Chłopcy z ferajny

...(drugie dno dołka)

24.07.2007

Czyta się kilka minut

Stało Ich trzech, w każdym z nich inna krew, ale jeden przyświecał im cel.

IV RP. Teraz ostał się praktycznie jeden, ale w dwóch osobach. A było to tak.

Najpierw zniknął Ramon. Radykalnie zmalało mu jeszcze przed wyborami,

gdy Młot na Czarownice odwrócił się od niego wszetecznie a zdradziecko. Kilkakrotnie jeszcze rozpoczynał umizgi na rosyjskich wojskowych częstotliwościach jedynopolskiej częstotliwości. Zarzucał na Jedynego w Dwóch Osobach sieć zasadniczych debat. A Jedyny w Dwóch Osobach na to nic. Nawet czarownicę łyknął. Po prostu po nim spłynęło. Teraz każdy przyzna, że mięsisty timbre Ramona w ramach eteru fal coraz bardziej eterycznym się zdawał. Również w telewizji trwał jakby mniej coraz.

Sam sobie sprawę z tego faktu nie do końca zdając (od dzieciństwa przyzwyczajany do nagiej oczywistości wielkości swej istoty), zaczął częstotliwie w obłokach bujać. Nawet ciężko wylatane w ramach programu miles and more kilometry nie cieszą Ramona jak kiedyś, gdy poparcie Ramona spada. Ulata. Już pod kreską. Grubo.

Młodzież Ramona już nie pocieszy, gestem pięć piw zamawiając. Młodzież rozwiązana, nowe mundurki przymierza, hen po wszechpolsce rozproszona lekturami się para. Ramon też spróbował, G. rozłożył, streścić nie zdołał, gębę zakazaną dostrzec polecił. Wargę mięsistą przygryzł, gębę wypierając ukojenia nie znalazł.

Wtedy ktoś podrzucił mu inną lekturę. "Lech, czarownica i stara szafa". Ramon od razu w lekturze się pogrążył. Na grzywę Aslana, to było to! Zaczytał się na amen. Był tak skołowany, że chcąc wyjść z gabinetu, wszedł do szafy. I już nie wyszedł.

Ojcze Dyrektorze! Twoje dzieło tutaj widzimy! A raczej nie widzimy, gdyż Ramon zniknął. Niby ciałem jest z nami, niby się nie chowa, na wałach stoi, ale tak naprawdę jest w Narni.

Pozostało ich tylko dwóch, więc Jeden w Dwóch Osobach i Andrzej L. poszli na plażę. Bracia chytrze wybrali miejsce niejako dla Andrzeja L. przyrodzone, choć ich satysfakcji nie wzbudził fakt, że krzepki Andrzej L. natychmiast zaczął stawiać babki. Zresztą, Andrzej L. od początku im nie leżał. Wrzucili to w nieuchronne przemian koszta, choć niesmak pozostał. Jednak wizjonersko przeczuwali, że ceną ich niesmaku będzie Andrzeja L. gorycz. O, tak, gorycz jego nieuniknionego zniknięcia będzie niesmaku Dwóch Takich ambrozją. Ale jak tu go zniknąć? Toż to chłop jak dzwon, nie przymierzając. Kawał chłopa. Dysproporcja z Nimi wręcz bestialska. Testosteronem bucha, babkę za babką stawiając, chrapkę na babkę wciąż następną posiadając.

Ha, nadludzki to plan czoła buhajowi stawić!

Tembardziej że uprzednio, przy molo, zaszła była komplikacja. Andrzej L. nowinki lubi, bo człek światowy. Na wonnym stoisku pod smażalnią nowy kosmetyk księdza Jankowskiego wypatrzył. Szczodry Monsignore wypuścił był całą linię kosmetyków, ale mydełko nie wzbudziło u Andrzeja L. zaufania. Namydlić Prałatem się nie chciał. Zadowolił się wodą toaletową. Sprej z lubością wyzwolił, Jankowskim się spryskał... I ruszyły w Andrzeju L. feromony. Nuta głowy, nuta serca, nuta bazowa - wszystkie nuty zagrały w jego jędrnym jestestwie, tworząc przetrwania bukiet. Nie nazywajmy perfumerii szambem! Teraz Andrzej L. na własne nozdrza poczuł, że przetrzyma wszystko, niestraszne mu wraże zakusy i prowokacje. Jankowskim obficie spryskany, pokrył babkami połowę plaży. Zaraz może elektorat utwardzi? Duży kłopot dla braci. Tak dalej być nie może. Nawet plażowe słońce wydało się porażające.

Dwóch takich poszło po rozum do głowy. Wykonali kwerendę. Wysłali Fotygę po prestiżowy "The New England Journal of Medicine". Macierewicz przetłumaczył im zawarty tam raport Marona. Doktora Bradleya Marona raport o wakacyjnych niebezpieczeństwach. O ofiarach dołków plażowych, których jest spora liczba, w dodatku zaniżona. Yes, yes, yes! Znów poczuli dreszczyk przygody. Wrócili niebawem, dzierżąc łopatki. Wykonali prawdziwy traktat o dobrej robocie. Uświadomili sobie, że przecież robią to, co potrafią najlepiej i lubią najbardziej. Wykonany przez nich solidny dołek z pewnością wielokrotnie przekraczał wymagany obwód Andrzeja L. w pasie i głębokość jego łokcia.

Andrzej L. w wykopany uprzednio dołek niebacznie wdepnął i po prostu zapadł się pod ziemię. Teraz, gdyby nawet ktoś chciał go odkopać, to nie będzie wiedział, gdzie zacząć kopać, chyba, że.po zapachu. Ale to prawie nieprawdopodobne. Finito. Pozostał złotego piasku szelest. I morza szum, ptaków śpiew...

(A może to nie było morze, tylko jezioro. A może plaży nie było... Nieistotne. Ważne, że dołek zadziałał. A jeśli nie zadziałał? Bez znaczenia. W końcu zadziała.)

Na plaży pozostał tylko jeden z Nich Trzech. Czyli ich dwóch i brak wrogów. Bracia popadli w rozpacz. Przecież nie będą we dwóch tak stać i się na siebie patrzeć. Można tak stać i stać i niczego się nie dopatrzyć. Pod sobą dołków kopać nie będą. Postanowili zrobić coś konstruktywnego, ale babki wyraźnie im nie wychodziły. Zaniedbywany coraz bardziej zamek przedstawiał obraz nędzy tudzież rozpaczy.

Wtem wpadli na pomysł wprost pełen chwały. Zaczęli sypać wały. I jeden z nich powiedział: "Dziś Polska jest tutaj".

PS. Kilka dni temu zadzwoniono, nie wiem dlaczego do mnie, z dziennika "Dziennik". Ktoś z działu Opinie poprosił o moją opinię. Temat: czy odczuwam satysfakcję, że nareszcie wyrzucono Leppera z koalicji. "Czy pan się cieszy?". Wtedy nie odpowiedziałem, teraz napiszę. Cieszę się. Strasznie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reżyser teatralny, dramaturg, felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Dyrektor Narodowego Teatru Starego w Krakowie. Laureat kilkunastu nagród za twórczość teatralną.

Artykuł pochodzi z numeru TP 29/2007