Cena bezpieczeństwa

Czy Polska wydała czeczeńskiego uciekiniera na tortury, a nawet śmierć? Deportacja Azamata Bajdujewa rozpaliła na nowo debatę: ile jesteśmy w stanie oddać za wizję bezpiecznego kraju.

10.09.2018

Czyta się kilka minut

Proces Czeczeńców oskarżonych o pomoc terrorystom przed sądem w Białymstoku, 2016 r . / ANDRZEJ ZGIET / POLSKA PRESS / GAZETA WSPÓŁCZESNA / KURIER PORANNY / EAST NEWS
Proces Czeczeńców oskarżonych o pomoc terrorystom przed sądem w Białymstoku, 2016 r . / ANDRZEJ ZGIET / POLSKA PRESS / GAZETA WSPÓŁCZESNA / KURIER PORANNY / EAST NEWS

34-letni Czeczeniec został wydalony z Polski pod koniec sierpnia. Polską granicę po raz pierwszy przekroczył ponad dekadę temu. W 2007 r. został objęty ochroną ze względu na sytuację panującą w jego ojczyźnie. Sam twierdził, że w Rosji był prześladowany i torturowany. Jego rodzina przed laty walczyła o niepodległość Czeczenii. Wkrótce nad Wisłą dołączyli do niego także najbliżsi. Potem jednak zdecydował się wyjechać do Belgii.

Tam Badujewa zatrzymano w zeszłym roku w związku z podejrzeniami, że może brać udział w przygotowywaniu zamachów terrorystycznych. Informacje na ten temat Belgowie mieli dostać od służb francuskich. Ale nie został on tam skazany, nie usłyszał nawet zarzutów. Został za to odesłany do Polski. Tu wydarzenia potoczyły się już błyskawicznie. Najpierw stracił ochronę ze strony naszego państwa, by następnie zostać z niego wyrzuconym.

To wyrok śmierci

„W Polsce wydano wyrok śmierci w trybie administracyjnym” – tak zaczął swój wpis Marcin Ludwik Rey, twórca facebookowej strony „Rosyjska V kolumna w Polsce”, który jako jeden z pierwszych opisał historię wydalenia Azamata Bajdujewa z Polski. „Ocena samego Azamata Bajdujewa nie powinna rzutować w jakikolwiek sposób na ocenę faktu, że go odesłano w łapska oprawców Kadyrowa. Wydanie kogokolwiek Kadyrowowi jest tożsame z wyrokiem śmierci, i to śmierci w męczarniach (...) Nie powinno być żadnych ekstradycji do Rosji, a zwłaszcza do Czeczenii. Jeśli, o czym też nie przesądzam, uzasadnione było jego przetrzymywanie w areszcie, to w porządku. Ale kim by nie był Azamat Bajdujew, urzędnik, który go wysłał do Rosji / Czeczenii, ma potencjalnie jego krew na rękach”. Rey również dodaje, że Kadyrow i jego służby swoich przeciwników często nie tylko nazywają terrorystami, ale nierzadko starają się ich wrabiać w takie zarzuty przy pomocy prowokacji.

Kolejne wątpliwości pojawiły się wraz z dalszymi szczegółami. W drodze na lotnisko Bajdujew próbował podciąć sobie żyły. To nie zatrzymało całej procedury i po krótkiej wizycie w szpitalu machina ruszyła dalej. Ostatecznie trafił na pokład samolotu lecącego do Moskwy. Tam czekała go rozmowa z przedstawicielami służb i droga do rodzinnej miejscowości.

W nocy z 1 na 2 września około stu uzbrojonych ludzi, najprawdopodobniej przedstawicieli rosyjskich struktur siłowych, najpierw okrążyło dom jego krewnych, a potem zabrało i wywiozło Bajdujewa w nieznanym kierunku. Bliscy stracili z nim kontakt. Tak przebieg wydarzeń w wiosce Szałachy opisał Ahmed Gisajew z organizacji Human Rights Analysis Center. Zasugerował też, że służby torturami będą chciały wymusić zeznania od deportowanego. I w tym momencie ta historia się praktycznie urywa. Próżno szukać kolejnych faktów – poza oficjalnymi komentarzami tamtejszych służb.

