Cud Grabskiego

Prof. WOJCIECH ROSZKOWSKI: Reforma Grabskiego była jednym z największych osiągnięć Polski międzywojennej. Rozmawiała Patrycja Bukalska

27.01.2009

Czyta się kilka minut

PATRYCJA BUKALSKA: Czy w roku 1923 Polska zmierzała do katastrofy?

Prof. WOJCIECH ROSZKOWSKI: Latem 1923 r. inflacja zamieniła się w hiperinflację. Karykatura z tamtego czasu pokazywała urzędnika państwowego, który z workiem pieniędzy chce wsiąść do dorożki i mówi: "Zarabiam za dużo, żeby to taszczyć do domu, a za mało, żeby zapłacić za dorożkę". Wcześniej umiarkowana inflacja była czynnikiem sprzyjającym odbudowie gospodarczej, Polska szybko szła naprzód. Inflacja umiarkowana oznaczała przyrost popytu; nawet jeśli pieniądz tracił na wartości, szybkość jego obiegu i masa pieniądza rekompensowały ten spadek. Ale hiperinflacja była czymś dramatycznym: zaczęły gwałtownie rosnąć ceny i kurczył się popyt. Trudno prowadzić firmę, gdy kalkulację można obliczać na dzień, dwa naprzód. Trudno kierować gospodarką, gdy codziennie zmieniają się wszystkie wskaźniki. Na hiperinflacji straszliwie tracili pracownicy najemni, którzy otrzymywali pensję raz na miesiąc. Płace realne kurczyły się w takim tempie, że doszło do protestów. W Małopolsce zginęło kilkanaście osób.

Od maja 1923 r. władzę sprawował rząd Wincentego Witosa.

W 1923 r. rząd Witosa był, można powiedzieć, rządem polskiej większości: tworzyły go Narodowa Demokracja i partia chłopska "Piast". Paradoks trzech rządów Witosa, bo tyle ich było w II Rzeczypospolitej, polegał na tym, że były one w okresie międzywojennym jedynymi rządami, które miały większość parlamentarną. Ale co z tego, skoro Witos dopuścił do hiperinflacji i rosnącego bezrobocia, a w dodatku próbował spacyfikować zamieszki. Późną jesienią 1923 r. sytuacja była dramatyczna: malejące płace i malejący popyt powodowały, że nie było po prostu komu sprzedawać. Parlament musiał zrobić rzecz arcytrudną: wyłonić rząd z większością parlamentarną, gdy rząd większościowy właśnie upada. To, że powstał rząd Grabskiego, było kolejnym cudem nad Wisłą. Pokazało, że Polacy w najbardziej dramatycznych okolicznościach dochodzili do porozumienia. Parlament powołał rząd ponadpartyjny, tolerowany przez większość sejmową, z Władysławem Grabskim jako premierem.

Kim był Grabski?

Przede wszystkim był ekonomistą, profesorem Akademii Rolnej. Sympatyzował z endecją przez brata Stanisława, jednego z jej liderów. W pierwszej połowie 1923 r. Władysław Grabski był krótko ministrem skarbu w rządzie premiera Władysława Sikorskiego. Już wtedy sformułował plan reformy, ale pozostał tylko na papierze.

Właściwy człowiek we właściwej chwili?

W osobie Grabskiego trafił się człowiek, który nie tylko miał pomysł, ale mógł go zrealizować. Trzeba było działać błyskawicznie. Grabski został premierem 19 grudnia 1923 r., a reformę zaczęto już na początku stycznia. Sejm przyjął ustawy, które były sprytnie pomyślanym "pakietem", jak to się dziś mówi, i dotyczyły kilku rzeczy naraz: w "pakiecie" Grabskiego było i ograniczenie wydatków budżetowych, i zwiększenie dochodów, i zmiana pieniędzy.

Jak w takiej chwili udało się obniżyć wydatki budżetu?

Było wtedy coś takiego jak niewaloryzowane kredyty, udzielane przez Polską Krajową Kasę Pożyczkową, która była bankiem centralnym emitującym markę polską. Państwo udzielało przedsiębiorcom niewaloryzowanych kredytów. Np. jeśli się pożycza 1000 marek, inflacja sięga 50 proc. miesięcznie, a kredytu się nie waloryzuje, to 50 proc. zostaje w kieszeni przedsiębiorcy. Było to świadome dofinansowanie odbudowy kraju, która dokonywała się rękami przedsiębiorców prywatnych. Grabski skończył z tymi kredytami. Zniknęły ekstra dochody przedsiębiorców, ale zniknęły też ekstra wydatki budżetu. Były również inne cięcia.

A druga strona, czyli dochody?

Grabski wprowadził daninę majątkową: każdy posiadacz majątku wyższego niż równowartość 10 tys. franków szwajcarskich płacił ten podatek. Grabski ratował skarb państwa przez sięgnięcie do portfeli bogatszej części społeczeństwa. Ale to podkopało koniunkturę, bo przedsiębiorcy mniej mogli przeznaczyć na inwestycje.

Co z trzecim elementem "pakietu", zmianą waluty?

