Człowiek z pokolenia

Będzie to opowieść o Andrzeju Wajdzie i jego ideowej ewolucji: od filmu "Pokolenie" po obraz "Człowiek z żelaza".

13.10.2010

Czyta się kilka minut

Od "Pokolenia" (z 1954 r.) i "Popiołu i diamentu" (1958) do "Człowieka z marmuru" (1976) i "Człowieka z żelaza" (1981) Andrzej Wajda przeszedł długą drogę. Choć podejrzewam, że w przekonaniu wielu Polaków pewnie pozostaje kimś, kto niemal zawsze związany był z dawną opozycją. To wrażenie sprawiły dwa ostatnie wspomniane filmy i legenda, jaka wokół nich narosła.

Większość filmów Wajdy tak czy inaczej ocierała się o politykę. Ale do czasu upadku komunizmu twórca rzadko wypowiadał się publicznie na tematy polityczne, nie angażował się w działalność opozycyjną.

Dziś krytycy - których dzięki swoim obecnym, dość agresywnym wystąpieniom ma sporo - zarzucają mu, że był przy władzy przez niemal cały okres PRL. Rzeczywiście, za komunizmu Wajda z władzą nie wojował. Władza uważała go za swojego i liczyła na propagandowe zyski z jego kolejnych filmów. Czasem się przeliczała, ale czasem nie. Nagradzała go i wspierała.

"Chciałem po marksistowsku"

Jego filmy - te początkowe zwłaszcza - zawierały sceny i opowieści, których dziś wolelibyśmy nie widzieć. W trącących nachalnym socrealizmem fragmentach nakręconego w 1954 r. "Pokolenia" antyhitlerowska konspiracja to młodzi robotnicy dyskutujący o kapitalistycznym wyzysku. Słynne są już dziś zafałszowania historyczne z "Popiołu i diamentu", w którym zły AK-owiec jest przeciwstawiany dobremu komuniście.

Ale władza ludowa zadowolona była też bardzo z obrazów, które nie musiały fałszować rzeczywistości, jednak dawały wygodną jej interpretację. Wymowa takich filmów jak "Lotna" znakomicie wpisywała się w pe­erelowską propagandę. Niezwykle przedstawiona szarża ułańska na czołgi we wrześniu 1939 r. była skrótem, metaforą i stała się inspiracją wielu ważnych dyskusji o polskim patriotyzmie, o racjonalności polskich zachowań. Dotykała więc problemów prawdziwych. Ale też była bardzo na rękę pro-peerelowskiej propagandzie, która na wszelkie sposoby starała się ośmieszać i deprecjonować wolnościowe zrywy Polaków.

Tak jak i wymowa jednego z najlepszych filmów Wajdy, absolutnie wybitnego dzieła - "Ziemi obiecanej", zrobionego przecież z perspektywy bardzo bliskiej komunistom, choćby dlatego, że jako ekranizacja powieści Reymonta nie był apologią kapitalizmu. Andrzej Krajewski w książce "Między współpracą a oporem. Twórcy kultury wobec systemu politycznego PRL 1975-1980" cytuje taką wypowiedź reżysera z konferencji prasowej na IX Międzynarodowym Festiwalu w Moskwie, gdzie film zdobył nagrodę: "Starałem się zrealizować film, który po marksistowsku ukazywałby powstanie i główne treści kapitalizmu w Łodzi".

Gra z władzą

Edward Gierek podczas posiedzenia Biura Politycznego oświadczył, że natychmiast pogratulowałby Wajdzie nakręcenia "Ziemi obiecanej", gdyby ten wyciął z filmu dwie erotyczne sceny. A w Wydziale Kultury KC PZPR - co przypomina Krajewski - film przyjęto z entuzjazmem. "Należy wykorzystać »Ziemię obiecaną« propagandowo w dwu wymiarach. (...) nieczęsto zdarza się w naszej kinematografii film, który łączy próbę wykładu fragmentów materializmu historycznego z wysokim poziomem artystycznym" - pisano w partyjnej notatce.

W latach 70. Wajda prowadził swoistą grę z komunistyczną władzą. Z dzisiejszej perspektywy wyglądać to może niemal na kolaborację, ale perspektywa lat 70. była zgoła inna. Przed VII zjazdem PZPR Wajda napisał list do Edwarda Gierka. Przekonywał go, by władza godziła się na produkcję filmów dotyczących współczesnych wydarzeń. "Jest na przykład interesującym faktem, że żadne z wielkich wydarzeń historycznych, które wstrząsnęły i zmieniły nasz Kraj, nie znalazły odbicia w polskim filmie. Niewiara w możliwość zrobienia dobrego i prawdziwego filmu współczesnego spycha większość doświadczonych reżyserów w tematykę historyczną, a naszą filmową młodzież w wątpliwe powtórzenia tematów okupacyjnych bądź jałowe (bo przebrzmiałe) poszukiwania formalne" - pisał.

W listopadzie 1975 r. towarzysz Gierek odznaczył Andrzeja Wajdę Orderem Sztandaru Pracy II klasy. Reżyser order przyjął z uśmiechem, co widać na zdjęciu upamiętniającym to wydarzenie.

Moment przełomu

Gdy władza w końcu zgodziła się, aby zrobił "Człowieka z marmuru", miała nadzieję na zupełnie inny film. Pierwsze reakcje na to dzieło przeraziły PZPR-owskich kacyków, którzy szybko zaczęli blokować jego rozpowszechnianie w kraju i starali się to utrudniać za granicą. I to - z politycznego punktu widzenia - był dla Wajdy moment przełomowy.

