Cienki płaszczyk a fikcja

Byłoby łatwizną stwierdzić, że moje potencjalne czytelniczki żyją w sztucznym świecie, do którego nie mam dostępu, więc nie potrafię wyprodukować fikcji, która skłoniłaby je do zakupu książki. Trąciłoby to poczuciem wyższości zbudowanym na zawiści.

28.02.2012

Czyta się kilka minut

Odpoczywam nieaktywnie. Przemieszczam się, owszem, podłączona do licznych końcówek znajdujących się na różnych biurkach, jednak ten ruch nie ma nic wspólnego ze sportem. Czytam, sprawdzam teksty, odpowiadam na maile, interweniuję i narzekam. Jest zmiana: oglądam więcej filmów i więcej ludzi. À propos ACTA, nie zawsze w kinie i nie tylko na portalu społecznościowym.

Na krótkie ferie leciałam samolotem z niewielkiego lotniska w Goleniowie. Przydarzyło mi się na lotniskach już prawie wszystko, co znam z kina, poza faktycznym atakiem terrorystycznym, bo alarmy próbne: tak. I sama byłam wzięta za terrorystkę, gdy idąc odruchowo za „podejrzanym osobnikiem”, przekroczyłam strefę dla pasażerów. Poza tym zdarzały mi się: długi bieg ruchomymi korytarzami, pomylenie terminali, uwięzienie między szklanymi powierzchniami rozkwitającymi w następne, strata bagażu w nieznanych okolicznościach, ale najwięcej oczywiście nudy. Godzin w sklepach, godzin z książką, godzin nad kawą. Oczekiwanie wypełnia mi głowę, czekając, nie potrafię zająć się czymś innym, więc czekam w dwójnasób, cała skupiona na czekaniu.

Chcąc przerwać ten ciąg, patrzę na ludzi, obserwuję. Czy mogliby być – przepraszam za megalomanię – moimi czytelniczkami i czytelnikami? Co mogłabym im opowiedzieć? Sprawdzam, jakie książki i gazety, tabloidy, artykuły, porady czytają, żeby na tej podstawie skonstruować sobie portrety pamięciowe potencjalnego targetu. O naiwności! Czy nic nie mówi mi fakt, iż moich książek nie sprzedają lotniskowe kioski? Nie pasuję najpewniej do portretu pamięciowego targetu lotniskowego w podgrupie szukającej lektury.

W innym przypadku miła pani z księgarni sieciowej na Okęciu tłumaczyłaby klientom: „Iwasiów, taka ambitniejsza, ale tym razem da się czytać, są przepisy kulinarne” – jak zachęcała mnie do zakupu ostatniej powieści Eco albo Pamuka, nie pamiętam. Żeby leżeć na lotnisku, trzeba mieć sławę noblowską albo pisać grube powieści dla ludzi. A jednak sprawdzam, staram się znaleźć kontakt z odbiorcą poza ciasnym światem czasopism literackich i sal wykładowych, skoro nie mam nic innego do roboty.

Tym razem przede mną i za mną stały kobiety. Ta za mną robiła awanturę koleżance z firmy, rugała ją za jakiś telefon czy brak telefonu i od razu pozazdrościłam jej tonu. Pomyślałam: po powrocie wezwę panią A i pana Z, a może nawet koleżankę B i kolegę Y. Nie będę wczuwała się w ich położenie, a nade wszystko nie ulegnę poczuciu zażenowania. Wywalę, co myślę, jak uczą na kursach zarządzania kapitałem ludzkim i asertywności. Pani przede mną nie mówiła nic. Stała z godnością. Straciłam je na chwilę z oczu, ale że lotnisko maleńkie, wszystkie zajęłyśmy tę samą niszę przy barze. Ja w trzech swetrach, śniegowcach, chuście, z torbą pełną kabli i papierów. Panie w cienkich, eleganckich płaszczach, z dość dużymi, a zarazem szykownie pustawymi torebkami.

