Czas zacząć rekolekcje

Krzysztof Herbst: Ze względu na bliskość geograficzną, historyczną, kulturową staliśmy się tłumaczami, jak system komunistyczny zmienić na kapitalistyczny.

18.08.2013

Czyta się kilka minut

 / Fot. Archiwum prywatne
/ Fot. Archiwum prywatne

GRZEGORZ NUREK: Od lat działa Pan w organizacjach pozarządowych, realizuje projekty pomocowe skierowane do samorządowców, społeczników ukraińskich i rosyjskich. Czego nasi wschodni sąsiedzi mogą się od nas nauczyć?
KRZYSZTOF HERBST:
To trudne pytanie – co jesteśmy warci? Jeździłem na Wschód przez lata z przekonaniem, że w Polsce posiadamy fantastyczny samorząd terytorialny, NGOsy, doświadczenie transformacji ustrojowej, zaplecze naukowe, wiedzę o planowaniu strategicznym, mechanizmach rozwoju miast, że mamy z czego czerpać doświadczenie, by się nim dzielić.
Powoli to przeświadczenie słabło, nie tyle dlatego, że na Wschodzie niewiele reform się dokonuje, tylko że to, co było naszą siłą w latach 90., uległo erozji. To prawda, że na Wschodzie mają inne tradycje funkcjonowania administracji, bardziej niż w Polsce pogłębiony jest np. na Ukrainie podział na sferę publiczną, polityczną i na sferę prywatną, nieformalną. Nie chodzi o to, że nie ma kapitału społecznego, brakuje obyczaju łączenia pracy dla dobra wspólnego ze światem polityki. Władza samorządowa nie ma pieniędzy, trudno nam sobie wyobrazić, jak wciąż oni są ubodzy. Nie ma miasta, które by regulowało na bieżąco swoje zobowiązania, to bariera dla rozwoju samorządności.
Polska nie jest Ameryką, nie jesteśmy ojczyzną kapitału społecznego, chociaż nadal istnieje możliwość łączenia energii i entuzjazmu ludzi z energią i możliwościami władzy. U nas funkcjonuje system samodzielności samorządowej. Samorząd posiada pieniądze, może decydować, na co je wydać. Każda gmina, niczym w powiedzeniu „szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie”, może rozmawiać z ministrem o swoich problemach. Tego na Ukrainie nie ma.
Jak Pan ocenia kondycję NGOsów oraz samorządu na Ukrainie?
Kiedy rozmawiam z ludźmi, z którymi współpracowałem na Ukrainie dziesięć lat temu, widzę, że władza wciąż nie zdecydowała się delegować wielu zadań samorządom czy NGOsom. Dramatycznie wyglądają perspektywy pozyskiwania niezależnych źródeł finansowania – ludzie bogaci nie widzą sensu inwestowania w organizacje pożytku publicznego. Z Ukrainy niemal w tym samym czasie co z Polski wycofały się zagraniczne prywatne fundacje, uznając, że ta sobie już bez nich poradzi. To stało się za wcześnie. W Polsce budżety samorządowe są w miarę stabilne, w krajach postsowieckich władza uznaniowo rozdziela pieniądze samorządom, jak jej się coś nie spodoba, może ich nie dać. Dlatego dla przedsiębiorcy umawianie się z samorządem lokalnym jest ryzykowne. Umowy w tej sytuacji mają mniejsze znaczenie, dziś pieniądze są, jutro może ich nie być.
Czym była Akademia Rozwoju Lokalnego?
Był to program pomocowy realizowany w latach 1999–2005 przez Fundację Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych mający na celu przekazanie partnerom ze Wschodu polskich doświadczeń rozwoju lokalnych społeczności. Był adresowany do grup liderów małych i średnich miast Ukrainy. Udało się podczas 90 dni szkoleń podzielonych na trzy wizyty studyjne zorganizować staże w różnych instytucjach, odbyć cykle szkoleń i spotkań z samorządowcami, politykami, pracownikami polskich organizacji pozarządowych.
Podczas czterech edycji programu przeszkoliliśmy 120 osób. Zapraszaliśmy do udziału po trzy osoby z danego miasta (z reguły był to przedstawiciel mediów, samorządowiec, ktoś z organizacji trzeciego sektora, czasem lokalny animator kultury). Gdy ich dzisiaj spotykam, dostrzegam, jak się rozwinęli, starają się realizować racjonalizatorskie pomysły na Ukrainie. Chcieliśmy, aby później prowadzenie Akademii kontynuował jeden z ukraińskich NGOsów, ale zabrakło źródeł finansowania.
Czy mimo problemów finansowych udało nam się choć trochę odmienić Wschód?
