Cyfrowa linia Maginota

Nie ma dowodów, że zagraniczne siły inicjowały protesty we Francji. Ale gdy „żółte kamizelki” zaczęły już ją destabilizować, do akcji weszli gracze, których nie obchodzi cena francuskiej benzyny. Podobny schemat widać w wielu krajach.

14.01.2019

Czyta się kilka minut

Mural w Paryżu wzorowany na XIX-wiecznym obrazie Eugéne’a Delacroix „Wolność prowadząca lud na barykady”. 10 stycznia 2019 r. / DANIEL PIER / NURPHOTO / AFP / EAST NEWS
Mural w Paryżu wzorowany na XIX-wiecznym obrazie Eugéne’a Delacroix „Wolność prowadząca lud na barykady”. 10 stycznia 2019 r. / DANIEL PIER / NURPHOTO / AFP / EAST NEWS

Na zdjęciu dwóch uśmiechniętych mężczyzn w żółtych kamizelkach rozpościera na Polach Elizejskich trójkolorową flagę. Tyle tylko, że nie jest to francuska tricolore, lecz czarno-czerwono-niebieska flaga tzw. Donieckiej Republiki Ludowej – parapaństwa kontrolowanego przez Rosję.

Mężczyźni to Xavier Moreau i Fabrice Sorlin. Z internetu łatwo się dowiedzieć, że obaj mają powiązania z Kremlem.

Szef Służby Bezpieczeństwa Ukrainy Wasyl Hrycak uważa, że obecność tej dwójki na demonstracjach „żółtych kamizelek” to jeden z wielu dowodów, iż we francuskie protesty zaangażowane są rosyjskie służby.

Hrycak jest przekonany, że Rosjanie przygotowali grunt pod podobne gwałtowne protesty także w Belgii, Niemczech, Hiszpanii, Bułgarii i innych państwach Unii Europejskiej.

Bez względu, czy Rosja rzeczywiście przygotowuje paneuropejski wybuch gniewu, pewne jest, że francuskie protesty stały się kolejną areną światowej wojny informacyjnej. Były podgrzewane i rozgrywane przez ludzi, dla których bezcennym trofeum jest destabilizowanie jednego z głównych krajów Unii.

Ludzie ci wciąż nie powiedzieli ostatniego słowa. Wojna informacyjna, w której zdobywanym terytorium są ludzkie umysły, dopiero się rozkręca. I zmieni świat.

„Kamizelki” i algorytm

Wszystko zaczęło się od decyzji francuskiego rządu o podniesieniu podatków na paliwo: o 7,6 centa za litr diesla i 3,9 centa za benzynę. Dla kogoś, kto raz w tygodniu tankuje diesla do pełna, to podwyżka rzędu 15 euro miesięcznie.

Jacline Mouraud uznała, że to za dużo. To właśnie jej, 51-letniej akordeonistce, hipnoterapeutce i miłośniczce teorii spiskowych (zwłaszcza o smugach kondensacyjnych na niebie) przypisuje się inicjację protestów „żółtych kamizelek”. Mouraud nagrała filmik, w którym zarzuciła elitom ciemiężenie podatników. „Co robicie z tymi pieniędzmi, poza kupowaniem nowej zastawy do Pałacu Elizejskiego czy budowaniem sobie basenów?” – pytała.

Nagranie, które trafiło do sieci 18 października 2018 r., ma ponad 6 mln odsłon i zostało udostępnione 242 tys. razy. Tydzień później w kolejnym nagraniu Mouraud wezwała do ogólnokrajowych protestów. Wkrótce stawiło się na nich kilkaset tysięcy ludzi.

To miał być impuls do największych od 30 lat demonstracji nad Sekwaną. Przynajmniej taki pogląd jest popularny...

Ale prawda jest inna: ten spontaniczny wybuch niezadowolenia znacząco ułatwił nowy algorytm Facebooka: mechanizm decydujący o tym, co widzi jego użytkownik na swoim profilu.

