Centaury

Portret Krystiana Lupy na okładce albumu wygląda niczym nieznane dzieło Francisa Bacona - wbrew pozorom to nie obraz, lecz fotografia, tyle że dzięki wydłużonemu czasowi naświetlania powstało zdjęcie nieostre, poruszone, rozmyte. Reżyser jawi się na nim niczym zjawa ze snu.

09.03.2010

Czyta się kilka minut

Okładka książki Lupa/Teatr /
Okładka książki Lupa/Teatr /

Myśl o twórczości irlandzkiego malarza towarzyszyła mi podczas oglądania albumu "Lupa/Teatr", choć nie sposób mówić o wyraźnych podobieństwach estetycznych - mimo iż gust Lupy-grafika, scenografa i reżysera karmi się podobnymi inspiracjami. Uderzające było dla mnie podobieństwo myślenia obydwu artystów, myślenia, którego efektem jest to, że określeń "figuratywne" względem obrazów Bacona i "realistyczne" w przypadku spektakli Lupy używać można tylko po ujęciu tych terminów w cudzysłów.

Owszem, taki jest punkt wyjścia: uważna obserwacja rzeczywistości. Jednak namalowani na płótnie czy ustawieni na scenie bohaterowie dzieł obu artystów - siedzący na krzesłach, leżący na materacach, wyglądający przez okno - zaczynają, niczym w sennym koszmarze, rozwibrowywać się, rozmywać, jak gdyby wylewać poza własne ramy. Bacon powiedział kiedyś, że uczucia rozpaczy i smutku są znacznie bardziej inspirujące niż uczucie zadowolenia, bo rozpacz i przygnębienie rozciągają całą ludzką wrażliwość, aż poza granice ciała. To świetny opis postaci z teatru Lupy - co z zadziwiającą trafnością udało się uchwycić Krzysztofowi Bielińskiemu.

Prawie dwieście fotografii Bielińskiego składa się na autorską, na wskroś subiektywną dokumentację jego osobistej podróży do Lupowego świata. Między uwiecznionymi w albumie "Braćmi Karamazow" i "Kalkwerkiem" a "Factory 2" minęły prawie dwie dekady najintensywniejszej pracy i największych sukcesów artysty; album nie jest jednak kroniką. Kolejność, w jakiej pojawiają się spektakle, a także poszczególne sceny z przedstawień, nie ma nic wspólnego z realną chronologią. Nie sposób doszukać się - tak popularnych w klasycznej fotografii teatralnej o charakterze dokumentacyjnym - kadrów ukazujących całą scenografię. Niektóre sytuacje powracają w kilku ujęciach, inne nie pojawiają się wcale. Alinearna, asocjacyjna logika spektakli staje się przez to jeszcze trudniej uchwytna, podległa nie fabularnemu rozwojowi akcji, lecz tajemniczym wewnętrznym związkom.

Większość zdjęć to portrety. Bardzo przejmujące - nie tylko dlatego, że poprzez ukazanie procesu starzenia się aktorów występujących przez kilkanaście lat w jednym spektaklu uświadamiają bezlitosny upływ czasu. Także dlatego, że większość ma bardzo intymny charakter. Pokazują to, czego widz normalnie nie dostrzega, sceny czystego trwania na scenie, pomiędzy kwestiami i działaniami - bezbrzeżnie smutne spojrzenie leżącej na łóżku Jadwigi Jankowskiej-Cieślak, grymas przytulonej do podłogi Mai Ostaszewskiej, zażenowany uśmiech Krzysztofa Globisza w wannie, zmęczenie Jana Frycza... Wydaje się, że fotografowi udało się uchwycić ten - najbardziej pożądany przez reżysera - stan, kiedy na scenie pojawia się centaur: jedno ciało złożone z aktora-konia i siedzącej na jego barkach postaci.

Dwujęzyczny aneks stanowią indeks premier, interesujące eseje Georgesa Banu i Piotra Gruszczyńskiego, wywiad z Krystianem Lupą oraz prawdziwa perełka: komentarz reżysera do wybranych przez niego fotografii. Lupa fascynująco opisuje sceny, które wracają do niego odbite w lustrze aparatu Bielińskiego: niby własne, znane, a jednak inne, obce, zaskakujące. "Patrzę ze zdziwieniem na te zdjęcia, jak czasem ze zdziwieniem patrzę na swoje zdjęcia, zrobione przez kogoś w chwilach szczególnie bezwiednych. Więc taki jestem? Więc tacy są oni?" - pisze artysta. "Wariactwo, komedianctwo, cierpienie - ma tu swój nagi, radykalnie groteskowy wymiar". Bielińskiemu udała się rzecz niezwykła: ukazanie tego, co na scenie pozostaje niewidoczne, nawet dla reżysera: fluidycznych widm ludzkiej wrażliwości.

Krzysztof Bieliński, Lupa / Teatr Warszawa 2009, Wydawnictwo W.A.B.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2010

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku 1-2 (11/2010)