Ćwiczenia z jedności, szczęścia i bogactwa

W telewizji walczy z ukraińskimi zapaśnikami albo uczy jogi. Na sprzedaży kosmetyków zbił fortunę – mimo że praktykuje ascezę. Oficjalnie Baba Ramdev, szara eminencja partii rządzącej w Indiach, nie ma też nic wspólnego z polityką.

20.08.2018

Czyta się kilka minut

Baba Ramdev (z prawej) i minister budownictwa Indii Venkaiah Naidu, Międzynarodowy Dzień Jogi, Delhi, 19 czerwca 2016 r. / RAJAT GUPTA / EPA / PAP
Baba Ramdev (z prawej) i minister budownictwa Indii Venkaiah Naidu, Międzynarodowy Dzień Jogi, Delhi, 19 czerwca 2016 r. / RAJAT GUPTA / EPA / PAP

Kim jest Baba Ramdev? Odpowiedź na to pytanie zależy od tego, komu się je zada. Jeśli głęboko religijnemu hindusowi, postać naszego bohatera ukaże się w szacie w kolorze pomarańczowym, którą noszą w Indiach świątobliwi hinduscy mnisi-asceci.

Dla przyspawanego do telewizora i internetu indyjskiego nastolatka Baba będzie przede wszystkim showmanem, który w porannym paśmie programowym uczy jogi, po południu jeździ na YouTubie motocyklem, a wieczorem, w telewizyjnym prime time, toczy ustawione pojedynki z zawodowymi zapaśnikami, ukazując nadludzką siłę, nabytą rzekomo dzięki ćwiczeniu jogi.

Gdyby to samo pytanie rzucić jednak w środowisku indyjskich przedsiębiorców, padnie kompletnie inna odpowiedź – że Baba Ramdev to współzałożyciel Patanjali Ayurved, jednego z najszybciej rozwijających się koncernów spożywczo-kosmetycznych, który od 2012 r. zwiększył przychody z 69 mln do 1,6 mld dolarów.

Narendra Modi, premier Indii wywodzący się z rządzącej partii Bharatiya Janata Party (BJP), nazywa Babę Ramdeva po prostu „bliskim przyjacielem”. Opozycja z Indyjskiego Kongresu Narodowego ma jednak wątpliwości, czy relacje łączące szefa rządu ze znanym duchownym to faktycznie przyjaźń, czy raczej polityczne małżeństwo z rozsądku.

Odpowiedź na pytanie „Kim jest Baba?” przypomina więc słynną anegdotę o premierze Indii Manmohanie Singhu, który na kolejne natarczywości europejskich dziennikarzy miał odpowiedzieć z poirytowaniem, że „każda opinia o Indiach jest prawdziwa”.

Podobnie jest z Babą Ramdevem.

Rasputin z Delhi

Takich zdjęć są tuziny. W tle wianuszek prominentów BJP, w środku na pierwszym planie premier Modi, po jego prawicy Baba Ramdev – szeroko uśmiechnięty, choć jest w tym uśmiechu coś nienaturalnego, wręcz sardonicznego. Jako dwulatek Baba miał doznać rozległego paraliżu, z którego doszedł ponoć do niemal pełnej sprawności dzięki jodze, jedynie problemy z mimiką po lewej stronie twarzy przypominają mu dziś o tych bolesnych przejściach. To oczywiście wersja kanoniczna i jedyna dostępna; o pierwszych latach życia szefa Patanjali Ayurved wiadomo bowiem tylko tyle, ile on sam gotów jest ujawnić.

Pewne jest, że Baba przyszedł na świat jako Ramkishen Yadav w rodzinie ubogich rolników w niewielkiej wsi w stanie Hariana, gdzieś u podnóży indyjskich Himalajów. Kiedy? Nawet oficjalna data, czyli 25 grudnia 1965 r., nie jest pewna, część badaczy życiorysu czcigodnego Baby uważa bowiem, że liczy on co najmniej 5–7 lat więcej, niż jest gotowy przyznać. W gruncie rzeczy są to jednak drobiazgi, w tej opowieści kluczowy jest bowiem moment, gdy niespełna trzydziestoletni Ramkishen Yadav po studiach z sanskrytu przybrał nowe nazwisko i stał się oficjalnie sanyasi, czwartą, najwyższą formą życia w hinduizmie, która wiąże się z praktykowaniem ścisłej ascezy.

