Centrum życia

Zbigniew Buski, dyrektor Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie: Na tzw. „prowincji” dzieją się dziś w sztuce bardzo ciekawe rzeczy. Tam galeria stanowi punkt odniesienia dla inteligencji.

24.06.2013

Czyta się kilka minut

Okładka dodatku "Państwowa Galeria Sztuki - Sopot" /
Okładka dodatku "Państwowa Galeria Sztuki - Sopot" /

AGNIESZKA SABOR: W odróżnieniu od większości publicznych instytucji kultury Państwowa Galeria Sztuki w Sopocie nie robi sobie wakacji. Przeciwnie: otwierają Państwo dwie „hitowe” wystawy. Galeria pokaże malarstwo polskie ze zbiorów lwowskich i projekt fotograficzny Nicolasa Grospierre’a, którego bohaterem są amerykańskie kopie słynnego Gabinetu Owalnego.

ZBIGNIEW BUSKI: Staramy się myśleć racjonalnie. W sezonie turystycznym możemy się spodziewać, że odwiedzi nas liczniejsza niż zimą międzynarodowa publiczność. Owocuje to podwójnie. Po pierwsze, ktoś raz skuszony głośnymi nazwiskami zapamięta to miejsce i powróci, by zobaczyć prezentacje mniej oczywiste. Po drugie, wystawy „hitowe”, jak je pani określiła, pozwalają zarobić na dalszą działalność.

Kiedy przegląda się program Galerii, nie ma się wrażenia, że działa ona w sytuacji kryzysu. Jest bardzo ambitny.

Prawdę mówiąc, też tak uważam. W roku 2014 zamierzamy pokazać twórczość dwóch Ormian, Teodora Axentowicza i Iwana Ajwazowskiego. Planujemy prezentację twórczości Władysława Hasiora. Ten zmarły w 1999 r. artysta nie zdążył odebrać przyznanego mu tytułu doktora honoris causa gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych – nie chodzi jednak tylko o uczczenie 15-lecia śmierci rzeźbiarza. Co prawda Hasior nie jest zapomniany, ale chyba nie doceniamy go wystarczająco. Dalej dwóch performerów: Jerzy Bereś i Zbigniew Warpechowski. Kolekcja Krzysztofa Musiała – nieprezentowane dotąd zakupy dokonane po 2008 r. Street-art i realizm rosyjski. Nieznane, paryskie obrazy Franciszka Starowieyskiego. Roman Cieślewicz i odkrywana na nowo przez światowe galerie Alina Szapocznikow.

To chyba kosztowne projekty...

Na pewno w skali niewielkiego ośrodka, jakim jest Sopot. Jednak naszym atutem jest to, że zapraszamy kuratorów niezależnych (wystawę Grospierre’a organizuje Adam Mazur, Axentowicza przygotowuje krakowianka, Anna Król). To bardzo pomniejsza koszty. Nasza galeria zatrudnia jedynie 21 pracowników etatowych, od dyrektora do obsługi technicznej. Zresztą, w ogóle mam wrażenie, że na tzw. „prowincji” dzieją się dziś w sztuce i wystawiennictwie bardzo ciekawe rzeczy. By wymienić tylko Tarnów, Stalową Wolę, Cieszyn, Nowy Sącz... W takich miastach galeria stanowi centrum życia kulturalnego, punkt odniesienia dla miejscowej inteligencji. I toczą się tam naprawdę ożywcze, nieoczywiste narracje.

Statut wymaga od Galerii zaangażowania lokalnego.

I bardzo o to dbamy. Nie tylko prezentując artystów związanych z Sopotem czy szerzej: Pomorzem, ale budując kolekcję, w której zgromadziliśmy ponad 700 prac. Zbieramy „klasyków”, np. Zygmunta Karolaka (ucznia Wojciecha Weissa na krakowskiej ASP) czy Kazimierza Ostrowskiego (związanego w Paryżu z Fernandem Légerem), ale także młodych, wśród których na uwagę zasługują m.in. Marek Okrassa, autor zdyscyplinowanych, eleganckich, a przy tym przewrotnych przedstawień figuratywnych, czy Anna Reinert, Filip Kalkowski.

Kiedy przegląda się program Galerii, zwracają uwagę kontakty ze Lwowem.

Dobra współpraca opiera się na przyjaźniach i wzajemności. Nie chodzi tylko o to, by pożyczać do Sopotu lwowskie arcydzieła, ale by pokazywać polską sztukę u naszych sąsiadów. Niedawno otwierałem we Lwowie wystawę prac Marka Włodarskiego, czyli Henryka Strenga – czołowego przedstawiciela tamtejszej awangardy okresu międzywojennego, współzałożyciela grupy „Artes”. Nazwisko tego lwowianina, zaprzyjaźnionego z Légerem i Bretonem, zostało tam po wojnie zapomniane. Teraz powraca – nie tylko za sprawą wystawy, ale i pięknego katalogu. Na wernisażu mówiłem, że prawdziwy dialog między narodami toczy się nie tyle dzięki politykom, ile dzięki ludziom kultury. Niby truizm, ale takie truizmy trzeba czasem przypominać.  

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2013