Czekanie na Świętego Patryka

Czy Kościół w Europie umiera? Czy on również przypomina „niepłodną babcię”, jak nasz kontynent nazwał papież Franciszek? Poszukując odpowiedzi, pisaliśmy już o Włoszech. Dziś – o Irlandii.

09.07.2018

Czyta się kilka minut

 / CATHAL MCNAUGHTON / REUTERS / FORUM
/ CATHAL MCNAUGHTON / REUTERS / FORUM

Dublin, Dáil Éireann – irlandzki parlament. Deputowani szykują się do obrad. Prawie wszyscy, poza kilkoma osobami, wstają. Speaker, przewodniczący izby, odmawia krótką modlitwę. Po angielsku i po gaelicku. Gdy kończy, zapada cisza. Na 30 sekund. To czas na refleksję.

Irlandia przez wieki uchodziła za ostoję wiary katolickiej w Europie – ale czy nadal tak jest? Katolicy ciągle mają znaczącą przewagę nad przedstawicielami innych wyznań, ich liczba jednak spada, za to szybko rośnie liczba niewierzących. Z informacji zebranych podczas ostatniego spisu powszechnego w 2016 r. wynika, że do wiary katolickiej przyznaje się 78 proc. mieszkańców republiki, podczas gdy w 2011 r. było to 83 proc., a w 1991 r. – 91 proc. Protestanci stanowią 6 proc., ateiści i agnostycy – blisko 10 proc. (w 2011 r. 6 proc.). Irlandzki Kościół katolicki obejmuje również Irlandię Północną (gdzie znajduje się Armagh, siedziba prymasa), tam jednak proporcje wyznaniowe są z przyczyn historycznych odmienne: katolicy stanowią 41 proc. ludności.

Przed rokiem kilkoro deputowanych lewicy (to ci, którzy nie wstają), wystąpiło z wnioskiem, by z modlitwy zrezygnować. Ponieśli dotkliwą porażkę. Modlitwa nie tylko pozostała, ale postanowiono też odmawiać ją na stojąco i dodano chwilę na refleksję.

Refleksja będzie potrzebna, zwłaszcza teraz, gdy pod obrady izby wejdzie projekt ustawy dopuszczającej przerywanie ciąży. Zadaniem parlamentu będzie przełożenie woli Irlandczyków – jasnej, bo w niedawnym referendum 66 proc. głosujących poparło uchylenie zakazu aborcji – na język prawa. Dotychczasowe irlandzkie przepisy zezwalają na aborcję tylko wtedy, gdy zagrożone jest życie matki.

Dwaj najważniejsi irlandzcy hierarchowie wyniki referendum odbierają jako klęskę Kościoła. Są zgodni w ocenie: religia i Kościół katolicki straciły wpływ na poglądy i postępowanie ludzi. Irlandia całkowicie przyjęła zasady demokracji liberalnej, stwierdził z żalem prymas Eamon Martin, arcybiskup Armagh. Diarmuid Martin, arcybiskup Dublina, ubolewał, że Kościół został zepchnięty na margines.

Usunąć się w cień

Jeszcze niedawno Irlandia uchodziła za kraj zawsze wierny Bogu i religii. Kościół z wielu powodów (o których dalej) przez wieki miał tu mocną pozycję, sprawował rząd dusz. Ale to już przeszłość. Teraz w opisach sytuacji pojawiają się słowa „upadek”, „rozkład”, „koniec dominacji”, „brak autorytetu”, „stan zaniku” – a nawet „śmierć”. Jedna z dziennikarek „Irish ­Times” stwierdziła nawet, że „Kościół katolicki to najbardziej toksyczna instytucja w historii Irlandii”.

Pozornie stoi to w sprzeczności ze wspomnianymi danymi ze spisu. Spadek liczby wierzących na przestrzeni ostatnich stu lat jest niewątpliwy, bo według spisu z 1926 r. katolicy stanowili aż 93 proc. społeczeństwa, ale nie jest on jeszcze na tyle dramatyczny, by należało bić na alarm. Zresztą na tle innych krajów Europy Zachodniej Irlandia i tak prezentuje się dobrze. Gdyby we Francji czy we Włoszech na niedzielną mszę przychodziło 40 proc. mieszkańców parafii, a tylu, jak wynika z badań, pojawia się w kościołach Irlandii, żaden ksiądz nie miałby powodu, by narzekać na brak wiernych.

