Co zrobi Synod, co postanowi papież?

Ks. prof. Paul M. Zulehner, teolog: Nie boję się gwałtownych debat na Synodzie, to w Kościele nic nowego. Już apostołowie ostro się spierali. Ważne, by na koniec Synodu biskupi mogli powiedzieć: „Postanowiliśmy, Duch Święty i my...”.

05.10.2015

Czyta się kilka minut

 / Fot. Thomas Böhm / MATERIAŁY PRASOWE
/ Fot. Thomas Böhm / MATERIAŁY PRASOWE

WOJCIECH PIĘCIAK: Otwierając w minioną niedzielę Synod, papież mówił o nierozerwalności małżeństwa, apelował o miłosierdzie. Obserwatorzy oceniają, że Franciszek wyszedł naprzeciw tym, którzy chcą reform, ale chciał też uspokoić tych, którzy ewentualną zmianę w nauczaniu uważają za zagrożenie. Celowo nie zajął stanowiska?

Ks. PAUL M. ZULEHNER: W tej chwili papież mądrze nieopowiada się po żadnej stronie. Nie podejmuje decyzji, tylko słucha. Mam wrażenie, że nie tylko tego, o czym mówią biskupi podczas synodalnych debat, lecz i tego, co społeczność ludzi wierzących miała mu do powiedzenia w ankietach, które przygotowano wcześniej w Kościołach lokalnych i przesłano do Rzymu. Poza tym myślę, że Franciszek przygląda się pilnie temu, co w kwestii duszpasterstwa małżeństw ma do powiedzenia tradycja prawosławna. Papież przykłada do tego dużą wagę i to wydaje mi się dziś kluczowe.

Co Ksiądz Profesor ma na myśli?

Kościół prawosławny podkreśla niezmienność nauczania, ale nie chce tracić z oczu ludzi, których małżeństwo się rozpadło. W prawosławiu określają to pojęcia „akribia” i „oikonomia”. Z jednej strony niezłomnie trzymamy się słów Jezusa, które zostały nam przekazane w Ewangeliach. Z drugiej zaś, w praktyce duszpasterskiej, biskup powinien być jak ojciec rodziny, który troszczy się, aby – gdy w konkretnym przypadku w małżeństwie obumiera miłość, za sprawą winy i tragizmu – ludzie mogli nadal żyć w Kościele, nie będąc w nim dyskryminowani. Kościół prawosławny praktykuje to od stuleci: i nauczanie, i miłosierdzie. Jest zarówno surowy, gdy idzie o podkreślanie tego, jakie było marzenie i ideał Stwórcy, gdy powołał do życia człowieka i podarował mu raj, jak też miłosierny, gdy człowiek zawiódł, popełniając grzech pierworodny, za co został z raju wygnany. Rozmawiamy w niedzielę 4 października – czytałem dziś w kościele Ewangelię, w której Jezus mówi o nierozerwalności małżeństwa. Proszę zwrócić uwagę: Chrystus cytuje tu słowa z Księgi Rodzaju, a konkretnie z historii stworzenia, a nie z historii o grzechu pierworodnym.


CZYTAJ TAKŻE:


Dlaczego uważa Ksiądz, że praktyka w Kościele prawosławnym może być punktem odniesienia dla Franciszka?

Ponieważ pierwszy Synod o rodzinie, który obradował rok temu, zawarł taką właśnie myśl w „Lineamenta” [dokumencie zbierającym wnioski z Synodu – red.]: że my, katolicy, powinniśmy dokładnie studiować model prawosławny i być może w nim szukać drogi także dla nas. Mówił o tym również kardynał Walter Kasper na Kolegium Kardynalskim. Zresztą chciałbym zwrócić uwagę, że o praktyce prawosławnej mówił nasz nieżyjący już arcybiskup Wiednia, kardynał Franz König, a było to jeszcze w roku 1963.

Ale czy na Synodzie uda się wypracować wspólne rozwiązania, w duchu jedności? W ostatnich tygodniach mówiono o pogłębiającej się polaryzacji w Kościele. Na przykład niemiecki dziennik „FAZ” pisał o „ostrym sporze o kościelne stanowisko w kwestii małżeństwa i seksualności”, który „zatruwa klimat” w Kościele. Czy sprzeczności między „obozami” nie są zbyt wielkie?

