Ciemna strona Boga

Rabin Rami Shapiro: Bez przejścia przez doświadczenie, w którym mówi się: „Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił”, nie można doświadczyć zmartwychwstania, odrodzenia, oświecenia i przebudzenia się w obecności Boga, który jest we wszystkim.

13.06.2016

Czyta się kilka minut

Rabin Rami Shapiro prowadzi modlitwę szabatową w klasztorze oo. Pallotynów, Kielce, 14 maja 2016 r.  / Fot. Wojciech Habdas / RADIO KIELCE
Rabin Rami Shapiro prowadzi modlitwę szabatową w klasztorze oo. Pallotynów, Kielce, 14 maja 2016 r. / Fot. Wojciech Habdas / RADIO KIELCE

PIOTR SIKORA: Jest Pan rabinem, który przeszedł inicjację do hinduistycznego zakonu ramakriszny. To możliwe?

RAMI SHAPIRO: (śmiech) Taka inicjacja polega po prostu na otrzymaniu mantry, która jest uniwersalna, nie sprzeciwia się niczemu w moim judaizmie.

Ale skąd w ogóle taki pomysł?

Ponieważ wykładam o religiach świata, studiowałem wiele lat buddyzm pod kierunkiem mistrza zen, a także hinduizm. Miałem hinduskiego nauczyciela, swamiego Atmarupanandę, właśnie z zakonu ramakriszny. Studiowałem u niego 10 lat i doszedłem do punktu, w którym nie mógł mnie nauczyć niczego więcej, jeśli nie przejdę inicjacji. Zakon ramakriszna należy do tradycji Adwaity Wedanty, czyli szkoły nie-dualistycznej, wedle której Bóg jednocześnie nie ma formy, ale może przybierać wszystkaie formy. Jej przedstawiciele nie mają problemu z innymi religiami – uważają je wszystkie za ekspresje tej uniwersalnej prawdy. Tak więc ucieszyli się, że jestem z nimi, a ja byłem szczęśliwy, że mogę głębiej się uczyć, o czym mówi ich religia. Podróżowałem potem po wielu ich aśramach w Stanach, a także – niezbyt często – w samych Indiach. Zapraszali mnie tam, bo byli zainteresowani judaizmem – jego mistycznym nurtem, który rezonuje z Wedantą.

Myślę, że wszystkie nurty mistyczne głoszą w ostateczności to samo. A mistycyzm żydowski posiada nauki, które są bardzo nie-dualistyczne, podobne do Wedanty. Ale nie modlę się do hinduskich bogów czy bogiń. Po prostu uczyłem się praktyki medytacji.

Jak jednak tę nie-dualistyczną wizję Boga pogodzić z biblijną wizją Boga Stwórcy z Księgi Rodzaju, który stwarza świat z niczego?

Owszem, Księga Rodzaju jest dualistyczna. Ale judaizm ma także swoją stronę nie-dualistyczną. Przedstawia Boga transcendentnego i stworzenie, które nie ma z Nim połączenia. Według Kabały stworzenie jest przedłużeniem Boga. Chasydzi wyjaśniają to za pomocą analogii: Bóg jest słońcem, stworzenie to promienie. Nie istnieją promienie bez słońca, ale też słońce bez promieni – inaczej byłoby czarną dziurą. Bóg i stworzenie są częściami jednego systemu.

Co jednak zrobić z Księgą Rodzaju?

Trzeba ją interpretować w sposób mistyczny. Na przykład następująco: imię Boga w pierwszym rozdziale brzmi Elohim. Każdej literze hebrajskiego alfabetu odpowiada liczba. Jeśli zsumujemy liczby wszystkich liter, otrzymamy 86. Jeśli dodamy liczby ze słowa hateva – natura, również otrzymamy 86. Mistyczna interpretacja mówi więc, że Bóg stwarzając świat objawia się jako Natura. Natura jest manifestacją Boga. Bóg jest natura naturans, stworzenie – natura naturata. Natura naturans to kreatywność, która manifestuje się jako ty i ja, jako drzewa i skały. Nie ma tu oddzielenia. Jeden z rabinów z XVI wieku, Mosze Cordovero, mówił: „Boga można znaleźć we wszystkich rzeczach, a wszystkie rzeczy w Bogu. Bóg jest we wszystkim i ponad wszystkim i nie ma nic innego prócz Boga”. Jest to bardzo podobne nauczanie do Wedanty. Nie ma tu konfliktu. Choć na wielu stronicach Biblii Bóg jest przedstawiany jako jedna z postaci działających w świecie, trzeba takie teksty interpretować przez nie-dualne okulary.

