Cudzoziemiec, który czuł Polską

W powstaniu wielkopolskim walczył jako polski oficer, kilkanaście lat później założył mundur Luftwaffe. Historia Paula (Pawła) Krenza to opowieść o ludziach, którzy musieli balansować między biegunami swych tożsamości.

07.01.2019

Czyta się kilka minut

Paweł Krenz jako oficer Armii Wielkopolskiej / ARCHIWUM PRYWATNE AUTORA
Paweł Krenz jako oficer Armii Wielkopolskiej / ARCHIWUM PRYWATNE AUTORA

Fotografia żołnierza w mundurze Armii Wielkopolskiej, lotnika, podpisana była: „Kuzyn Paweł jest kapitanem”. Na innych zdjęciach, znacznie już późniejszych został rozpoznany, gdy występował w mundurze oficera Luftwaffe. Kim zatem był: Niemcem czy Polakiem? A może raczej: za kogo się uważał?

Opowieści rodzinne, przekazy medialne

W rodzinnym przekazie – był kuzynem mojego ojca – zachowała się opinia, że był barwną postacią.

Urodził się jako Paul Krenz w 1896 r. w Biskupnicy koło Człuchowa (niemiecka urzędowa nazwa miejscowości brzmiała wtedy: Bischofswalde, Kreis Schlochau). Jego matka pochodziła z polskiej rodziny zamieszkującej pogranicze Pomorza, Warmii i Mazur. O ojcu, identyfikowanym w przekazie rodzinnym jako Niemiec, wiedziano tyle, że był nauczycielem.

Opowiadano, że w czasie I wojny światowej Paul służył w niemieckim lotnictwie. I że gdy wybuchło powstanie wielkopolskie, przeszedł na polską stronę. Wzięty do niewoli, miał wrócić do Berlina, gdzie mieszkali jego rodzice i młodszy brat. Ożeniony był z Polką, która po jakimś czasie zmarła.

W pierwszych latach II wojny światowej zjawił się z matką w jej rodzinnych stronach, aby pomóc siostrze matki odzyskać zarekwirowany przez niemieckich okupantów majątek. W rodzinie mówiono, że chciał ożenić się ponownie, koniecznie z Polką. Gdy do tego doszło, zdezerterował z armii niemieckiej, po czym uciekł wraz z żoną do Afryki. Jego dalszych losów nie znano. W rodzinnych archiwach nie odnaleziono też żadnych dokumentów, które by go dotyczyły.

Czas pokazał, że – jak to bywa w opowieściach przechodzących przez usta wielu osób – pogłoski mieszają się z faktami, a całość wiążą domysły, które w miarę powtórzeń traktowane zaczynają być jako zdarzenia autentyczne.

Znacznie jednak poważniejszym od ustalania i porządkowania faktów stał się problem innego rodzaju. Okazało się bowiem, że zarówno niektórzy historycy, jak i dziennikarze skłonni są, aby na podstawie śladowych i bardzo niepewnych informacji tworzyć w swych publikacjach fantastyczne historie. A przede wszystkim – rozpatrywać biografię, która rozegrała się na etnicznym pograniczu, z zastosowaniem narodowych stereotypów.

W konsekwencji Paul Krenz zaczął być identyfikowany – w publicystyce poświęconej powstaniu wielkopolskiemu – jako „cudzoziemiec” służący w polskiej Armii Wielkopolskiej.

Archiwa mają głos

Rozpoznawanie jego faktycznej biografii zajęło mi wiele lat – poszukiwaniem dokumentów zająłem się w 1997 r.

Na podstawie źródeł, odkrywanych zarówno w archiwach polskich, jak i niemieckich, udało się ustalić, że urodził się na terenie Prus Zachodnich. Podczas I wojny służył początkowo w kawalerii, później w oddziale karabinów maszynowych (w obu tych formacjach na froncie wschodnim). Następnie został skierowany do szkoły obserwatorów lotniczych, po czym walczył na froncie zachodnim – we Flandrii – na aeroplanach, określanych ówcześnie w polskiej terminologii mianem „latawców”. Koniec wojny zastał go w lazarecie w Bydgoszczy.