Cóż, biskupi na Synodzie muszą powściągnąć emocje... Ale nie przesadzajmy. Chcę przypomnieć, że gwałtowne debaty to w Kościele nic niezwykłego, i to od początku jego istnienia, gdy był on jeszcze młody, w fazie powstawania. Weźmy np. gwałtowny spór między apostołami Piotrem i Pawłem, dotyczący relacji między Żydami i Grekami. Czytamy o tym w Dziejach Apostolskich i Liście do Galatów. Paweł sprzeciwił się Piotrowi, twarzą w twarz. „Otwarcie mu się sprzeciwiłem, bo na to zasłużył” – pisze o tym Paweł (Gal 2, 11). Może więc być i tak, że na Synodzie dojdzie do gwałtownych dyskusji, ale mimo to na koniec biskupi będą mogli powiedzieć: „Postanowiliśmy bowiem, Duch Święty i my...” (por. Dz 15, 28).

Polaryzacja jest dziś jednak realna...

Powiedziałbym, że to nie jest polaryzacja między kościelną „prawicą” i „lewicą” – czy też między „liberałami” i „konserwatystami” – lecz pełen napięcia spór między „ideologami” i „pasterzami”. Myślę, że to lepszy opis obecnej sytuacji. Bo to jest tak: ci pierwsi chcą tylko chronić przekazane tradycją przepisy kościelne („akribia”) – a ci drudzy dodają do tego, że należy widzieć też poranionego człowieka („akribia” i „oikonomia”). To dwie różne perspektywy.

„Ideolodzy”, jak Ksiądz Profesor ichnazywa, powołują się właśnie na dzisiejszą Ewangelię, gdzie Jezus mówi: „Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela”.

To prawda. Bóg mówi też: „Nie zabijaj!”. Kain zamordował swego brata Abla, złamał przykazanie. Ale Bóg zatroszczył się o to, aby Kain mógł dalej żyć. Także Kościół katolicki oferuje dziś przebaczenie człowiekowi, który zabił innego człowieka. Rzecz jasna po okresie pokuty, a więc po procesie duchowego uzdrowienia. Pod takimi warunkami nawet morderca może wrócić do wspólnoty chrześcijańskiej i przyjmować komunię. I dokładnie coś takiego tradycja prawosławna stosuje również wobec małżonków, których związek się rozpadł: po dłuższym okresie pokuty powinno być możliwe ponowne i pełne włączenie tych ludzi do wspólnoty sakramentalnej. Więcej nawet: w Kościołach wschodnich można zawrzeć po raz drugi kościelny związek małżeński.

I nie ma tu sprzeczności ze zdaniem: „Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela”? 

Nie, myślę że nie ma tu sprzeczności. Człowiek nie powinien zabijać, człowiek nie powinien rozdzielać: to jasny apel Boga do człowieka. Co jednak czynić, gdy w małżeństwie obumiera miłość, z winy i tragizmu? Tymczasem sakrament małżeństwa opiera się na miłości między oboma małżonkami, małżeństwo powinno żyć ich miłością. Gdy miłość zostaje zerwana, gdy jej już nie ma, Kościół powinien zastanowić się, czy małżeństwo w ogóle nadal jeszcze istnieje. Bo to, co było istotą sakramentu, obumarło.

Mam świadomość, że po stronie „ideologów” są i tacy, którzy twierdzą, że byłaby to zdrada Ewangelii, gdyby Kościół dopuścił do komunii człowieka, który się rozwiódł i następnie zawarł nowy związek małżeński. Powinno się być jednak ostrożnym z tak potępiającymi sądami. Bo właśnie to jest możliwe w Kościele prawosławnym, biskup może podjąć tam taką właśnie decyzję. Gdy ktoś mówi więc o zdradzie Ewangelii, potępia tym samym starą tradycję prawosławną jako niechrześcijańską. Tymczasem już np. Sobór Trydencki w XVI w. świadomie zrezygnował z takiego potępienia.

Oczekiwania są wielkie. Wielkie są też po drugiej stronie obawy, iż reforma pójdzie za daleko. W jednym z wywiadów mówił Ksiądz Profesor niedawno, że spodziewa się podczas Synodu twardych zmagań zwłaszcza w kwestii rozwiedzionych. Czym więc może skończyć się Synod?

