Cena milczenia

Wobec dramatu muzułmanów, pani Suu Kyi, laureatka Nobla i faktyczna przywódczyni Birmy, mogłaby użyć swojego autorytetu. Tymczasem ona przyzwala na nienawiść.

11.09.2017

Czyta się kilka minut

Według rządu, ci mężczyźni są Rohindżami, którzy podpalają domy muzułmanów, aby obciążyć tym wojsko. Gawdu Tharya, 7 września 2017 r. / AFP / EAST NEWS
Według rządu, ci mężczyźni są Rohindżami, którzy podpalają domy muzułmanów, aby obciążyć tym wojsko. Gawdu Tharya, 7 września 2017 r. / AFP / EAST NEWS

Spalili wioskę. Przynajmniej 150 ludzi zamordowali, 95 jest ciężko rannych, a ponad 100 zaginionych. Nie mamy już nadziei”. Łamiący się głos mieszkańca wioski Chut Pyin słyszę na nagraniu przesłanym do ranguńskiego biura Women ­Peace Network Arakan. Założycielką tej organizacji jest Wai Wai Nu, przedstawicielka nieuznawanej przez birmańskie władze muzułmańskiej mniejszości etnicznej Rohindżów. Zamieszkują oni północno-zachodni region Arakan.

Przez ostatnie trzy tygodnie Wai Wai Nu otrzymała wiele podobnych nagrań. O tym, co widzą, mogą informować tylko telefonicznie. Armia ogłosiła północny Arakan terenem operacji wojskowej. Nawet organizacje humanitarne nie mogą się tam dostać.

Według ONZ między 25 sierpnia a 8 września z Birmy do Bangladeszu uciekło co najmniej 270 tys. ludzi. Ci, którzy przeżyli, twierdzą, że wiele osób słabszych, zwłaszcza dzieci, umiera w drodze. UNICEF podaje, że 80 proc. z tych, którzy docierają do Bangladeszu, to kobiety i dzieci.

Operacja antyterrorystyczna?

Zarówno buddyjscy Arakańczycy, jak też muzułmańscy Rohindżowie mówią, że teraz jest gorzej niż w 2012 r. Wtedy w Arakanie też wybuchł konflikt, zginęło ponad 80 osób, a tysiące – po obu stronach – straciły domy. Ok. 140 tys. Rohindżów trafiło wtedy do obozów dla tzw. przesiedleńców wewnętrznych, w których przebywają do dziś.

Rohindżów często określa się mianem „najbardziej dyskryminowanej mniejszości na świecie”. Nie mogą przemieszczać się między regionami, a często też między wioskami, nie mają także dostępu do opieki zdrowotnej i szkolnictwa. Są największą grupą bezpaństwowców na świecie – ustawa o obywatelstwie, uchwalona za wojskowego reżimu w 1982 r., nie pozwala im stać się obywatelami Birmy. Władze buddyjskiego w większości kraju uważają ich za nielegalnych imigrantów przybyłych z Bangladeszu; zwani są „Bengalczykami”.

Pierwsze doniesienia o bojówce walczącej w północnym Arakanie o prawa Rohindżów pojawiły się jesienią 2016 r. Organizacja nazwała się Ruchem Wiary, później przemianowała na Arakan Rohingya Salvation Army (ARSA). Jej przywódca ma być Rohindżą, urodzonym w Pakistanie i wychowanym w Arabii Saudyjskiej. Gdy w październiku organizacja zaatakowała posterunki policji, w odpowiedzi armia przeprowadziła wielką akcję. Świat obiegły satelitarne zdjęcia spalonych muzułmańskich wsi. W marcu Rada Praw Człowieka ONZ przegłosowała rezolucję o wysłaniu do Arakanu „misji wyjaśniającej”. Do dziś władze odmawiają jej wstępu.

24 sierpnia komisja ds. Arakanu pod przewodnictwem Kofiego Annana ostrzegła w raporcie przed radykalizacją, jeśli sytuacja muzułmanów się nie polepszy. Traf chciał, że dzień później ARSA zaatakowała posterunki policji, zginęło 12 policjantów (według birmańskiej armii). I znów wojsko odpowiedziało ofensywą. ARSA została ogłoszona organizacją terrorystyczną.

