Cichy przywódca i tajne archiwum

Wiktor Kulerski działał wbrew zasadom konspiracji. Nie niszczył prowadzonej w podziemiu korespondencji, lecz w latach 80. stworzył potajemne archiwum. Dziś jest ono kopalnią wiedzy o Solidarności.

22.08.2017

Czyta się kilka minut

Wiktor Kulerski przed siedzibą Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarnictwa w Warszawie, 2 grudnia 1981 r. W tych dniach władze przygotowywały się już do zdławienia strajku studentów, którzy domagali się nadania uczelni cywilnego charakteru. / TEODOR WALCZAK / PAP
Wiktor Kulerski przed siedzibą Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarnictwa w Warszawie, 2 grudnia 1981 r. W tych dniach władze przygotowywały się już do zdławienia strajku studentów, którzy domagali się nadania uczelni cywilnego charakteru. / TEODOR WALCZAK / PAP

Wielu opozycjonistów z czasów PRL mówiąc o motywacjach swojego zaangażowania, wskazuje na korzenie rodzinne.

On miałby do tego szczególne powody. Jego dziadek – również Wiktor Kulerski – w ostatniej dekadzie XIX w. zaczął wydawać wysokonakładową „Gazetę Grudziądzką”. Związał się z ruchem ludowym, w II Rzeczypospolitej był m.in. senatorem PSL „Piast”. Ludowcem był też jego syn Witold Kulerski. W czasie wojny blisko związany ze Stanisławem Mikołajczykiem, po wojnie stał się jedną z czołowych postaci krajowego PSL. Po ucieczce Mikołajczyka na Zachód Witold podzielił los wielu działaczy PSL: aresztowany, po brutalnym śledztwie został skazany na 12 lat więzienia. Opuścił je pod koniec 1954 r.

Polityczne początki

Wiktor Kulerski junior wiele poglądów i wartości odziedziczył po dziadku i ojcu. Bliski mu był antykomunizm, przywiązanie do demokracji i idei pracy organicznej. Jednocześnie – w przeciwieństwie do nich – nie był ludowcem, nie miał też takiego temperamentu politycznego jak oni. Jego zaangażowanie opozycyjne w PRL wynikało raczej z pobudek moralnych.

W 1956 r. uczestniczył więc w zbiórce pieniędzy i lekarstw dla uczestników powstania na Węgrzech, ale potem przez dwie kolejne dekady nie angażował się politycznie. Przez wiele lat pracował jako nauczyciel m.in. biologii i historii w szkole podstawowej w Międzylesiu.

Po raz pierwszy zaangażował się w politykę po powstaniu Komitetu Obrony Robotników. Był inicjatorem i sygnatariuszem listu do Sejmu PRL z apelem o powołanie komisji, która miałaby zbadać represje, jakim władze poddały uczestników Czerwca ’76. Niektórzy członkowie KOR chcieli, by został członkiem Komitetu. Kulerski zapytał o to Józefa Rybickiego. Ten jednak odradził mu, bo uważał, że codzienna praca Kulerskiego w szkole z młodzieżą jest ważniejsza niż dawanie swego nazwiska KOR-owi. „My bezrobotnych mamy już na utrzymywaniu wielu, wejdziesz do KOR, będziesz kolejnym” – miał powiedzieć Rybicki.

Kulerski do KOR więc nie wstąpił, ale publikował w drugim obiegu wydawniczym: na łamach niezależnego kwartalnika „Krytyka” oraz w broszurze wydanej przez Polskie Porozumienie Niepodległościowe.

Przez uczniów do Solidarności

Niespodziewanie w 1980 r. on, nauczyciel z jednej z setek warszawskich szkół, został członkiem regionalnych władz rodzącego się niezależnego związku zawodowego.

Stało się tak za sprawą jego byłych uczniów: Arkadiusza Czerwińskiego i Zbigniewa Janasa, pracujących w Zakładach Mechanicznych „Ursus”. Zwrócili się oni do Kulerskiego o wsparcie. Chcieli – wraz ze słynnym później Zbigniewem Bujakiem – powołać komitet założycielski wolnych związków zawodowych. Radzili się Kulerskiego, nie spodziewając się zresztą wtedy jeszcze tak donośnych skutków ówczesnych wydarzeń. On sam był wówczas sceptycznie nastawiony do szans na powodzenie protestów, obawiał się ich brutalnej pacyfikacji, jak w 1970 r.

Kulerski wrócił do Warszawy dzień przed podpisaniem porozumień sierpniowych. Szybko – i trochę wbrew swojej woli – wpadł w wir wydarzeń.