Ulica w Indiach mówi o nich „święci” lub „boży ludzie”. To wędrowni (zazwyczaj) asceci, skoncentrowani na poszukiwaniu prawdy o świecie i o sobie samych, a żyjący tylko z tego, czym podzielą się z nimi bogobojni współwyznawcy. W jaki sposób pełnokrwisty biznesmen kontrolujący firmę obracającą setkami milionów dolarów rocznie, właściciel stacji telewizyjnych, sieci telefonii komórkowej, pracujący na co dzień w luksusowym biurowcu zaprojektowanym specjalnie dla niego, z gabinetem pośrodku wypielęgnowanego ogrodu, może jednocześnie funkcjonować w przestrzeni publicznej jako pustelnik? Cóż, „boży ludzie” w Indiach od niepamiętnych czasów cieszą się nie tylko szacunkiem biedoty, ale i wsparciem zamożnych mecenasów, za sprawą których ścieżka ascezy nierzadko skręca ostro w stronę życia w nieprzyzwoitym wręcz luksusie.

Po świecie maharadżów zostały wprawdzie w Indiach tylko znacjonalizowane częściowo pałace, ale rolę sponsorów „świętych” wzięli na siebie politycy. W latach 60. i 70. XX w. czcigodny Sathya Sai Baba – ten sam, który twierdził, że jest w stanie przekształcić powietrze w zegarek (tak się składa, że wychodziły mu głównie luksusowe czasomierze szwajcarskiej marki Omega) – cieszył się nie tylko wsparciem finansowym ze strony rządzących elit, ale także dyskretną ochroną przed oskarżeniami o homoseksualizm, za który groziło wtedy do 10 lat więzienia. Nawet pryncypialna Indira Gandhi jako premier utrzymywała na swym dworze instruktora jogi, świątobliwego Dhirendrę Brahmachariego, który cieszył się przez to wątpliwie zaszczytnym pseudonimem „Rasputina z Delhi”…

Jak odleci Nestlé

Będąc „bliskim przyjacielem” premiera Modiego, Baba Ramdev może również liczyć na wsparcie, dzięki któremu jego Patanjali Ayurved rośnie w siłę. Jak zapewniał ostatnio reportera dziennika „New York Times” sam święty, w tymczasowej roli głównego udziałowca, koncern do 2025 r. chce zwiększyć przychody do 15 mld dolarów rocznie. Prawdziwym celem spółki nie są bowiem – jak twierdził Baba w wywiadzie – pieniądze, lecz szczytne dzieła, które może dzięki nim realizować, na czele z promocją hinduskiego stylu życia i prawdziwie hinduskich wartości.

Patanjali Ayurved produkuje żywność, kosmetyki i leki bazujące na ajurwedzie, staroindyjskiej filozofii leczniczej opartej na ziołach i innych produktach naturalnych.

Biznesmen-asceta marzy więc o przejęciu któregoś z wielkich zachodnich konkurentów, by następnie przynajmniej część ich produktów przekierować w końcu na zdrowe tory ajurwedy. W dziedzinie dóbr szybko zbywalnych, zdominowanych przez zachodnie korporacje, czas na zmianę paradygmatu podług azjatyckich zasad. „Bramy Colgate niebawem się zatrzasną. Pantene zmoczy się w majtki, poziom Unilevera się załamie, a mała ptaszyna Nestlé odfrunie na zawsze” – wyliczał ostatnio Baba Ramdev dziennikarzowi Bloomberga, bawiąc się w językowe aluzje czytelne dla każdego, kto liznął trochę angielskiego.

A co z zyskami? Te, oczywiście, przypadną w udziale potrzebującym, po potrąceniu wkładu niezbędnego na badania i rozwój. Jak wielu innych wizjonerów z ambitnymi planami społecznymi, Baba Ramdev nie robi nic dla siebie. Nie ma nawet konta w banku.

Ostatnio dostał za to rządową ochronę. Przy okazji wyszło na jaw, że władze odebrały ten przywilej kilku politykom opozycyjnego Indyjskiego Kongresu Narodowego.

