwy „pomnik”, stół Mietala został wyposażony w miejsce na składanie kwiatów i tablicę z nazwą i datą powstania. A powstał z pięciu belek stropowych z pewnej zabytkowej kamienicy, każda po sto kilo. Bo jego stół powinien mieć „patynę, historię i musi być wieeelki”.

Na ścianie w przedsionku dzieło kolejne, praca na jeden z konkursów. „Matka Boska GSM z Dzieciątkiem Bluetooth” to stalowy „futerał” (Mietal mówi: „metalowa koszulka jak u Matki Boskiej Częstochowskiej”), w którym mieści się telefon komórkowy.

– Każdy, kto oglądał pracę, mógł wykręcić ten numer i połączyć się z Matką Boską – tłumaczy Gryza. – Praca miała pokazywać, jak bardzo jesteśmy z naszymi telefonami złączeni. Jak bardzo korzystanie z telefonów zaczyna przypominać modlitwę, trans.

W Mietalu od najmłodszych lat była silna potrzeba wyjątkowości. Przyszedł na świat w Górze Śląskiej w 1956 r. Jego ojciec przybył na tzw. ziemie odzyskane z Warszawy. Wcześniej był człowiekiem wysoko postawionym, pracował jako adiutant genenerała Michała Roli-Żymierskiego. Mietal dziś nie zna powodów, dla których jego ojciec zrezygnował z kariery i postanowił przenieść się daleko od stolicy.

Gryza wzrastał w kilkunastotysięcznym miasteczku na Dolnym Śląsku, gdzie niewielu wybijało się ponad przeciętność. Potrzeba odrębności szybko zaczęła o sobie dawać znać. Chodził do liceum im. Adama Mickiewicza. Któregoś roku z okazji 1 maja dyrektor szkoły ogłosił: uczniowie przygotują „ustępy z Mickiewicza”.

– Razem z dobrym kolegą wpadliśmy na pomysł – mówi dziś Gryza. – Na szkolnym śmietniku znaleźliśmy starą muszlę klozetową. Skądś zorganizowaliśmy nosze i położyliśmy na nie ten kibel. Dołączyliśmy do pochodu razem z naszą wersją „ustępu z Mickiewicza”.

Zdobył kamerę na taśmę ośmiomilimetrową i razem z przyjacielem zaczął kręcić filmy. Z zarysem fabuły i myślą przewodnią. Kiedyś wymyślił, że każdego dnia studiów na Akademii Rolniczej („na ASP usłyszałem, że jestem zbyt uformowany artystycznie”) ubierze się w coś innego. Pewnego dnia pojawił się na uczelni w wielkim jelenim porożu, które zamocował na plecach.

– Czy go rozumiem? Przede wszystkim nie należy go odbierać śmiertelnie poważnie – mówi Radek Słowik, fotograf z Poznania. – Mietal to ironista, jego działania balansują na granicy powagi i żartu. Ja staram się to, co robi Mietal-artysta, oddzielać od tego, kim jest Mietal-człowiek. Wtedy lepiej rozumiem obu.

Iwa Gryza, starsza córka: – Życie z artystą niesie ze sobą ryzyko chaosu, zacierania się naturalnych granic tego, co realne, i tego, co jest sztuką. Mój tata wyraża siebie i swoje spojrzenie na świat przez działania. Przez rzeźby, filmy i happeningi. Są nafaszerowane jego emocjami, uczuciami, jego zdaniem o świecie i ludziach.

Klucza do Mietala szukaj w Szukalskim – radzi ktoś mu bliski. „Sztuka nie może być poprawna, sztuka powinna być przesadzona” – uważał Stanisław Szukalski, polski rzeźbiarz, który w 1913 r. osiadł w Stanach Zjednoczonych. W filmie wyprodukowanym przez Leonarda DiCaprio Szukalski porównywany jest do Michała Anioła, Pabla Picassa. I przechwalającego się umiejętnościami wrestlera.

Szukalski nie przestawał mówić, kreślić obrazowe porównania, opowiadać – wyłącznie o sobie. Odrzucał wiedzę akademicką, schematy go ograniczały. Twierdził, że prawdziwa sztuka płynie z wnętrza artysty. We wspomnieniach przyjaciół Szukalski to megaloman i narcyz, przekonany o swojej wielkości i ogromnej wiedzy. Sam siebie uważał za geniusza.

– Rozumiem, że to jakaś prowokacja? Jego płodność, pracowitość, znaczenie... Mnie co najwyżej można porównać do jednej z jego prac – dziwi się Mietal.

Jego trzy grosze

Wróćmy do PRL-u. Mały Mietek towarzyszy ojcu w podróżach po wsiach i małych miasteczkach z projektorem kinowym, z którego puszcza „zwykłym ludziom” filmy – propagandowe też. Nasiąka tą atmosferą.

