Cieszmy się, póki możemy

Amerykańscy obserwatorzy zwracają uwagę, że tym razem protesty w Europie nie były skierowane przeciw USA, a Obamę witano entuzjastycznie.

07.04.2009

Czyta się kilka minut

"Cieszmy się tym, póki możemy, bo z pewnością nie potrwa to długo" - tak ów wybuch euforii wobec nowego prezydenta USA komentował dziennik "Wall Street Journal". Odnotowano nie bez satysfakcji, że kreacje Michelle robiły doskonałe wrażenie, i że na tle innych pierwszych dam wypadała ona fenomenalnie. Szczegółowo i z entuzjazmem komentowano też niekonwencjonalny prezencie, jaki Obama ofiarował królowej Elżbiecie i wizytę Michelle Obamy w jednej z londyńskich szkół.

Ale jeśli chodzi o dokonania prezydenta Obamy na arenie globalno-gospodarczej, o konsens było już trudniej. "Washington Post" mówi o przełomie i nowym początku. Steven Pearlstein,  czołowy publicysta tego dziennika, w komentarzu opatrzonym tytułem "Triumf substancji nad stylem" odnotowuje entuzjastyczne reakcje światowych giełd (w Nowym Jorku indeks Dow Jones przekroczył dawno już nie osiągany poziom 8 tys. punktów). Ale wśród komentatorów nie brak sceptyków, który zauważają, że tak naprawdę z Londynu Obama odjechał z kwitkiem. Bilion dolarów, które mają zostać wpompowane w światową gospodarkę - a zdaniem większości amerykańskich obserwatorów ich beneficjentem staną się głównie kraje Europy Wschodniej - to ledwie niewielki fragment stymulacyjnego pakietu, na jaki liczył prezydent USA.

Koniec "Pax Americana"

Czy londyński szczyt rzeczywiście zaowocuje przełomem? Pytanie pozostaje otwarte. Co do jednego jednak wydaje się panować zgoda: kończy się czas "Pax Americana". Wyruszając w pierwszą europejską podróż Obama zapowiedział, że będzie się starał słuchać raczej niż pouczać - i rzeczywiście tak było. Częściowo to kwestia jego osobowości i chęci odcięcia się od poprzednika. Ale to nie tylko zmiana stylu. Ponad wszelką wątpliwość ekonomiczna potęga USA będzie coraz mniejsza - jeszcze na początku lat 80. jej udział w światowej gospodarce przekraczał jedną trzecią, dziś to niespełna jedna czwarta. Zadłużone po uszy, Stany nadal są i będą partnerem z którym trzeba się liczyć. Ale tylko jednym z wielu partnerów.

Obama jest świadomy, że o przyszłości światowej gospodarki Stany będą teraz decydować wspólnie z Indiami, Chinami czy Brazylią. Podczas konferencji prasowych po zakończeniu obrad zauważył, że wypracowywanie kompromisów na szczycie, w którym zamiast dwóch, pięciu czy siedmiu krajów uczestniczy kilkadziesiąt jest wyzwaniem. "Gdyby siedzieli tu jedynie Roosevelt i Churchill popijając brandy, negocjacje byłyby inne. (...) Ale czasy się zmieniły. I dobrze, że tak jest".

Pisząc o szczycie, "New York Times" zauważa więc, że stanowi on symboliczny koniec tzw. epoki Bretton Woods - stworzonego pod koniec II wojny światowej przez Amerykę i Wielką Brytanię porządku, który przez pół wieku stanowił fundament dobrobytu Zachodu. Obecny kryzys jest dowodem, że anglosaski model kapitalizmu, niechętny regulacjom czy państwowej interwencji, ale wykazujący sporą tolerancję dla ryzyka musi ulec korekcie.

Kto wykona brudną robotę?

Jak zauważa jednak Jeffrey E. Garten - przedstawiciel Departamentu Handlu w administracji Clintona, a obecnie profesor zarządzania Uniwersytetu Yale - owa korekta nastręcza trudności nie tylko Amerykanom, ale również zagorzałym przeciwnikom dotychczasowego modelu anglosaskiego: "Mamy do czynienia z paradoksem. Wszyscy stracili zaufanie do amerykańskiego systemu, bo coraz wyraźniej widzą, że praktykowaliśmy kapitalizm w sposób bardzo nieodpowiedzialny. Jednocześnie jednak czekają na to, że Ameryka przyjdzie im na ratunek".