Zatem kluczową sprawą jest sposób interpretacji Pisma. Sposób duchowy?

Całą Biblię trzeba czytać jako parabolę, przypowieść. Szukać sensu bez przywiązania do formy. Przykład z Nowego Testamentu: gdy Jezus mówi o dobrym Samarytaninie, nie ma sensu pytać o jego imię czy wzrost lub zawód. Jezus opowiada przypowieść, by wskazać na coś więcej. Ale przypowieść to nie historia. Sugeruję, by czytać całą Biblię w ten sposób. Szukać sensu duchowego – dla którego nie jest ważne, co tu odnosi się do faktów. Tekst może być prawdziwy nawet nie odnosząc się do faktów. Ja tak czytam Biblię.

Jak jednak przekonanie, że całe stworzenie jest wyrazem Boga, radzi sobie ze złem obecnym w stworzeniu? Czy zło też jest wyrazem Boga?

Wiele fragmentów Biblii jest bardzo „ciemnych”, naznaczonych przemocą. Ta sama księga mówi: „Kochaj bliźniego swego jak siebie samego”, kilka wersów dalej: „Kochaj obcego jak siebie samego” – co jest jeszcze trudniejsze – ale kawałek dalej: „Zabij wszystkich mężczyzn, wszystkie kobiety, dzieci i całe bydło Amalekitów”. O co więc chodzi? Wszak to Bóg daje wszystkie te nakazy – co to wszystko znaczy?

W naszej żydowskiej tradycji istnieje nurt mówiący, że Bóg – i ludzie, którzy są na Jego obraz – mają jasną i ciemną stronę. W Księdze Izajasza (45, 7) Bóg mówi: „Ja stworzyłem światło i ciemność, dobro i zło”. Tak więc Bóg jest źródłem tego wszystkiego. Zabrzmi to trochę jak „Gwiezdne wojny”, ale niech będzie: gdy słuchamy Boga z jasnej strony mocy, słyszymy: „Kochaj bliźniego jak siebie samego”. Gdy słuchamy ciemnej strony, słyszymy: „zabij Amalekitów”. Mamy w sobie obie strony, ale powinniśmy żyć po tej jasnej.

Dlaczego?

Bo jeśli żyjemy po ciemnej stronie, jest tylko cierpienie, nie ma radości, pokoju, mądrości...

Lecz jeśli to jest część boskości, to może tracimy coś, wykluczając ciemną stronę?

Rabbi Hillel mówi, że trzeba wziąć ciemną stronę i przefiltrować ją przez jasną – to uczyni jasną stronę mocniejszą. Wcześniej mówiłem raczej o byciu po prostu po ciemnej stronie. W Polsce w XVIII wieku żył Jakub Frank. On właśnie postanowił żyć po ciemnej stronie. Rozwijał mistycyzm, który doprowadził go do seksualnego rozpasania i różnych rodzajów szaleństw. Ale jeśli bierzesz ciemną stronę i wykorzystujesz ją, by czynić dobrze – to zupełnie coś innego.

Jak to może wyglądać w praktyce?

Talmud mówi: bez ciemnej strony, bez złych skłonności nigdy byśmy nie zawierali małżeństw, posiadali dzieci, prowadzili interesów. Nie moglibyśmy żyć na świecie; moglibyśmy tylko wycofać się i zostać pustelnikami.

Zaraz, zaraz... Co złego jest w zawieraniu małżeństw i posiadaniu dzieci?

Chodzi o to, że biorę energię seksualną i wykorzystuję ją do zakochania się, tworzenia związku, płodzenia dzieci – zamiast tylko uprawiania nieopanowanego seksu. Jednak bez pożądania seksualnego mógłbym być tylko pustelnikiem obojętnym na świat.

Istnieje też głębszy poziom interpretacji. Rozwijał ją człowiek żyjący niedaleko stąd, Nachman z Bracławia. Komentował Księgę Kapłańską – „Kochaj bliźniego swojego jak siebie samego” (Kpł 19, 18). Język hebrajski nie ma samogłosek. Jeśli więc podstawimy inne samogłoski, otrzymamy inne słowo. Nachman tak właśnie zrobił z powyższym wersem. Zauważył, że można podstawić inne samogłoski i przeczytać go jako: „Kochaj swoją ciemną/złą stronę jak siebie samego”.