„Teraz mniej gwałcą”

– W wiosce Guda Pyin, gdzie mieszka moja babcia, ocalały tylko trzy domy. Resztę spalono. 31 sierpnia wkroczyło tam wojsko. Zginęło co najmniej 100 ludzi. Krewni zabrali babcię do sąsiedniej wioski. Ci, którzy schowali się w polu ryżowym, powiedzieli, że następnego dnia armia przyjechała i zabrała ciała – relacjonuje Wai Wai Nu. I dodaje: – W wiosce, w której schroniła się babcia, na początku ludzie przyjmowali uciekinierów, ale potem przyszło wojsko i nakazało uchodźcom przenieść się do budynku po szkole. Bali się, że jak tam pójdą, wojsko ich podpali. Uciekają więc do Bangladeszu. Moja matka mówi, że babcia pewnie umrze, bo nie ma leków. Wczoraj zmarła jedna ciotka, przedwczoraj inna. Ale z tego, co do nas dociera, tym razem jest mniej gwałtów niż poprzednio.

Nie ma sposobu na potwierdzenie tych relacji. Ale od dwóch tygodni z zachodniego brzegu granicznej rzeki Naf widać dymy nad wioskami po birmańskiej stronie.

Do północnego Arakanu nie mają wstępu organizacje humanitarne. Według Światowego Programu Żywnościowego przynajmniej 250 tys. ludzi brakuje tam żywności. W wyniku obecnej eskalacji dach nad głową straciło też ok. 12 tys. buddyjskich Arakańczyków i innych mniejszości etnicznych oraz religijnych. Większość została przetransportowana do środkowego Arakanu.

Noblistka w szach-macie

„Arakan: prawdziwa historia. Kim oni są? Wierzcie albo nie. To muzułmanie podpalający własne domy” – pisze na Twitterze Zaw Htay, rzecznik Aung San Suu Kyi, laureatki Pokojowego Nobla, która dziś piastuje funkcję radczyni stanu (po częściowo demokratycznych wyborach, z uwagi na zapis w uchwalonej jeszcze przez juntę konstytucji, noblistka nie mogła zostać prezydentem). Wpis ilustruje stosowne zdjęcie; jak twierdzą muzułmanie – sfałszowane.

Narracja o muzułmanach podpalających własne domy jest już oficjalną retoryką nie tylko armii, ale też rządu, kierowanego przez Narodową Ligę na Rzecz Demokracji – partię noblistki. A jeszcze parę lat temu mówiła ona, że „pokój nie oznacza tylko zakończenia przemocy lub wojny, ale usunięcie innych czynników, (...) takich jak dyskryminacja, nierówność, ubóstwo”.

The Lady (jak określa się Suu Kyi) jest w politycznym szach-macie ze strony armii. Zgodnie z konstytucją wojsko kontroluje jedną czwartą parlamentu i trzy kluczowe ministerstwa. W obliczu tragedii mogłaby jednak przynajmniej użyć autorytetu, jakim cieszy się w społeczeństwie. Tymczasem Suu Kyi skarciła tureckiego wicepremiera, który użył nieprawdziwych zdjęć, pisząc o „ludobójstwie Rohindżów”. Ale nie odniosła się do zdjęć rozsyłanych przez swego rzecznika.

Fala nienawiści wylała się też na mieszkającą w Wielkiej Brytanii 20-letnią Pakistankę Malalę Yusuf, nawołującą do przyznania Rohindżom obywatelstwa. Oberwał papież Franciszek, który w listopadzie odwiedzi Birmę i Bangladesz. Podczas niedzielnej mszy modlił się za „mniejszość religijną braci Rohindżów”.

Tymczasem Desmond Tutu – biskup z RPA, także noblista – wysłał do Aung San Suu Kyi emocjonalny list. Pisze: „Jeśli polityczną ceną Twojego dojścia do najwyższego urzędu jest milczenie, to jest to za wysoka cena”.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 38/2017