Akces Krenza do powstania wielkopolskiego miał miejsce w połowie stycznia 1919 r. Wedle polskich źródeł pełnił wtedy funkcję dowódcy gnieźnieńskiego oddziału karabinów maszynowych (jak wówczas mawiano: „kulomiotów”) i brał udział w bojach na froncie północnym powstania – m.in. w bitwie pod Kcynią, którą gen. Józef Dowbór-Muśnicki (naczelny wódz Armii Wielkopolskiej) określił jako punkt zwrotny w walce o utrzymanie tego frontu.

Z analizy przebiegu bitwy wynika, że po rozpoczęciu przez Niemców ofensywy – jej siła sprawiła, że wojska powstańcze zaczęły się cofać, ulegając miejscami panice – oddział Krenza zachował zdolność bojową i powstrzymywał atak na swoim odcinku, aż do otrzymania wsparcia.

Przejście na polską stronę nie zakończyło się na epizodzie powstańczym.

W sierpniu 1919 r. Paul – teraz już jako Paweł, pisany też niekiedy jako Krenc – został przyjęty do 3. Wielkopolskiej Eskadry Lotniczej. Jako pilot obserwator służył na froncie litewsko-białoruskim, gdzie w lutym 1920 r. dostał się do bolszewickiej niewoli. Do Polski wrócił w lipcu.

Zagadką pozostaje, w jaki sposób wydostał się tak szybko z niewoli. Wiadomo, że w czerwcu był już w obozie przejściowym dla powracających z niewoli rosyjskiej żołnierzy niemieckich. Obóz znajdował się w miejscowości Czarne w Prusach Zachodnich – Krenz leczył się tam z tyfusu, którego nabawił się w niewoli. Czy kiedy został zestrzelony, podał się bolszewikom za Niemca? Czy dlatego go zwolniono i przekazano właśnie Niemcom?

Jakkolwiek się to odbyło, faktem jest, że po powrocie z niewoli zgłosił się ponownie do Wojska Polskiego, i że nadal uczestniczył w walkach, które jego eskadra toczyła w Małopolsce Wschodniej.

O jego dalszej służbie wiadomo, że odznaczony został Krzyżem Walecznych i że w październiku 1920 r. awansowano go na kapitana. W maju 1926 r., a zatem w czasie dokonanego przez marszałka Piłsudskiego zamachu stanu, na własną prośbę przeniesiony został do rezerwy.

Hauptmann z Luftwaffe

W kolejnych latach Paul/Paweł Krenz pracował początkowo w założonej w drugiej połowie lat 20. przez jego młodszego brata Alfreda berlińskiej wytwórni likierów. Później m.in. w firmie maszyn biurowych Mercedesa. A także, gdy nie miał już stałego zatrudnienia, czasowo jako reporter prasowy i agent ubezpieczeniowy.

W 1933 r. zwrócił się do urzędu w Berlinie z prośbą o jednorazową pomoc socjalną dla byłego oficera. Motywował to nędzą spowodowaną brakiem stałej pracy, hospitalizacją chorej na gruźlicę żony i koniecznością samotnej opieki nad córką.

Po kolejnym piśmie, skierowanym do Urzędu Lotnictwa, został w nim zatrudniony w 1934 r. w Schleissheim koło Monachium na stanowisku urzędniczym, w stopniu kapitana (wtedy znajdowało się tam lotnisko i lotnicze zakłady produkcyjne; dziś muzeum lotnictwa). Stopień hauptmanna nie miał związku z jego służbą w polskiej armii, lecz z awansem otrzymanym na podstawie wysługi lat w armii niemieckiej. Dodajmy, że udział w powstaniu wielkopolskim i służbę w polskiej armii Krenz skutecznie zataił w swej niemieckiej dokumentacji.

Po 1938 r. pracował w wojskowej szkole lotniczej w Halle, brał udział jako ­obserwator lotniczy w zajęciu przez Wehr­macht czeskich Sudetów. Następnie otrzymał zatrudnienie w wojskowej szkole lotniczej w Lechfeld (Szwabia).