Przekonywał, że trzeba czytać ów wers jednocześnie na oba sposoby. Głębokim zadaniem duchowości jest objęcie swej ciemnej strony i użycie jej dla dobra. Nachman podkreślał, że jeśli tego nie zrobimy, jeśli będziemy nienawidzić swojej ciemnej strony, zaczniemy projektować ją na bliźniego i jego nienawidzić. Demonizowanie innych bierze się stąd, że każemy im „nieść” nasze własne zło. Przyjmij swe własne zło, mówi Nachman, a uczyni cię to bardziej współczującym, bo będziesz znał swe własne zdolności do czynienia zła. Trzeba przyjąć własne zranienie.

W chrześcijaństwie macie piękny obraz: Najświętszego Serca Jezusa. Jest zranione i przez tę ranę wypływa miłość Boga. To uniwersalna prawda: wszyscy jesteśmy zranieni; jeśli zaakceptujemy to zranienie w zdrowy sposób, tj. bez odrzucania go ani bez zafiksowania się na nim – po prostu uznając je – uczyni to nas pokornymi i współczującymi. Gdybym był doskonały, a ty miałbyś problem – nie mógłbym cię zrozumieć. Gdy Jezus mówi: „Bądźcie doskonali, jak doskonały jest wasz Ojciec w niebie”, to nie można tego rozumieć, jak zwykle rozumiemy doskonałość – bez żadnego braku. Myślę, że jeśli mówił po aramejsku, jego słowa znaczyły raczej: bądźcie cali jak wasz Ojciec. Bóg – i ty, i ja – mamy w sobie zranienie.

Zranienie jest częścią większej całości. Doskonałość nie wyklucza zranienia – jest raczej większą jego akceptacją. Na Bliskim Wschodzie artyści robiący dywany po skończeniu doskonałego dzieła wyciągają jedną nić – gdyż nic nie powinno być doskonałe. Lub raczej: nie jest naprawdę doskonałe, jeśli nie jest niedoskonałe. Doskonały stół zrobiony maszynowo jest gorszy niż zrobiony ręcznie, trochę krzywo, albo – tym bardziej – niż taki, który ma już jakieś rysy spowodowane używaniem go. Większa doskonałość zawiera w sobie niedoskonałość.

Zranienie jest jednak związane z bólem i cierpieniem. Ból ma zaś drugą stronę – gdy bardzo cierpimy, to często zamyka nas to w sobie, przestajemy zauważać innych, ich potrzeby.

To prawda. Ból może nas zamknąć. Kiedy jednak w programie 12 kroków Anonimowych Alkoholików – mam pewne doświadczenie z pracą z tymi ludźmi – siedzimy w kręgu i dzielimy się swoimi opowieściami, w pomieszczeniu pojawia się mnóstwo współczucia i miłości. Spotkałem wielu ludzi zamkniętych przez swoje cierpienie, którzy, gdy przyszli na spotkanie z innymi cierpiącymi i usłyszeli nawzajem swe historie, zaczęli się otwierać.

Trzeba dzielić cierpienie. I to nie tylko na indywidualnym poziomie. W Izraelu są grupy rodziców, żydowskich i muzułmańskich, którzy stracili swoje dzieci w tamtym konflikcie. Mają różne poglądy polityczne, ale wszyscy dzielą doświadczenie utraty dziecka zabitego na wojnie. Nie próbują zrozumieć bólu innych. Dzielą się swym bólem, a dzieląc się, orientują się, że to jest ten sam ból. To jednoczy ich w dążeniu do pokoju. Nie mają pomysłu na konkretne rozwiązania – jak np. wytyczyć granicę – ale chcą po prostu, by zaprzestano walki. Politycy robią zamieszanie – mówią – a my jesteśmy rodzicami, którzy pochowali swoje dzieci, nie chcemy więcej takich śmierci. Ich zranienie daje im ogromną siłę w działaniu. Podobnie na duchowym poziomie – rozpoznanie swojego zranienia jest wyzwalające i leczące.

Co jednak mają zrobić ludzie, którzy rozpoznają swoje zranienia i słabości, lecz ich nienawidzą? Czy są duchowe ćwiczenia, które mogą pomóc w zaakceptowaniu „ciemnej strony”?