Zmiana algorytmu miała utrudnić manipulowanie opinią publiczną. Po aferze z fake newsami podczas wyborów w USA w 2016 r. szef Facebooka Mark Zuckerberg ogłosił, że rozwiąże problem. Nowa, opublikowana 11 stycznia 2018 r. wersja algorytmu miała dawać priorytet nie mediom (tradycyjnym i internetowym, z których wiele propagowało kłamstwa), lecz znajomym, członkom rodziny i grupom dyskusyjnym. Im większe zainteresowanie budził wśród nich dany post, tym częściej miał być wyświetlany.

Sposób na protesty

Zbiegiem okoliczności w tym czasie portugalski murarz Leonardo Antonio Nogueira, mieszkający w departamencie Dordognena na południu Francji, założył w internecie pierwszą Grupę Gniewu (Groupe Colère). Jej członkowie mogli dawać tam wyraz niezadowoleniu ze sposobu, w jaki zarządzany był region. Szybko okazało się, że to skuteczny sposób na organizowanie protestów.

Kolejne grupy powstały w innych regionach Francji. Szybko zdobyły ogromną popularność, właśnie dzięki zmianom w algorytmie. Facebook za priorytet uznał bowiem przekazywanie odbiorcom wiadomości oddolnych, lokalnych i budzących dyskusje nie tylko wśród przyjaciół – czyli takich, jakimi dzielili się uczestnicy ­Groupe Colère. Szybko rosnące grupy zorganizowały już zimą 2018 r. serię protestów przeciw planowanej reformie prawa pracy, wprowadzanym ograniczeniom prędkości i programowi obowiązkowych szczepień.

Wprawdzie wiosną 2018 r. energia facebookowego ruchu osłabła, ale wzrost cen paliw dał jej zastrzyk energii. Pod petycją wzywającą rząd do obniżenia podatków na benzynę podpisało się półtora miliona ludzi, ale zyskała ona ogólnokrajowy rozgłos dopiero, gdy napisał o niej „Le Pari- sien”.

Temat podchwycili internetowi aktywiści, jak 36-letni Ghislain Coutard, który wymyślił żółte kamizelki jako symbol ruchu. Ich filmy, posty, memy – napędzane nowym algorytmem – docierały do niemal każdego francuskiego użytkownika Facebooka (gdy z serwisu korzysta aż 63 proc. Francuzów).

Na razie nie ma dowodów na to, że jakie- kolwiek zagraniczne siły zainicjowały francuskie protesty. Ich wybuch był zapewne wynikiem ściśle francuskich problemów, konfliktów, błędów i politycznych rozgrywek.

Jednak tuż po tym, jak tysiące ludzi w żółtych kamizelkach zaczęły demonstrować, do akcji wkroczyli gracze, których nie obchodzi cena francuskiej benzyny. Za to okazji do rozpętania zadymy w sercu Europy przegapić nie mogli.

Ekosystem wojny informacyjnej

Znany francuski haker i badacz cyberbezpieczeństwa, identyfikujący się jedynie pseudonimem „x0rz”, pisze, że „Francja przegrywa swoją pierwszą wojnę informacyjną”.

Przeanalizował on zachowanie użytkowników, którzy popierali na Twitterze ruch „żółtych kamizelek”, i znalazł dziwne nieprawidłowości:

▪ konta założone na Twitterze dopiero w grudniu 2018 r., gdy protesty już się rozwijały;

▪ konta osób podających się za Francuzów, ale których interfejs użytkownika skonfigurowano na język angielski;

▪ konta, które działają tylko od poniedziałku do czwartku;

▪ konta, które jedynie podają dalej antyrządowe treści w godzinach od 4 nad ranem do 20 wieczorem, z dwugodzinną przerwą w środku dnia (to godziny odpowiadające dwuzmianowemu trybowi pracy w strefie czasowej przesuniętej o trzy godziny na wschód od Paryża);

▪ konta, których właściciele podszywają się pod serwisy informacyjne czy organizacje pozarządowe, istniejące i nieistniejące (jak Genewska Rada Praw Człowieka i Sprawiedliwości).