To mnie interesuje bardziej nawet niż paperbacki, odkładane przez pasażerów na fotele. Mody na Kena Folleta, Stiega Larssona, Stephenie Meyer idą falami, nie nadążą za nimi mody na Janusza L. Wiśniewskiego czy zwierzenia nadwiślańskich celebrytów. Statystycznie na lotniskach można zobaczyć więcej szwedzkich kryminałów niż polskich sensacji. Wzrok przyciąga żywy człowiek, ta ewentualna czytelniczka lub czytelnik. Nie potrafię wepchnąć się do lotniskowej księgarni, może powinnam poznać lotniskowych czytelników? Przeniknąć ich potrzeby, ustawić laptopa w hotelowym pokoju, zacząć od razu.

No i klops. Jak dotrzeć do pań z niszy przy barze, skoro najwyraźniej przebywają w jakiejś innej czasoprzestrzeni? Na zewnątrz zimno, prognozy na zimniej, a panie w tych cienkich płaszczykach, założonych na cienkie sukieneczki, na nogach eleganckie (cienkie) kozaczki na cieniutkich rajstopkach, pod szyjami cienkie jak mgiełka chusteczki.

– Ale młode tak mają – słyszę w głowie głos babci, a to mówi moja rówieśnica, koleżanka od serca. Już tak rozmawiamy, już nasze dialogi przypominają dialogi starych zapamiętane z dzieciństwa. – Kiedy te panie na lotnisku wcale nie takie najmłodsze – odpowiadam – może od nas młodsze, ale dobrze po trzydziestce, na pewno wiedzą, że trzeba nosić ciepłe majtki.

Dialog w głowie gaśnie, siadam z kawą niedaleko pań w eleganckich ubraniach i myślę o nich jako czytelniczkach, przetwarzając słynną frazę „kobieta jako czytelnik, czytelnik jako kobieta”. Zerkam na mężczyzn, tych w garniturach, z firmowymi gadżetami na kolanach. Tak, cieniutkie, oj cieniutkie butki na cieniutkich, oj cieniutkich skarpetach. Płaszcze także raczej niezimowe.

Znam to, choć raczej z opowieści. Ludzie w delegacjach: lotnisko, taksówka, hotel z salą konferencyjną, kolacja służbowa, taksówka na rano, znów lotnisko. Ciepłe buty nie są konieczne. Moje współpasażerki przebywają na pasie transmisyjnym służbowej podróży. Nie przeziębią nerek, najwyżej gardło wyschnie im od klimatyzacji. Pracownik nauki polskiej zwykle nie ma środków na taksówkę, więc odzieje się cieplej. Ma natomiast szanse na spacer pomiędzy obradami, czyli znów przyda się puchowa kurteczka.

Byłoby łatwizną stwierdzić teraz, że moje potencjalne czytelniczki żyją w sztucznym świecie, do którego nie mam dostępu, więc nie potrafię wyprodukować takiej fikcji, która skłoniłaby je do zakupu książki. Trąciłoby poczuciem wyższości zbudowanym na zawiści. Granica wrażliwości nie tędy przebiega, moje dotykanie rzeczywistości jest tak samo sztuczne jak ich – pozorne i wymyślane przeze mnie z nudów – niedotykanie. Założenie jakiejś gradacji pachnie klasową zawiścią. Usprawiedliwia mnie tylko chęć rozpoznania potrzeb potencjalnych odbiorczyń.

Zastanawiam się wobec tego, jaki wpływ na odczuwanie fikcji ma permanentne przebywanie w tym jakimś – bo ja wiem? – pasażu między sztucznymi środowiskami: siecią, konferencją, biurem, księgarnią na lotnisku? Może żadnego, może umiarkowany, może decydujący. Nie wiem, czy da się zmierzyć intensywność doznawania świata w grupach osób narażonych w różnym stopniu na wpływy atmosferyczne i skalkulować w relacji do niej intensywność używanych w prozie środków narracyjnych. Owszem, mogę sobie wyobrazić skrojony z takich pytań projekt badawczy dofinansowany przez Unię lub Narodowe Centrum Nauki.

Tymczasem obserwuję. Idzie wiosna, sama założę cienki płaszczyk i polecę gdzieś na ferie. Zobaczymy, co zakwitnie w lotniskowych kioskach.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2012