Zmarła Kora Jackowska
Zmarła Kora Jackowska
Większość z nas po raz pierwszy usłyszała ją i zobaczyła na scenie opolskiego festiwalu w roku 1980 – na tle dancingowych rytmów i cekinowych zaśpiewów, jej występ zabrzmiał jak warkot nisko przelatującego myśliwca. Usłyszeliśmy osobny, fantastycznie chłodny, rewolucyjny krzyk, nową muzyczną ewangelię, znak, iż oto czasy nadchodzą nowe. Z czym zbiegł się ten krzyk, wiemy: z euforią Sierpnia, karnawałem Solidarności, traumą stanu wojennego, stanowojenną smutą, po której przyszedł duszny, sargassowy smutek drugiej połowy lat 80-tych.
Jej głos, intrygujący i inspirujący, potrafiący oddać wszystko, co pomyślała głowa, cały czas był z nami. Jako znakomita wokalistka potrafiła na dziesiątki sposobów „podawać” swoje teksty , ale przede wszystkim była jedną z najważniejszych poetek swojego pokolenia, nie zakurzoną pacynką z papier-mache, znaną z podręczników i rocznicowych akademii, lecz istotą z nami współczesną i współczującą. Wsączała nam swoje wiersze, ubrane w formę rockowych piosenek niemal podprogowo, zaskakując zbitkami głosek, dykcją, grami słów, emocjonalną dojrzałością, odniesieniami kulturowymi. Przejście od tekstów Kory do dzieł Herberta, Gombrowicza, Mrożka czy Szymborskiej nie wydawało się żadnym nietaktem – wykute były z tego samego metalu. Choć towarzyszył jej świetny band, to ona stanowiła centrum – nie tylko jako wokalistka i poetka, ale przede wszystkim jako kobieta, silna, mądra i wolna, bodaj pierwsza w historii polskiej muzyki front-woman, mająca własną wizję świata i osobną wrażliwość. Jej teksty migotały: ironią, czułostkową tkliwością, ocierającą się niekiedy o ckliwość, jakby wiedziała, że miłość zawsze dopada nas po opuszczeniu gardy pozorów. Była kronikarką szalonych miłości, rozpadów, upadków i ekstaz, zaś czas historyczny sprawił, że polityczny kontekst dodawał jej piosenkom zgoła innej mocy – stawały się naszą wewnętrzną ścieżką dźwiękową, co do kadru, co do sekundy zsynchronizowaną z otaczającym nas światem. Zresztą kiedy Maanam powrócił po roku 1989 okazało się, że i w „nowej rzeczywistości” teksty Kory po prostu brzmią, bo klasa i klasyka nigdy nie wychodzą z mody.
Z tym większym bólem dowiedzieliśmy się, że zmaga się ze śmiertelną chorobą – kibicowaliśmy jej, podziwiając siłę, dzielność i odwagę. Z tym większym bólem przyjęliśmy wieść, która dotarła do nas dziś rano. Ale jakże mały to ból, względem tego co odczuwają dziś jej bliscy: mąż Kamil Sipowicz, synowie Mateusz i Szymon a także wnuczek Leon. Bądźmy dziś z nimi choć przez chwilę.
WIĘCEJ W KOLEJNYM NUMERZE „TYGODNIKA POWSZECHNEGO”
Ten materiał jest bezpłatny, bo Fundacja Tygodnika Powszechnego troszczy się o promowanie czytelnictwa i niezależnych mediów. Wspierając ją, pomagasz zapewnić "Tygodnikowi" suwerenność, warunek rzetelnego i niezależnego dziennikarstwa. Przekaż swój datek:
Autor artykułu

Dodaj komentarz
Usługodawca nie ponosi odpowiedzialności za treści zamieszczane przez Użytkowników w ramach komentarzy do Materiałów udostępnianych przez Usługodawcę.
Zapoznaj się z Regułami forum
Jeśli widzisz komentarz naruszający prawo lub dobre obyczaje, zgłoś go klikając w link "Zgłoś naruszenie" pod komentarzem.
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Żal. Kolejna osoba odeszła.
szczęśliwe chwile to motyle...
Bój się teraz ty Kreonie, nie
jedna z tych osób, które były
Wielka indywidualność.
Wychowalam sie na Maanamie.