Gdy zacząłem odwiedzać Ukrainę w połowie lat 90., zastałem kraj „przestarzały”: kultura świadczenia usług, logistyka, technologie. Po kilku latach praktycznie wszystkie nowe budowy realizuje się jak w Polsce – nowoczesne technologie, organizacja pracy, rusztowania i narzędzia często polskiej produkcji. Ukraińcy przyjeżdżając do pracy w Polsce czegoś się nauczyli.
Reforma w niewielkim stopniu nastąpiła w systemie władzy, w procedurach, w jawności gospodarczej. Trudno przedsiębiorcom przedstawiać gwarancje bankowe dla kontraktu, co jest wymogiem w projektach europejskich. Wyśrubowane normy unijne są trudne do spełnienia, przedsiębiorca żyje z dnia na dzień. Kiedyś, pod koniec projektu rozmawiam z wiceburmistrzem jednego z ukraińskich miast, skarżę się: „niewiele udało się wspólnie zdziałać”. A on na to: „nawet się nie wygłupiaj, ty nie wiesz, ile myśmy się od was nauczyli, ile dowiedzieli”. Na przykład razem zrobiliśmy konkurs na pracowników: daliśmy ogłoszenie w prasie, przeprowadziliśmy rozmowy kwalifikacyjne. Wybrano sensownych ludzi, których zatrudniono. Taka procedura wyłaniania pracowników, która w Polsce i na Zachodzie jest standardem, w tamtym mieście stanowiła novum.
Czy doświadczeniem pracy nad społeczną strategią dla Warszawy na lata 2009–2020 też można podzielić się z sąsiadami ze Wschodu?
Nie wiem, czy władze Kijowa lub Moskwy byłyby zainteresowane. Strategia rozwoju, którą przygotowaliśmy dla Warszawy, została przyjęta przez radnych w głosowaniu w 2008 r. Określa zagrożenia, wyzwania i szanse dla miasta. Każda stolica powinna posiadać podobny dokument.
Właśnie wróciłem ze Lwowa, miasto zaprosiło nas do współpracy przy przygotowaniu strategii rozwoju kultury. To współpraca metodyczna. Lwowiacy dostrzegli, że kultura może być siłą napędową dla rozwoju ich miasta. Lwów nawiązał też intensywną współpracę z Lublinem i Wrocławiem, tworzy różnorakie wspólne partnerskie inicjatywy.
Wspominał Pan, że dialog pomiędzy samorządami w Polsce a organizacjami pożytku publicznego wygląda coraz gorzej. Jakie są tego przyczyny?
Trudno nie zauważyć, że nastąpiła zmiana pokoleniowa w organizacjach pozarządowych. Moi rówieśnicy, którzy tworzyli podwaliny trzeciego sektora po 1989 r., wywodząc się często ze struktur Solidarności, odeszli na emeryturę lub zostali dyrektorami, ministrami. Zastąpili nas młodzi. NGOsy się sprofesjonalizowały. Od czasu wprowadzenia reform samorządowych Jerzego Regulskiego mijają dwadzieścia trzy lata. Reformy miały doprowadzić do tego, że obywatele staną się podmiotami, będą rządzić na danym terenie. Wiele w międzyczasie się zmieniło. Pojawiły się powiaty, rozchwiał się nieco system finansowania samorządów. Samorząd obecnie jest mniej obywatelski, niż był w początkach lat 90. Współpraca między samorządem a trzecim sektorem odbywa się z zachowaniem coraz bardziej biurokratycznych procedur.
Pojawił się niedawno raport prof. Jerzego Hausnera o kondycji samorządów i pokazuje on, że sytuacja już nie jest tak różowa, jak nam się wydawało. Jesteśmy w przededniu wielkiej debaty o drugiej reformie samorządowej, wobec potrzeby przemyślenia na nowo całego systemu. Czy NGOsy nie zamieniają się w korporacje? Czy między nimi a samorządami ma istnieć tylko wymiana usług? Jak będą się finansować, gdy zabraknie funduszy z Unii Europejskiej? Może trzeba wymyślić, jak finansować ruchy spontaniczne, niesformalizowane, gdy na przykład kilku ludzi się skrzykuje przez internet i chce zbudować osiedlowe boisko dla dzieciaków? Może przyszedł czas na rekolekcje, na pogłębioną refleksję, co należy zrobić, aby system udoskonalić? Bez podjęcia odważnych reform za parę lat niewiele będziemy mieli do zaoferowania także naszym sąsiadom ze Wschodu. 

KRZYSZTOF HERBST jest doktorem socjologii, wiceprezesem zarządu Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych, pracował jako ekspert programów TACIS, PHARE, Banku Światowego i OBWE, realizował projekty pomocowe w Rosji, Ukrainie, Słowacji. Jest także koordynatorem Zespołu ds. Społecznej Strategii Warszawy na lata 2009–2020.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz kulturalny, redaktor, współpracownik "Tygodnika Powszechnego".

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2013