Od 1940 do początków 1942 r. służył w Grosse Kampffliegerschule 3 na terenie okupowanej Polski. W 1942 r. przeniesiony został do Francji – początkowo do dowództwa lotniska w Lille, a następnie do Paryża, gdzie na tamtejszym lotnisku pełnił funkcję dowódcy łączności. W tym czasie awansowany został na majora Luftwaffe.

Do alianckiej niewoli dostał się w 1945 r. na terenie Holandii. W obozie jenieckim w Anglii przebywał do 1948 r., do Niemiec powrócił w roku 1954.

Zmarł w Pürgen koło Monachium w 1955 r.

Pytania i hipotezy

W biografii Krenza dają się zauważyć dwa zasadnicze punkty zwrotne. W obu przypadkach nieznane są motywy, które zaważyły na dokonanych przez niego wyborach. Nie wiadomo, z jakiego powodu zdecydował się wziąć udział w anty- niemieckim powstaniu, co w konsekwencji powiodło go do służby w polskim wojsku. Nie wiemy też, co sprawiło, że z tego wojska wystąpił i przeniósł się do Niemiec, aby tam trafić na koniec do armii niemieckiej.

Oba te punkty rozpatrywać można jedynie hipotetycznie. Nie sposób przy tym zgodzić się na to, by we wnioskowaniu absolutyzowane były kwestie narodowościowe.

Szukając motywów, które zdecydowały o akcesie Krenza do powstania, warto mieć na uwadze, że wojska powstańcze były zrewoltowane nie tylko w kwestiach narodowych, ale też społecznych. Było to pochodną rewolty, jaka rozgrywała się w armii cesarskiej, z której żołnierze biorący udział w powstaniu się wywodzili.

Społeczne uwarunkowania mogły mieć też wpływ na decyzję Krenza, gdy występował z Wojska Polskiego w 1926 r. Jak podano w jednym z opracowań odnoszącym się do tamtego czasu: „Kapitan żonaty i dzietny pobiera [wynagrodzenia – red.] mniej niż przeciętny dozorca domowy”. Kapitan Krenz był akurat zarówno świeżo żonaty, jak i „dzietny”.

„Czuje i żyje Polską”

W publikacjach, jakie pojawiały się w Polsce na temat Krenza, jego tożsamość naznaczano zwykle niemieckością. W dużej mierze wpływ na to miało przekonanie o etnicznym pochodzeniu jego ojca, a zwłaszcza wyrokowanie na podstawie finalnego efektu drugiego punktu zwrotnego, czyli zatrudnienia we wrogiej Polsce Luftwaffe. O matce Paula pisano zaś bezpodstawnie, że „choć pochodziła z polskiej rodziny, wychowała go na Niemca”.

Kierując się założeniami narodowymi, popełniano również istotny w konsekwencji błąd. Przeświadczenie o silnym naznaczeniu niemieckością sprawiło bowiem, że na podstawie jednego z historycznych opracowań – w którym podano, że od pierwszych, grudniowych dni powstania w Gnieźnie dowódcą oddziału kulomiotów był człowiek zwany „Prusakiem” – przyjęto, że człowiekiem tym był Krenz. Okazało się to nieprawdą. Wiadomo już, że Krenz przystąpił do powstania dopiero w styczniu 1919 r.

Przypisanie Krenzowi przydomku „Prusak” ugruntowało tezę o jego obcej tożsamości. Teza ta zbywa całkowicie kwestię jego pochodzenia – ukształtowanego na etnicznym pograniczu, niejednoznacznego.

Tymczasem informacje o prywatnym życiu Krenza przemawiają za tym, że polski sentyment był w nim stale obecny – obie jego żony były Polkami, zarówno Maria, poślubiona w 1923 r., jak i Bronisława, z którą ożenił się w 1942 r. Jak podkreślano to w rodzinnym przekazie, Krenzowi na polskości żon bardzo zależało. Wnioskować z tego można, że był to efekt uczuciowego przywiązania syna do jego polskiej matki, jak również do jej polskiej rodziny, która być może stanowiła dla niego rodzinny wzorzec. Z rodziną tą już od dzieciństwa miał regularny kontakt.