Tak je wspominał: „1 września miałem zebranie rady pedagogicznej w szkole. Przewodnicząca ZNP mówi: »Teraz nastał taki czas, że wszyscy składają postulaty, więc pomyślmy, czy mamy jakieś żądania«. Powiedziałem, że najpierw musimy ustalić, czy w ogóle chcemy, żeby nas wciąż reprezentował Związek Nauczycielstwa Polskiego. Przecież możemy już zakładać nowe związki zawodowe. Zrobiła się awantura. Okazało się, że i nauczyciele, i pracownicy fizyczni chcieli nowych związków. Sekretarz komórki partyjnej [PZPR], przewodnicząca ZNP i dyrektor wyszli z sali. Ponieważ wywołałem całe zamieszanie, nauczyciele chcieli, żebym dalej prowadził zebranie. Nie miałem najmniejszej ochoty się w to ładować, ale w tamtej sytuacji po prostu nie mogłem już odmówić. Działaczem związkowym stałem się więc poniekąd z przypadku”.

W pierwszych dniach po porozumieniach sierpniowych – kiedy formuła jednego wielkiego związku zawodowego nie była jeszcze oczywistością – w Warszawie powstał Niezależny Samorządny Związek Zawodowy Pracowników Nauki, Techniki i Oświaty (ponieważ nawet skrót tej nazwy był długi, popularnie zwano go Dziewięcioliterowcem). Jego założycielami byli głównie warszawscy nauczyciele i naukowcy. Kulerski szybko trafił do jego zarządu.

W październiku 1980 r. Dziewięcioliterowiec włączył się do struktur Solidarności Regionu Mazowsze. Wkrótce Kulerski został członkiem regionalnych władz związku i nawet wiceprzewodniczącym regionalnej Solidarności.

W konspirze

Wieczorem 12 grudnia 1981 r. był w Warszawie. Słyszał o ruchach wojsk i koncentracji sił milicji. Wracając z siedziby regionu Solidarności, zajrzał do domu, żeby zabrać rzeczy, które byłyby przydatne, gdyby musiał się ukryć. Funkcjonariusze milicji i SB przyjechali 15 minut po tym, jak wyszedł.

Kulerski pojechał do strajkującego „Ursusa”, gdzie spotkał m.in. Janasa, z którym zaczął się ukrywać w znajdujących się nieopodal Gołąbkach. Niedługo później spotkał się z Bujakiem, który przyjechał z Gdańska. Ukrywali się razem, napisali wspólnie kilka oświadczeń, rozpowszechnianych potem w formie ulotek i na łamach pierwszych pism podziemnych. Apelowali w nich o podejmowanie oporu, ale też o powstrzymanie się od działań, które mogłyby prowadzić do rozlewu krwi.

Obaj przywódcy Solidarności Regionu Mazowsze uważali, że trzeba nastawić się na długofalową działalność konspiracyjną, prowadzoną przez zdecentralizowane struktury związku. To Kulerski był twórcą pojęcia „społeczeństwa podziemnego”. Proponował drogę, która sytuowała się między kompromisem z władzami PRL a próbą ich obalenia w jednorazowym wystąpieniu. Nastawiał się na długotrwały i zdecentralizowany opór przeciw polityce władz, w oczekiwaniu na nieuchronny kryzys systemu, który zmusi komunistów do ustępstw.

Kilka miesięcy później Kulerski wszedł w skład podziemnego Regionalnego Komitetu Wykonawczego NSZZ „Solidarność” Regionu Mazowsze. Ukrywając się wraz z Bujakiem, pozostawał jego głównym doradcą. Nie był tak znany jak on, ale tak samo jak on brał udział w podejmowaniu decyzji w wielu sprawach i dla wielu osób był autorytetem.

Gdy w 1986 r. Bujaka aresztowano, Kulerski zajął na krótko jego miejsce w ogólnopolskich władzach podziemnego związku. Przez wcześniejsze lata wielokrotnie wypowiadał się w sprawach programowych na łamach podziemnej prasy. Jednocześnie miał swoją „specjalizację”: doprowadził do powstania, a potem koordynował i wspierał struktury podziemne zajmujące się kwestiami kultury, oświaty, nauki i zdrowia. Patronował łączącemu je konsorcjum Oświata-Kultura-Nauka, popularnie nazywanemu OKN-em.

Długi spacer z psem

Wszystko to wymagało dużej sprawności organizacyjnej, bo Kulerski ciągle się ukrywał – łącznie ponad 4,5 roku, aż do amnestii we wrześniu 1986 r.

Nie miał przez ten czas prawie kontaktu z rodziną, często zmieniał mieszkania, posługiwał się fałszywymi dokumentami (należącymi do reżysera Bohdana Kosińskiego). Po mieście chodził w przebraniu – udawał człowieka znacznie starszego, zakładał okulary, doczepiał sztuczne wąsy, podpierał się laską. Musiał tak robić, bo władze wystawiły za nim list gończy.

