Czerwony lejek

Alejandro ucina dyskusje o kolejnych warstwach aromatycznych, właściwej równowadze czy budowie wina. „Ale smakuje panu?” „Smakuje...” „No! W końcu zawsze o to chodzi, żeby smakowało”.

24.06.2013

Czyta się kilka minut

Alejandro Fernández / Fot. Tonto Pesquera
Alejandro Fernández / Fot. Tonto Pesquera

Nie, nie! Potrzymajmy je jeszcze w lodówce! Do ostatniej chwili! – woła do mnie po kastylijsku. Nie znam kastylijskiego, ale gdy chodzi o wino, mowa gestów jest wystarczająco zrozumiała. – Alejandro... – błagam – ta ostatnia chwila minęła pół godziny temu! Mieliśmy zacząć degustację przed kwadransem!

Alejandro nie zna angielskiego ani polskiego, ale mowa gestów ostatecznie go przekonuje. W kieliszkach pojawiają się wreszcie jedne z najlepszych win świata.

Alejandro ma 81 lat. Ale gdy mowa o jego winach, gdy jego ukochane tempranillo budzi wyraźny zachwyt dziennikarzy, z cichego, zamyślonego staruszka przeistacza się natychmiast w porywczego, błyskotliwego młodzieńca. Zupełnie tak jak wówczas, gdy znajdzie się w kręgu młodych i pięknych wielbicielek z Polski.

– Tato! – napomina go raz po raz Mari Cruz, nadzorująca jedną z rodzinnych bodeg. – Tato! Daj spokój!

Alejandro nie daje spokoju. Alejandro mimo swoich lat ma świetny wzrok i uważne oko winiarza. Ogląda, przez okno samochodu, urokliwe zakątki Krakowa. – Ależ piękne są! Ależ piękna ta blondynka! Spójrz tylko!

WINO, KOBIETY, ŚPIEW

Alejandro kocha kobiety i wino. Nade wszystko swoje kobiety (ma cztery córki i co najmniej dziewięć wnuczek) i swoje wino (ma cztery słynne bodegi). Do kobiet, tak jak do wina, podchodzi po mistrzowsku: łącząc delikatność ze stanowczością. Miałem przyjemność i zaszczyt towarzyszyć mu przy rytualnym otwieraniu kilkunastu starszych roczników (wina oczywiście! mój Boże!) i było to doświadczenie nadzwyczajne.

Spotkałem w życiu kilku winiarzy, widywałem ich przy pracy, alem nigdy, przenigdy nie miał do czynienia z człowiekiem, który by przykładał tak wiele wagi, podchodził z taką troską i dbałością do szczegółów związanych z podawaniem swojego wina, z jego temperaturą, uważną dekantacją, kolejnością itd. Przeciwnie: u większości największych nawet tuzów winiarskiego świata spotykałem się nierzadko z pewną nonszalancją, pozwalającą im podawać wino bądź mrożące zęby, bądź w temperaturze, którą „pokojową” może nazwać tylko lokator pozbawionego klimatyzacji poddasza w Palermo. Nie Alejandro: ten nie spocznie, póki nie dopilnuje osobiście rozlewanego tempranillo. W jakiejkolwiek części świata by się znalazł, ma przy sobie czerwony lejek do dekantacji, której dokonuje zawsze osobiście, choć – gdy zdobyć odrobinę jego zaufania – dopuszcza asystę, uważnie instruując, jak głęboko winien wejść korkociąg i jak stanowczym ruchem powinniśmy go następnie wraz z korkiem usunąć. Kiedy zaczyna cichutko podśpiewywać nad dekanterem, można odetchnąć z ulgą: asysta się spisała.

Zostawiam na chwilę mistrza za kontuarem, pędząc po drugą karafkę. Kiedy wracam po czterech-pięciu minutach, wszystkie panie siedzące przy stolikach w promieniu dziesięciu metrów mają już w kieliszkach Tinto Pesquera Gran Reserva Janus 2003 i wszystkie z uwielbieniem wsłuchują się w to, co mówi Alejandro. O winie, miłości, życiu. – Alejandro! – łapię się za głowę. – Mamy tylko trzy butelki na cały masterclass!

