Clinton i Trump: kłamstwa wielkie i większe

Kampania wyborcza w USA przyniosła rekordową liczbę kłamstw. Ale choć wszyscy mijają się z prawdą, Donald Trump jest rekordzistą: tak patologicznego łgarza amerykańska polityka jeszcze nie widziała.

19.08.2016

Czyta się kilka minut

Hillary Clinton w Filadelfii, lipiec 2016 r. i Donald Trump w Las Vegas, grudzień 2015 r. / Fot. Alex Wong / GETTY IMAGES // Justin Sullivan / GETTY IMAGES
Hillary Clinton w Filadelfii, lipiec 2016 r. i Donald Trump w Las Vegas, grudzień 2015 r. / Fot. Alex Wong / GETTY IMAGES // Justin Sullivan / GETTY IMAGES

​Zanim nastał Barack Obama, nie mieliśmy na terytorium USA żadnego zamachu terrorystycznego autorstwa radykalnych islamistów. Zaczęły się dopiero, gdy on został prezydentem, i gdy Hillary Clinton objęła stanowisko szefowej jego dyplomacji” – powiedział ostatnio Rudy Giuliani podczas wiecu gromadzącego zwolenników Trumpa.

Jak wiadomo, Obama został prezydentem w 2009 r. Jak też wiadomo, 11 września 2001 r. dwa samoloty wbiły się w nowojorskie wieże World Trade Center, wyznaczając nową epokę: globalną wojnę z terroryzmem motywowanym muzułmańskim ekstremizmem. I jak wiadomo, burmistrzem Nowego Jorku był wtedy Giuliani, autor powyższych słów.

Pamięć ludzka nie jest aż tak zawodna, by gładko przyjąć aż tak absurdalne kłamstwo z ust Giulianiego. Na 72-letniego polityka posypały się gromy z lewa i z prawa. Znana komentatorka Rachel Maddow zawyrokowała: „Rudy, zdaje się, że masz starczą demencję. Odpuść już i daruj nam tego przykrego widoku”.

Truizmem jest stwierdzenie, że politycy kłamią. XIX-wieczny brytyjski premier Benjamin Disraeli mawiał, że „w polityce są trzy rodzaje kłamstw: kłamstwa, wielkie kłamstwa i statystyki”. Jednak czym innym są nieprawdy powtarzane przy okazji spraw osobistych – jakkolwiek nie dotyczyłyby kompromitujących sytuacji, gdy ten czy tamten „palił trawę, ale się nie zaciągał”, lub czy „seks był oralny, a gabinet owalny” – a czym innym ewidentne nadużycia dotyczące spraw państwowych. Czyli gdy kandydat np. obiecuje, że nie podniesie podatków, a jego pierwszą decyzją, kiedy trzeba skleić budżet, jest właśnie wzrost obciążeń fiskalnych.

Tropem Clintonów

Tegoroczna kampania wyborcza w USA przyniosła już rekordową liczbę kłamstw i nieporozumień. I to wszelakich. Trzeba je tylko uporządkować: oddzielić oszustwa, za które grozi wieloletnie więzienie, od tych, które kończą się po prostu rumieńcem wstydu.

Z najpoważniejszymi oskarżeniami spotkała się Hillary Clinton, kandydatka Demokratów. Wytoczył je historyk i konsultant Peter Schweizer, który od ponad 20 lat podąża tropem małżeństwa Clintonów, w książce-reportażu pt. „Clinton Cash” („Kasa Clintonów”). Kłopoty z tą książką są dwa. Po pierwsze, autor jest związany z kilkoma republikańskimi organizacjami i think tankami, czyli nie występuje w roli niezależnego dziennikarza śledczego. Po drugie (i ważniejsze), sam przyznaje w podsumowaniu „Clinton Cash”, że nie znalazł dowodów na korupcję czy jakiekolwiek łamanie prawa. „Nie możemy jednoznacznie stwierdzić, co kryje się w ich umysłach oraz dowieść związków między obrotem pieniędzmi, korzyściami bohaterów, ich przyjaciół i współpracowników” – pisał Schweizer.