Przedstawiciele czeczeńskiego MSW zdementowali tę wersję wydarzeń, choć jednocześnie potwierdzili, że Bajdujew został zatrzymany. Trwa też wobec niego postępowanie, służby podejrzewają go bowiem o członkostwo w zbrojnym ugrupowaniu. Mężczyzna rzekomo miał się już przyznać do wyjazdu do Syrii, gdzie zasilił szeregi rebeliantów, a nawet odniósł rany. Grozi mu kara do 15 lat więzienia. Tyle wiemy dziś.

O tym, że niebezpieczeństwo wiszące nad Bajdujewem jest realne, świadczyć może także apel 15 członków Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Dosłownie dzień przed jego wydaleniem z Polski zażądali oni śledztwa w sprawie naruszeń praw człowieka w Czeczenii. Zgodni są również eksperci: jeśli Bajdujew podpadł reżimowi Kadyrowa, to jego sytuacja może być naprawdę bardzo poważna.

Utajnione prawa człowieka

Głos w sprawie Czeczeńca szybko zabrały organizacje stojące na straży praw człowieka. Amnesty International wezwało rosyjskie władze do natychmiastowego ujawnienia miejsca jego pobytu. „Trudno byłoby o lepszy przykład, który obrazowałby, jak niebezpieczne jest wydalanie czeczeńskich uchodźców do Rosji” – skomentował Denis Krywoszejew z AI. I jak dodał, Polska odsyłając Bajdujewa do kraju, w którym jego życie i bezpieczeństwo są zagrożone, naruszyła międzynarodowe zobowiązania.

Eksperci Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka przypominają podobną sprawę sprzed kilku miesięcy: wtedy chodziło o odesłanie z Polski obywatela Algierii, małżonka polskiej obywatelki. Także on miał stanowić zagrożenie terrorystyczne. HFPC postanowiła wtedy walczyć na drodze sądowej o jawność materiałów, na podstawie których takie decyzje zapadają. Ich zdaniem narusza to prawo takich osób do obrony. Sąd jednak nie popartego stanowiska. Przedstawiciele fundacji liczą teraz na skargę kasacyjną. A chyba nawet bardziej – na orzeczenie Trybunału w Strasburgu, który już zajmuje się podobną sprawą przeciwko Polsce.

Decyzje MSWiA rodzą wiele pytań. Zdawkowa reakcja polskich władz nie uspokaja. Marcin Rey mówi wprost: Joachim Brudziński ponosi co najmniej polityczną odpowiedzialność za tę decyzję. Z kolei szef Human Rights Analysis Center Ahmed Gisajew apeluje, by minister wyjaśnił, jakich gwarancji bezpieczeństwa udzieliła Rosja w sprawie deportowanego Bajdujewa. Tajemnicą wciąż są objęte praktycznie wszystkie materiały dotyczące sprawy czeczeńskiego uchodźcy. Powód? Kwestie bezpieczeństwa.

Pozbyć się zagrożenia

A teraz przyjmijmy punkt widzenia państwa i jego służb. Resort spraw wewnętrznych pytany o kulisy tej decyzji odpowiada, że do MSWiA wpłynął wniosek uprawnionego organu o wydanie decyzji o zobowiązaniu do powrotu do kraju pochodzenia obywatela Federacji Rosyjskiej. Minister się do niego przychylił, gdyż uznał, że Bajdujew stanowił zagrożenie dla bezpieczeństwa i porządku publicznego w naszym kraju.

Podstawa prawna? Artykuł 329a ustawy o cudzoziemcach. Przepis ten został wprowadzony ustawą o działaniach antyterrorystycznych z 2016 r. Co to dokładnie oznacza? Nasze służby podejrzewają, że Czeczeniec mógł prowadzić działalność terrorystyczną lub szpiegowską. Wniosek na biurko Joachima Brudzińskiego trafił z Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Sama decyzja podlega natychmiastowemu i przymusowemu wykonaniu. A jak zwykle w podobnych przypadkach działają instytucje państwa?

– Jestem przekonany, że służby miały formalne podstawy, by taką decyzję podjąć. Najprawdopodobniej były to materiały o charakterze operacyjnym. One przyszły zapewne za nim, choćby z Belgii. Swoją część dorzuciły pewnie i nasze służby. Widocznie całe to dossier było na tyle wystarczające, że jednak zapadła decyzja o wydaleniu Bajdujewa z Polski – twierdzi dyrektor Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas Krzysztof Liedel.