Wszystkie te internetowe twory należą do większego „ekosystemu”, a publikowane przez nie treści są przekazywane dalej przez specyficzny krąg odbiorców, inne konta, które dotąd nie interesowały się Francją, lecz USA (propagując treści sprzyjające prezydentowi Trumpowi) lub Syrią (po stronie prezydenta Al-Asada). Takich kont „x0rz” namierzył setki.

Haker „x0rz” nie był jedyny. Prowadzony przez German Marshall Fund projekt Alliance for Securing Democracy już w pierwszym tygodniu grudnia 2018 r. zidentyfikował na Twitterze ponad 600 kont, które są związane z Rosją i rozsyłały wiadomości z hasztagiem #giletsjaunes (żółte kamizelki).

Badacze podzielili je na trzy grupy:

▪ otwarcie prorosyjskie lub powiązane z Kremlem;

▪ operowane przez „fabryki trolli” poza Rosją;

▪ prowadzone przez działaczy na całym świecie „wzmacniających” w internecie rosyjski punkt widzenia.

Wszystkie trzy kategorie kont udostępniały niemal wyłącznie informacje publikowane przez telewizję i portal RT (dawnej Russia Today) i portal Sputniknews. A te z kolei wysyłały swych dziennikarzy w pełnym rynsztunku bojowym do relacjonowania francuskich zadym i podkręcały każdy, najmniejszy nawet akt przemocy.

Gracze spoza Francji

Co ciekawe, jak wspomniano, większość kont, które nagle zainteresowały się Francją, wcześniej pisało niemal wyłącznie o USA. „Te konta zwykle podkreślają pewne tematy w sposób dyskredytujący Zachód i ukazujący liberalne demokracje w negatywnym świetle” – mówił w „Deutsche Welle” Bret Schafer, ekspert German Marshall Fund.

Jego zdaniem „francuskie protesty znajdowały się na szczycie priorytetów aktywności tych kont przez niemal tydzień, a to jest jasny wyznacznik tego, że istnieje zainteresowanie wzmocnieniem wydźwięku konfliktu dla publiczności poza Francją”.

Istotne jest też i to, że wiele takich kont publikuje nie po francusku, lecz po angielsku. To oznacza, że ich wpływ na mobilizację protestujących był niewielki, ale miały inną funkcję w machinie propagandowej: ich zadaniem jest tworzenie na świecie wrażenia, iż konflikt we Francji jest głębszy, a kraj ogarnięty o wiele większym chaosem niż w rzeczywistości.

Przykład? U szczytu protestów, 8 grudnia, wśród powiązanych z Rosją kont w mediach społecznościowych monitorowanych przez stronę wspomnianego projektu securingdemocracy.org furorę robiły hasła „żółte kamizelki”, „Paryż” czy „Macron”.

Tymczasem na francuskojęzycznym Twitterze tego samego dnia w czołówce był tylko jeden hasztag powiązany z protestami („#8December”). Inne popularne tematy dotyczyły futbolu i marszu na rzecz klimatu. Odbył się on także 8 grudnia i przyciągnął więcej ludzi niż protest „kamizelek”. Francja żyła protestami w stopniu mniejszym niż internet poza jej granicami. To sukces propagandzistów.

Francuski minister spraw zagranicznych Jean-Yves Le Drian przyznał w wywiadzie dla radia RTL, że trwa śledztwo w sprawie rosyjskiego wpływu na protesty, ale odmówił komentarza i jakichkolwiek szczegółów, „dopóki śledczy nie przedstawią wniosków”.

Czy ukraiński kontrwywiad ma więc rację, że to przygrywka do rozpętania przez Rosję „fali gniewu” w innych krajach? Z pewnością Kijów nie jest neutralnym obserwatorem konfliktu Unia–Rosja. Ale jeśli Kreml postanowił podgrzać atmosferę we Francji, stanowi to wyniesienie na nowy poziom światowej cyberwojny informacyjnej: po raz pierwszy na aż taką skalę ze sfery idei, wyborów i opinii przechodzimy w strefę radykalizacji i przemocy fizycznej.