Garten zauważa, że skłonność do podejmowania ryzyka, chciwość czy nadmierna konsumpcja, które doprowadziły do kryzysu, to kij o dwóch końcach. "Ironia polega na tym, że nasi partnerzy bardzo chcieliby wrócić do sytuacji, gdy amerykańscy konsumenci pobudzali światową gospodarkę, wydając zbyt dużo i oszczędzając zbyt mało".

Ten sentyment podziela wielu amerykańskich komentatorów i ekonomistów. Zwracają uwagę, że - sprzeciwiając się pobudzaniu gospodarki przez zwiększenie publicznych wydatków, nawet kosztem rosnących deficytów - Europa Zachodnia, a głównie Francja i Niemcy po raz kolejny liczą, że "brudną" robotę odwalą za nią Stany. Tuż przed rozpoczęciem szczytu Obama mówił, że Ameryka nie zdoła samodzielnie zażegnać kryzysu, i że powodzenie ewentualnych pakietów stymulacyjnych zależeć będzie od wspólnych działań. Najwyraźniej w Europie słowa te nie zrobiły wrażenia.

"Zuchwały" budżet USA

Nieco więcej powodzenia miał Obama na własnym podwórku. Gdy przebywał w Londynie, obie izby Kongresu przegłosowały opiewający na 3,5 biliona dolarów projekt przyszłorocznego budżetu. Określany jest mianem "rewolucyjnego", "zuchwałego" lub wręcz "nierealistycznego".

Choć podczas prac w komisjach obu izb w pierwotnym projekcie prezydenta dokonano drobnych zmian, jego przyjęcie umożliwia administracji Obamy obniżenie podatków klasy średniej i uruchomienie ambitnych programów: reformę służby zdrowia, zwiększenie wydatków państwa na edukację, inwestycje w infrastrukturę, odnawialne źródła energii i nowoczesne technologie.

Republikański kongresman ze stanu Wisconsin, Paul Rayan, powiedział po głosowaniu, że amerykański rząd zaczął wydawać pieniądze jak pijany marynarz. Zreflektowawszy się, dodał: "Przepraszam za tę uwagę wszystkich pijanych marynarzy w Ameryce". Z budżetem nie głosował ani jeden Republikanin.

Ale sceptyków nie brak też wśród Demokratów. Wielu poddaje w wątpliwość, czy rozsądnym jest podejmowanie wszystkich tych reform jednocześnie. Obama i jego współpracownicy tłumaczą, że tylko taka "szokowa" terapia może zaowocować ożywieniem gospodarczym, co w dłuższej perspektywie przyczyni się do ograniczenia nie zwiększenia deficytu budżetowego.

Dodatkowym argumentem są statystki Departamentu Pracy: w marcu zatrudnienie straciło 663 tys. Amerykanów i stopa bezrobocia wzrosła do najwyższego od ćwierćwiecza poziomu 8,5 proc. A zdaniem wielu ekonomistów w ciągu najbliższych miesięcy bezrobocie w USA może osiągnąć nawet 10 proc.

Z opublikowanych w ostatnich tygodniach sondaży wynika, że jakkolwiek Obama cieszy się ogromnym poparciem (76 proc. badanych w sondażu Pew uważa go za godnego zaufania, 81 proc. jest przekonanych, że przejmuje się losem zwykłych ludzi), to jego recepty gospodarcze budzą mieszane uczucia. Zaledwie połowa badanych sądzi, że przedstawiony niedawno przez Obamę pakiet stymulacyjny jest dobrym posunięciem. Aż jedna trzecia jest przeciwnego zdania.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. 1969. Reperterka, fotografka, była korespondentka Tygodnika w USA. Autorka książki „Nowy Jork. Od Mannahaty do Ground Zero” (2013). Od 2014 mieszka w Tokio. Prowadzi dziennik japoński na stronie magdarittenhouse.com. Instagram: @magdarittenhouse.

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2009