Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Walczył w powstaniu warszawskim. Debiutował na scenie, gdy wojna jeszcze trwała – 22 marca 1945 r. w Teatrze Wojska Polskiego zagrał Chochoła w „Weselu” w reżyserii Jacka Woszczerowicza. Osiem lat później został absolwentem reżyserii warszawskiej PWST. Pracował w Warszawie, Łodzi, Toruniu, Poznaniu, Krakowie, Lublinie. Realizował spektakle telewizyjne i słuchowiska radiowe. W latach 80. zaczął z myślą o najbliższych spisywać wspomnienia, potem – zachęcony przez Jerzego Timoszewicza – także „Facecje teatralne” gromadzone w „Teczce dla Jacka”. Teraz ów Jacek – czyli syn autora, dziennikarz Jacek Rakowiecki – wydał ojcowskie „szpargały”. I należy mu się za to wdzięczność.
Nie tylko dlatego, że Jerzy Rakowiecki opowiada barwnie, ze swadą i staroświeckim wdziękiem, nie tylko z powodu mnogości teatralnych anegdot, czasem na granicy ryzyka, w których pojawiają się zarówno wielcy i sławni – Leon Schiller, Aleksander Zelwerowicz, Wilam Horzyca, Irena Eichlerówna, Nina Andrycz, Zofia Mrozowska, Halina Mikołajska – jak też zapomniane dziś postaci drugiego i trzeciego planu. „Pamiętnik” to również świadectwo kształtowania się warstwy postszlacheckiej inteligencji, i to na przykładzie rodziny, w której poczucie obowiązku wobec ziemi (autor porównuje swego ojca do Bogumiła z „Nocy i dni”) wchodziło w konflikt z ambicjami artystycznymi. A lektura „Zapisu z powstania warszawskiego” ściska gardło.
Bezradne pytania: dlaczego właśnie ja przeżyłem? „Dlaczego nie zginąłem w straszliwie zbombardowanym domu na Zagórnej, gdy zginęli wszyscy chłopcy z naszego piętra? Dlaczego poza uczuciem zupełnej obojętności nie odczuwałem prawie nic, a innym razem czułem wstrętny smak mdlącego strachu, gdy wyprowadzano nas na rozstrzelanie w Muzeum Narodowym? I dlaczego musiał zginąć mój brat, mój młodszy brat?”. Czytam o czerniakowskim epizodzie powstania i o dzielnej a groźnej Dudzie („moja tamże babska szefowa i szefowa przede wszystkim łączniczek”), i nagle sobie przypominam dokument telewizyjny, w którym owa Duda – nieżyjąca już dziś aktorka Małgorzata Lorentowicz – z nieruchomą twarzą wracała do tamtych dni. Świadkowie, których z każdym dniem ubywa. ©℗
Jerzy Rakowiecki, PAMIĘTNIK INTELIGENTA. HISTORIE WESOŁE, A OGROMNIE PRZEZ TO SMUTNE, Edipresse Książki, Warszawa 2019, ss. 366