Wiązały się z tym liczne przygody. Jeszcze w lutym 1982 r. okazało się, że w bloku, gdzie ukrywał się Kulerski, funkcjonariusze milicji i SB szukali ludzi, którzy śmiertelnie postrzelili sierżanta MO – była to wówczas głośna sprawa. Aby wyjść z mieszkania nie wywołując podejrzeń, Kulerski poszedł na spacer z psem gospodarzy. Obława trwała długo, więc spędził na zewnątrz wiele godzin, w minusowej temperaturze.

Wspominał: „Mimo mrozu byłem mokry od potu. Inni wychodzili z pieskami na piętnaście minut i wracali, potem drugi czy trzeci raz wychodzili, a ja ciągle spaceruję. Zwrócili na to uwagę zomowcy. Patrzyli, machali rękoma, ja też zamachałem, a jak schodzili wieczorem do samochodów, to gwizdali na mnie, wołali, że już koniec, fajrant. Byłem w zielonej kurcie i ze skórzaną torbą na ramieniu, chyba mnie wzięli za swojego, że odcinam drogę ucieczki z bloków do wykopu kolejowego”. Szczęśliwie uniknął zatrzymania.

Archiwum w konspiracji

Tak długie ukrywanie się nie byłoby możliwe bez grupy współpracowników. Pomagał mu teolog Mateusz Matuszewski, najbliższą współpracowniczką była filozof Krystyna Gutowska (jego łączniczka). „Ona jedyna się ze mną bezpośrednio kontaktowała, systematycznie, a spotkania od czasu do czasu z ludźmi OKN-a to miałem już przez nią organizowane” – wspominał po latach Kulerski. Bliskimi współpracownikami Kulerskiego i Gutowskiej byli też filozof Ulrich Schrade oraz archeolodzy Zbigniew Kobyliński i Przemysław Urbańczyk (dziś znany z głośnych książek o początkach Polski).

Gutowska prowadziła tzw. biura Kulerskiego. Korespondowano z działaczami podziemia i organizatorami pomocy dla Solidarności na Zachodzie. Na ogół tego rodzaju korespondencję szybko niszczono ze względów bezpieczeństwa. Tymczasem Kulerski, zdając sobie sprawę z ich wartości historycznej, stworzył w konspiracji archiwum z prawdziwego zdarzenia.

Wspominał: „Pytam Krystyny, czy ona widzi jakieś możliwości skonstruowania takiego bezpiecznego przechowywania tej dokumentacji. Ona mówi, żebym poczekał, ona się zorientuje, popyta. Przemek Urbańczyk się podjął. I ona następnego dnia mówi: »Słuchaj, jest taka możliwość wśród archeologów, że oni gdzieś potrafią te dokumenty ukryć«. Ja mówię: »Dobra, wobec tego dokumenty będziesz odbierała, ja ci będę je przekazywał, już mi nie mów gdzie, komu, jak – niech to Przemek organizuje. On też nikomu nie musi mówić, gdzie«. Jego wielką zasługą jest nie tylko to, że on znalazł miejsca ukrycia tych dokumentów, ale on wpadł na pomysł, jako naukowiec rzetelny, żeby to wszystko nie było w jednym egzemplarzu, tylko żeby to było przepisane przez fachowca. I on znalazł jakąś osobę, która była archiwistą i to przepisywała”.

Tak jak Kulerski nie zastosował się do generalnych zasad konspiracji bez wiedzy swoich kolegów z kierownictwa Solidarności, tak Gutowska archiwizowała nie tylko to, co on do archiwum kierował, ale też rozliczenia finansowe, które Kulerski kazał niszczyć.

Materiały były na bieżąco przepisywane na maszynie i ukrywane w różnych mieszkaniach. Służyły do tego skrytki umieszczone np. wewnątrz drzwi lub pod podłogą. Po 1989 r. części oryginalnych listów nie udało się odzyskać, ale zachowały się w kopiach.

Wielu konspiratorów uznałoby takie postępowanie za – łagodnie mówiąc – nierozsądne. Tymczasem dla historyka jest to dziś materiał bezcenny. O szczegółach konspiracji, decyzjach, kontaktach, finansach zwykle wiemy tyle, ile ludzie pamiętają i mogą opowiedzieć lub ile dowiedziała się SB. Oba źródła pozwalają odtwarzać strzępki informacji.

