Czego nie widać

Duński film „Winni” to interaktywny eksperyment, pozbawiony spektakularnych fajerwerków. Prawdziwy spektakl, krwawy i psychicznie rozdzierający, ma się rozegrać dopiero pośród naszych fantazji.

05.11.2018

Czyta się kilka minut

Jakob Cedergren jako Asger Holm w filmie „Winni” / GUTEK FILM
Jakob Cedergren jako Asger Holm w filmie „Winni” / GUTEK FILM

W tragedii greckiej najbardziej dramatyczne zdarzenia musiały rozgrywać się poza sceną. Relacjonowali je zdyszani posłańcy, komentował chór starców, karmiąc tym samym wygłodniałą wyobraźnię widza. Gustav Möller, reżyser duńskiego filmu „Winni”, nie musi niczego cenzurować, choć nadal wierzy, że najmocniejsze obrazy rodzą się w naszych głowach. Na przekór kinu, które stara się być przekazem totalnym, które bombarduje atrakcjami i zawłaszcza zmysły, nakręcił minimalistyczny film o tym, czego nie widać. I osiągnął efekt chwytający za gardło.

Ktoś powie: słuchowisko, bo przez prawie półtorej godziny tkwimy w zamkniętym pomieszczeniu, w towarzystwie jednego człowieka podpiętego do telefonu. Asger (w tej roli Jakob Cedergren) pracuje w całodobowym centrum alarmowym, gdzie przyjmuje zgłoszenia od ofiar wypadków, przedawkowań i ulicznych napaści. Właśnie kończy się jego dyżur, kiedy zgłasza się roztrzęsiona młoda kobieta – została porwana przez byłego męża, który wywozi ją w nieznanym kierunku. W domu czeka dwójka małych dzieci. Rozpoczyna się akcja, którą chętnie nazwalibyśmy zarządzaniem kryzysowym. Jako że odbywa się ona w czasie rzeczywistym, na naszych oczach znudzony służbista, nie ruszając się zza biurka, zamienia się w zawodowego negocjatora. Co więcej, jesteśmy świadkami, jak z każdą chwilą Asger osobiście angażuje się w pomoc i obdarza poszkodowaną szczerym współczuciem. Wyścig z czasem staje się tym bardziej desperacki, im więcej informacji zdobywa nasz bohater. Na szczęście, przychodzi mu w sukurs współczesna technologia, bo dziś zaledwie kilka kliknięć pozwala zlokalizować i spersonalizować przestępcę. Ale to dopiero początek emocjonującej nocnej jazdy, w której nic nie będzie tym, czym się wydaje.

Nie ulega wątpliwości, że 30-letni debiutant budowania filmowego napięcia uczył się od najlepszych. Słuchając kiedyś podcastu z pogotowia alarmowego, doszedł do wniosku, że wydarzenia umiejscowione poza kadrem potrafią wywołać grozę znacznie większą niż niejedna ekranowa jatka. Byliby jednak „Winni” wyłącznie „telefonicznym thrillerem”, gdyby Möller nie znalazł w nim potencjału dla jeszcze innych, nie mniej intrygujących opowieści. Na przykład o tym, że dzisiejszy infomatyczno-informacyjny panoptykon daje czasem tylko złudzenie kontroli. Łatwo dziś kogoś namierzyć i sprofilować, choć człowiek bywa przecież kimś więcej niż wiązką wymiernych cech. Równie zawodnym narzędziem poznawczym może być empatia. Zaufawszy swoim emocjom, Asger staje się lepszym człowiekiem, lecz coraz gorszym i naiwniejszym reżyserem zdarzeń. Scenarzyści filmu pozwalają nam jednak odzyskać wiarę w siłę empatycznych więzi. Z niedopowiedzeń i luźnych sugestii dopełnia się stopniowo portret głównego bohatera, a tytuł filmu nabiera dodatkowego sensu.

„Winni” to kolejny, po filmie „Locke” Stevena Knighta, scenariusz dla jednego aktora z telefonem, zmierzający w stronę współczesnego moralitetu. Jednakże duński kandydat do Oscara, zrealizowany za czterokrotnie mniejsze pieniądze, rozsądnie wyważa także swe intelektualne ambicje. Równocześnie potrafi wyciągnąć znacznie więcej z budżetowych i formalnych ograniczeń. Kamera, pracująca tu głównie na zbliżeniach i długich ujęciach, reaguje niczym sejsmograf na każde drgnienie rysujące się na twarzy bohatera. Przypomina na każdym kroku, że mimo skrajnie kameralnych warunków, znajdujemy się mimo wszystko w kinie, a nie w radiu czy w teatrze telewizji.

Rozbudowana do maksimum, a zarazem jakże niejednoznaczna „przestrzeń pozakadrowa” pozwala każdemu z widzów wyświetlać sobie trochę inny film. By za chwilę mógł opowiedzieć go sobie jeszcze raz i jeszcze inaczej. W ten sposób „Winni” stają się interaktywnym eksperymentem pozbawionym spektakularnych fajerwerków. Prawdziwy spektakl, krwawy i psychicznie rozdzierający, ma się rozegrać dopiero pośród naszych fantazji, czerpiąc swą pożywkę w dużej mierze z obejrzanych wcześniej filmów. Pewnie dlatego reżyser tak uporczywie nie wyraża zgody na powstanie amerykańskiej wersji „Winnych”. Wszelka dosłowność i jednoznaczność w przypadku tak opowiedzianej historii byłaby narzędziem zaiste śmiercionośnym. ©

WINNI (Den skyldige) – reż. Gustav Möller. Prod. Dania 2018. Dystryb. Gutek Film. W kinach od 9 listopada.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 46/2018