Czasy Lutra

Przywódca reformacji żył w świecie pełnym niepewności, strachu i religijnego wzburzenia. Równocześnie rodziły się nowe idee, Europa wyruszyła na podbój świata, a Słońce wkrótce miało stanąć w centrum uniwersum.

23.10.2017

Czyta się kilka minut

Wittenberga ok. 1536 r.  Rycina w Universitätsbibliothek Würzburg / WIKIPEDIA.ORG
Wittenberga ok. 1536 r. Rycina w Universitätsbibliothek Würzburg / WIKIPEDIA.ORG

Jest rok 1511. Marcin Luter przybył z Erfurtu do Wittenbergi, by objąć stanowisko wykładowcy na miejscowym uniwersytecie. Liczącą niemal 200 kilometrów trasę pokonał pieszo, jak było nakazane zakonnikowi. Założoną przed kilku laty wittenberską uczelnię ze względów finansowych obsadzono augustianami, do których należał także brat Marcin. Ich wspólnota rządziła się surowymi regułami, a życie Lutra polegało na nieustannej nauce przerywanej klasztorną rutyną częstej, wspólnej modlitwy i codziennych nabożeństw. Mnisi sypiali w małych, nieogrzewanych celach, wyposażonych jedynie w siennik.

Jako członek w miarę dobrze uposażonego klasztoru Luter i tak mógł uważać się za szczęśliwca. U schyłku średniowiecza coraz liczniejsza była warstwa „duchownego proletariatu” – zakonników, którzy w powycieranych, na pół podartych habitach, żebrząc włóczyli się po mieście. Żebractwo nie było przy tym zajęciem hańbiącym. „W latach szkolnych w Magdeburgu żebrać musiał także 14-letni Marcin, zarabiając na część swego utrzymania” – pisze biograf Lutra, Richard Friedenthal. Na ulicach większych miast działały nawet świeckie cechy żebracze, rządzone przez malowniczych „królów”, będących zarazem hersztami uzbrojonych band.

Wittenberga liczyła ledwie 2 tys. mieszkańców i nie mogła poszczycić się bogatym patrycjatem. Produkcja służyła tu raczej niewygórowanym potrzebom okolicznego chłopstwa. Dla Lutra, który kilka poprzednich lat spędził w gwarnym akademickim Erfurcie, objęcie stanowiska na miejscowym uniwersytecie było w równej mierze awansem, co wygnaniem. Zakonnik nie był szczególnie znany mieszkańcom Wittenbergi, ale kazania, jakie zaczął wygłaszać w tamtejszym kościele parafialnym, wzbudziły zainteresowanie i gromadziły wokół niego pierwszych zwolenników.

W Wittenberdze główną przestrzenią wykładową był kościół Wszystkich Świętych, zwany też zamkowym. Właśnie tam Fryderyk Mądry, elektor saski i władca tych ziem, zgromadził najliczniejszą w Europie kolekcję relikwii. Wystawiał je na widok publiczny, licząc na wdzięczność i kieszenie poddanych. W 1520 r. zbiór Fryderyka liczył 18 970 przedmiotów. Wśród nich były takie „rarytasy”, jak flakon z mlekiem z piersi Matki Bożej czy gałązka krzewu gorejącego. Drzwi kościoła służyły za tablicę ogłoszeń. Właśnie tu wieszano zapowiedzi nadchodzących wydarzeń; również do nich 31 października 1517 r. Luter przybił swoje tezy.

Medialna sensacja

Luter przywędrował do miasta ledwie pół wieku po tym, jak Gutenberg zaprezentował drukowaną Biblię na targach frankfurckich. Wzbudziła ona co prawda wielkie zainteresowanie, ale wynalazcę doprowadziła do bankructwa. Jak pisze Andrew Pettegree, „Historia Gutenberga, historia fascynacji technologią i finanso- wej klęski, miała być typowa dla pierwszych lat drukarstwa­. Większość wydawców pierwszego pokolenia straciła pieniądze, a wielu zbankrutowało”. To Luter zmienił wszystko.