Nowy poziom konfliktu

Jeśli natomiast Ukraińcy się mylą i chodzi tylko o Francję, to i tak mamy do czynienia z eskalacją. A świadczy o niej zaangażowanie państwowej propagandy – której narzędziami są rosyjska Agencja Badań Internetu (pod taką nazwą działa tzw. fabryka trolli), RT i Sputnik – w zamieszki w innym kraju.

Hiszpański think tank Real Instituto Elcano już w listopadzie 2017 r. opublikował raport, który sugeruje, że rosyjska kampania dezinformacyjna mogła zaważyć na losach katalońskiego referendum niepodległościowego 1 października 2017 r. Z badań prof. Javiera Lesaci z Uniwersytetu George’a Washingtona wynika, że między 29 września a 5 października 2017 r. w mediach społecznościowych aż 5 mln razy powielono relacje dotyczące sytuacji w Katalonii, przygotowane przez RT i Sputnik. 55 proc. z tych postów pochodziło z anonimowych lub fejkowych kont. Wcześniej ponad jedna trzecia z nich zajmowała się... Wenezuelą.

Real Instituto Elcano twierdzi, że działania dezinformacyjne miały być częścią „kombinacji” – złożonej wywiadowczej operacji, utrzymanej w tradycjach KGB – gdzie przeplatają się propaganda, dezinformacja i współpraca z graczami wrogimi Zachodowi (tu w raporcie pada nazwisko Juliana Assange’a, lidera WikiLeaks; tweetował on o swoim poparciu dla niepodległości Katalonii). Już we wrześniu 2017 r., w okresie poprzedzającym najgorętsze spory o referendum i przyszłość regionu, poziom zainteresowania kontrolowanych z Rosji kont w mediach społecznościowych sprawami hiszpańskimi podskoczył o 2 tys. procent!

Nie tylko Europa jest polem tej wojny. W październiku 2018 r., podczas dorocznego spotkania Stowarzyszenia US Army brytyjski gen. Felix Gedney (ustępujący dowódca koalicyjnej operacji w Iraku) przyznał, że reżimy rosyjski i syryjski prowadzą w regionie Bliskiego Wschodu „ekstremalnie agresywne” operacje, rozprzestrzeniając dezinformację i kształtując krajobraz strategiczny po wojnie przeciw tzw. Państwu Islamskiemu.

„Całe operacje wojskowe są prowadzone tylko po to, by wyprodukować zdjęcia, których potrzebują ci ludzie” – mówił generał. Zdjęcia, które potem są dystrybuowane w sieci o wiele efektywniej niż w przypadku przekazów zachodnich. „Rosjanie są w tym bardzo dobrzy. Lepsi niż my” – przyznał gen. Gedney.

Wyścig cyberzbrojeń

Zachód próbuje organizować obronę i kontratak. W brytyjskim Berkshire, w nudnych koszarach, gdzie podłoga wyłożona jest burym linoleum, działa 77. Brygada brytyjskiej armii. Nudny nie jest natomiast napis w atrium bazy, który głosi: „Jeśli wszyscy myślą tak samo, to ktoś nie myśli”. I zdecydowanie nudni nie są żołnierze służący w tej jednostce: to specjaliści od marketingu, badań rynkowych czy zarządzania mediami społecznościowymi. Są zapleczem wszystkich NATO-wskich misji. Jeśli gdzieś żołnierz Sojuszu naraża życie, oni mają się upewnić, że jego poświęceniu towarzyszy odpowiednia oprawa informacyjna.

To jedna z wielu tego typu jednostek. Najsłynniejszą jest brytyjska służba nasłuchu elektronicznego GCHQ, która od dawna zajmuje się też wojną propagandową. Jej „wspólna grupa badań zagrożeń” (JTRIG) ma kontrolować – wedle dokumentów ujawnionych przez Edwarda Snowdena – wycieki poufnych informacji, manipulować mediami społecznościowymi czy podrzucać dane. Ma w arsenale liczne narzędzia „info-broni”, od tych do rozsiewania spamu aż po skrypty do manipulowania sondażami.

