Cierniowa korona stworzenia

To, jak chrześcijanie traktują zwierzęta, nie mówi niczego o naszych "mniejszych braciach" - ale o nas samych bardzo wiele. I wieści te nie są budujące.

14.12.2010

Czyta się kilka minut

Kochamy zwierzęta - i to bardzo. Można to zaobserwować na prostym przykładzie. Każdego roku przed Bożym Narodzeniem umieszczamy je jako rekwizyty w tzw. żywych szopkach. Są tu przez nas obsadzone w roli źródła radości. Już wkrótce rodzice w trakcie weekendowych spacerów będą pokazywać swoim pociechom takie właśnie szopki, namawiać do nakarmienia marchewką spokojnego osiołka...

Zwierzęta mają dostarczać człowiekowi radości - do tego jesteśmy od dziecka przyzwyczajani. Są nam poddane. Mają nam służyć. Czy w tym na pozór dobrodusznym przekonaniu nie kryje się zarazem źródło złego traktowania przez nas "braci mniejszych"? Czy okrucieństwo ludzi wobec zwierząt, nie jest owocem starej i skompromitowanej już dziś "teologii stworzenia"?

Pozytywną odpowiedź - niestety - daje prof. Andrew Linzey. Przykrą diagnozę stawia jako punkt wyjścia do odnowienia teologii stworzenia. Bo anglikański teolog i etyk nie ma wątpliwości, że wciąż żywa zbrutalizowana teologia zwierząt musi jak najszybciej trafić na śmietnik. Pracownik naukowy Uniwersytetu Nottingham tematem zajmuje się zawodowo.

Teologia zwierząt, a co to takiego? - zapytał znajomy duchowny, kiedy opowiadałem mu o Linzeyu. Tak samo zareagowało kilka kolejnych osób. Po wyjaśnieniu, na ich twarzach pojawiał się uśmiech - sugerujący, że wziąłem się za następne dziwactwo, jakie ich zdaniem ogarnia zdegradowaną zachodnią teologię.

Ale sprawy tak wykpić nie można. Nasz stosunek do zwierząt jest owocem naszego stosunku do całego stworzenia - w tym do Matki Ziemi, poniżanej i brutalnie wykorzystywanej. Kluczowe teksty, którymi od wieków usprawiedliwiamy brutalność wobec stworzenia, odnajdziemy w Księdze Rodzaju. Także ten dotyczący zwierząt. "A wreszcie rzekł Bóg: »Uczynię człowieka na nasz obraz, podobnego Nam. Niech panuje nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym, nad bydłem, nad ziemią i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi!«" (Rdz 1, 26). Tu pierwszy i ostatni raz w Piśmie Świętym pojawia się słowo "panowanie" odnoszące się do zwierząt. Ta wyjęta z biblijnego kontekstu fraza ma niezbicie dowodzić, że człowiek - który z kolei jest imago Dei, obrazem Boga - stoi najwyżej w hierarchii bytów. Sam język scholastycznej teologii trąci tu techniczno-mechanicystycznym duchem.

Zwierzęta są nieracjonalne i nie mają statusu moralnego - przekonuje dawna teologiczna wykładnia, której podstawy na bazie podanego wyżej fragmentu Księgi Rodzaju zbudował św. Tomasz. Powinny więc stanowić narzędzie dla osiągnięcia celu człowieka, jakim jest szczęście i komfort życia.

Jednak nowa teologia zwierząt zupełnie inaczej interpretuje ów passus. Wbrew Tomaszowi, powiada Linzey, nie znajdziemy dziś raczej teologa, który uważałby, że panowanie oznacza rodzaj despotyzmu. Jeśli nie, co to oznacza - i z jakimi dla nas konsekwencjami?

Anglikański uczony pisze wprost: stosunek człowieka do zwierząt ma być taki, jaki jest stosunek Boga do człowieka. A jest to relacja ufundowana na jeszcze innej idei - idei hojności. Bóg jest silniejszy od człowieka. Jednak Jego siła nie polega na tym, że traktuje nas utylitarystycznie, jak narzędzia, że się nami bawi, jak dziecko lalkami. Przeciwnie. Hojność Boga wobec człowieka przejawia się w Jego trosce. Człowiek jest wciąż i nieustannie kochany, nawet wtedy, gdy - zdawać by się mogło - na to nie zasługuje. Nawet gdy odwraca się od Boga. Miłość jest silniejsza niż odrzucenie.

