Chopin na płytach. Część trzecia: Klasyk

Zmierzenie się z sonatą przez półtora wieku (a może dłużej) stanowiło szczególny egzamin dla kompozytora: doskonała forma klasyczna, probierz nie tylko dla ars, ale i techne.

06.10.2010

Czyta się kilka minut

Chopin czterokrotnie decydował się na wypowiedź w tej formie - w trzecim odcinku przewodnika po jego dyskografii zajmiemy się sonatami fortepianowymi, ostatnią, wiolonczelową, odkładając tymczasem na bok. Do tego Preludia, również będące dialogiem z tradycją, a wreszcie Walce i Impromptus, przywołujące ducha Schuberta. Więc: nowatorski romantyk, ale i klasyk.

Chopin, jak wiadomo, skomponował dwie sonaty fortepianowe - drugą i trzecią. Pierwszą c-moll znaleźć można niemal wyłącznie w kompletnych edycjach dzieł kompozytora: studencka, choć wydana jako opus 4, popadła w niepamięć. A przecież to nie tylko ciekawe dzieło wczesnoromantyczne, ale jakby dojrzały Chopin w zalążku: przyszłość pączkuje w nokturnowym II temacie I części, w tajemniczym trio w menuecie - choć wszystko jeszcze w akademickiej oprawie. Najciekawiej brzmi ten utwór w interpretacjach ukazujących czającą się w nim namiętność, jak u Nikity Magaloffa (Philips) lub wrażliwego Henriego Bardy (Calliope). Znakomita jest jak zwykle zwarta i precyzyjna wersja Władimira Aszkenazego, błyszcząca wszystkimi niuansami stylu brillant - zwłaszcza jeżeli komuś nie przeszkadza pusty dźwięk tego pianisty. Ponad ciężkawą Lilię Zilberstein (DG) przedłożyć trzeba dawniejsze nagranie Marii Wiłkomirskiej (Polskie Nagrania), grającej wprawdzie akademicko, ale prawdziwie maestoso, imponującej powagą.

Trudniej jest oczywiście z następnymi sonatami, jako że stanowiąc trzon żelaznego repertuaru, grane są przez mniej więcej wszystkich koncertujących pianistów.

II Sonata b-moll, wybujała emocjami z marsza żałobnego, zbiła z pantałyku krytyków - nawet Schumann wykrztusił tylko, że "to już nie jest muzyka". Zbudowana na kontrastach, zderzeniach potężnych prądów, a zakończona enigmatyczną arabeską nieustannego równoległego biegu obu rąk. Dziś niewątpliwie najlepiej te wewnętrzne konflikty eksploruje Grigorij Sokołow (Opus 111/

/Na?ve); z kolei Martha Argerich potrafi połączyć niedościgły temperament z klasyczną równowagą (DG). Sonatę b-moll należałoby jednak zacząć omawiać od legendarnej wersji Sergiusza Rachmaninowa: potężna, wybuchowa wizja, imponująca pianistyka, prędka, szybka - aż w końcu (a niech tam!) zbyt szybka, gdy w marszu żałobnym temat wraca z przytupem w rytmie wojskowej defilady (RCA). Nie ulegał podobnym pokusom całkowicie wpisany w poetykę dzieła Alfred Cortot (Naxos, EMI), ani też Artur Rubinstein (3 zupełnie różne kreacje, najciekawsza z 1947 r., najbardziej spontaniczna z Moskwy 1965 r., najbardziej klasyczna, zrównoważona i przejrzysta - późna studyjna; wszystkie RCA). Arturo Benedetti Michelangeli tworzy wstrząsającą marmurową doskonałość (np. z 1957 r., wyd. Arcadia; późniejsze nieco swobodniejsze), Géza Anda natomiast zderza przepastne kontrasty (Orfeo). Nie poznamy całej prawdy o tej Sonacie, nie znając lodowatej ekspresji Williama Kapella (RCA), a wreszcie - niezwykłych odkryć wyzierających z pianolowej rejestracji Józefa Hofmana (Nimbus). Oczywiście pozostaje jeszcze wielu innych: dynamiczny i kryształowo czysty Gilels, potężna, niesamowicie rozczytująca finał Novaes (Vox), świetny, a osławiony Pogorelić (DG), olśniewający Horowitz (im wcześniejsze z kilku jego nagrań, tym wyżej na wątpliwej skali efekciarstwa), zaskakująco śmiały w poszukiwaniach Kempff, nerwowy i twardy, ale logiczny Backhaus (obaj Decca), rozpracowujący mikrostruktury napięć Wiktor Mierżanow (Vista Vera)...

W znacznie bliższej klasycznej formie III Sonacie h-moll obok wyżej wspomnianego Kapella, Cortot czy Argerich postawić trzeba przede wszystkim Dinu Lipattiego (EMI), apollińskiego wizjonera (do tej kategorii należałoby też czyste piękno Sergia Fiorentino, APR), dla odmiany zaś Claudia Arraua (1960, EMI) - monumentalny posąg wykuty w granicie. Szczególnie namiętną wersję (choć miejscami nieco chaotyczną), z nadzwyczaj pięknym Largo, zaproponował John Ogdon (MCA), a intelektualną, przejrzystą i nieobciążoną tradycją - Emil Gilels (DG). Skrajną uczuciowość osiągnęła ostatnio pełna westchnień Maria Jo?o Pires (DG). Na koniec zaś kreacje całkiem specjalne: porywająca niepowstrzymanym pędem interpretacja Ignacego Tiegermana (Arbiter Records; nieco kojarzy się z nią gra Bruce’a Hungerforda, nota bene również ucznia Friedmana, wyd. Vanguard), a z drugiej strony - jedyne Chopinowskie nagranie Glenna Goulda: fascynujące arcydzieło konstrukcji, ukazujące Chopina jako mistrza formy (Sony).