Tak się składa, że akurat tym, którzy dopytywali o szczegóły umowy z 2014 r., na mocy której władze stanu Assam na północnym wschodzie kraju, rządzonego przez BJP, oddały bezpłatnie Patanjali Ayurved 486 hektarów gruntów rolnych i budowlanych. W trzech innych stanach rządzonych przez BJP – jak ustaliło śledztwo reporterów agencji Reutera – firma Ramdeva otrzymała zniżki na zakup ziemi, dzięki którym zaoszczędziła co najmniej 46 mln dolarów.

„Zwycięstwo dla Matki-Indii”

Niewykluczone, że publicznie deklarowana przyjaźń premiera i miliardera-ascety ma jednak charakter głównie pokazowy, choćby z racji na przepaść pochodzenia dzielącą Babę, reprezentującego kastę braminów, od Narendry Modiego, który wywodzi się z kastowych nizin. Obaj panowie oficjalnie są zdeklarowanymi krytykami systemu kastowego, nie jest jednak tajemnicą, że w indyjskim życiu publicznym temat ten stał się jedną ze składowych miejscowej odmiany poprawności politycznej i mówić czegoś innego po prostu im nie wypada.

To, co może ich łączyć, to z pewnością polityczne interesy. Liczące już blisko 1,3 mld mieszkańców Indie to społeczeństwo złożone w 79 proc. z hindusów i duża część hinduskiego żywiołu, zwłaszcza najbiedniejsi, coraz głośniej fantazjuje o tzw. hindutvie, czyli państwie zjednoczonym wokół dominującej religii hinduistycznej i narosłych wokół niej tradycji. Politycy BJP nie tylko szybko wyłapują i podgrzewają te nastroje, grając zwłaszcza przeciw muzułmanom, których w ostatnich latach przybywa w Indiach kosztem hindusów (muzułmanie stanowią już 14 proc. populacji). Ustawy przepchnięte ostatnio przez rząd – np. pakiet przepisów ułatwiających zdobycie indyjskiego obywatelstwa wyznawcom wszystkich religii poza islamem – świadczą o tym, że pielęgnowanej przez poprzednie ekipy idei państwa świeckiego, w praktyce oznaczającej równo­uprawnienie wszystkich wyznań w relacjach z władzą, obóz Modiego nie uważa już za polityczny aksjomat. Przeciwnie, widzi w niej raczej przeszkodę w realizacji doraźnej strategii rządzenia przez dzielenie.

Baba Ramdev, mnich-celebryta znany milionom, człowiek sukcesu, a do tego niestroniący od mocnych polityczno-religijnych deklaracji, pasuje do tej strategii idealnie.

„Muzułmańscy liderzy mówią, że islam jest wielki. Ja mówię: to naród jest wielki. Mój kraj jest wielki. Po pierwsze – kraj” – oto próbka retoryki Baby, jakże miła uszom liderów BJP. Dwa lata temu, kiedy muzułmańscy politycy rozwścieczyli hinduskie tłumy odmową publicznego skandowania nacjonalistycznych haseł, jogin pozwolił sobie nawet na sugestie o konieczności „ścięcia setek tysięcy takich ludzi”, co powszechnie odczytano w Indiach jako zachętę do czystek etnicznych.

A przecież dla milionów Indusów Baba jest nie tylko barwną postacią z mediów, która w telewizji śniadaniowej uczy jogi albo w ewidentnie ustawianych pojedynkach rozkłada na łopatki podstarzałych zapaśników z Ukrainy, by w ten sposób zdobyć nowych klientów dla swoich ajurwedyjskich specyfików. Ramdev dał się poznać także jako człowiek myślący kategoriami racji stanu, kiedy w 2010 r. nawoływał do ogólnokrajowego protestu przeciwko korupcji władz, a potem – już bez sukcesu – próbował tworzyć własne ugrupowanie polityczne. Dziś przeszedł całkowicie na stronę BJP, w której, jak deklaruje, widzi antidotum na politykę w starym stylu, służącą jego zdaniem wyłącznie interesom elit.

„Premier Modi to człowiek honoru. BJP ma plan, który sięga perspektywą poza przyszłoroczne wybory. Tej partii nie chodzi tylko o to, by je wygrać, lecz o to, by zmienić Indie”, mówił ostatnio w wywiadzie. „Bharat Mata ki jai” – dodał na koniec, cytując znane hasło indyjskiej polityki: „Zwycięstwo dla Matki-Indii”.

