Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Po czwartkowych rozmowach Beaty Szydło z prezydentem Emmanuelem Macronem w Paryżu wśród komentatorów przeważa ta druga opinia.
Otwarty kryzys dyplomatyczny trwał od ponad roku – gdy wybuchł pamiętny konflikt o śmigłowce Caracal. Potem Macron kilka razy zarzucał polskiemu rządowi łamanie unijnych wartości (słusznie) i tzw. dumping socjalny (demagogicznie), a Szydło ripostowała zarzutami o „arogancji” i „niedoświadczeniu” młodego prezydenta (trafnie, ale niezręcznie).
W tej sytuacji sukcesem było już to, że obie strony siadły do stołu. Zdaniem publicysty Bernarda Guetty Macron znów okazał się mistrzem w czarowaniu oponentów. Jak wcześniej wobec Putina i Trumpa, tak też i przed polską szefową rządu rozwinął aktorskie talenty i wachlarz kurtuazji („droga Beato”, gesty fizycznej serdeczności). Podtrzymał krytykę działań rządu PiS, ale w dyplomatycznej formie – bo tylko „zachęcił” Polskę do dialogu z Komisją Europejską.
Najkrócej: nowy ton, meritum bez zmian. I przepaść między „suwerenizmem” PiS a dążeniem Macrona do tworzenia mniejszej, ale zwartej Unii z francusko-niemieckim motorem. Tak czy owak, Francja pozostaje kluczowym inwestorem w Polsce. A potężne francuskie lobby zbrojeniowe chciałoby sprzedać Polsce okręty podwodne. Z jakim skutkiem – zobaczymy. ©