– Poczułem misję – mówi Mietal. Jako całkiem dorosły już artysta postanawia jak ojciec puszczać ludziom filmy, tyle że w przestrzeni publicznej. Tak powstaje Festiwout. Miesiąc przed pierwszą edycją umiera, nie doczekawszy pokazów, ojciec Mietala.

Na pierwszy rzut wybiera „Czekając na Joe” Kevina Macdonalda o walce o przetrwanie w górach. Znajduje pionową niemal, zaśnieżoną skarpę pod Poznaniem i tam – za pomocą ­e-maila – zaprasza widzów. Zjeżdżają się samochodami, parkują. Mogą oglądać, ale muszą wyjść, stać na mrozie i somatycznie doświadczać filmu, współcierpiąc z bohaterami.

„Znikający punkt” puszcza na przejeżdżających autostradą tirach. „Sin City” wyświetla na Multikinie, na stadionie, na śródmiejskich kamienicach, na ścianie Muzeum Narodowego i w przejściu podziemnym, w trzewiach miasta. A „Nóż w wodzie” na żaglu łodzi ustawionej na mieliźnie. Widzowie na środek jeziora też docierają łodziami, zbiera się ich spora grupa, performans przyciąga uwagę policji.

– Dla mnie było to wydarzenie niemal ewangeliczne – mówi. – Zapomniałem, że poziom mielizny się obniża. Do tych, którzy podpłynęli na brzeg mielizny, musiałem brodzić już po szyję w wodzie. A brodziłem, bo każdemu podawałem plastikowy nożyk. Nożyk w wodzie. A więc brodzę, próbując się nie utopić, i wyciągając ręce podaję moim widzom nożyki, jak apostoł.

Sam siebie nazywa „groszorobem”, bo dla swoich przyjaciół i znajomych tworzy minidzieła sztuki z jednogroszówek. Stworzył już setki. Żona Agnieszka na jego 60. urodziny zrobiła mu z nich prezent: poprosiła przyjaciół Mietala, żeby z groszami, które przez lata tworzył, znowu zrobili coś kreatywnego. Efekty zostały sfotografowane i zebrane w katalogu „Trzy grosze”. Prace trwały długie tygodnie, Mietal o niczym nie wiedział.

Katalog otwiera „wydrwigrosz” – grosz z wyciętą buźką w grymasie wiecznego zdziwienia. Dalej „babelgrosz” w zawijającym się ku górze kształcie biblijnej wieży. Jeszcze dalej „grosz święty”, z wyciętą „aureolą” wokół głowy orzełka. Na początku katalogu przyjaciel pisze o jubilacie: „Znamy ludzi z marmuru, spotykamy ludzi z żelaza. Ty udowodniłeś, że jesteś człowiekiem z talentu”.

Zaręczyny

„Któż z nas nie marzy o wielkiej miłości – zapowie reportaż o Mietalu Michał Olszański w „Magazynie Ekspresu Reporterów”. – Nasz bohater taką miłość znalazł i jest jej wierny od dziecka”.

Mietal często wraca w rodzinne strony, zjeżdża z głównych dróg. Któregoś dnia zatrzymuje się, by rozprostować kości, w Osetnie, przy starym moście na rzece Barycz. Podziwia stalową konstrukcję, jej „bezinteresowny urok”. Do mostu nie prowadzą już żadne drogi dojazdowe. Wokół jest tylko teren gęsto porośnięty trawą, drzewami. Później Mietal dowie się, że konstrukcja powstała w 1906 r. jako most kolejowy. Dziś tory zniknęły. Mietal przypomina sobie: przecież to ten sam most, wokół którego spędzało się czas w młodości. Chodziło się na boisko, na podwórko i „na most” do Osetna. Wygłupiało, popalało papierosy, kąpało w płytkiej rzeczce.

Mietal zaręcza się z mostem 3 września 2008 r. Swoim gestem chce przyciągnąć ku obiektowi uwagę. W „Panoramie Leszczyńskiej” wyjaśnia: „W widoczności konstrukcji, w tych nitach, w rozrysowaniu sił w całej strukturze jest coś pasjonującego. Na dodatek stoi taki samotny, opuszczony... Zupełnie jakby prosił, aby się nim zaopiekować. Jak panna do wzięcia! Jest może leciwa i niezgrabna, ale mnie to nie przeszkadza. Po innych mostach to mogę sobie jedynie pochodzić, a tu mogę zdziałać wszystko. To jest to, co mnie najbardziej w nim zachwyca”.