Preludia op. 28 - 40-minutowy cykl 24 kompletnych mikroświatów, przebiegających przez wszystkie tonacje - również nie przynosi łatwego wyboru. Przede wszystkim trzeba zwrócić uwagę na Alfreda Cortot (Naxos, EMI), autora pierwszego - znakomitego! - nagrania cyklu. Do zarysowanej przez niego linii epicko-poetyckiej należy cały wachlarz interpretacji, na czele ze świetną Argerich (DG), a sięgający nawet wnikliwego Mierżanowa (Vista Vera). Impresjonistyczna miękkość otacza barwne kreacje Arraua (szczególnie ciekawa zdyscyplinowana z lat 50., późniejsza rozmyta), gładka - być może zbyt gładka - wirtuozeria kształtuje grę Benno Moiseiwitscha (Naxos), natomiast precyzyjnym rysunkiem ujmuje zwłaszcza Jeanne-Marie Darré (Vanguard), podobnie jak doskonały, harmonijny Gilels (LP Mielodia). Zapada w pamięć spontaniczna kreacja Sokołowa (Opus 111/Na?ve), drapieżnym rozczytaniem niektórych minorowych Preludiów (jak cis, es, b) intryguje Alexandre Tharaud (Harmonia Mundi). Nie można też zapomnieć o intymnej, lecz zdecydowanie niefilozofującej (raczej "malarskiej"), za to pulsującej życiem interpretacji Raula Koczalskiego (przez swego mistrza, Mikulego, będącego bezpośrednim dziedzicem chopinowskiej tradycji, wyd. Selene, APR), podobnie jak o pełnym splendoru i poezji Rubinsteinie (RCA), a wreszcie o iście zjawiskowej, dramatycznej wizji Shury Cherkassky’ego, mimo usterek fascynującej śmiałością (koniecznie recital w Salzburgu, Orfeo).

Wśród tych wszystkich znakomitych odczytań Preludiów brak jeszcze pewnej legendy - Światosława Richtera. Jednak Richter - zresztą tak samo jak sam Chopin - wbrew dzisiejszym przyzwyczajeniom zawsze grał jedynie wybór z op. 28 - nigdy komplet. Przemyślnie ułożona suita przynosi jednak w takim przypadku nowe wartości - i nie sposób nie wracać do tych magicznych interpretacji. Do Richtera (zwłaszcza nagrania z Japonii, różne edycje) dołóżmy też jeszcze równie odkrywczego Ivana Moraveca (recital z Pragi, Hänssler). Na koniec nie zapominajmy o pięknym, samodzielnym Preludium cis-moll, op. 45, zwłaszcza w idealnej interpretacji Benedettiego.

W odróżnieniu od szokująco nowatorskich Preludiów, Walce (niebędące w zasadzie tańcami, lecz stylizacjami tanecznymi) należą do znanego świata salonów - urzekają ruchliwą błyskotliwością bądź przymgloną melancholią. Takimi właśnie błyskotliwymi, zwiewnymi, najdoskonalej eleganckimi miniaturami brillante są walce we wczesnym ujęciu Alfreda Cortot (Naxos). Podobnie szykownie nagrał je Géza Anda, zamieniając jednak zwiewność na precyzyjnie pulsującą taneczność (RCA). Lipatti w swej sławnej, klasycznej interpretacji (ostatnio nagrodzonej na Midem jako "najlepszy Chopin wszechczasów", EMI) z wdziękiem ruchu i migotliwością barw łączy budowę narracji. Szczególne wrażenie robi późne nagranie Arraua (Philips), który - grając wolno i introwertycznie - nawet z tych zmysłowych obrazków czyni prawdziwie poważne poematy. Niezmierzone morze pełne skarbów stanowią wreszcie pojedyncze nagrania poszczególnych walców - nie do ogarnięcia nie tylko w tak krótkim artykule.

Samym urokliwym czarem są także 4 krótkie Impromptus (często funkcjonujące indywidualnie). Nikt nie rozumie wszystkich drgnień tego świata czułości równie doskonale jak Stefan Askenaze (DG), choć śladów romantycznych głębi szukać trzeba gdzie indziej. Zwróćmy tu jednak uwagę na jeden szczególnie popularny utwór (przez samego Chopina przeznaczony do spalenia...), Fantaisie-Impromptu cis-moll: nawet znając je aż zbyt dobrze, warto sięgnąć po ekspresyjne nagranie Ogdona (EMI) oraz - koniecznie - Horowitza ("The Last Recording", Sony).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. 1973. Jest krytykiem i publicystą muzycznym, historykiem kultury, współpracownikiem „Tygodnika Powszechnego” oraz Polskiego Radia Chopin, członkiem jury International Classical Music Awards. Wykłada przedmioty związane z historią i recepcją muzyki i… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2010

Artykuł pochodzi z dodatku „Vivace