Kolejny biograf Lutra, Heinz Schilling, nazwał jego 95 tez „największą medialną sensacją w historii”. Niewiele się pomylił. Pisma, w których wittenberski mnich gromił nadużycia Kościoła i rzucał wyzwanie Rzymowi, uczyniły go najpopularniejszą osobą w Niemczech. Nazwisko Luter stało się marką. Biblię w jego przekładzie wydawcy będą wręcz opatrywać tytułem „Biblia Lutra”. Choć papiestwo nadal rościło sobie prawo do wyłączności na wykładnię Pisma, masowy druk uczynił ów monopol iluzją. Cena Biblii spadła: wcześniej dominowały wydania luksusowe, za które żądano nawet 20 guldenów, a w czasach Lutra Nowy Testament sprzedawano po półtora guldena – równowartość dwóch tygodniówek wykwalifikowanego robotnika.

Nie będzie przesadą, jeśli nazwiemy go wynalazcą nowej formy pisma teologicznego: krótkiej, bezpośredniej, zrozumiałej nie tylko dla towarzyszy po fachu. To odkrycie idealnego stylu, łączącego cel i formę, było jądrem reformacji. Luter wylansował też marginalną dotąd formę druków ulotnych; coś na kształt XVI-wiecznej prasy brukowej: tanie, pisane prostym językiem, ilustrowane broszury. Drukowano wszystko, co wyszło spod jego pióra, nawet najbardziej błahe pisma polemiczne; każdy taki „świstek” rozklejano jak dzisiejsze afisze. Wokół jego prac rozpętała się zamieć polemik, pamfletów, tez i antytez.

Luter dokładał starań, by w Wittenberdze rozwinęło się rzemiosło drukarskie zdolne sprostać popytowi na jego dzieła. W chwili jego śmierci tutejsza produkcja książek znajdowała się już na poziomie największych miast niemieckich.

Przepustki do nieba

Czasy Lutra są okresem przejściowym między średniowieczem a renesansem. W ów­czesnej Europie wciąż czaił się strach. Ludzie bali się wojen, epidemii, czarnej śmierci, nędzy, rozboju, buntów. Alegoryczne „tańce śmierci” – korowód ludzi wszystkich stanów z kościotrupem na czele – zaludniały wyobraźnię, freski i poematy. „Życie upływało między całkowitym wyrzeczeniem się wszelkich uciech a obłąkanym pędem do bogactwa i użycia. Pomiędzy piekielnym strachem i dziecinnym żartem, pomiędzy okrutną zatwardziałością i skorym do łez współczuciem” – pisze Johan Huizinga w „Jesieni średniowiecza”.

Kościół był jedyną instytucją, która prowadziła dusze wiernych ku życiu wiecznemu. Najpewniejszą drogą było zaś wykupienie odpustu – luksusowej przepustki do nieba. Właśnie nieskrępowana sprzedaż tychże sprowokowała Reformatora do historycznego protestu. W 1517 r. arcybiskup moguncki ­Albrecht Hohenzollern sprawował funkcję papieskiego komisarza do spraw odpustów w Niemczech. Wpływy miały służyć sfinansowaniu budowy bazyliki św. Piotra, ale papież zgodził się, by połowa dochodów uzyskanych ze sprzedaży poszła na spłatę długu arcybiskupa, zaciągniętego w domu bankowym Fuggerów. Instrukcja odpustowa, jaką wydał Hohenzollern, stawiała sprawę jasno: „Przede wszystkim sprzedawcy odpustów i spowiednicy muszą, po wyjaśnieniu penitentom wielkości całkowitego odpustu i jego skutków, zapytać, na jaką kwotę pieniędzy lub innych doczesnych dóbr szacują w swym sumieniu wspomniany całkowity odpust z jego skutkami”.

Oferta była szeroka: od wykupienia siebie i zmarłych członków rodziny od kar czyśćcowych za wybaczone już grzechy, aż po listy odpustowe umożliwiające uzyskanie rozgrzeszenia za grzechy zastrzeżone dla Stolicy Apostolskiej. Odpusty sprzedawano na terenie Brandenburgii i archidiecezji magdeburskiej. W Saksonii nie można ich było kupić, ponieważ elektor Fryderyk Mądry zabronił tego procederu. Jego poddani przekraczali jednak granice z Brandenburgią i wracali do domu z listami odpustowymi.