Chce ocalić most od zapomnienia. Sprawić, żeby stał się dziełem sztuki, ale też obiektem użyteczności publicznej. Most ma być czymś więcej niż np. dom nad wodospadem – budowla będąca domem mieszkalnym, a dziś muzeum, stworzona według projektu Franka Lloyda Wrighta. Miejscem, które przyciągnęłoby do gminy inwestorów i turystów. W którym mogłoby się „coś dziać”. Bo dziś nie dzieje się nic.

Są jednak przeszkody natury praktycznej. Mietal nie jest właścicielem mostu. Obiekt figuruje jako droga dojazdowa i nie podlega sprzedaży. „Oddać” mostu nie zamierza gmina Góra. Kolejnym wyzwaniem jest odpowiednie wykorzystanie konstrukcji mostu. Mietal ma pomysł: by jego „szkielet” wypełnić czymś podobnym do ogromnego balonu. W ten sposób powstałyby „ściany” wypełniające przestrzenie między stalowymi żebrami. Znajomi architekci Mietala już taki projekt stworzyli w komputerze, roboczo nazwali go „płucem” (ang. the lung). W moście – jak mówi dziś Mietal – mogłyby odbywać się wystawy, spotkania, koncerty. Wszystko, co mogłoby ożywić tę okolicę. Dać jej nowy oddech.

Do mostu często wraca. Kiedyś spędził na nim noc. Znają go już ludzie z Osetna, szczególnie jeden, którego Mietal nazywa „strażnikiem mostu”. Zobaczył kiedyś faceta łażącego po moście i przyszedł z groźnymi psami. Do mostu ma podejście praktyczne: pilnuje, żeby konstrukcji nie rozbierali poszukiwacze złomu.

Mieczysław „Mietal” Gryza na moście w Osetnie na rzece Barycz, 2012 r. / FOT. ŁUKASZ MIŚ

Cegła

Nie każdemu się podoba. Nie każdy go rozumie. Wielu myśli pewnie o nim „dziwak”, puka się w czoło. W 2015 r. podczas podróży do mostu w Osetnie trafia do Jędrzychowa, ok. 35 km od Legnicy, a tam do dawnego zboru ewangelickiego. Budynek niszczeje, rozsypuje się. Mietal postanawia działać po swojemu, co wyjaśni później w liście otwartym: „Hańbiąca dewastacja jest obojętna mieszkańcom, władzom i urzędom powołanym do ochrony zabytków. Wobec takich zachowań, niegodnych Polski i Polaka, postanowiłem przywlec tego rozkładającego się trupa na salony. Z jędrzychowskiej cegły zrobiłem naszyjnik, nagrodzony przez międzynarodowe, prestiżowe jury”. W 2016 r., podczas finału XXV Międzynarodowego Konkursu Sztuki Złotniczej, Mietal pojawia się w legnickim ratuszu z wiertarką. Trzydzieści osiem sekund – tyle zajmuje mu zrabowanie XIV-wiecznej cegły ze ściany ratusza.

– Chodziło mi o uświadomienie, że kilkadziesiąt kilometrów dalej zabytkowy budynek, cenny dla naszej historii, niszczeje i nikt się tym nie zajmuje. A kiedy w zabytkowym ratuszu w centrum miasta artysta wierci dziurę jak na gniazdko elektryczne, od razu zjawia się prokurator i stawia zarzuty – mówi dziś Mietal. List otwarty podsumował: „Uderz w ratusz, a ruiny się odezwą. Co mają do powiedzenia?”. Na legnickich forach internetowych wylała się fala komentarzy, wobec Mietala w większości drwiących. Prokuratura umorzyła śledztwo w tej sprawie ze względu na niską szkodliwość społeczną.

– Mietal ma tendencję do przypisywania swoim działaniom większej ideologii. Jednak często nie mają one tak poważnego wydźwięku, jak mogłoby się wydawać – mówi Radek Słowik. – W performansie legnickim wcale nie chodziło o jakieś wzniosłe idee, ale o artystę w kontekście miejskim. Zresztą taki był temat konkursu. Tak naprawdę chodziło o to, by pokazać, że miasto jest nie tylko zbiorem budynków i ulic, ale także tworzywem, z którego artysta może czerpać. To samo w sobie jest ciekawe. Działa na pewnej ulotności myśli i uczuciach, które są nie do końca wypowiedziane. Kluczem jest tu niedopowiedzenie.

Oczyszczenia

A kim jest Mietal-człowiek? Mówią, że w życiu bywa bezkompromisowy, nie z każdym mu po drodze. To cena bycia Mietalem?