Tymczasem Archiwum Kulerskiego to kilkaset dokumentów opisujących kulisy funkcjonowania podziemia. Większość stanowią listy do Kulerskiego, pisane przez różne osoby. Niewiele jest opozycyjnych inicjatyw, które nie zostałyby przynajmniej wspomniane w zebranej tu korespondencji. Obok listów do Kulerskiego znajdują się w Archiwum także jego listy, notatki, projekty oświadczeń i sprawozdania finansowe. Są też przechodzące przez biuro Kulerskiego listy do całych władz podziemnej Solidarności czy Bujaka.

Z pierwszej ręki

Ze względów bezpieczeństwa przekazywane wtedy w listach informacje starano się ograniczyć do minimum, używano pseudonimów i kryptonimów. Niektóre informacje zostały w oryginalnych listach zamazane, także dla bezpieczeństwa. Materiały te powstawały w typowej dla konspiracji atmosferze niedopowiedzeń i braku pełnej wiedzy o działaniach osób trzecich. W listach pojawiają się niekiedy przypuszczenia, wątpliwości czy nawet emocjonalne zarzuty dotyczące umiejętności organizacyjnych czy finansów pod adresem niektórych opozycjonistów i działaczy emigracyjnych. Choć często chybione, są ważne, bo są zapisem ówczesnej atmosfery.

Wiele dowiadujemy się o kulisach tworzenia podziemnej prasy, które dziś niemożliwe byłyby do odtworzenia. Np. Teresa Bogucka, organizująca kulturę niezależną, na bieżąco opowiadała Kulerskiemu o problemach w tłumaczeniu i wydawaniu w podziemiu dzieł zachodniej literatury. Dzięki jego Archiwum możemy też poznać historie sporów między konspiracyjnymi organizacjami o przekazywany z Zachodu sprzęt drukarski.

Albo taka historia: w 1983 r. podziemne pismo „KOS” z własnych środków zakupiło offsetową maszynę drukarską. Dla bezpieczeństwa została na krótko zdeponowana u znajomego jednego z członków redakcji. Znajomy, obawiając się SB, zaczął szukać kogoś, kto mógłby ją przejąć. W ten sposób trafiła do znajomych również zaangażowanych w konspirację, ale spoza grupy „KOS”. Z czasem planowali oni założyć własne wydawnictwo. Kiedy więc „KOS” zgłosił się po odbiór maszyny, nie chcieli jej oddać. Sprawa była przedmiotem długiego sporu, w którym Kulerski musiał mediować. Nakazał zwrócenie maszyny pierwotnym właścicielom z „KOS-u”.

Takie historie były niemożliwe do odtworzenia po latach – dzięki konspiracyjnej korespondencji możemy poznać je z pierwszej ręki.

Mikroskop Solidarności

W Archiwum Kulerskiego zachowały się też ślady sporów dotyczących podejrzeń o współpracę z SB wobec Mariana Kotarskiego – działacza podziemia, który później okazał się etatowym funkcjonariuszem kontrwywiadu PRL, inwigilującym Solidarność.

Gdy redakcja jednego z pism podziemnych publikowała ostrzeżenia przed nim, kierownictwo Solidarności zaprotestowało, wskazując, że nie ma na to wystarczających dowodów. Zachował się list jednego z działaczy polemizujący z kierownictwem w tej sprawie i proponujący drukowanie za Kotarskim podziemnych „listów gończych”. Z obecnej perspektywy można stwierdzić, że to on miał rację. Wówczas jednak nie było to takie oczywiste. Krążyło wiele plotek o różnych osobach – łatwo można było zrobić komuś krzywdę. Swoje racje miały więc obie strony sporu.

Archiwum Kulerskiego jest też świadectwem wsparcia, jakie Solidarności starali się dawać wybitni przedstawiciele emigracji, np. Czesław Miłosz czy Jerzy Giedroyc. Do Kulerskiego pisywał także Leszek Kołakowski, wspierający na Zachodzie ruch niezależnej oświaty. Gdyby nie zachowane listy, pewnie o tej sferze zaangażowania Kołakowskiego nikt by nie pamiętał.

Wiele dowiadujemy się również o opozycji w kraju. Np. Jan Józef Lipski informował Kulerskiego o negocjacjach w sprawie uwolnienia liderów Solidarności. Mamy też w Archiwum korespondencję z działaczami Solidarności z małych miast czy zakładów.

Dzięki Archiwum niczym w soczewce widzimy, jak złożonym ruchem była Solidarność. Kiedy po latach na jej temat dawni działacze wypowiadają się przez pryzmat późniejszych sporów i emocji, tym bardziej warto docenić dzieło Kulerskiego i jego współpracowników. ©

Autor jest doktorem historii i pracownikiem Biura Badań Historycznych IPN. Przygotowuje do druku pełną edycję źródeł zachowanych w Archiwum Wiktora Kulerskiego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 35/2017