Ciąg dalszy trwa

Trudno ocenić ich liczbę. Za wschodnią granicą są ich tysiące: pojedynczych grobów, zniszczonych cmentarzy, zbiorowych miejsc pochówku porośniętych trawą. Leżą tam powstańcy styczniowi, żołnierze Września i akowcy, deportowani cywile i polscy Żydzi. Bliscy nadal szukają ich śladów. I - co najbardziej zdumiewające - często znajdują.

22.09.2007

Czyta się kilka minut

Pierwszy krok

Zaczyna się różnie, np. od listu: ktoś szuka wieści o losach krewnych. Osoba pamiętająca wojnę, czasem wnuk. Listy przychodzą do PCK, Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, Wspólnoty Polskiej.

- Kiedy wpływa do nas list od osoby szukającej kogoś bliskiego, kto zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach na Wschodzie, wszystko trzeba sprawdzić w literaturze historycznej i archiwum PCK. Jeśli to możliwe, staramy się od autora listu wydobyć jak najwięcej szczegółów. Każda z pozoru nieistotna informacja może pomóc wpaść na ślad - mówi Andrzej Przewoźnik, sekretarz generalny Rady. - Jeśli jest potwierdzenie, że w przeszłości coś się zdarzyło, to już jest sygnał. Wtedy wyławiamy pojedynczy wątek, by się nim zająć. Wyjeżdża ekipa, która ma odnaleźć miejsce. Czasami to trudne, nawet jeśli dysponujemy szkicami czy relacjami je opisującymi. Ważne jest, by rozmawiać z miejscowymi ludźmi, którzy coś pamiętają. Dopiero wtedy robi się dokumentację i przystępuje się do przygotowania projektu. Skupiamy się na tym, by urządzać groby, a nie pomniki. Groby są ważniejsze, bo nie są anonimowe, pokazują prawdziwe oblicze historii i dramatów ludzkich.

Również w PCK na początku jest list, mail, faks, wizyta poszukującego. - Zajmujemy się poszukiwaniem zaginionych i ustalaniem ich losów. Czasem ustaleniem miejsca, gdzie znajduje się czyjś grób, w jakich okolicznościach zginął - mówi Katarzyna Papińska z Biura Informacji i Poszukiwań PCK w Warszawie.

- Ludzie chcą odnaleźć rodzinę, czasem potrzebują zaświadczenia o czyjejś śmierci - wyjaśnia Anna Biernat, która w Biurze zajmuje się tym od 37 lat.

Pierwszym krokiem PCK jest skontaktowanie się z Czerwonym Krzyżem w danym kraju. - To ukraiński, białoruski, rosyjski Czerwony Krzyż prowadzi dla nas poszukiwania. Do lat 90. odpowiedzi ze Wschodu były zazwyczaj bardzo lakoniczne - opowiada Papińska. - Pisali "nie znaleziono" lub podawali datę śmierci i miejsce: "ZSRR". Potem się to zmieniło, teraz nadsyłane informacje są coraz bardziej szczegółowe, co wiąże się z otwarciem wschodnich archiwów. PCK otrzymuje często kilkustronicowy opis losów danej osoby: od tego, z jakiej miejscowości ją np. deportowano, aż po wniosek o rehabilitację z lat 50. Może dlatego ludzie często wracają dziś do poszukiwań, zarzuconych przed laty.

Śladem tajemnic

Komunizm wyrządził nieodwracalne szkody w dokumentach i w ludzkiej świadomości. Papiery - wiadomo: spłonęły, zaginęły rozproszone po ZSRR. Te w archiwach często zostały zniszczone; np. archiwum PCK w Warszawie płonęło w 1939 i 1944 r. Z kolei ludzka pamięć jest zawodna, a świadkowie nie zawsze chcą mówić. Zwłaszcza w byłym ZSRR ciągle się boją. Komunizm się skończył, strach nie. Tym bardziej że wojenne dramaty wciąż bardziej dzielą niż łączą.

Czasem luki w rejestrach są skutkiem świadomych działań. Przewoźnik: - To efekt polityki państwa komunistycznego, że pewnymi obszarami losów polskich obywateli się nie zajmowano. Nie ma bazy informacyjnej, nie ma zebranych relacji. Jesteśmy w tej materii kilkadziesiąt lat do tyłu. Pewne zdarzenia są już dziś nie do odtworzenia, dotyczy to głównie 1939 r. Jeśli coś dokumentowano, to raczej opisywano ogólnie wydarzenia, ale nie pisano, kto i w jakich okolicznościach zginął.

PCK szuka osób, ROPWiM bada zdarzenia. Czasem impulsem do działania jest informacja, że gdzieś doszło do walk czy wymordowania jeńców. To dotyczy grobów wojskowych. Z zaginionymi cywilami sprawa jest trudniejsza. Choć nie beznadziejna. - Żaden wniosek, który wpływa do nas, nie jest załatwiany odmownie, staramy się sprawdzić, co tylko możemy - zapewnia Przewoźnik.

Przykładem losy żołnierzy Września, którzy trafili do sowieckiej niewoli. Rodziny szukały ich przez całą wojnę. Niektórzy pisali listy; te z obozów jenieckich czy obozów pracy to jedyna informacja z tego czasu. - Jeszcze trudniej jest w przypadku tych, którzy już w 1939 r. zostali rozstrzelani po wzięciu do niewoli przez Sowietów lub polegli w walce - mówi Jolanta Adamska z ROPWiM, która zajmuje się poszukiwaniem polskich grobów. - O nich informacji po prostu nie ma.

Czasem wie coś miejscowa ludność, która chowała Polaków w zbiorowych grobach. Czasem, choć rzadko, listy nazwisk czy połówki "nieśmiertelników" przekazywano Czerwonemu Krzyżowi. Ale np. informacji o aresztowanych przez NKWD nie ma i pewnie już nie będzie.