Papież ma wiele możliwości. Po pierwsze, może najpierw sformułować kilka ogólnych zasad – np. podkreślić nierozerwalność małżeństwa, akcentując zarazem potrzebę miłosierdzia, jak uczynił podczas otwarcia Synodu – aby następnie delegować konkretną realizację tych zasad na episkopaty lokalne w Europie, Ameryce Łacińskiej, Afryce itd. Mógłby to uzasadnić tak: w Afryce są inne problemy i inna kultura niż w Europie, tu i tam nieco odmienne jest też rozumienie instytucji małżeństwa, np. w Afryce problemem nadal jest poligamia, w Europie większy nacisk kładzie się dziś na miłość między ludźmi, a mniejszy na umowę prawną itd. To byłaby jedna możliwość.

Po drugie, papież może postawić na duszpasterstwo miłosierdzia. Tę drogę zasugerował już zresztą w swym niedawnym edykcie, w którym uprościł procedurę stwierdzania nieważności małżeństwa: ciężar kompetencji w kwestii stwierdzania tejże nieważności Franciszek przesunął z orzecznictwa na decyzję konkretnego biskupa. Już to jest zresztą po trosze nawiązaniem do praktyki prawosławnej. I teraz papież mógłby stwierdzić, że również w kwestii dopuszczenia do sakramentów osób rozwiedzionych, które zawarły ponowny związek, decyzję może podjąć biskup, w konkretnym przypadku konkretnej pary małżeńskiej. Uważam, że także ten scenariusz jest teologicznie dopuszczalny. Wprawdzie wśród biskupów na Synodzie może nie być większości dwóch trzecich za takim rozwiązaniem. Ale papież nie jest tym związany. Przypomnę, że Paweł VI – którego Franciszek ogłosił świętym – podjął kiedyś decyzję, idąc za głosem mniejszości, gdy w 1968 r. wydał encyklikę „Humanae vitae”.

Trzecia możliwość jest taka, że papież nie podejmie żadnych decyzji, że będzie wolał odczekać, jak rozwinie się dalej sytuacja w Kościele. Ale to jest mało realne, zbyt wielkie są oczekiwania ze strony wierzącej opinii publicznej, że na Synodzie zapadną jakieś decyzje.

Mówił Ksiądz Profesor niedawno, że „Kościół powinien zająć się też w większym stopniu społeczną prewencją, zamiast tylko ubolewać, że związki się rozpadają”. Co to znaczy?

Pragnąłbym, aby Synod nie tylko skoncentrował się na duszpasterstwie sakramentalnym. Powiedziałbym, że w dzisiejszych czasach małżeństwo stało się takim sposobem na życie, który obarczony jest tak wysokim ryzykiem jak nigdy wcześniej. W czasach destabilizacji ludzie potrzebują poczucia stabilizacji. Jest wiele czynników, które utrudniają dziś podjęcie decyzji o zawarciu związku małżeńskiego, a potem stabilne w nim trwanie. Wielu młodych ludzi – sądzę, że także w Polsce – nie może pozwolić sobie na założenie rodziny z przyczyn finansowych. A potem mamy szereg problemów, które stają się obciążeniem dla małżeństw, gdy np. i kobieta, i mężczyzna muszą pracować, by powiązać koniec z końcem, a mają dziecko lub dzieci i także starszych krewnych, którymi muszą się opiekować. Powstaje wtedy ogromny stres, który może destabilizować małżeństwo.

Dlatego pragnąłbym, aby biskupi skupili się nie tylko na ofiarach destabilizacji, lecz również na uwarunkowaniach społecznych. Aby powiedzieli też kilka słów o tym, jak te uwarunkowania powinny być kształtowane, by ułatwić ludziom życie w związkach: np. przez rozsądną politykę rodzinną państwa, przez odciążenie matek i ojców, gdy chcą łączyć pracę zawodową z życiem rodzinnym. ©℗

Ks. PAUL M. ZULEHNER (ur. 1939) jest austriackim teologiem. Od 1964 r. kapłan, od 1984 r. profesor teologii pastoralnej, od 2000 r. dziekan Wydziału Teologii Katolickiej Uniwersytetu Wiedeńskiego, obecnie emerytowany. Autor wielu publikacji o sytuacji Kościołów i religijności w Europie. W Polsce ukazała się jego książka „Schronienie dla duszy” (2006).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2015