Ale Alejandro wie, co robi. Chwilę później – deus ex machina! – pojawi się brakująca butelka słynnej super-rezerwy.

Kiedy go spytać o sekret zdrowia i nieskończonej witalności, ma odpowiedź gotową i oczywistą. – Codziennie wypijam butelkę czerwonego wina. Oczywiście nie do śniadania, do śniadania nigdy, otwieram ją dopiero do obiadu. I tak całe życie. Popatrzcie na mnie! Nie tylko mi nie szkodzi, ale cudownie konserwuje. Nie muszę wspominać, że wzmaga siły męskie! Czy mam coś jeszcze dodać, by państwa przekonać?

Alejandro Fernández. Legenda hiszpańskiego winiarstwa.

KRÓL TEMPRANILLO

Całkiem niedawno międzynarodowy magazyn winiarski „Fine” ogłosił listę dwudziestu najwybitniejszych winiarzy wszechświata. Alejandro znalazł się na niej jako jedyny przedstawiciel Hiszpanii. Grupo Pesquera, którą stworzył i którą do dziś kieruje, wymienia się jednym tchem z największymi z największych. W samej Hiszpanii nazywa się go „królem tempranillo”. Bo choć ma cztery bodegi i kilkanaście różnych etykiet, jest wierny tej jednej tylko odmianie. Gdy go pytamy o powody, nieco rozwlekle próbując zestawiać tempranillo z innymi wybitnymi hiszpańskimi szczepami, słyszymy krótką i zwięzłą odpowiedź: – Tempranillo jest najlepsze. Po co miałbym robić wino z innej odmiany?

Gdy dziennikarze zgromadzeni w Villi Foksal na specjalnej degustacji roczników 1996–2010 próbują odgadywać powody, dla których przy Tinto Pesquera Gran Reserva Millenium użył beczki francuskiej, choć przy pozostałych winach z tej bodegi konsekwentnie stosował dąb amerykański, Alejandro tylko się uśmiecha: – Spróbowaliśmy z jednym i drugim. Po francuskiej beczce było smaczniejsze...

I doprawdy trudno naciągnąć go na bardziej specjalistyczne wynurzenia. Ucina dyskusje o kolejnych warstwach aromatycznych, o właściwej równowadze czy budowie wina.

– Ale smakuje panu?

– Smakuje...

– No!

W końcu zawsze o to chodzi, żeby smakowało.

CZTERY ŚWIATY

Bo Alejandro ma naprawdę niezwykłą rękę do wina. Można się spierać, która z czterech bodeg daje wina elegantsze, cięższe, mniej lub bardziej garbnikowe, ale nie spotkałem jeszcze nikogo, kto by narzekał na choć jedno wino, które spod niej wyszło.

Tinto Pesquera (pierwsza i najsłynniejsza, bodega-matka) powstała w 1972 r. Condado de Haza i Dehesa La Granja są o wiele młodsze. Wszystkie trzy wytwarzają wina w apelacji Ribera del Duero, wszystkie z jednej odmiany, a każde z nich jest jednak nieco innym winem. Pesquera to klasa sama w sobie – głęboki ekstrakt, wina niemal czarne, o zdumiewająco trwałej kwasowości (nawet te kilkunastoletnie nie tracą nic ani ze swej barwy, ani z rześkości). Condado de Haza (rok założenia 1993) to z kolei tężyzna i zadziorność – mniej okrągłe taniny, wina sztywniejsze i znakomite, kiedy łączyć je z mięsami. Moja ulubiona Dehesa la Granja (kieruje nią Mari Cruz Fernández) to z kolei urokliwa soczystość, feeria owoców (rocznik 1996 uderza w nos młodziutkim, pełnym owocem jak 4-5 latek, ale w ustach czuć twórczą rolę czasu), w której stosunkowo najmniej da się wyczuć działanie dębu. El Vinculo, bodega stworzona w 1999 r., to najmłodsze „dziecko” Alejandra i jedyna poza granicami Ribery (należy do apelacji La Mancha). Tu z kolei mamy najwyższą chyba elegancję i harmonię. A przy tym relatywnie niską cenę. Te dwie rzeczy rzadko chadzają w parze.