Iwa Gryza: – Bezkompromisowy? Poniekąd. Mówi często, że nie lubi ludzi głupich. Ja myślę jednak, że nie lubi ludzi, którzy go nie rozumieją. Wiem też, że gdy rozmówca użyje wartościowych argumentów, mój tata potrafi otworzyć się na inne spojrzenie. Nie jest też tak, że nie przejmuje się opiniami innych. Przeciwnie: bolączką jego życia jest to, że ludzie wystawiają mu powierzchowne opinie. Oceniają zamiast zrozumieć.

– Mogłoby się wydawać, że to facet oderwany od rzeczywistości, bujający w obłokach. Ale tak nie jest – mówi Radek Słowik. – Mietal to przecież bardzo sprawny przedsiębiorca, swoją firmę prowadzi od wielu lat. Jeździ świetnym rowerem, nosi porządne buty (wiem, bo noszę podobne), pracuje na dobrym komputerze. Jeśli coś dla nas jest „nowinką” technologiczną – Mietal już dawno to zna. Twardo stąpa po ziemi, dobrze odnajduje się w codzienności, ale też potrafi ją twórczo wykorzystywać.

Iwa Gryza: – Tata prywatny? Mieszkanie na ul. Półwiejskiej. Pies Talar, sznaucer monachijski. Kot Bellona, pers. Kawka Kuba. Żółw Leon. Mysz Marysia. Mój brat. Mama. I tata. W głośnikach muzyka, Led Zeppelin na pełen regulator. Pobudka. Wstajemy. Tata podaje śniadanie: dziś są frytki. Do frytek na marmurowym stole kuchennym majonezem napisane „Dzień dobry dzieci. Smacznego”. Po śniadaniu rundka po mieście. Tata na rowerze z kamerą pod pachą. Przebijamy się przez tłumy na deptaku. Kilka ujęć na placu Wolności. Brat skacze na deskorolce, ja wywijam na hulajnodze. Pies szczeka. Kilka słów do kamery. Ot, skręcony kawałek naszego świata. Mój tata nakręcił mnóstwo performansów, happeningów, teatrów i teatrzyków. Ale też po prostu nasze życie. Dziś to jak niesamowity film przygodowy. W moim dzieciństwie nie było rzeczy niemożliwych, limitów, ograniczeń.

– Potrzebna mi karma, która nazywa się niezwykłość – podsumowuje Mietal. – Nieraz zadawałem sobie pytanie, skąd to wynika. Nie znajduję odpowiedzi.

Przysyła film. Nagranie waży 16 gigabajtów. Zaczyna się ujęciem na minikaruzelę na placu zabaw w Poznaniu. I na dwoje ludzi. Ona to młoda, energiczna dziewczyna. On szczupły, mocno siwiejący dojrzały mężczyzna. Córka i ojciec. Oboje w ubraniach grubych, jakby wybierali się na Syberię. Będą zrzucać kolejne warstwy garderoby razem z wyrzutami i pretensjami, które wypowiadają głośno, kręcąc się na karuzeli. Na koniec rzucają się sobie w ramiona.

– To filmowe oczyszczenie było prawdziwe, chociaż pod kamerę – wyjaśnia Mietal. – Dzień wcześniej się pokłóciliśmy. Narastały wzajemne pretensje. Ale rytuał mnie i córce bardzo pomógł. Płakaliśmy jeszcze długo poza planem filmowym. Siła rytuałów jest przeogromna, placem zabaw i „karuzelą nastrojów” cofnęliśmy się do dzieciństwa córki. Mróz nas chłostał, a my zrzucaliśmy warstwy tego, co ukryte, niewypowiedziane. Wielko­dusznie mi wybaczyła. I to w jakiej scenerii, w jakim stylu!

Mietal nazwał film w swoim stylu: „Oczyszczenię”.

Iwa Gryza: – Mój tata jest trochę jak taka obszerna powieść. Gdy zaczynasz czytać, wciągasz się, później gubisz w jej wielo­wątkowości. Myślisz, żeby może odłożyć na później. Jednak ostatecznie kończysz, a puenta jest warta wszystkiego. ©

Kilkanaście dni po naszej rozmowie Mietal miał poważny wypadek samochodowy. Trafił do szpitala, gdzie zmarł 12 marca.

Przy pisaniu posiłkowałem się m.in. reportażem „Zaprzęganie zmysłów” Filipa Springera, reportażem „Żelazna miłość” Justyny Andersz-Rychter w „Magazynie Ekspresu Reporterów” oraz artykułami w „Głosie Wielkopolskim” i na portalu ­ poznan.naszemiasto.pl.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, z „Tygodnikiem” związany od 2011 r. Autor książki reporterskiej „Ludzie i gady” (Wyd. Czerwone i Czarne, 2017) o życiu w polskich więzieniach i zbioru opowieści biograficznych „Himalaistki” (Wyd. Znak, 2017) o wspinających się Polkach.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 13/2019