Grabski kazał wydrukować zapas marek polskich i powiedział, że więcej nie będzie się tego robić. Interweniował też na giełdzie warszawskiej, rzucając na rynek dolary, aby zahamować spadek kursu marki. Mając chwilowo ustabilizowany jej kurs i w zapasie trochę pieniędzy, przystąpił do wymiany. Powołano nową instytucję, Bank Polski, który zaczął emitować złotego. Wymieniano go po kursie, który już nie malał. Był to kluczowy moment.

Nie można było zostawić marki polskiej?

Pozycja pieniądza zależy też od zaufania społecznego. Zaufanie do marki było zerowe. Złoty - to był nowy początek. Nie tylko budżet był zbilansowany, ale pojawił się nowy pieniądz, który miał stały kurs. Do tego zagwarantowano, że to nie rząd będzie go emitować. Bank Polski został powołany jako instytucja emisyjna, ale nie państwowa.

To była zasadnicza zmiana. Wcześniej Polska Krajowa Kasa Pożyczkowa była bankiem państwowym i gdy rząd potrzebował pieniędzy, to po prostu kazał je drukować. Teraz rada nadzorcza Banku Polskiego była w rękach przedsiębiorców i akcjonariuszy prywatnych. Rząd nie miał wpływu na to, ile bank wydrukuje pieniędzy. A reguły Banku Polskiego były oparte na zasadzie: ile w skarbcu, tyle banknotów. Były wskaźniki, które mówiły, jaka część pieniądza w obiegu musi mieć pokrycie w złocie.

Czyli rewolucja.

Zupełna. Co ciekawe, prywatni przedsiębiorcy najpierw sabotowali akcje Banku Polskiego. Ale rząd postąpił chytrze: zasugerował, że przedsiębiorcy im niechętni będą traktowani przy udzielaniu kredytów przez Bank Polski inaczej niż ci, którzy kupują jego akcje.

Skąd ta niechęć?

Reforma biła po ich kieszeni. Nie dość, że koniunktura malała, to jeszcze płacili daninę majątkową, nienawidzili Grabskiego z powodu tej daniny. Ale to lekcja, że za hiperinflację zawsze ktoś musi zapłacić. Wtedy zapłacili przedsiębiorcy. Załamanie koniunktury było jednak chwilowe, a w 1926 r. zaczęła znów rosnąć.

Wymiana waluty odbyła się wtedy także np. w Austrii i na Węgrzech. Ale chyba tylko Polska uczyniła to wyłącznie własnymi siłami?

Grabski był wręcz cudotwórcą. Pierwszy etap reformy dokonał się bez pomocy zagranicznej. I udało się: po reformie skarbowo-walutowej przez pierwsze pół roku był spokój, dopiero jesienią 1924 r. pojawiły się problemy, bo danina spływała powoli, a gospodarka dopiero się dostosowywała. Reforma zakończyła się niesamowitym sukcesem: z hiperinflacji Polska przeszła w okres stabilnej waluty, z silnym złotym.

Nie można było przeprowadzić jej wcześniej?

Nie było warunków. Wydatki przekraczały dochody, toczyliśmy wojnę z bolszewikami, odbudowywano kraj, a to było wygodne przez niewaloryzowane kredyty. Wcześniej reforma nie była nikomu na rękę. Choć może trzeba było ją zacząć pół roku wcześniej, może uniknęlibyśmy hiperinflacji, kryzysu i ofiar.

Jak przebiegła wymiana pieniędzy?

Dosyć gładko. Jeśli pojawia się nowa waluta, a ludzie widzą, że ma stały kurs i nie ma powodu do dodrukowywania banknotów, bo budżet jest zbilansowany, to nie ma też powodu do obaw. Ludzie chcieli nowej waluty.

Ludzie na wsi wiedzieli, że budżet jest zbilansowany? To wiedza specjalistów...

Oczywiście. Ale działały symbole, jak Bank Polski. Pojawił się on jako instytucja nowa, choć ludzie i budynki były stare. Mój dziadek był prezesem oddziału PKKP w Łomży i po reformie Grabskiego został dyrektorem oddziału Banku Polskiego w Łomży. Ten sam budynek, ale zmiana warunków działania i szyldu. Szyld Banku Polskiego i wymowa nowego znaku pieniężnego zdziałały bardzo dużo. Przeciętny człowiek widzi: jest nowy Bank Polski i jest stały kurs, więc daje temu wiarę. Chyba że ma doświadczenia z kłamliwą propagandą, jak w PRL.

Możemy być więc dumni z reformy Grabskiego.

Reforma Grabskiego była jednym z największych osiągnięć Polski międzywojennej. Uratowaliśmy się przed katastrofą. Nie tylko gospodarczą. W wymiarze geopolitycznym Polska nie mogła sobie pozwolić na chaos i zamieszki. Grabski wyciągnął kraj z potężnych tarapatów.

Prof. WOJCIECH ROSZKOWSKI (ur. 1947) jest ekonomistą i historykiem. Obecnie poseł PiS do Parlamentu Europejskiego, jest także pracownikiem naukowym Instytutu Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas. Autor kilkunastu książek o historii Polski w XX w.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2009

Artykuł pochodzi z dodatku „Ucho igielne (5/2009)