Jego wkład w tę rewolucję ma polegać na stworzeniu zdrowego społeczeństwa – oczywiście dzięki jodze. „To moja misja – mówił „New York Timesowi”. -– Chcę zdrowej, zamożnej, miłującej pokój jednostki, społeczeństwa, narodu. A zdrowia i szczęścia nie da się osiągnąć bez jogi”.

Zarzuty, czyli kłamstwa

Na razie głównym wygranym sojuszu władzy z Babą są jednak jego interesy. Dyskretna, ale odczuwalna opieka partii rządzącej sprawia, że i firma, i jej współtwórca łagodniej znoszą kolejne kryzysy wizerunkowe. Nie wszystko da się przecież wyciszyć. W kwietniu indyjska armia cofnęła koncernowi Ramdeva lukratywny kontrakt na dostawę soków, kiedy okazało się, że jego skład znacząco odbiega od deklarowanego. Nie udało się też do końca wyciszyć skandalu z klarowanym masłem ghee, na które Patanjali Ayurved dawała gwarancję najwyższej jakości surowca, podczas gdy w praktyce do produkcji użyto mieszanki masła różnego pochodzenia i nierównej jakości (znaczenie ghee w życiu hinduskiego społeczeństwa nie kończy się na kuchni, chodzi także o kwestie religijne).

Z drugiej strony, w minionym roku prawnikom Patanjali Ayurved udało się zablokować publikację biografii pryncypała, w której znalazły się wzmianki o serii dziwnych zniknięć i wypadków, które przytrafiły się po objęciu władzy przez Modiego kilku osobom znającym Babę Ramdeva w młodości.

Nic dziwnego, że byli i obecni współpracownicy nie pchają się dziś do mediów z rewelacjami na temat twórcy Patanjali Ayurved. To, co dociera do opinii publicznej, zwykle pochodzi od anonimowych informatorów, ułatwiając pracę złoto­ustemu rzecznikowi koncernu, który w zarzutach od razu dostrzega kłamstwa i manipulacje konkurencji. Niskie zarobki w firmie, znacznie poniżej średniej krajowej na podobnym stanowisku? Nieprawda. Firma płaci co najmniej równie dobrze jak rywale. Nieformalny, ale restrykcyjnie egzekwowany zakaz proszenia o podwyżkę? Bzdura! Zakaz spożywania alkoholu także po pracy? A kto i jak miałby go egzekwować?

Biznesmen na eksport

Premier Modi publicznie zachwala produkty Patanjali Ayurved wprawiając w zakłopotanie setki innych graczy z tłocznego ajurwedyjskiego poletka, którzy mogą tylko marzyć o podobnym wsparciu. Być może faktycznie spłaca w ten sposób Babie Ramdevowi kolejne transze długu w skomplikowanych rachunkach wzajemnych zobowiązań.

Istnieje jednak prostsze wyjaśnienie. Ajurweda to przecież element hinduskiej tradycji i tożsamości, do tego – w odróżnieniu od kilku innych starych systemów medycyny niekonwencjonalnej – oficjalnie uznawany przez Światową Organizację Zdrowia. Joga – druga noga biznesu Baby – od lat stanowi towar eksportowy indyjskiej kultury, który propaguje na całym świecie nawet indyjski korpus dyplomatyczny. Mnich-celebryta uczący w telewizji starożytnych asan i pokazujący, że tradycyjny środek myjący z krowiego moczu czyści nie gorzej od zachodnich detergentów, jest więc idealnym przedsiębiorcą patriotą dla premiera nacjonalisty, który zapowiada, że pod jego rządami Indie zajmą w globalnej gospodarce – w końcu! – miejsce proporcjonalne do liczby swych obywateli. I to zachowując przy tym hinduską tożsamość.

A że korzenie współczesnej jogi nie sięgają tak daleko w przeszłość, jak życzyliby sobie tego partyjni propagandyści –‑ krowi mocz nie dorównuje zaś skutecznością ­nowoczesnym środkom czystości?

Prawda nie jest bronią, za pomocą której wygrywa się wybory. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Historyk starożytności, który od badań nad dziejami społeczno–gospodarczymi miast południa Italii przeszedł do studiów nad mechanizmami globalizacji. Interesuje się zwłaszcza relacjami ekonomicznymi tzw. Zachodu i Azji oraz wpływem globalizacji na życie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 35/2018