Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Pomysł festiwalu wziął się z Zagrzebia. Brałam tam udział w podobnej imprezie, ale przede wszystkim spotkałam ludzi z całego świata, którzy są absolutnie przekonani, że opowiadanie jest najdoskonalszym gatunkiem literackim, i właśnie w krótkiej formie widzą przyszłość literatury. Myślę bardzo podobnie. Mieliśmy tam pomysł, żeby stworzyć sieć spotkań wokół opowiadania w całej Europie. Pomysł bardzo śmiały.
Władze Wrocławia, miasta, które żyje festiwalami, bardzo przychylnie odniosły się do tego pomysłu i roztoczyły matczyną opiekę, więc festiwal odbędzie się w tym roku (w dniach 5-11 października) już piąty raz. Przez kilka dni można oddać się czarowi krótkiej formy literackiej, słuchając autorów, dyskutując, oglądając słynne adaptacje filmowe. To bardzo dobry początek jesieni.
Miałam jak zwykle kłopoty, żeby wyjechać latem na jakieś wakacje, bo we Wrocławiu cały czas coś się dzieje i żal mi było stracić egzotykę Brave’u, potem ucztę filmową Ery Nowych Horyzontów i rarytasy Wratislavii Cantans. To bardzo intensywne miasto. Latem chyba w ogóle nie śpi - mogę coś o tym powiedzieć, bo mieszkam w centrum. Jego najnowsza historia mnie wzrusza - zniszczone prawie doszczętnie przez wycofujących się nazistów, zostało odbudowane z miłością i pieczołowitością przez przybyszów, którzy stracili swoje miasta na Wschodzie. I ten rodzaj kresowej czułości wobec świata jest tu wciąż obecny.
To ładne miasto o przyjaznych rozmiarach, na szczęście za małe na metropolię i za duże na dziurę. Jest ludzkie - co znaczy, że ma centrum i peryferie. Udało mu się oswoić rzekę, co jest rzadkie wśród polskich miast. Cóż by było z Wrocławia bez Odry, jej kanałów, mostów, zapachu wody?