Wszystkie dane dowodzą, że Kościół irlandzki ma nadal swe miejsce w życiu katolików. I nie tylko katolików – skoro ma znaczący udział w sferze społecznej, szczególnie w oświacie, ochronie zdrowia i pomocy społecznej. Kościół prowadzi np. 90 proc. szkół podstawowych i choć stowarzyszenie Atheist Ireland wzywa, by z tym skończyć, większość Irlandczyków akceptuje obecny stan rzeczy.

W uwagach o śmierci Kościoła jest więc trochę przesady. Faktem jest jednak, że Kościół sam usuwa się w cień. Poza obszarem jego zainteresowania pozostaje np. tak aktualna kwestia jak kryzys imigracyjny. Ostatnie wypowiedzi na ten temat, zamieszczone na stronie internetowej Konferencji Episkopatu Irlandii, pochodzą z 2014 r.

To nie dzieje się bez przyczyny. Biskupi boją się, że jeśli wypowiedzą swą opinię, osiągną efekt odwrotny do zamierzonego i sprawie, której chcieliby pomóc, raczej zaszkodzą. „Referendum to akt apostazji społeczeństwa irlandzkiego. Ale Kościół był bezsilny i nie mógł się temu sprzeciwić. Znalazł się bowiem w pułapce: wiedział aż za dobrze, że jeśli zabierze głos, niezdecydowani postąpią odwrotnie, niż zaleca” – oceniał Ed Condon, specjalista od prawa kanonicznego, na łamach magazynu „Catholic Herald”.

Kościół irlandzki obawia się, że zostaną mu wypomniane winy i grzechy: obecne i przeszłe.

Kryzys

Dlatego Kościół właściwie nie zabierał głosu przed ostatnimi referendami, choć trudno przecenić ich wagę. Chodzi o wspomniane głosowanie torujące drogę zalegalizowaniu aborcji oraz, przed trzema laty, referendum w sprawie wprowadzenia małżeństw osób tej samej płci (62 proc. je poparło). Wierni wręcz dowiedzieli się, że mogą głosować za związkami osób tej samej płci, jeśli są szczerze przekonani, że postępują słusznie. Tę wypowiedź Donala McKeowna, biskupa diecezji Derry, odebrano jako rozgrzeszenie z głosowania „za”. Na wyrażenie sprzeciwu zdecydował się tylko jeden biskup – Kevin Doran z diecezji Elphin. I tylko w okręgu częściowo obejmującym jego diecezję związki jednopłciowe wyborcy odrzucili.

– Trudno ocenić, jaki mógłby być rezultat głosowania, gdyby Kościół zaangażował się bardziej – mówi o. Cezary Binkiewicz, dominikanin, wikariusz w parafii St. Saviour’s w centrum Dublina, który pracuje w Irlandii od 10 lat. – I tak zabierał głos częściej niż w poprzedniej kampanii. Kościół jest w trudnej sytuacji, ponieważ nadal odmawia mu się prawa do wypowiedzi. Wszystkie zarzuty, jakie na początku tego wieku postawiono irlandzkim duchownym, pozostawiły wyraźny ślad.

Zarzuty, o których mowa, to sprawa stara i zarazem aktualna. Stara – bo ujrzały światło dzienne kilkanaście lat temu, na przełomie tysiącleci. Aktualna – bo fatalnie zaciążyła na miejscu Kościoła w życiu Irlandii. Zarzuty dotyczą stosowania surowych kar, przemocy fizycznej i psychicznej oraz molestowania seksualnego wobec przede wszystkim dzieci, ale także kobiet w parafiach i w rozmaitych instytucjach prowadzonych przez Kościół – sierocińcach, ochronkach, warsztatach pracy, pralniach i szkołach. Pod pręgierzem znaleźli się nie tylko sprawcy, ale również ich przełożeni, którzy mieli tuszować występki podległych sobie księży, przenosząc ich do innych parafii i instytucji. Jeden z najgłośniejszych przypadków to sprawa ks. Brendana Smytha, któremu zarzucono wykorzystanie seksualne ponad 140 dzieci; udowodniono 20 przypadków. Smyth, skazany na 12 lat, zmarł w więzieniu.

