Co widzi Polak w portfelu

W ciągu dwóch lat płace poszły lekko w górę. Ale i tak połowa pracujących zarabia mniej niż 2,5 tys. zł na rękę, a wśród 10 proc. najlepiej zarabiających aż 70 proc. stanowią mężczyźni.

08.01.2018

Czyta się kilka minut

 / BASTIAN / BEW
/ BASTIAN / BEW

W październiku ubiegłego roku średnie miesięczne wynagrodzenie wyniosło 4574 zł brutto, czyli 3254 zł na rękę. W większości z nas taka informacja musi budzić zdziwienie. W końcu niemal każdy Polak uważa się za przeciętnego, tymczasem o takiej pensji większość społeczeństwa może pomarzyć. Podobne odczucia pojawiają się w dużej części z nas w reakcji na informacje o wzrostach płac. Skoro pensje w Polsce wzrosły o kilka procent, to dlaczego nie widać tego w moim portfelu? Jak to możliwe, że podawane co miesiąc liczby tak bardzo rozmijają się z odczuciami obywateli? Czy to dane są tak oderwane od rzeczywistości, czy większość społeczeństwa żyje jak we śnie?

Oczywiście subiektywne oceny siłą rzeczy opierają się na bardzo wycinkowym oglądzie rzeczywistości. Niestety wiele danych statystycznych również oświetla jedynie jej wąski odcinek. Analizowanie ich pojedynczo, bez odniesienia do szerszej perspektywy, może wprowadzać w błąd lub co najmniej budzić dysonans. W taki właśnie sposób analizujemy podawane co miesiąc średnie wynagrodzenie w kraju – dowiemy się, ile wynosi i o ile wzrosło, ale odniesień do kontekstu społecznego zwykle brak. Na szczęście co dwa lata GUS publikuje dużo dokładniejsze dane dotyczące pensji Polaków.

Biedni, ale coraz mniej

Ostatnia taka publikacja GUS przedstawia dokładną strukturę wynagrodzeń w Polsce w październiku 2016 r. Przeciętna pensja wyniosła wtedy 4347 zł brutto. Problem ze średnią polega głównie na tym, że nic nie mówi o rozkładzie dochodów. Prezes banku zarabiający 100 tys. zł miesięcznie oraz niewykwalifikowany pracownik na pensji minimalnej (2 tys. zł) zarabiają średnio 51 tys. zł na miesiąc. Ten drugi solidnie by się zdziwił, widząc taki wynik.

Dużo lepsza poznawczo jest mediana płac, nazywana również wynagrodzeniem środkowym. Mówiąc w uproszczeniu, to poziom wynagrodzenia, który dzieli społeczeństwo idealnie na pół – połowa zarabia więcej, a druga połowa mniej. W omawianym czasie wyniosła ona 3511 zł, możemy więc powiedzieć, że naprawdę przeciętny Polak zarabia miesięcznie około 2,5 tys. zł na rękę. Czyli ok. 600 euro. I to już jest dużo bardziej zbliżone do rzeczywistości i przygnębiające.

Dane GUS pokazują też, że jednak zmierzamy w dobrą, przynajmniej z punktu widzenia pracowników, stronę. W 2014 r. mediana wyniosła 3292 zł, a więc w dwa lata wzrosła o 6,7 proc. Co więcej, wzrosła szybciej niż średnia krajowa (5,8 proc.). Co oznacza, że pensje większości społeczeństwa rosły nieco szybciej niż tylko ludzi najwięcej zarabiających. W ubiegłym roku ogólny poziom płac szybko rósł – od października 2016 r., w zaledwie rok, średnia wzrosła jeszcze o ponad 5 proc. Oczywiście ten wzrost nie mówi nic o tym, jak te podwyżki się rozkładają, ale mimo wszystko można postawić tezę, że wszyscy stawaliśmy się coraz mniej biedni.

Kobiety mają gorzej

Nie tylko nieliczna grupa najlepiej zarabiających sprawia, iż najpopularniejsze wskaźniki płacowe nie odzwierciedlają złożonej rzeczywistości. Za dysonans między suchymi liczbami a sytuacją społeczną odpowiada nadal kwestia płci. Mimo iż jesteśmy już w XXI w., kobiety zarabiają zwykle mniej niż mężczyźni, i to nawet w Unii Europejskiej, która i tak jest pod tym względem stosunkowo najbardziej sprawiedliwa. Tak zwaną nieskorygowaną lukę płacową określa się poprzez porównanie średniego wynagrodzenia kobiety i mężczyzny. Według Eurostatu w 2015 r. w Polsce wynosiła 7,7 proc., co było piątym najniższym wynikiem w UE – średnia unijna wyniosła 16,3 proc. Jeśli więc wierzyć europejskim służbom statystycznym, choć Pol- ki zarabiały mniej niż Polacy, to i tak na tle większości kontynentu mamy bardzo przyzwoitą sytuację.

Niestety dane GUS pokazują, że problem jest dużo głębszy, a luka płacowa wynosi dwa i pół razy więcej niż według Eurostatu. Średnie wynagrodzenie mężczyzny w 2016 r. wyniosło 4706 zł, a kobiety jedynie 3971 zł. Tak więc panowie zarabiali średnio 18,5 proc. więcej niż panie.

Z czego to wynika? Eurostat porównuje tylko płace godzinowe, tymczasem Polacy przepracowują miesięcznie więcej godzin niż Polki. W skali miesiąca luka jeszcze się więc powiększa. Oczywiście najczęściej wynika to ze wspólnej decyzji małżonków, że mężczyzna przejmuje na siebie większy ciężar zapewnienia środków do życia, a żona wedle tradycyjnego modelu zajmuje się domem. Jednak bez wątpienia łatwiej o taki właśnie podział ról, gdy to mężczyzna z definicji zarabia więcej, nawet jeśli ta różnica nie jest wielka. Widać więc, że nawet nieduża, 8-procentowa różnica w stawkach godzinowych może petryfikować podział obowiązków w domu i przyczyniać się do jeszcze większej realnej luki płacowej w skali miesiąca.