Jedyną, jaką ja znam, jest medytacja, apofatyczna modlitwa głębi, gdy po prostu obserwuje się swoją rzeczywistość i pozwala jej odejść. O. Thomas Keating, którego znam od lat 90., radzi: odpuść, oddaj Jezusowi. Trzeba po prostu siedzieć, obserwować swe zranienia i uczyć się ich nie osądzać – pozwalać, by osąd odszedł, gdy ból nadal trwa. To wyprowadza ze stanu „nienawidzę tego”. Gdy nienawidzimy – robi się gorzej. Potrzebna jest radykalna akceptacja rzeczywistości, jaka jest. Nie znaczy to, że nie można nad tą rzeczywistością pracować, próbować uczynić mniej bolesną. Ale jeśli nie przyjmiesz jej, po prostu ją odrzucisz, nienawidząc – znienawidzisz siebie, bo to twoja rzeczywistość. Początkiem odpowiedzi jest radykalna akceptacja, a przychodzi ona – przynajmniej o ile wiem – tylko przez medytację.

A jak Pan medytuje?

Medytuję od czasu, gdy miałem 16 lat. Próbowałem rozmaitych systemów – zen, medytacji hinduistycznej i żydowskiej. Teraz wszystko, co robię, to siedzę, oddycham i obserwuję wszystko, co się wydarza. Po japońsku nazywa się to szikantaza – bycie obecnym wobec wszystkiego, co jest.

Wspomniał Pan o medytacji żydowskiej.

Medytacja żydowska jest starożytna. Wiemy – albo myślimy, że wiemy – że prorocy medytowali chodząc i bębniąc. W Talmudzie mamy opisy rabinów, którzy medytowali, spędzając godzinę przed studiowaniem Tory i godzinę po w sposób, który niektórzy porównują do jogi – umieszczali głowę pomiędzy kolanami, by krew napływała do mózgu i zmieniała jego chemię. Rabbi Szaweł z Tarsu, znany jako Paweł, miał mistyczne doświadczenie porwania do trzeciego nieba. Znana jest historia o czterech wcześniejszych rabinach, którzy mieli doświadczenie raju. Jeden z nich umarł. Drugi – zwariował.

Trzeci – odrzucił to doświadczenie i został heretykiem. Tylko czwarty – rabbi Akiwa – powrócił w pokoju. Wstąpił tam w pokoju i powrócił w pokoju. Komentarz mówi, że chodziło też o pewną całość, integralność. Akiwa wstąpił do raju jako ktoś „cały” i powrócił „cały”. Tak więc już w starożytnym judaizmie były obecne medytacyjne doświadczenia, choć nie wiemy dokładnie, jak prorocy i starożytni rabini medytowali. Ale później powstały metody, które dziś znamy.

W XI wieku w Hiszpanii Abraham Abulafia – nie wiadomo, czy nauczył się tego od sufich, czy sufi od niego; zdania są podzielone – nauczał medytacji polegającej na śpiewie wersu „Bóg królował, Bóg króluje, Bóg będzie królował”, połączonym z kręceniem głową na boki i do tyłu, coraz szybciej i szybciej. Istnieje też inna metoda, oparta na modlitwie Szema – „Słuchaj Izraelu, Adonaj jest twoim Bogiem, Adonaj jest jedyny”. Zaczynasz medytację wdechem – bo napisane jest w Biblii, że Bóg stwarzając Adama tchnął w niego tchnienie życia. Kończysz wydechem – bo gdy umierasz, ostatni wydech jest „pocałunkiem Boga”, odbierającym tchnienie, które tchnął w ciebie przy narodzeniu. Recytuje się więc wersy Szema kolejno na wdechu i wydechu. Po ostatnim słowie „jedyny” chwilę się zatrzymujemy, czekamy i obserwujemy. I znów od początku. Z czasem przestrzeń pomiędzy „Bóg jest jedyny” a „Szema” (Słuchaj) staje się większa i większa. Czasem też praktykuję w ten sposób, ale zwykle słowa odpadają – zostaje oddech.

Mówi Pan o Jezusie w ciepły sposób. Niedawno w Kielcach podczas spotkania medytacyjnego prowadził Pan modlitwę szabatową w pomieszczeniu z wielkim krucyfiksem na ścianie. Dla wielu Żydów obecność krucyfiksu jest gorsząca.

