Chmury nad Bejrutem

Wygrana Hezbollahu w Libanie to kolejny sygnał dla USA, Izraela i Arabii Saudyjskiej, że wpływy wrogiego im Iranu – wspierającego Hezbollah i syryjski reżim Baszara al-Asada – są na Bliskim Wschodzie coraz większe.

14.05.2018

Czyta się kilka minut

Dzień po wyborach: radość zwolenników Hezbollahu. Marjayoun w Libanie, 7 maja 2018 r. / AZIZ TAHER / REUTERS / FORUM
Dzień po wyborach: radość zwolenników Hezbollahu. Marjayoun w Libanie, 7 maja 2018 r. / AZIZ TAHER / REUTERS / FORUM

W niedzielę 6 maja, po raz pierwszy od dziewięciu lat, Libańczycy mogli w końcu wybrać nowy parlament. W końcu, gdyż w ciągu tego czasu parlament kilka razy przedłużał swój mandat (łamiąc konstytucję), rząd upadał dwukrotnie (w 2011 i 2013 r.), a dodatkowo przez dwa i pół roku posłowie nie mogli porozumieć się co do wyboru prezydenta.

Głównym powodem niezwoływania wyborów miały być kwestie bezpieczeństwa, związane z wojną w sąsiedniej Syrii – trwającej od 2011 r.; w jej efekcie do 4,5-milionowego Libanu przybyło ponad milion uchodźców. Później rozpisanie wyborów blokował brak porozumienia w kwestii systemu wyborczego.

Wypracowany wreszcie kompromis – system proporcjonalno-większościowy – miał tchnąć nowego ducha w politykę w Libanie, dać szansę kandydatom niezależnym, rozbić dominację politycznych klanów i zwiększyć frekwencję. Liczono, że impulsem będzie też bezprecedensowa liczba 86 kandydujących kobiet i 700 tys. osób głosujących po raz pierwszy w życiu.

Ale nadzieje pokładane w nowym systemie okazały się płonne. Wybory skonsolidowały stare podziały, potwierdziły pozycję ugruntowanych ugrupowań, a nowy parlament nie zwiastuje zmian. Frekwencja wyniosła tylko 49 proc., o pięć mniej niż w 2009 r. – co pokazuje, że zmęczeni podziałami i skorumpowanym systemem Libańczycy nie widzą szans na zmianę.

Sukces Hezbollahu

Głównymi zwycięzcami okazali się ­Hezbollah – szyicka Partia Boga – i jej sojusznicy: zdobyli łącznie, według wstępnych kalkulacji, 57 ze 128 miejsc w parlamencie. Jeśli kruchy sojusz Hezbollahu, szyickiego Amalu i chrześcijańskiego Wolnego Ruchu Patriotycznego prezydenta Michela Aouna przetrwa, może poważnie wpłynąć na kształt rządu i sytuację w kraju. Ale sojusze mogą ulec zmianie, a sam Hezbollah wprowadzi do parlamentu tylko 14 posłów, podczas gdy jego główny sojusznik Amal – 13.

Wynik wyborów oznacza za to polityczne zwycięstwo Hasana Nasrallaha, przywódcy Hezbollahu – organizacji wspieranej przez Iran i zaangażowanej militarnie w Syrii po stronie prezydenta Baszara al-Asada. Partia Boga uznawana jest za organizację terrorystyczną m.in. przez USA, a jej pion militarny przez Unię Europejską i Australię. Hezbollah powstał w latach 80. XX w. jako grupa „islamskiego oporu” przeciw izraelskiej okupacji południowego Libanu, która zaczęła się wraz z wojną libańsko-izraelską w 1982 r., a zakończyła wycofaniem Izraela w 2000 r. Od tamtej pory Hezbollah nie złożył broni.

Mimo sprzeciwu znacznej części społeczeństwa Libanu wobec udziału Hezbollahu w wojnie syryjskiej, partia i jej sojusznicy zdołali zdobyć cztery dodatkowe mandaty w Bejrucie, tradycyjnie głosującym na sunnicki Strumień Przyszłości premiera Saada Haririego (ten zdobył w stolicy jedynie pięć miejsc). Hezbollah stracił natomiast w swym tradycyjnym przyczółku na południu kraju, co mogło być spowodowane zmęczeniem tamtejszej społeczności przedłużającymi się napięciami przy granicy z Izraelem.