Sentyment ten podważa tezę, jakoby matka wychowała go na Niemca. Przeczą jej również opinie wydane przez jego polskich przełożonych w wojsku. Jeden z nich napisał, że choć Krenz wychowany został w niemieckim środowisku, to „czuje i żyje Polską”. Drugi przełożony – dowódca wspomnianej 3. Eskadry Józef Mańczak (to on zdobył lotnisko w Ławicy pod Poznaniem, założył szkołę pilotów i walczył na froncie litewsko-białoruskim; w 1940 r. został zamordowany w Katyniu) – ocenił Krenza tak: „świadomość narodowa – bardzo dobra”.

„Językiem nie włada”

Preparując w licznych polskich publikacjach rzekomą cudzoziemskość Krenza, używa się też nagminnie argumentu o słabym posługiwaniu się przez niego polszczyzną lub wręcz o całkowitej jej nieznajomości.

Jednak w źródłach znaleźć można świadectwa, że nie stanowił pod tym względem przypadku odosobnionego. O oficerze, służącym również jak on na froncie północnym powstania – podporuczniku Konradzie Golniewiczu – napisano w relacji, że choć nie znał języka polskiego, a rozkazy wydawał w uniformie i języku niemieckim, to jest jednak Polakiem „z krwi i kości”, wychowanym w Berlinie, przez co „językiem ojczystym dostatecznie nie włada”.

Jest rzeczą zastanawiającą, że w publikacjach, w których porusza się temat udziału cudzoziemców w powstaniu wielkopolskim, nie umieszcza się postaci Golniewicza. A przecież powinno tak się dziać z tego samego powodu, jak ma to miejsce w przypadku Krenza.

Nie kwestionuje się też polskości Golniewicza. Co jest tego przyczyną? Golniewicz podobnie jak Krenz odbył wszystkie kampanie wojenne toczone przez polską armię w latach 1919-20, w 1927 r. przeniesiony został w stan spoczynku, następnie pracował jako architekt w Poznaniu, skąd na początku II wojny został przez władze niemieckie przymusowo wysiedlony. Krenz w tym czasie służył już w Luftwaffe, gdzie zatrudniono go po desperackiej prośbie, której powodem nie było ideowe zaangażowanie, lecz prozaiczna bytowa nędza.

Zasadne pytanie brzmi, czy gdyby w identyfikowaniu tożsamości Krenza nie sugerowano się tak mocno jego służbą w hitlerowskich siłach zbrojnych, a skupiono na samym tylko akcesie do powstania, to czy można by w sposób tak absolutnie jednoznaczny przedstawiać go jako cudzoziemca?

Rysy ludzi tutejszych

Wątpliwości, które podważają taki sposób prezentacji Krenza w polskiej publicystyce i w mediach, jest zresztą więcej. Wiążą się z jego pogranicznym pochodzeniem, którego specyfikę tak ujął Hans Helmut Kirst w jednej ze swych nostalgicznych mazurskich powieści: „Rysy szczególne żyjących tu ludzi bywały ze sobą sprzeczne, mimo to przechodziły w siebie nawzajem. (...) Sprawiały wrażenie pół słowiańskie, a pół niemieckie, i nie sposób się było zorientować, która z dwóch stron bardziej się na nich odciska”.

Rozważając motywy życiowych wyborów takich osób jak Krenz, warto mieć powyższe na uwadze. Pozwoli to zrozumieć, jak ludzie z pogranicza balansują między biegunami swej tożsamości – i jak trudna, tak mentalnie, jak i w życiowej praktyce, staje się ich sytuacja, gdy pomiędzy nacjami, z których się wywodzą, wybucha konflikt.

Przymuszeni do opowiedzenia się po którejś ze stron, ujawnią zawsze jakimś znakiem, że prawda o nich nie da się uwięzić w jednoznacznej formule. ©

Dziękuję ks. Robertowi Kulczyńskiemu za udostępnienie dokumentów z Centralnego Archiwum Wojskowego oraz Karstenowi Holstemu za wyszukanie dokumentów w archiwach niemieckich.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 2/2019