Wszystko to brzydziło Lutra. Pisał: „Gdy grosz w skrzynce zabrzęczy, dusza z czyśćca uleci”. Jego zdaniem odpuszczenie grzechów sprowadzono do wulgarnej transakcji finansowej, będącej karykaturą prawdziwej pokuty.

„Przy tym stoję”

Przybijając – jak chce tradycja – swoje tezy do drzwi wittenberskiego kościoła Luter trafił w punkt. Później wielokrotnie powtarzał, że chciał jedynie zainicjować dyskusję wewnątrz Kościoła. Zamiast tego rozpoczął rewolucję.

Zamęt, jaki wzbudził, dał mu się we znaki w 1521 r., kiedy wezwano go do stawienia się przed Sejmem Rzeszy. W miejscowościach znajdujących się na drodze Lutra ludność przyjmowała go z zaciekawieniem, a nawet entuzjazmem. Wznoszono okrzyki „Śmierć kurii rzymskiej”. Rady miejskie podejmowały mnicha pucharem wina, którym wedle obyczaju honorowano tylko postaci wybitne. Wszędzie domagano się, by wygłosił kazanie. W Erfurcie do jego dawnego domu w klasztorze augustianów eskortowała go wielka delegacja mieszkańców.

Rozgorączkowana ulica nie robiła jednak wrażenia na uczestnikach Reich­s­tagu. Przebieg obrad dowodzi, że cesarz Karol V Habsburg miał większe zmartwienia niż jakiś mnich z Wittenbergi.

W czasach Lutra Cesarstwo nadal stanowiło centrum chrześcijańskiego świata i zwornik europejskiej polityki. Zjazd w Wormacji był więc nie tyle Sejmem Rzeszy, ile europejską konferencją na szczycie. Cesarza oprócz doradców burgundzkich otaczali hiszpańscy grandowie, papiescy nuncjusze, wysłannicy z Sabaudii, Wenecji, Danii, Polski, Węgier. Obecny był poseł francuski, który miał w kieszeni podpisane przez swego króla wypowiedzenie wojny; poseł angielski trzymał w pogotowiu projekt przymierza i małżeństwa. Panował trudny do opisania zamęt, a do tego wszystkiego dochodziła jeszcze sprawa jakiegoś buntowniczego wykładowcy – kolejna querelle ­allemande, niemiecka kłótnia, jak cesarz określał uciążliwe kwestie wewnętrzne Rzeszy. Ów mnich, którego nazwiska nawet nie znał, z pewnością nie spędzał mu snu z powiek. Obrady Sejmu ciągnęły się cztery miesiące, ale z Lutrem Karol planował rozprawić się jednego dnia, nie wdając się w dyskusje. Cesarz spieszył się, zaraz po sesji chciał wyjechać z Niemiec; jak się okazało: na blisko 10 lat.

Kiedy wreszcie doszło do ich spotkania, 16 kwietnia 1521 r., marszałek cesarskiego dworu („rozmowa” odbywała się za jego pośrednictwem) postawił Lutrowi tylko jedno pytanie: czy odwołuje swoje nauki? Krótkie „tak” zakończyłoby kontro­wersję: Karol mógłby zająć się budową imperium, nad którym „słońce nie zachodzi”. Luter stanowczo stwierdził jednak, że Pismo Święte i sumienie nie pozwalają mu odwołać ani słowa.

Wedle tradycji protestanckiej mnich zakończył mówiąc: „Przy tym stoję, inaczej nie mogę. Boże, dopomóż mi”. Dyskusja o tym, czy słowa takie rzeczywiście padły, trwa do dziś. Luter mówił po niemiecku, później kazano mu powtórzyć wszystko po łacinie, na sali zgromadził się tłum, było duszno, a nawykłemu do skromniejszej publiki mnichowi dawało się we znaki zdenerwowanie.

Stanowcze „nie” Lutra wywołało oburzenie, cesarz nie wydał jednak nakazu aresztowania. Potrzebował aż trzech wypełnionych naradami dni, by skazać go na banicję. Przezorny reformator wcześniej opuścił miasto.