Nowy układ wzmacnia więc pozycję sojuszników Iranu w Libanie i Syrii kosztem wspieranego przez Zachód i Arabię Saudyjską Strumienia Przyszłości. Iran konsoliduje swój wpływ w regionie, podczas gdy Arabia Saudyjska sukcesywnie traci wpływ na Liban.

W więzach kompromisów

Mimo wyniku Hezbollahu trudno mówić o wielkich wygranych i przegranych. To skutek libańskiego systemu politycznego, który bazuje na proporcjonalnym podziale najwyższych stanowisk w kraju między przedstawicieli głównych religii.

Na mocy porozumienia z Taif z 1989 r., które kończyło 15-letnią wojnę domową, miejsca w parlamencie i rządzie rozdzielane są na bazie kwot dla wszystkich religii, zapewniając równomierny podział miejsc dla chrześcijan i muzułmanów. Dodatkowo – wedle zasady sięgającej 1943 r. i uzyskania przez Liban niepodległości – na prezydenta zawsze wybierany jest chrześcijanin maronita, na premiera – sunnita, a na przewodniczącego parlamentu – szyita.

Tym samym misja sformowania nowego rządu przypadnie zapewne dotychczasowemu premierowi Saadowi Haririemu, którego Strumień Przyszłości tworzy największą sunnicką frakcję w nowym parlamencie (20 posłów). Udział przedstawicieli Hezbollahu i ich aliantów w rządzie będzie większy niż dotąd, ale nie obejdzie się bez kompromisów – nawet jeśli ostra retoryka głównych sił politycznych w trakcie kampanii mogła sugerować coś innego.

Nasrallah kontra Hariri

W ostatnim tygodniu przed głosowaniem Nasrallah oskarżył premiera Haririego o wspieranie tzw. Państwa Islamskiego i innych sunnickich grup terrorystycznych. Zwracając się do swych sympatyków w dolinie Bekaa – mateczniku libańskich szyitów – lider Hezbollahu mówił, że jego konkurenci stoją „po stronie zbrojnych grup terrorystycznych, które chciały najechać Bekaa”. Podkreślał, że Hezbollah wywiązał się ze swej roli, jaką miało być zapewnienie bezpieczeństwa Libanowi po wojnie z Izraelem latem 2006 r., podczas gdy Strumień nie spełnił swej obietnicy, że sytuacja gospodarcza się poprawi.

Hariri ripostował, że Hezbollah nie ma prawa oskarżać jego partii o wspieranie ekstremizmu, bo „jeśli ktoś to robi, jest to Hezbollah”. Odnosząc się do słów Nasrallaha w dolinie Bekaa dodał, że starcie wyborcze rozgrywa się między dwoma rywalami: obozem „państwa prawa i instytucji, kontroli nad decyzjami i instytucjami państwa, ochrony kraju przed wojnami w regionie” a obozem (w domyśle: Hezbollahu), który angażuje kraj w regionalne wojny.

Gdy w niedzielę wieczorem ogłoszono wyniki, podgrzane emocje nie opadły: krzycząc „Bejrut stał się szyicki”, grupa mężczyzn zawiesiła flagę Hezbollahu na pomniku premiera Rafika Haririego (ojca Saada), który zginął w 2005 roku w zamachu (zabójstwo to przypisuje się Hezbollahowi).

Po tym zaś, jak kolumny motocykli z flagami Hezbollahu i Amalu zjawiły się w dzielnicach chrześcijańskich i sunnickich, rząd wprowadził tymczasowy zakaz jazdy na motocyklach i zarządził mobilizację armii, by zapobiec zamieszkom. We wtorek doszło do starcia między druzami a chrześcijanami w Choueifat na południu (zginęła jedna osoba).

Libańska Realpolitik

Retoryka i emocje nie powinny jednak przysłonić libańskiej Realpolitik: jej istotą jest nadal przedłużenie porozumienia między głównymi grupami religijnymi, a tym samym graczami politycznymi. Hariri skomentował swoją porażkę lapidarnie: „To nie koniec świata”. Pytany, czy jest gotowy zerwać współpracę z Hezbollahem w rządzie, odparł, że próbowano już tego w przeszłości i skończyło się to paraliżem państwa. „Liban może być rządzony jedynie przez wszystkie grupy. Ci, którzy uważają inaczej, oszukują się. Powinniśmy pracować wspólnie, by zbudować kraj” – mówił Hariri.