Gdybym był tradycyjnym rabinem, nie mógłbym się tam modlić. Bogdan Białek, organizator tamtego spotkania, spytał mnie, czy wolę prowadzić modlitwy w tym pomieszczeniu z krucyfiksem, czy w innym, w którym nic nie ma. Wybrałem to z krucyfiksem, gdyż była w nim jakaś moc.

Na czym więc polega problem Żydów, by modlić się w takich pomieszczeniach?

Większość Żydów traktuje krucyfiks i obrazy jako idole. Żydzi nie modlą się do lub przy użyciu żadnego rodzaju obrazów i figur. Ja czuję bliskość z Jezusem. Jako człowiek i jako Żyd. O Chrystusie nic nie wiem, ale Jezus był Żydem – jesteśmy „kuzynami” (śmiech). Nie odczuwam lęku przed chrześcijaństwem. Oczywiście, historia relacji żydowsko-chrześcijańskich jest trudna. Ale nie te trudności koncentrują moją energię.

W krucyfiksie rozpoznaję bardzo ważną duchową naukę. Powiedziałbym nawet, że każdy – duchowo – musi zostać ukrzyżowany. Używam teraz języka chrześcijańskiego. Ale można też powiedzieć o ciemnej nocy duszy, o doświadczeniu Hioba. Każdy musi przejść doświadczenie ciemnej nocy, wygnania od Boga, tego, co buddyzm nazywa „Wielkim Zwątpieniem”. Musisz znaleźć się w miejscu, w którym mówisz – swoimi własnymi słowami – „Eli, Eli, lama sabahthani”, w miejscu, gdy wszystko zostaje ci zabrane. Chodzi o doświadczenie całkowicie apofatyczne – nie masz nic. Hindusi mówią: „neti, neti” (nie to, nie to). Do czegokolwiek się przywiążesz – zostaje zabrane. Sam tego doświadczam: miłości Boga pałającej zazdrością – Bóg „spala” wszystko, do czego się przywiązuję. Miłość Boga musi wypalić też nasze rozumienie i poczucie Boga. Na końcu nie mogę przywiązać się nawet do mojego doświadczenia boskości. Nawet to musi odejść. Bez przejścia przez doświadczenie, w którym mówi się: „Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił”, nie można doświadczyć zmartwychwstania, odrodzenia, oświecenia i przebudzenia się w obecności Boga, który jest we wszystkim. Współprowadząc więc tamte modlitwy w Kielcach, siadłem specjalnie tak, by mieć krucyfiks przed oczami, jako przypomnienie mojego zranienia i cierpienia. Krucyfiks wyraża w chrześcijańskim języku to, czego doświadczam na swój osobisty sposób.

W ogóle czuję się dobrze z chrześcijańskim językiem. Gdybym szukał jakiejś definicji Boga, to zwróciłbym się do księgi Dziejów Apostolskich, w której rabbi Szaweł, tj. św. Paweł (śmiech), mówi, że Bóg jest tym, w którym żyjemy, poruszamy się i jesteśmy. Nie jestem pewien, co on dokładnie rozumiał, gdy to mówił, ale ja słyszę tu radykalnie nie-dualistyczną mądrość Wedanty.

Patrzę na chrześcijaństwo i na wszystkie religie jak na języki. Język jest ludzkim wynalazkiem. Żaden język nie jest po prostu prawdziwy lub fałszywy. Ale niektóre języki są lepsze od innych w wyrażaniu niektórych spraw. Im więcej języków znam, tym bardziej moje rozumienie świata jest zniuansowane. Mogę lepiej artykułować swoje doświadczenie. Podobnie jest z religiami. Więc im więcej religijnych języków znam, tym bardziej zniuansowane jest moje rozumienie Boga, rzeczywistości, i tym bogatsze jest moje duchowe życie. Są rzeczy, które chrześcijaństwo wyraża lepiej niż judaizm. Sądzę, że opowieść o ukrzyżowaniu jest bardziej zniuansowana niż opowieść o Hiobie.

Chrześcijanie powiedzieliby, że powinniśmy czytać te opowieści razem.

Zgadzam się. ©℗

RABIN RAMI SHAPIRO (ur. 1951) jest amerykańskim Żydem, wyznawcą reformowanego judaizmu. Wykłada na Middle Tennessee State University, prowadzi rekolekcje, seminaria i wykłady w Stanach Zjednoczonych, w Indiach i w Europie. Jest autorem ponad dwudziestu książek. Po polsku ukazała się jedna: „Bóg. Przewodnik rabbiego Ramiego”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Akademii Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT®. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2016