Wojny chłopskie

Pod koniec XV w. we Florencji objawił się charyzmatyczny Girolamo Savonarola, który piętnował upadek Rzymu, porównując go do Babilonu. W pewnym momencie przejął nawet władzę w mieście i podjął próbę zbudowania idealnego chrześcijańskiego społeczeństwa. Ekskomunikowany – spłonął na stosie w 1498 r., ale dla współczesnych pozostał symbolem nieokiełznanej rewolucji społecznej. Gdy Luter wjeżdżał do Wormacji, przywitany został przez przeciwników swoistym ­memento: portretami Savonaroli.

Na przełomie wieków XV i XVI w pełni rozwinęło się kaznodziejstwo ludowe w językach narodowych. W tym względzie reformacja zrodziła cały zastęp samozwańczych proroków wzywających do pogrzebania tego świata. Jednym z nich był Andreas Karlstadt, który po zerwaniu z Lutrem dołączył do anabaptystów. Ci ostatni, odrzucając przysięgi, własność, jakiekolwiek autorytety oraz (teoretycznie) przemoc, twierdzili, że wszystkie dawniejsze chrzty są nieważne. Ich celem była idealna chrześcijańska republika. W latach 1534-35 pod przywództwem Jana Matthijsa z Haarlemu i Jana Bockelsona z Lejdy utworzyli w Münster w Westfalii „Królestwo Wybranych”. Królem tego „Nowego Syjonu” obwołał się Jan z Lejdy, który zaprowadził teokratyczną dyktaturę, a wraz z nią obowiązek pracy fizycznej i wielożeństwo. Kobiety, które sprzeciwiały się poligamii, karano śmiercią; a niezamężne musiały zaakceptować pierwszego mężczyznę, który wystąpi wobec nich z propozycją. Kres ich mękom położyli lokalni feudałowie, zdobywając miasto w czerwcu 1535 r.

Prawdziwym wszakże zagrożeniem dla istniejącego ładu politycznego stanowiło połączenie wolnościowych haseł kaznodziejów z oczekiwaniami chłopów. „Gdy Adam orał, a przędła Ewa, gdzie wtedy szlachcic się podziewał?” – ten prześmiewczy dwuwiersz z czasów antyfeudalnego ruchu angielskich lollardów dobrze oddawał podłoże późnośredniowiecznych powstań ludowych. Z reguły były one tłumione przez władzę – jedynie czescy husyci zdołali utrzymać się przez kilka dziesiątków lat, wprawiając całą szlachtę w przerażenie.

Na południowych terenach Rzeszy niepokoje i mniejsze bunty trwały od połowy XV w. Był to czas, kiedy możni starali się przywrócić ściślejszą kontrolę nad ludnością wsi, rozluźnioną w poprzednich dekadach na skutek chronicznego niedoboru siły roboczej w następstwie epidemii czarnej śmierci. Niezadowolenie tym stanem rzeczy doprowadziło do serii miej­scowych wystąpień, znanych w Niemczech pod nazwą Bundschuh, czyli ciężkiego chłopskiego sznurowanego trzewika, który kolejnym powstańcom służył za znak rozpoznawczy.

Ich hasła zawsze były proste: zniesienie danin, żadnego pana prócz cesarza, wolność wypasów, połowów i korzystania z lasu, zachowanie „prawa Bożego”. Człowiekiem, który połączył apokaliptyczne nastroje z żądaniami rozgoryczonej ludności wiejskiej, był radykalny entuzjasta Lutra, Thomas Müntzer. Rozmach, jaki zdołał nadać ruchowi, przybrał szybko oblicze regularnej wojny, która przeszła do historii jako „chłopska”. Armie książąt pokonały buntowników w maju 1525 r. w bitwie pod Frankenhausen. Do stłumienia ruchu walnie przyczynił się niesławny pamflet Lutra o jednoznacznie brzmiącym tytule: „Przeciw morderczym i zbójeckim bandom chłopskim”.

Książęta i cesarze

Reformacja wyznacza również moment, kiedy rośnie znaczenie państwa w Europie. Kościół doby renesansu był inny niż we wczesnym średniowieczu: dawniej organizacja spajająca w całość państwo i społeczeństwo – w dobie reformacji zwykłe narzędzie administracji państwowej. W kwestii kontroli nad Kościołem czy też arbitrażu doktrynalnego władcy świeccy zajęli miejsce władzy duchownej.