Reporter brytyjskiego „Guardiana” Ed Pilkington zrobił własne śledztwo na temat rewelacji podanych w książce Schweizera i wyszło mu, że autor w wielu miejscach mija się z prawdą. Schweizer podaje np., że Bill Clinton próbował dorobić się na trzęsieniu ziemi, które sześć lat temu spustoszyło Haiti. Były prezydent miał dostać 600 tys. dolarów za trzy przemówienia w Irlandii, w zamian za co rząd USA podpisał kontrakt na zlecenia w karaibskim kraju z firmą Digicel, należącą do irlandzkiego magnata Denisa O’Briena, który zaprosił Clintona. Portal Buzzfeed zweryfikował potem tę informację – małżonek urzędującej wówczas sekretarz stanu nie wziął za te wystąpienia ani centa.

Tak samo było w przypadku domniemanego udziału Clintonów w transakcji przejęcia przez rosyjską agencję nuklearną Rosatom kanadyjskiej spółki Uranium One. Schweizer sugeruje, że Hillary grała główną rolę w tym przedsięwzięciu, za co na konto fundacji jej rodziny wpłynęły wielomilionowe sumy od Kanadyjczyków. Tymczasem tygodnik „Time” zbadał sprawę i napisał, że Departament Stanu był jednym z dziewięciu rządowych podmiotów uczestniczących w tej transakcji, i że nie ma ani jednego dowodu wskazującego na osobisty udział Hillary w tym procesie.

– Kolejny członek rodziny Clintonów zbliża się do Białego Domu i oczywiste było, że powtórzy się mechanizm z czasów prezydentury Billa. On był pomawiany o korupcję i nadużywanie władzy, ale nigdy żaden prokurator nie postawił mu nawet cienia zarzutu. Wszystkie te afery, jak Filegate, Whitewater i Travelgate okazały się nadmuchane – mówi „Tygodnikowi” David Bennett z Syracuse University, autor biografii Clintonów.

Nosy Pinokia

Niemniej z tego wszystkiego powstała opowieść o osobliwej tezie: Hillary Clinton jest okropną krętaczką i kłamie w każdej niemal sprawie, a Donald Trump to ostatni sprawiedliwy, który zawsze mówi prawdę.

Tymczasem dziennik „Washington Post” sprawdził większość wypowiedzi obojga kandydatów do prezydentury i „nagrodził” je osobliwymi wyróżnieniami, nazwanymi „nos Pinokia”. Na najgorszą kategorię czterech „nosów” załapało się tylko 16 proc. wypowiedzi Clinton, natomiast Trump zasłużył na nie w 64 proc. sytuacji.

Glenn Kessler, który w redakcji „Washington Post” zajmuje się sprawdzaniem, czy politycy kłamią, twierdzi, że była pierwsza dama mieści się w absolutnej średniej amerykańskiej polityki, jeśli chodzi o mijanie się z prawdą. Jednym z jej najsłynniejszych kłamstw była historia, którą opowiedziała w 2008 r., gdy rywalizowała z Barackiem Obamą (wtedy senatorem z Chicago) o nominację Partii Demokratycznej w ówczesnych wyborach prezydenckich. Powiedziała wówczas, że w 1994 r. wylądowała w Sarajewie „pod gradem kul z serbskiego ostrzału”. Tymczasem znaleźli się świadkowie, którzy pamiętali, że na lotnisku było zupełnie spokojnie, a przybyszów witała delegacja lokalnych polityków. Ale prawdą jest, że sytuacja w Bośni była wtedy na tyle groźna, że Secret Service kazało Hillary chodzić w kamizelce kuloodpornej – bośniacka wojna miała się zakończyć dopiero w 1995 r.

Ewidentną nieprawdą było natomiast utrzymywanie, że szef FBI James Comey nie widział nic niestosownego w aferze z wysyłaniem służbowych e-maili z jej prywatnej skrzynki w czasach, gdy Clinton była sekretarzem stanu. Owszem, widział – i oświadczył to na konferencji prasowej, po której poparcie w sondażach dla kandydatki spadło o kilka punktów.

Clinton dostała też cztery „nosy Pinokia” za stwierdzenie, że zawsze sprzeciwiała się umowie o liberalizacji handlu z krajami Azji Południowo-Wschodniej (TPP). Tymczasem jako szefowa dyplomacji obecnego prezydenta nieraz stała na czele negocjacji w tej sprawie.

Kłamstwo jako metoda

Aby przyłapać Trumpa na kłamstwie, nie trzeba się cofać o osiem lat ani nawet o osiem miesięcy. Wystarczy osiem minut. W marcu portal Politico policzył, że „The Donald” mija się z prawdą średnio co pięć minut.