– To od kiedy rusza ta bodega w Estramadurze? – prowokujemy Agustina Guytre, prawą rękę Alejandra i zarazem dyrektora handlowego Grupo Pesquera. – Matko Boska! Błagam! Nie wspominajcie nawet o takich pomysłach Alejandrowi! Mamy cztery winiarnie i dość pracy! Dość!

OD BURAKÓW DO WINOROŚLI

Kiedy Alejandro wyprodukował swoje pierwsze wino z owoców tłoczonych na XVI-wiecznej ręcznej prasie, w Ribera del Duero rosły głównie buraki i kapusta. Sam mistrz zresztą, po krótkiej przygodzie ze stolarstwem, zajmował się wówczas projektowaniem i budowaniem maszyn pracujących na buraczanych polach. Ale robić wino umiał, bo – na potrzeby domowe – wytwarzał je jego ojciec. To jednak, co udało się wycisnąć z miejscowego tempranillo młodemu inżynierowi Fernándezowi, zrobiło wrażenie nie tylko na miejscowych. Charakterystyczne pstrokate etykiety z bramą wjazdową do Tinto Pesquera już wkrótce miały stać się jednymi z najbardziej rozpoznawalnych symboli wysokiej klasy wina. Sama zaś Ribera – zdopingowana sławą Alejandra – miała przekształcić się w samodzielną apelację, którą dziś powoli zaczyna się stawiać na równi z Rioją czy Prioratem. Albo nawet wyżej.

Alejandro nie był w Riberze pierwszy, ale to on popchnął domino. Na tym zapomnianym przez winiarzy skalistym płaskowyżu rozciągniętym nad brzegami rzeki Duero w regionie Kastylia Leon od 1864 r. funkcjonowała winiarska perełka: Vega Sicilia, jedna z najważniejszych (do dziś) winiarni na świecie. Powstawało w niej słynne Unico, uznawane za top of the tops hiszpańskiego winiarstwa i sprzedawane za wielkie sumy jako... wino stołowe. Sama bowiem apelacja powstała dopiero w 1982 r., i to wcale nie dzięki właścicielom Vegi, którym specjalnie nie zależało na konkurencji, ale za sprawą grupy winiarzy, których popchnął do czynu nasz inżynier od maszyn rolniczych, odkrywający właśnie swoją namiętność do tinto fino, jak w Kastylii nazywają tempranillo.

W imponującym tempie w miejscu, gdzie dotąd królowała kapusta, pojawiły się winnice, a sąsiednia Rioja poczuła na karku gorący oddech konkurencji. Alejandro Fernández postawił bowiem na to, co od dziesięcioleci podobało się międzynarodowej klienteli utożsamiającej czerwone hiszpańskie wino z Rioją: gęste, masywne, prawie czarne wina, w których czuć bujną owocowość wzmocnioną wyraźną beczkową wanilią. Wina Alejandra okazały się jeszcze bardziej ekstraktywne, jeszcze ładniej dębowe. Choć trzeba przyznać uczciwie, że niewielu jego kolegom udało się utrzymać choć w połowie tak wielką klasę. Może dlatego apelacja DO Ribera del Duero, choć były takie plany, ostatecznie nigdy nie wskoczyła na najwyższą półkę DOC.

Alejandro był w Polsce po raz pierwszy. Ugoszczony przez nowego polskiego importera, radosny i uśmiechnięty, z czapką krakowską na głowie, powrócił do Ribery, by doglądać winorośli i odbierać kolejne nagrody. Zabrał ze sobą lejek. Na szczęście zostawił wina, po których – jak nas przekonywał wielokrotnie i z zapałem – nigdy, przenigdy nie boli głowa. Wielokrotnie i z zapałem sprawdzaliśmy. Naprawdę, nic nie boli.  


MICHAŁ BARDEL jest redaktorem naczelnym magazynu „Czas Wina”, wykłada (m.in. wiedzę o winie) w Collegium Civitas w Warszawie i Wyższej Szkole Europejskiej w Krakowie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2013