Dochodzenie było długie i skomplikowane ze względu na mnogość inkryminowanych instytucji, ale także na zasięg czasowy – od lat 50., a nawet 40. Sytuację w różnych diecezjach, zakonach i instytucjach badały liczne, odrębne komisje. Kościół wyraził żal, przeprosił i wypłacił odszkodowania na łączną sumę ponad 120 mln euro.

Na fali oburzenia

W podbitej przez Anglików Irlandii, jak w wielu krajach poddanych obcej władzy, Kościół łączył różne funkcje, nie tylko religijne, reprezentując naród i zastępując ludziom państwo. Był instytucją zaufania publicznego, instancją, do której w razie potrzeby można było się zwrócić. Kościół tak bardzo wrósł w życie ludzi i tak mocno zrósł się z państwem, że to, co się stało, wywołało wstrząs.

W Irlandii zakres zadań Kościoła był wyjątkowo szeroki. Od dawna prowadził on szkoły i szpitale – najpierw dlatego, że władze brytyjskie chętnie scedowały nań to zadanie, później – po 1921 r., bo wyręczał powstałe, ale biedne Wolne Państwo Irlandzkie. W ten sposób pracował na swą pozycję. A Irlandczycy słuchali jego głosu w sprawach wielkich i małych. Jednym z autorów konstytucji z 1937 r., przyznającej Kościołowi katolickiemu „specjalne miejsce” – choć nie status Kościoła państwowego – był John Charles McQuaid, późniejszy arcybiskup Dublina. Konstytucja obowiązuje do dziś, ale słychać głosy, że nawet tak ogólnie sformułowany związek państwa i Kościoła należy wreszcie rozerwać.

Tę bliskość ludzi, religii i Kościoła doskonale pokazują irlandzkie filmy. Udział w mszy jest czymś oczywistym. Pojawienie się księdza w najbardziej gorących sytuacjach działa jak oliwa wylana na wzburzone fale. Największe zabijaki witają go z szacunkiem i pokorą. Bohaterka „Agnes Browne”, zwykła mieszkanka Dublina, codziennie rano zagląda do kościoła, by powiedzieć Panu Bogu dzień dobry. Filomena, kobieta, której nieślubnego synka bezduszne zakonnice oddają amerykańskiej rodzinie do adopcji, ma do nich żal, ale wiary nie traci, a siłę odzyskuje dzięki spowiedzi (choć „Filomena”, oparta na autentycznej historii, to jeden z filmów, które powstały na fali oburzenia skandalami). Rodziny są duże, wielodzietne i nie ma takiej – to już nie film, lecz fakt – w której nie byłoby Patricka i Mary, ­obowiązkowych katolickich imion. Oczywiście, powstało też sporo dzieł, które na instytucjach kościelnych nie zostawiają suchej nitki, ale one również pośrednio pokazują siłę więzów Kościoła i narodu.

Zresztą tak długą tradycją, jaką ma Kościół irlandzki, może się pochwalić niewiele Kościołów Europy. Francji, najstarszej córze Kościoła, Irlandia ustępuje tak minimalnie, że właściwie zasługuje na miano jej młodszej siostry. Celtyccy mieszkańcy Irlandii już w V wieku przyjęli chrześcijaństwo za sprawą św. Patryka, mnicha, który przybył z Brytanii z misją nauczania i krzewienia wiary.

Już tylko niedobitki

To prawda, że wielu ludzi zniechęciły do Kościoła skandale obyczajowe, ale stanowiły one raczej zwieńczenie procesów, które zaczęły się o wiele wcześniej. Jak w „Irish Times” pisał Mark Patrick Hederman, benedyktyn i pisarz, „skandale dodały rozpędu już zachodzącym zmianom i przyczyniły się do tego, że katolicka Irlandia stała się krajem postkatolickim”.

Laicyzacja przyszła do Irlandii wraz z dobrobytem, który rozkwitł znienacka, po latach niedostatku. Znamienne, że w nowej, zamożnej Irlandii na plan dalszy zeszły nie tylko sprawy wiary, ale także kwestie narodowe.

Na początku lat 90. w Irlandii było biednie i skromnie. Na ulicach widywało się matki otoczone gromadką dzieci, dominowały sklepy irlandzkie, rozmawiano o sprawach rodziny, pracy, kobiet, religii. – Gdy rozstałam się z mężem, moja matka mówiła znajomym, że wyjechał za granicę, tak bardzo się wstydziła – opowiadała mi Fionnuala, pracownica jednego z urzędów.

