Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
CETA to umowa handlowa między Kanadą a UE. Tworzy strefę wolnego handlu, znosząc lub ograniczając taryfy celne, harmonizując przepisy fitosanitarne. Tworzy też arbitrażowy mechanizm rozwiązywania sporów ICS (System Sądów ds. Inwestycji). Na podobnych umowach w pierwszej kolejności korzystają duże koncerny, które mają środki, by szybko zdobywać otwierane rynki i toczyć kosztowne spory arbitrażowe. Dlatego wszystkie potęgi gospodarcze, z Wielką Brytanią i USA na czele, zanim zaczęły popierać wolny handel, stosowały daleko posunięty protekcjonizm, chroniąc swe „przemysły raczkujące”. Tymczasem Polska gospodarka wspiera się wciąż na niewielkich firmach, którym trudno będzie podjąć rywalizację z gigantami zza oceanu.
CETA może być zagrożeniem dla polskiego rozdrobnionego rolnictwa. Wielkie farmy z Kanady korzystając z efektu skali oraz dużo bardziej liberalnych przepisów jakościowych zapewne wygrają rywalizację oferując tańsze, choć niekoniecznie zdrowsze produkty. Przekonali się o tym Meksykanie, których rolnictwo bardzo ucierpiało na podobnej umowie NAFTA. Natomiast mechanizm ICS będzie faworyzował zagranicznych inwestorów, gdyż tylko oni będą mogli z niego korzystać. Rodzimym nadal pozostanie krajowe sądownictwo. Może to być furtką dla mających filie w Kanadzie koncernów z USA, dzięki arbitrażowi będą mogły wymuszać na państwach utrzymywanie korzystnych dla nich przepisów.
Integracja ekonomiczna różniących się od siebie obszarów wiąże się ze strukturalnymi napięciami. Przekonali się o tym twórcy strefy euro. Euroatlantyckie zbliżenie gospodarcze miałoby być receptą na wielowymiarowy kryzys UE. Chyba jednak lepiej byłoby przeprowadzić to bardziej stopniowo, a obecny impas Unii przełamać bliższą integracją polityczną – budową unijnej armii oraz zrębów wspólnej obrony granic. ©℗