"Człowiek z marmuru" spowodował, że opozycja zaczęła traktować go jako "swojego". Bo też ówczesna władza, blokując film, popchnęła go w stronę opozycji.

Wybuch strajków w 1980 r. reżyser przyjął z entuzjazmem. 30 sierpnia pojawił się w Stoczni, by kierować tam pracą Wytwórni Filmów Dokumentalnych. I wtedy jeden z robotników miał go namówić, aby nakręcił film o nich, o stoczniowcach. Wtedy miała powstać idea "Człowieka z żelaza".

W maju 1981 r. - zapytany przez tygodnik "Polityka": "Komu, czemu chciałby Pan służyć?" - odpowiadał: "Oczywiście naszemu potężnemu Niezależnemu i Samorządnemu Związkowi Zawodowemu »Solidarność«". Pamiętajmy jednak, że był to już czas legalnej "Solidarności".

Lata stanu wojennego spędził częściowo za granicą, jego filmy zniknęły z telewizji, ale też nie angażował się we wspieranie opozycyjnego podziemia. Za granicą zrealizował m.in. "Dantona", który był odczytywany jako film o wolności. A w latach 80. w Polsce wszystko, co było o wolności, tratowane było jak świętość.

W nowych czasach

Publicznie w kraju pojawił się dopiero pod koniec 1988 r., kiedy przygotowywał Lecha Wałęsę do słynnej debaty z Alfredem Miodowiczem. Przyjechał razem z nim do telewizyjnego studia. Przywiózł go swoim mercedesem, w studiu wymógł ustawienie zegara, by widzowie mogli obserwować upływający czas, a telewizja nie mogła zamanipulować debaty.

To było jasne opowiedzenie się po stronie opozycji. Potem w wyborach czerwcowych startował z list "Solidarności" do Senatu.

Po 1989 r. Andrzej Wajda od początku zaangażował się bardzo silnie we wspieranie jednej części postsolidarnościowego obozu: tej wywodzącej się ze środowiska dawnego KOR, skupionego wokół "Gazety Wyborczej". Reżyser był, obok Aleksandra Paszyńskiego i Zbigniewa Bujaka, jednym z formalnych założycieli "Gazety", co uważa do dziś za jedno z najważniejszych wydarzeń w swoim życiu. To zaangażowanie trwa do dziś, co widać było zwłaszcza przy dyskusji o pochówku śp. Lecha Kaczyńskiego i twardym wsparciu Bronisława Komorowskiego w wyborach prezydenckich, z hasłem "wojny domowej" na ustach. Wynika ono zapewne po prostu z osobistych sympatii Wajdy, jego szczerej niechęci do tradycjonalistycznej prawicy.

"Ja robiłem filmy"

Krytycy zarzucają mu zamiłowanie do przebywania blisko władzy. Rzeczywiście Andrzej Wajda prawie nigdy nie stanął wprost w opozycji do reżimu komunistycznego. Czy można z tego robić mu zarzut? Obrońcy i on sam argumentują, że gdyby stał całe życie okoniem wobec systemu, gdyby był bohaterem antykomunistycznych legend, pewnie trafiłby do jakiejś encyklopedii podziemia, ale filmów tworzyć by raczej nie mógł.

Wajda przyznaje, że nie angażował się w opozycyjną politykę. W swej autobiografii pisał: "Robiąc w PRL-u filmy o politycznym rezonansie, trzeba było przestrzegać bezwzględnie zasady: ja się do polityki nie mieszam". A w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" całkiem niedawno mówił: "Nie musiałem zajmować się polityką. To moimi filmami prowadziłem politykę i wiedziałem dokładnie, że władza wyczekuje, kiedy zrobię krok w stronę opozycji i wtedy będę musiał znaleźć sobie w Polsce inne zajęcie. To dobrze, że są w kraju tacy opozycjoniści jak Adam Michnik, że są tacy konsekwentni, że są tacy, którzy protestują i podpisują wezwania do oporu. Ale dobrze także, że jest ktoś, kto robi takie filmy, jak ja. W ten sposób front opozycji się poszerzał. Polska nie stała się Białorusią właśnie dlatego, że było tak dużo ludzi nie akceptujących tamtej rzeczywistości. Ja się nie interesowałem tym, jak się zachowywali ówcześni politycy opozycyjni. Robiłem filmy, inni z tą samą nadzieją podpisywali listy, a jeszcze inni siedzieli w więzieniu. To, co miałem do zrobienia, zrobiłem w moich filmach".

Nawet jeśli była w tym pewna dawka konformizmu, nawet jeśli Andrzej Wajda szedł na duże koncesje wobec władzy, to nie mam wątpliwości, że nie jesteśmy Białorusią także dzięki jego filmom. Nawet jeśli trudno mi zaakceptować niektóre jego współczesne wypowiedzi.

IGOR JANKE (ur. 1967) jest publicystą "Rzeczpospolitej", współwłaścicielem i szefem Niezależnego Forum Publicystów Salon24.pl­ (gdzie prowadzi blog). W latach 80. działacz Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Był redaktorem naczelnym Polskiej Agencji Prasowej. Autor książki "PO-PiSowa kronika upadku".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2010