W roku 2000 zobaczyłam inny świat: sznury samochodów, światła, korki, sklepy światowych sieci i imigrantów z różnych stron świata, których wcześniej prawie nie było. Za sprzedaż domu w centrum można było mieć dom na obrzeżach i pieniądze na resztę życia. Kto by tam myślał o wierze? A jeśli, to raczej źle – bo już wtedy na jaw wyszło, że Eamonn Casey, bardzo popularny i lubiany biskup Galway, miał kochankę i dziecko w Ameryce.

Na pytanie o przyszłość irlandzkiego Kościoła nie ma prostej odpowiedzi. Kościół próbuje otrząsnąć się z kryzysu i wyjść wiernym naprzeciw, ale działa trochę po omacku, mieszając PR, popkulturę i pomysły rodem z gospodarki. Oto rada parafii św. Patryka w miasteczku Glenamaddy w diecezji Galway sięgnęła po metodę z powodzeniem stosowaną przez sieć McDonald’s: drive-thru. W środę popielcową przed kościołem ustawiła się długa kolumna samochodów. Kierowcom taśmowo posypywano głowy popiołem i udzielano błogosławieństwa. Nie musieli wysiadać z aut. Inny pomysł to spowiedź w centrach handlowych przed Bożym Narodzeniem, gdy życie przenosi się do galerii. Na korytarzach, przy stolikach, bo nie w konfesjonałach przecież, chętni wyznają grzechy wśród dźwięków „Jingle bells”. Taką spowiedź zorganizowano już trzy razy, wobec, jak pisał portal Catholic Ireland, dużego zainteresowania. Czy takie zabiegi przybliżą Kościół do ludzi?

Prymas abp Eamon Martin ze względu na stosunek do wiary dzieli Irlandczyków na trzy grupy. Pierwsza to głęboko wierzący – „już tylko niedobitki”, jak mówi. Druga – formalnie katolicy, lecz niepraktykujący. Trzecia wreszcie – to ludzie wrodzy Kościołowi. Kim są? Prymas Martin nie wyjaśnia, czy są tu tylko wojujący ateiści, czy także ci, którzy pragną zredefiniować miejsce Kościoła.

Do stowarzyszenia Atheist Ireland, które chce wymazać Kościół i wiarę z życia Irlandii, należy zaledwie 500 osób – hałaśliwych, ale chyba mało groźnych. Ateiści domagają się na przykład zmiany nazw historycznych nawiązujących do religii i zbojkotowali obchody stulecia powstania wielkanocnego właśnie ze względu na nazwę. Postulują też zniesienie zakazu sprzedaży alkoholu w Wielki Piątek.

Ale gdy na plac boju wkracza premier Leo Varadkar, ogłaszając, że spod ustawy aborcyjnej nie będą wyłączone szpitale prowadzone przez Kościół, staje się jasne, że Kościół czekają trudne czasy. To wiedzą wszyscy. Jak stwierdził William Crean, biskup diecezji Cloyne, „Kościół stoi na drodze do przekształcenia Irlandii w społeczeństwo postępowe, dlatego politycy i media chcą usunąć go z życia publicznego”.

Czy Kościół to przetrzyma? O. Binkiewicz przyznaje, że obraz widziany z Dublina jest inny niż na prowincji, bo stolica jest najbardziej zlaicyzowanym miejscem Irlandii.

W sierpniu do Dublina na Światowe Spotkanie Rodzin papież Franciszek. Czy ta wizyta coś zmieni? ©

NA ZDJĘCIU: Irlandzki ksiądz Pierre Pepper z miasta Banagher w hrabstwie Offaly i ministrantki. Ks. Pepper, ps. „Jalapeno”, zyskał popularność, gdy w marcu 2015 r. wziął udział w jednym z 13 charytatywnych meczów bokserskich – cały dochód zasilił miejscowy szpital. Ks. Pepper przygotowywał się do walki przez dwa miesiące. Dodatkowo sam mecz poprzedziły „walki medialne”: jedna – zgodnie z bokserskim zwyczajem – na obelgi, druga na cytaty biblijne. Trwające trzy minuty starcie w ringu zakończyło się zwycięstwem kapłana.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, współpracowniczka działu „Świat”.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 29/2018