Wiele rodzin nie ustało w poszukiwaniach przez wiele lat po wojnie. Jedni pisali dziesiątki listów. Inni, mimo że w PRL nie było to proste, szukali sami. Jak Andrzej Rószkiewicz, który nigdy nie porzucił nadziei na poznanie losów ojca.

Ojciec, kapitan Walenty Rószkiewicz, był oficerem Korpusu Ochrony Pogranicza. W 1939 r. walczył w 96. pułku piechoty Armii "Karpaty" koło Przemyśla i Lwowa. Poległ w bitwie z Niemcami o Jaśniska. Tam ślad się urywał. W 1961 r. syn pojechał na radziecką Ukrainę, do Jaśnisk. Na cmentarzu zastał "zapadnięty prostokąt murawy", bez krzyża (ten zniszczał i został zużyty na opał).

Ale znalazł się człowiek, który nie tylko był świadkiem wydarzeń z 19 września 1939 r., ale był gotów o tym mówić. Greckokatolicki ksiądz Grzegorz Myrowicz wraz z mieszkańcami wsi chował poległych Polaków i sporządził listę nazwisk. Na prośbę Rószkiewicza ksiądz postawił krzyż na mogile. W latach 90. sprawą zajęła się już ROPWiM. Zbudowano nową mogiłę, odsłoniętą w 1992 r.

Rószkiewicz również później współpracował z Radą, przygotowując nieodpłatnie projekty mogił, m.in w Starobielsku.

Mogiła w Mielnikach

Czasem rodzina nie żyje lub straciła nadzieję. Wtedy nie ma listów. Z historii wiadomo jednak, że gdzieś była walka, polegli, mogiły. - Do podstaw demokracji należy zasada, że państwo do końca dba o swoich żołnierzy, nawet wtedy, gdy już nie żyją - mówi Przewoźnik. Jak w przypadku zabitych w Szacku.

W 1939 r. Korpus Ochrony Pogranicza, chroniący wschodnich granic, był osłabiony; część sił skierowano do walk z Niemcami. 17 września, gdy zaatakowali Sowieci, żołnierze podjęli nierówną walkę. Jednym z ich dowódców był energiczny gen. Wilhelm Orlik-Rückemann, który chciał połączyć swe siły z gen. Kleebergiem. Gdy Sowieci zajęli Kowel, oddziały KOP i wojska przedzierały się ku Włodawie, gdzie była przeprawa przez Bug. Tam zmierzała też Armia Czerwona.

Miejscem spotkania KOP-u, choć nie z żołnierzami Kleeberga, ale z Sowietami, okazał się Szack. Polacy, chcąc przebić się w stronę Bugu, musieli przejść przez zajęte przez wroga miasto. Bitwa o Szack 28 września okazała się zwycięska, większość z 3 tys. żołnierzy KOP-u przeszła na zachód. W Szacku zostały tabory i oddział osłonowy. 29 września zaatakowali ich Sowieci. Wzięli jeńców; kilkunastu oficerów - rozstrzelali.

Jak to się stało, nie było wiadomo. Jedyną informację stanowiły skąpe wspomnienia żołnierzy, którzy przeżyli i pędzeni przez Sowietów przez sekundy widzieli oficerów stojących nad rowem. Wzmianki o egzekucji w Szacku znalazły się też w literaturze historycznej.

ROPWiM próbowała odszukać ich grób. - Jednak w Szacku nic nie znaleziono, nikt z miejscowych nic nie pamiętał. Dopiero mieszkający nadal na wschodzie Polacy ustalili, że grób znajduje się nie w Szacku, ale w pobliskich Mielnikach - opowiada Jolanta Adamska. Znaleźli się świadkowie, którzy wskazali miejsce pochówku przy kołchozie. Mówili o 17-18 ciałach. W piaszczystym urwisku znaleziono rzeczywiście 18 ciał. Bez dokumentów, ale z orzełkami. W 2002 r. pochowano ich na miejscowym cmentarzu, postawiono tymczasowy krzyż.

Po komunikacie wydanym przez Radę odezwały się rodziny, które już nie miały nadziei na odnalezienie bliskich. Także córka majora Jacka Tomaszewskiego. O jego śmierci powstało kilka wersji. Jedna mówi, że został ranny pod Szackiem i Sowieci dobili go. Inna, że rannym zajęli się miejscowi. Po ekshumacji ciał w Mielnikach wiadomo, że jedno z ciał wrzucono do grobu z noszami, a oficer ranny był w nogi - to prawdopodobnie Tomaszewski.

- Zakończeniem sprawy w Mielnikach jest budowa polskiej kwatery wojskowej. To jeszcze nie jest zrobione - mówi Adamska.

***

O ile znalezienie śladu człowieka czy jego grobu to praca przypominająca zajęcie detektywa, dalsze działania należą do dyplomatów. - Projekt obiektu, po dyskusjach z artystami, architektami, kierujemy do władzy w danym kraju. Czasami idzie szybko czasem mija 9-10 lat. Czasem trafiamy na ścianę - opowiada Przewoźnik. - Na Białorusi chcieliśmy uporządkować i ekshumować groby żołnierzy AK, którzy zginęli w walkach z NKWD. Wiemy, że leżą w jakichś dołach. Otrzymaliśmy odpowiedź, że to bandyci, i nie podjęto z nami rozmowy. Musimy czekać na lepsze czasy. Ale wiedzę gromadzimy. I gdy te lepsze czasy nadejdą, będziemy gotowi, aby działać.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2007

Artykuł pochodzi z dodatku „Katyń. Powrót opowieści