Jednak to właśnie problemy, których rząd Haririego nie umiał rozwiązać w ostatnich latach – jak zadłużenie państwa, bezrobocie i korupcja, a także notoryczne przerwy w dostawach prądu czy kryzys z wywozem śmieci – przyczyniły się do porażki Strumienia Przyszłości. Porozumienie Haririego z Hezbollahem, przez wielu Libańczyków postrzegane jako słabość i kompromis z terrorystami, dołożyło swoje i zniechęciło do udziału w wyborach.

Także Nabih Berri – lider partii Amal i obecny przewodniczący parlamentu – wezwał do szybkiego utworzenia rządu w duchu porozumienia. „Jedność narodowa i współistnienie to jedyny prawdziwy wynik tych wyborów” – mówił. Z kolei Nasrallah stwierdził, że retoryka oparta na podziałach nie powinna być kontynuowana: „Jeśli chcemy, by kraj przetrwał, a jego problemy zostały rozwiązane, musimy współpracować i rozwiązywać konflikty”.

Następny rząd, podobnie jak obecny, będzie więc rządem jedności, a władza podzielona będzie między różne frakcje, zmuszone do wspólnego rządzenia. Sukces nowego rządu leży także w interesie Hezbollahu, który zapewne będzie chciał wprowadzić do niego jak najwięcej swoich ministrów.

Niełatwym zadaniem dla nowego rządu będzie utrzymanie stałego przypływu pomocy ekonomicznej z Arabii Saudyjskiej (wrogiej Hezbollahowi i Iranowi), a także pozyskanie zagranicznych pożyczek. W zamian za to Hezbollah będzie miał za zadanie nie dopuścić do tego, by wojna w Syrii przeniosła się do Libanu i zamieniła w konfrontację z Izraelem.

Zwłaszcza to ostatnie może być dziś nie lada wyzwaniem.

W cieniu nowej eskalacji

Wygrana Hezbollahu to bowiem kolejny sygnał dla USA, Izraela i sunnickiej Arabii Saudyjskiej, że wpływy wrogiego im Iranu – wspierającego Hezbollah i syryjski reżim Asada – są na Bliskim Wschodzie coraz większe. Po libańskich wyborach minister edukacji Izraela napisał na Twitterze: „Hezbollah = Liban”. I dodał, że „Izrael nie będzie rozróżniać między suwerennym Libanem a Hezbollahem i będzie traktować Liban jako stronę odpowiedzialną za wszelkie działania podejmowane z jego terenu”.

8 maja wieczorem prezydent Donald Trump ogłosił, że wycofuje się z porozumienia nuklearnego z Iranem, podpisanego w 2015 r. przez stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ, Unię Europejską i Niemcy. Na jego mocy Iran zobowiązał się zatrzymać swój program nuklearny w zamian za zniesienie sankcji nałożonych przez ONZ, USA i Unię. Europejscy sygnatariusze zapowiadają, że chcą uratować porozumienie.

Wkrótce po ogłoszeniu decyzji przez Trumpa, Izrael zaatakował rakietami irańskie obiekty wojskowe w Syrii (w atakach miało zginąć kilkanaście osób, w tym ośmiu Irańczyków). Miał to być odwet za irański atak na izraelskie pozycje na Wzgórzach Golan, na pograniczu z Syrią; podobno część z irańskich rakiet została przechwycona przez izraelski system anty­rakietowy. Byłby to pierwszy bezpośredni ataki Iranu na Izrael.

Rosnące napięcie między Izraelem i Iranem sprawia, że nie można wykluczyć także zaognienia na linii Hezbollah– –Izrael. Nowy libański rząd zacznie pracę w momencie wielkiej niepewności dla regionu i świata. W jego interesie jest niedopuszczenie do tego, aby konflikt przeniósł się na teren Libanu – przynajmniej to pozwala wierzyć, że wzmocniona pozycja Hezbollahu nie musi oznaczać konfrontacji z południowym sąsiadem. ©

Tekst ukończono w czwartek 10 maja.


O wyborach w Libanie pisze także Wojciech Jagielski w specjalnym serwisie STRONA ŚWIATA >>>

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 21/2018