Zwierzęta są na naszej łasce, tak jak my jesteśmy na łasce Boga. Jesteśmy od zwierząt silniejsi, co nie oznacza, że możemy nimi dowolnie dysponować. Wręcz odwrotnie: tak jak Bóg jest hojny wobec człowieka, tak i człowiek powinien być hojny wobec zwierzęcia.

Pisze Linzey: "W oparciu o ideę Bożej hojności, której ucieleśnieniem jest osoba Jezusa, istoty słabe i bezbronne powinny być obdarzone większymi - a nie równymi - względami". Siła nie jest dana człowiekowi, by słabszych poniżał i wykorzystywał. Siła jest dana, by się o słabszych troszczył i brał ich w obronę.

Cóż jednak człowiek czyni ze swoją siłą? Nadal - i to w całej tradycji zachodniej - postrzega siebie jako "koronę stworzenia". Europejska humanistyka jest antropocentryczna. A więc wszystko, co jest stworzone, ma człowiekowi służyć. Do czego to prowadzi, najdobitniej pokazał J.M. Coetzee, który rdzeń przemyśleń na temat stosunku człowieka wobec zwierząt jako istot poddanych przedstawił w "Elizabeth Costello" (Kraków 2006, tłum. Z. Batko).

Coetzee wygłasza sądy radykalne, by nie rzec: skandaliczne. Jego bohaterka mówi, że otoczeni jesteśmy "miejscami zagłady". Pisarz przemyca ustami postaci ryzykowną analogię między Zagładą narodu żydowskiego a zagładą, jaka każdego dnia staje się losem zwierząt w efekcie ludzkich decyzji. Dawniej zwierzęta zabijano dzidami, dziś buduje się fabryki-rzeźnie. Oto, jak się zdaje, jedyny wkład ery nowoczesno-technicznej w rozwój naszych relacji ze zwierzętami. Umożliwiła ona doprowadzenie zbrodni do perfekcji i jej realizację na masową skalę. Dzisiejsze farmy czy masarnie są dla Costello "miejscami rzezi, przed którymi, w wielkim zbiorowym wysiłku, zamykamy serca". I dalej: "Codziennie odbywa się nowy holokaust, a jednak najwyraźniej nasze morale pozostaje nieporuszone, nietknięte. Nie czujemy się splugawieni. Wydaje się, że możemy robić wszystko, co tylko chcemy, i wyjść z tego z czystym sumieniem".

Jesteśmy wobec zwierząt okrutni, bo nie dość mocno zdajemy sobie sprawę z faktu, że - jak pisze Linzey - "całość stworzenia istnieje dla Boga". Jeśli postawimy zatem pytanie: po co istnieje przyroda lub dlaczego istnieją zwierzęta? - to może paść tylko jedna zadowalająca nas odpowiedź: "to, co stworzone, istnieje dla Stwórcy".

Jeśli więc Bóg jest dla zwierząt, to my, ludzie, nie możemy być przeciwko nim. Nie możemy zadawać im bólu ani być brutalni. Bo świat nie należy do nas, tylko do Boga. Także zwierzęta nie należą do nas, one należą do Stwórcy. Bóg, a nie człowiek, o czym w swym egoizmie zapominamy, jest miarą wszechrzeczy.

A co mogą zrobić Kościoły chrześcijańskie, by zminimalizować zbędne cierpienie zwierząt i odnowić nasz stosunek do stworzenia? Powinny mniej troszczyć się o zbawienie dusz, a bardziej o uświęcenie życia. O mocne powiedzenie wiernym, że wszystko, co zostało stworzone, jest również odkupione. A zatem: powiedz, jak traktujesz zwierzęta, a powiem ci, czy jesteś pobożnym chrześcijaninem.

Andrew Linzey, "Teologia zwierząt", tłum. Witold Kostrzewski, Kraków, WAM 2010.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 51/2010