Cennym prezentem dla ambitnych królów i książąt była napisana ok. 1513 r. książka zatytułowana „Il principe”. „Książę” Niccola Machiavellego osiągnął z czasem status podręcznika dla władców dążących do niczym nieskrępowanej władzy. W zamyśle autora, który z bliska obserwował machinacje papieża Aleksandra VI oraz Cesare Borgii, miała ona zainspirować jakiegoś księcia do spełnienia dawnego marzenia Dantego o zjednoczonych Włoszech. Niestety, nieco wbrew swoim intencjom, Machiavelli został uznany za tego, który oddzielił politykę od skrupułów moralnych. Czasy były takie, że uczniów mu nie zabrakło.

Papieże przełomu XV i XVI w. byli bardziej przywódcami jednego ze świeckich państw włoskich niż duchowymi przewodnikami świata chrześcijańskiego. Ci bardziej ambitni, jak Mikołaj V, sądzili, że nad rozczłonkowanym półwyspem uda się narzucić własny ład. Równocześnie Italia stała się polem rozgrywki między Walezjuszami a Habsburgami. Podczas wojen włoskich (1494–1559) francuskie i niemieckie wojska wyprawiały się za Alpy, usuwając bądź osadzając na czele tamtejszych republik swoich stronników. Kulminacją ich rywalizacji była bitwa pod Pawią w 1525 r., w której król Francji Franciszek I uległ siłom cesarskim. Triumf Karola V nie trwał jednak długo. Był on chyba ostatnim cesarzem, który miał ambicję, by nadać swojej władzy charakter europejski. Dopiero po 30 latach walk przeciw Francji, Turcji i protestanckim książętom porzucił marzenia o dominacji.

Reforma Lutra to też moment, kiedy Europa z niepokojem spogląda w kierunku Imperium Osmańskiego. Młody sułtan Sulejman Wspaniały jako władca Konstantynopola rościł sobie pretensje do schedy cesarzy rzymskich. W 1521 r. pod jego ciosami padł Belgrad, 8 lat później stutysięczna armia ruszyła na Wiedeń. Zdobycie stolicy Habsburgów – nazywanej przez Osmanów Złotym Jabłkiem – miało otworzyć Turcji drogę do podboju całej Europy Środkowej.

Europa w świecie

Na początku XVI w. w pełni objawiły się również następstwa rozwoju kartografii i nawigacji. Rozpoczynał się złoty okres wielkich odkryć geograficznych. Z roku na rok świat stawał się większy.

Odkrycia wiązały się ze spotkaniami z przedstawicielami innych ras. Budziło to problemy natury poznawczej i prawnej. Aby zalegalizować swoje roszczenia do mieszkańców Ameryk, hiszpańscy monarchowie musieli najpierw dowieść, że nie-Europejczycy są ludźmi. Sprawę regulować miał akt z 1512 r., który konkwistadorzy zobowiązani byli odczytywać miejscowej ludności: „Pan nasz i Bóg, Żywy i Wieczny, stworzył Niebo i Ziemię, jedną kobietę i jednego mężczyznę, i ich to wy, jako też i my, i wszyscy mieszkańcy świata, jesteśmy potomkami…”. Zaczynała się historia Europy za oceanem.

Współcześni Lutrowi musieli także zrewidować swoje zapatrywania na miejsce Ziemi we wszechświecie. W 1543 r. Mikołaj Kopernik przedstawił swoją heliocentryczną teorię w traktacie „De revolutionibus orbium coelestium”. Koncept Słońca znajdującego się w centrum wszechświata zapoczątkował zmianę paradygmatu naukowego i religijnego. Odkrycie Kopernika podmywało fundamenty średniowiecznego poglądu na świat. Zdaniem polskiego filozofa Andrzeja Nowickiego wykazanie, że Ziemia, podobnie jak inne planety, obiega Słońce, odebrało sens chrześcijańskiemu pojęciu nieba. „Niebem okazała się teraz cała przestrzeń, obejmująca wszystkie ciała niebieskie włącznie z Ziemią. Kopernik przywrócił tym samym pogardzanej Ziemi godność, wykazując, że zupełnie tak samo jak inne planety, Słońce i gwiazdy, znajduje się ona w niebie”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 44/2017

Artykuł pochodzi z dodatku „Reformacja. 500 lat