Przykładowo, kandydat Republikanów mówił kilka razy, że przyjaźni się z Władimirem Putinem i wielokrotnie z nim rozmawiał. Gdy zaś jego „bliskie związki” z prezydentem Rosji zaczęły się mediom wydawać podejrzane, oświadczył, iż nigdy w życiu gospodarza Kremla nie spotkał [patrz ramka – red.].

Innym razem, grając na rasistowskiej nucie w trakcie gorących prawyborów, napisał na Twitterze, że 81 proc. morderstw na białych obywatelach USA popełniają Afroamerykanie. Oficjalne statystyki mówią natomiast, że jest to mniej więcej 15 proc. Gdy z kolei „New York Times” zarzucił mu, że planuje obłożyć import z Chin 45-procentowym cłem, Trump wszystkiego się wyparł. Chwilę potem redakcja opublikowała nagraną rozmowę, w której mówi o owym ogromnym zaporowym podatku. Innym razem na wiecu w Iowa zwrócił się do weteranów: „Zebrałem dla was 6 mln dolarów”. Potem, gdy okazało się, iż na konto organizacji kombatanckich nie wpłynął nawet jeden dolar, ekscentryczny miliarder wszystkiego się wyparł: „Nikomu nigdy czegoś takiego nie obiecywałem”. Tak patologicznego kłamcy amerykańska polityka jeszcze nie widziała.

Twardy elektorat Trumpa uwielbia, jak ich faworyt krzyczy, iż miejsce Hillary Clinton jest nie w Białym Domu, lecz w więzieniu. Ale tylko ten elektorat. Niezdecydowani, niezależni i umiarkowani zwolennicy Republikanów mają dosyć – zarówno prowokacyjnych oskarżeń, jak też coraz bardziej nieznośnej retoryki, osnutej na niedorzecznych pomówieniach i nieprawdach.
Ostatnie sondaże są dla Trumpa bezwzględne. Gdyby wybory odbyły się dziś, Hillary znokautowałaby rywala. Naczelny Komitet Wykonawczy Partii Republikańskiej powiedział Trumpowi jasno: jeśli nie przestaniesz kłamać, zakręcimy kurki z dolarami i odetniemy się od ciebie. Tylko czy coś z tego wyniknie? ©

CIEŃ PUTINA NAD WASZYNGTONEM

Sztab zwyżkującej w sondażach Hillary Clinton boi się, że na finiszu kampanii dojdzie do powtórki sprzed paru tygodni, gdy do mediów wyciekły poufne e-maile Komitetu Wykonawczego Partii Demokratycznej – skutkiem czego jego szefowa, kongresmenka Debbie Wasserman Schultz, podała się do dymisji (z korespondencji wynikało, że grała na osłabienie Berniego Sandersa w prawyborach).

Sztab Clinton uważa, że za ujawnieniem przez portal WikiLeaks ich tajemnic stoi Władimir Putin, bardzo życzliwy wobec Donalda Trumpa. Sztabowcy Hillary, a także byli urzędnicy administracji państwowej i kilkunastu republikańskich i demokratycznych kongresmenów pracujących w komisjach obrony narodowej, wywiadu i sprawiedliwości, zaapelowali do rządu Obamy, by podjął wszystkie możliwe kroki i zablokował działania cyberterrorystów.

Zapytany przez CNN o inspiracje z Rosji, twórca WikiLeaks Julian Assange odmówił potwierdzenia bądź zaprzeczenia. Ale indagowany, czy ma więcej „haków” i czy ujawni to przed wyborami w USA, odparł, że owszem, i że mogą one mieć ogromne znaczenie dla amerykańskiej sceny politycznej. Według demokratycznego stratega Craiga Varogi Rosjanie i Assange już planują październikową niespodziankę, aby przechylić języczek u wagi na stronę Trumpa i zdestabilizować sytuację nie tylko w USA, ale też w pozostałych krajach NATO. Dotąd nikt z polityków obu partii głównego nurtu nie chciał spekulować w rozmowie z mediami, jakiego rodzaju mogą to być informacje.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zajmuje się polityką zagraniczną, głównie amerykańską oraz relacjami transatlantyckimi. Autor korespondencji i reportaży z USA.      więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2016