Cujka

Mieliśmy wziąć jakiegoś kundla ze schroniska. Zawsze mieliśmy kundle. Raz ktoś podarował nam czarnego doga, ale był głupi jak but.

03.02.2014

Czyta się kilka minut

Chodził za wszystkimi i zaraz go ukradli. Mieliśmy tylko nadzieję, że nie na psi smalec. Tak więc zawsze kundle. Jakieś znajdy, podarowane, albo „z własnej hodowli” oraz nieznanego ojca. Najczęściej były z nami do końca. Albo ginęły w bohaterskich walkach jak Bidul, który nieopatrznie zapuścił się na nie swój teren i poległ w walce z trzema znacznie większymi od niego kundlami. Zdarzały się też zdrady. Na przykład czarno-biały Barnaś, niespokojny duch i skończony włóczęga. Opuszczał nas kilkanaście razy, ale zawsze jakoś odnajdywał drogę do domu. Aż w końcu któregoś dnia odszedł i nie pokazał się więcej. Po roku czy dwóch wypatrzyliśmy go w oddalonym o 25 kilometrów powiecie. Szedł dumnie na smyczy ze starszą panią. Udawał, że nas nie poznaje. A może rzeczywiście wymazał z pamięci swój wiejski okres, ponieważ od zawsze marzył o mieście, obroży i smyczy. Z kolei Murzyn (sorry, z takim imieniem się przybłąkał) po prostu wybrał nasz dom. Położył się przy furtce i leżał. Jeden dzień, drugi, trzeci, czwarty, aż w końcu dostał swoją miskę. Czarny, podpalany, z kłapciatymi uszami. Też wiódł żywot na poły niezależny, ale zawsze wracał. Czasem poraniony, raz ze złamaną łapą. Kiedy był już stary i niedołężny, odszedł ostatni raz i nie powrócił. Zupełnie jakby chciał nam oszczędzić widoku swojej agonii i śmierci. Potem śnił mi się wielekroć. We śnie był posiwiały jak prawdziwy starzec. Wyglądało to tak, jakby był gdzieś blisko i wciąż, chociaż z ukrycia, pilnował domu.

Tak, zawsze kundle, ponieważ skupiały w sobie mądrość oraz inne zalety tych wszystkich ras, z których się składały. Oraz posiadały półdziką witalność i wolę przetrwania, której, jak sądziliśmy, brakowało jednowymiarowym rasom wyhodowanym przez człowieka. Poza tym posiadanie rasowego psa wydawało nam się jednak pretensjonalne. Zwłaszcza na wsi, w tym królestwie Burków, Azorów, wolnej psiej miłości i psich wesel.

Przed tygodniem zadzwoniła znajoma, że ktoś w nocy podrzucił jej przez płot szczeniaka. Pojechaliśmy zobaczyć. Niestety wyglądał na rasowego. Trochę przypominał jamnika. Na oko półtora-dwumiesięcznego. Rudy, ze zwisającymi uszami, z ogonkiem mniej więcej od połowy czarnym. Jakby zanurzył go w farbie. Jednak wzięliśmy. Nie trzeba było się tłuc do schroniska do Tarnowa czy Krosna. Poza tym uznaliśmy, że taki podrzutek, osierocony, wzgardzony, to prawie jak kundel. Po riserczu w sieci okazało się, że raczej posokowiec niż jamnik. I bardziej bawarski niż hanowerski. No i jest z nami.

Koty przemieszczają się po domu nie dotykając podłogi – górą, po półkach, meblach, nastroszone i czujne. Nasza stara suka (biała, szara plama u nasady ogona, jasnożółte okulary i takież uszy, jedno oklapnięte) została przepędzona z posłania. Odpędzana jest też od własnej miski. Godzi się na to potulnie, ale widać, że ma ewidentną depresję. Natomiast rude szczenię ma euforię. W nieustannym ruchu, w zabawie, z ogonem w permanentnym młynku, wiecznie głodna i spragniona, niespożyta, bezczelna, absolutnie świadoma własnego uroku przemierza dom niczym burza, sieje spustoszenie, by w rzadkich chwilach uspokojenia przysiąść na psim tyłku, przechylić łepek i patrząc w oczy zapytać: „To ja? Nie, to przecież niemożliwe”. Po trzech godzinach na dworze, po gonitwach w śniegu, po obszczekiwaniu owiec, które traktują ją z wyniosłą obojętnością, po wycieczkach przy nodze aż gdzieś na skraj lasu wraca do domu, by na środku kuchennej podłogi zrobić to, co powinna zrobić w plenerze. W dodatku dumna obchodzi dokonanie merdając i patrząc w oczy. Następnie znów zabiera się do zagłady: książki z niższych półek, buty, kapcie, ubrania, wszystkie rzeczy w zasięgu pyska i łap, gdy staje słupka i siku, i siku, i siku, ponieważ „szczenię uzyskuje pełną kontrolę nad zwieraczem w wieku 5-6 miesięcy”.

Mam 53 lata i patrzę na ten cud życia z zazdrością. Ruda kulka turla się bez ustanku i trwoni energię z królewską rozrzutnością. Reaguje na każdy, nawet najdrobniejszy bodziec. Wystarczy na nią spojrzeć i już jest gotowa do podjęcia gry, gotowa do zabawy. Cały czas w biegu, w podskokach, w ruchu, węsząc, gryząc, drapiąc, kopiąc, ryjąc w błocie i śniegu, wlokąc w zębach, pochłaniając i wydalając.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się w 1960 roku w Warszawie. Mieszka w Beskidzie Niskim. Prozaik i eseista. Autor Murów Hebronu, Dukli, Opowieści galicyjskich, Dziewięciu, Jadąc do Babadag, Taksimu, Dziennika pisanego później, Grochowa, Nie ma ekspresów przy żółtych drogach, Wschodu… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2014