Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W filmie „Chanel i Strawiński” w dynamicznych ujęciach, podążających za rytmem „Święta...”, Jan Kounen kreśli atmosferę tamtej premiery, z towarzyszącym jej skrajnym napięciem na widowni, na scenie i za kulisami; z awanturą, na której temat powstało tak wiele tak zdumiewająco sprzecznych relacji. „Burzliwy wieczór słusznie stał się symbolem swojej epoki i punktem zwrotnym naszego wieku” – pisze Modris Eksteins w książce „Święto wiosny. Wielka wojna i narodziny nowego wieku”. Jego zdaniem spektakl Strawińskiego, Diagilewa i Niżyńskiego „stanowi kamień milowy w rozwoju modernizmu (...) rozumianego jako kult sensacyjnego wydarzenia, poprzez które sztuka i życie stają się siłą i stapiają ze sobą”. „Święto wiosny” prowokuje, odrzuca konwencje, uderza w przyzwyczajenia, demonstruje nowy stosunek do muzyki, do choreografii, do ciała. Jest maj 1913 r. i cały świat chce oddychać.
WOJENNE EMANCYPANTKI
Po żywiołowej scenie premiery następuje swego rodzaju interludium: sięgając po materiały archiwalne Kounen pokazuje, jak marzenie awangardy, by zmieść stary porządek, staje się rzeczywistością. W kilku migawkach przywołuje horror I wojny światowej i rewolucji październikowej; moment, gdy splotły się ze sobą sztuka i wojna (nieprzypadkowo Eksteins przywołuje w książce świadectwo żołnierza, który porówna odgłos nalotów na Paryż do dźwięków „Święta wiosny”). Wśród czarno-białych materiałów znalazły się także i te, które pokazują kobiety przy maszynach – nieoczekiwanie „wyzwolone” przez wojnę z dotychczasowych ról, niekoniecznie w ten sposób, jakiego życzyłyby sobie rosnące w siłę ruchy emancypacyjne.
Tak na scenę i na salony wkracza Coco Chanel (Anna Mouglalis), w roku 1920 wyglądająca niczym negatyw dziewczyny z widowni spektaklu „Święta wiosny” – wówczas cała w bieli, dziś nosi czerń. To zapewne ślad żałoby po utraconym w wypadku ukochanym mężczyźnie, a może czasy po Wielkiej Wojnie w ogóle nie zasługiwały na kolor? Barwami będzie odtąd znaczył Kounen emocje: gwałtowny, choć krótki jak wiosna związek ze Strawińskim (Mads Mikkelsen) znów wniesie do życia i stroju Chanel dużo bieli, z kolei czerwień towarzysząca żonie Strawińskiego będzie wybrzmiewać w sterylnym czarno-białym domu projektantki niczym wyrzut, plama na doskonale czystym obrusie.
Coco Chanel rzeczywiście zaprosiła do siebie rodzinę kompozytora, dla której pobyt za granicą jest po rewolucji koniecznością, nie zaś przygodą artystyczną. Nie ma jednak dowodów, że Francuzka miała romans z Rosjaninem. To spekulacje autora książki, na której podstawie powstał film, spekulacje, które na ekranie – podobnie jak dżersejowa marynarka na szczupłych ramionach Chanel – układają się zgrabnie w opowieść o nobilitacji mody i demokratyzacji sztuki, o emancypacji kobiet, o nowej moralności, o wyzwoleniu z krępujących strojów i konwenansów (to za sprawą Chanel „elegancki” przestało oznaczać „niewygodny”, co więcej, elegancja stała się przywilejem ulicy, a nie tylko elit). Moralność – pisał Eksteins – „jak swoim zwyczajem głosiła awangarda, jest intention des laids, zemstą brzydoty”. Historyk dodaje, że być może najwrażliwszym nerwem, którego dotykało „Święto wiosny”, była moralność seksualna, najważniejszy symbol ustalonego porządku.
KONSERWATYWNY KOSTIUMIK
Kounen idzie tym tropem, pozwala w filmie mówić ciału, które nie chce się podporządkować, żąda dla siebie wolności, zaburza geometrię dopracowanych wnętrz, psuje wzór na drogim dywanie. Od czasu do czasu reżyser wyprowadza bohaterów z dusznych wnętrz w naturę – tak samo jak w „Święcie wiosny” przestrzeń wyzwolenia, gdzie do głosu dochodzą najbardziej atawistyczne pragnienia i stany emocjonalne. Reżyser nie rysuje ich na szczęście grubą kreską, jego film jest elegancki, a zarazem dyskretny; ładnie skrojony, dbający o detale. Mógłby wyjść z pracowni Chanel. Nie jest to jednak styl z czasów, gdy marka kojarzyła się z rewolucją, lecz z tych, kiedy symbolizuje bezpieczną klasykę.
Film o Coco i Strawińskim niesie przekaz równie konserwatywny, co chanelowski kostiumik: namiętność nie poddana kontroli, wyzwolona od moralności, grozi wojną i zniszczeniem. Lepiej sublimować ją w sztuce, niż wcielać w życie. „Chanel i Strawiński” jest ostatecznie pochwałą wyrzeczenia i powściągliwości. Tak oto czasom rewolucji swą perspektywę i swoje doświadczenie narzuca wiek XXI.
MAŁGORZATA SADOWSKA jest dziennikarką filmową i recenzentką związaną z tygodnikiem „Newsweek”. Autorka blogu „Widzi mi się” na stronie internetowej Canal+ Polska. Mieszka w Sarajewie i Warszawie.
Pokaz filmu „Chanel i Strawiński” odbędzie się 16 września o godz. 19.00 w kinie „Sokół”.