Najlepszym dowodem na to, jak Pol- ki są pokrzywdzone w kwestii płac, jest fakt, że wśród 10 proc. najlepiej zarabiających Polaków (zarobki powyżej 7200 zł) aż 70 proc. stanowią mężczyźni. Co więcej, Polki zarabiają wyraźnie mniej także w obrębie tych samych grup zawodowych. Np. w kategorii „władze publiczne, wyżsi urzędnicy” przeciętne zarobki mężczyzn wynoszą 9999 zł, a kobiet 7360 zł. Pracownik biurowy płci męskiej zarobi średnio 3591 zł, a płci żeńskiej 3480 zł. Niestety panie wciąż otrzymują niezależną od kompetencji „negatywną premię” za swoją płeć – choćby za sam fakt, że to one rodzą dzieci, a więc potencjalnie mogą zniknąć z miejsca pracy na dłuższy czas. Pocieszające jest jedynie to, że te różnice w ciągu dwóch lat wyraźnie spadły – jeszcze w 2014 r. Polak miesięcznie zarabiał średnio aż 20,5 proc. więcej od Polki.

Klasa średnia czy elita?

Ciekawsze niż śledzenie, jak zmienia się ogólny poziom płac, jest spojrzenie, jak wygląda ich podział wśród różnych kategorii. Zawyżone przez najlepiej zarabiających średnie wynagrodzenie jest nieosiągalne dla dwóch trzecich społeczeństwa. Inaczej mówiąc, średnią krajową lub więcej zarabia tylko jeden na trzech polskich pracujących. Nic więc dziwnego, że wśród większości Polaków jej wysokość budzi zdziwienie. Z drugiej strony pensje na poziomie dwóch średnich lub więcej otrzymuje 6,3 proc. zatrudnionych nad Wisłą. 10 proc. najlepiej zarabiających otrzymuje pensję przynajmniej 7200 zł brutto. Widać zatem, że osoby zarabiające w okolicach 10 tys. zł miesięcznie, często określane w debacie publicznej jako „klasa średnia”, należą tak naprawdę do kilku procent najzamożniejszych Polaków. Tak więc zwiększenie obciążeń osób zarabiających powyżej 10 tys. zł, czy to w postaci zniesienia limitu składek ZUS, czy wyższych stawek podatku dochodowego, nie byłoby żadnym „uderzeniem w średniaków”, jak lubi powtarzać wielu komentatorów, lecz w górne kilka procent, które niemal wszędzie na Zachodzie płaci wyższe podatki, tylko nie w Polsce.

Z drugiej strony dane GUS pokazują, że rozkład płac stał się trochę bardziej egalitarny. Po pierwsze mediana nieco zbliżyła się do średniej. W 2014 r. wynosiła 80,1 proc. przeciętnego wynagrodzenia, a w 2016 r. 80,8 proc. Wyraźnie spadł odsetek osób najmniej zarabiających. W 2014 r. mniej niż połowa średniego wynagrodzenia zarabiało aż 19 proc. polskich pracujących. Minimalnie spadł też odsetek osób zarabiających dwie średnie krajowe lub więcej – w 2014 r. wynosił on 6,4 proc. W 2016 r. mieliśmy więc do czynienia z niewielkim, ale widocznym spłaszczeniem płac.

Mała firma mało płaci

Największym jednak echem w mediach po ogłoszeniu raportu odbił się inny wskaźnik, czyli najczęściej otrzymywane wynagrodzenie, zwane dominantą. Wyniosła ona 2074 zł, a więc 1512 zł na rękę. Najczęstszą płacą w Polsce była więc pensja ledwo przewyższająca płacę minimalną. Co więcej, w ciągu tych dwóch lat wyraźnie... spadła. W 2014 r. wynosiła 2469 zł brutto. Niektórzy komentujący stwierdzili, że to dowód na powiększenie się nierówności oraz pogorszenie się sytuacji na rynku pracy. To jednak nieprawda – spadek dominanty nic takiego nie mówi. W gruncie rzeczy może oznaczać zarówno spadek płac osób mniej zarabiających, jak i ich wzrost. Wystarczyłoby, że osoby zarabiające w 2014 r. mniej niż 2074 zł po dwóch latach masowo się podciągnęły do tego poziomu, przez co stały się największą grupą zarobkową. W takiej sytuacji spadek dominanty byłby wręcz przejawem zjawiska pozytywnego.

Tak więc przy bliższej lekturze raportu GUS wyłania się nie całkiem jednoznaczny obraz: płace w Polsce wciąż są na niskim poziomie, a ich podział jest nierówny. Notujemy natomiast zarówno wyraźny wzrost zarobków, jak i widoczne spłaszczenie krzywej pokazującej, do jakiego stopnia ich rozkład jest nierówny.

 

Warto jednak mieć w pamięci, że wszystkie przytoczone tu dane obejmują tylko przedsiębiorstwa zatrudniające więcej niż dziewięć osób. Tymczasem ponad 16 proc. Polaków pracuje w mikrofirmach nieobjętych tym badaniem GUS. A w nich zarabia się wyraźnie mniej. W 2015 r. średnie wynagrodzenie w przedsiębiorstwach, które zatrudniają nie więcej niż dziewięciu pracowników, wynosiło 2,4 tys. zł brutto i stanowiło zaledwie 62 proc. średniej krajowej. A zatem średnia i mediana obejmujące wszystkich zatrudnionych byłyby jeszcze niższe. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 3/2018