W ten sposób zbroi się nie tylko Zachód. Z danych zebranych przez Uniwersytet Harvarda wynika, że Chiny do manipulowania mediami społecznościowymi zatrudniają 2 mln osób, które rocznie produkują 448 mln postów. Głównie po to, by przykryć tematy niewygodne dla władz. Ci chińscy cybercenzorzy są jednymi z najlepiej wykształconych specjalistów od najnowszej historii ChRL – muszą znać prawdę, by skutecznie ją ukrywać.

Podobnie, choć na mniejszą skalę, działają inne kraje. Marc Owen Jones z Instytutu Badań Arabskich Uniwersytetu Exeter ujawnił tysiące fałszywych kont wychwalających Arabię Saudyjską. Bahrajn spamuje dysydentów, by uniemożliwić im kontakty między sobą, a w Meksyku 75 tys. botów agitowało na rzecz byłego prezydenta Enrique Penii Nieto.

Zachód nie nadąża

„Trwa wojna” – nie ma wątpliwości Renée DiResta, wykładowczyni Harvarda i szefowa ds. polityki w organizacji Data for Democracy. Jej zdaniem już „jesteśmy zanurzeni w ewoluującym konflikcie; informacyjnej wojnie światowej, w której państwa, terroryści i ideologiczni ekstremiści wykorzystują społeczną strukturę stanowiącą podstawę codziennego życia do siania niezgody i erozji naszego wspólnego postrzegania rzeczywistości”. ­DiResta uważa, że „nie jest to aktywny konflikt wojny gorącej, ale jednak coś daleko wykraczające poza walkę cieni zimnej wojny”.

Zasady tej wojny szybko się zmieniają. Problem w tym, że Zachód, który usiłuje bronić swoich wartości, za tym nie nadąża. „Godne pochwały poświęcenie na rzecz zasad wolności słowa w czasach pokoju, podczas wojny zmienia się we frajerstwo w obliczu wrogich operacji psychologicznych” – pisze DiResta. I postuluje: „Musimy wypracować takie rozumienie zasady wolności słowa, które jest uodpornione na środowisko trwającej dziś wojny w zniszczonym ekosystemie informacyjnym. Musimy bronić tej fundamentalnej wartości przed wykorzystaniem jej samej, jako rekwizytu we wrogiej nam narracji”.

Dziś gracze cyberwojny skupiają się na infiltracji, a nie automatyzacji. Wykorzystują prawdziwych zideologizowanych użytkowników do rozsiewania przekazów. Tak jak we Francji.

Tymczasem państwa wciąż skupiają się na budowaniu systemów obrony przed poprzednią cyfrową kampanią: systemami automatycznych kont, które pomogły manipulować wyborami USA w 2016 r. i przed brexitowym referendum. Ustawodawcy starają się więc wiązać ręce twórcom botów. Ale to myślenie sprzed dwóch lat, z poprzedniej epoki internetowej.

DiResta porównuje to do budowy cyfrowej linii Maginota: wspaniałej, ale zupełnie bezużytecznej w tym nowym konflikcie. ©

Autorzy są dziennikarzami Polsat News i współpracownikami „TP”, niedawno wydali książkę „Strefy cyberwojny”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce międzynarodowej, ekologicznej oraz społecznego wpływu nowych technologii. Współautorka (z Wojciechem Brzezińskim) książki „Strefy cyberwojny”. Była korespondentką m.in. w Afganistanie, Pakistanie, Iraku,… więcej
Dziennikarz naukowy, reporter telewizyjny, twórca programu popularnonaukowego „Horyzont zdarzeń”. Współautor (z Agatą Kaźmierską) książki „Strefy cyberwojny”. Stypendysta Fundacji Knighta na MIT, laureat Prix CIRCOM i Halabardy rektora AON. Zdobywca… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 3/2019