Czy w obliczu możliwego zagrożenia najpierw belgijskie, a za nimi polskie służby postanowiły odsunąć je z dala od swojego terytorium?

– Oba kraje być może chciały pozbyć się potencjalnego zagrożenia – dodaje Liedel.

Jak tłumaczy dalej, podejrzenia o związki z organizacjami terrorystycznymi zwykle opierają się na informacjach zdobytych drogą operacyjną. Ze względu na sposób ich pozyskania nie da się ich przełożyć na dowody procesowe. A to oznacza jedno: ciężko w ten sposób również oskarżyć i skazać.

– Wtedy najprostszym sposobem na odsunięcie zagrożenia jest właśnie deportacja – podkreśla Liedel.

Sprawdzanie szczelności

Czeczeńcy cieszą się w Polsce opinią mniejszości, która potrafiła się zasymilować, choć trzeba pamiętać, że najlepiej zadomowiali się nad Wisłą przedstawiciele pierwszych fal emigracji, uciekający z Czeczenii jeszcze w trakcie trwającej tam wojny.

Eksperci, którzy na co dzień zajmują się tą problematyką, podkreślają, że dziś dla wielu Czeczeńców jesteśmy przystankiem w dalszej drodze do Europy Zachodniej. Także ze względu na ich mobilność trudno dokładnie określić, ilu Czeczeńców przebywa obecnie w Polsce, zapewne jednak nie więcej niż kilkanaście tysięcy. Kiedyś uciekali z kraju pogrążonego w wojnie, dziś głównie przed terrorem, jaki zaprowadził tam Ramzan Kadyrow.


Czytaj także: Marcin Rey, czyli obywatelski kontrwywiad patrzy na Rosję


Obywatele Federacji Rosyjskiej od lat utrzymują się na szczycie listy osób składających wnioski o udzielenie ochrony międzynarodowej w Polsce. Wśród nich najliczniejszą grupę zwykle stanowią osoby narodowości czeczeńskiej. Eksperci, którzy śledzą zachowania tej społeczności, zwracają także uwagę na to, że spora część takich wniosków kończy się umorzeniem. Dlaczego? Także dlatego, że część z tych osób, jeszcze w trakcie postępowania, które zwykle zajmuje kilka miesięcy, rusza dalej na zachód.

Obecnie Polska nie przeżywa wielkiego oblężenia wschodniej granicy przez uchodźców z Czeczenii. Ostatnią dość liczną falę dało się zaobserwować tuż po kryzysie migracyjnym w Europie. Została zatrzymana, gdyż polskie władze po prostu postanowiły tych osób nie wpuszczać. Decyzja wywołała wtedy ogromny sprzeciw, m.in. organizacji zajmujących się obroną praw człowieka.

– Moim zdaniem ta fala nie była przypadkowa. Podejrzewam, że zapadła decyzja polityczna, żeby ci uchodźcy pojechali w naszą stronę i sprawdzili, na ile granica jest szczelna – mówi jeden z ekspertów, który chce zachować anonimowość.

Listy potencjalnych problemów nie wyczerpuje jednak sama liczebność czeczeńskiej mniejszości. Pozostałe to ekstremizm islamski, pospolita przestępczość oraz infiltracja tej mniejszości przez rosyjskie służby. Niedawno głośno było o ­sprawie Czeczeńców, którzy stanęli przed sądem oskarżeni o zbieranie środków, które miały trafić do tzw. Państwa Islamskiego. Ostatecznie jednak sąd nie podzielił wniosku prokuratury, wskazał też na błędy w akcie oskarżenia. Ale trzech z nich zostało w czerwcu tego roku skazanych za wspieranie bojowników Emiratu Kaukaskiego. Powołał go jeszcze w 2007 r. Doku Umarow, jako kontynuację Czeczeńskiej Republiki Iczkerii. W ten sposób chciał połączyć rosyjskie republiki północnego Kaukazu w jeden ­fundamentalistyczny ­islamski kraj. Zarówno Rosja, jak i Stany Zjednoczone uznały to ­quasi-państwo za organizację terrorystyczną. Jego działań nie popiera też czeczeńska emigracja z Ahmedem Zakajewem na czele.

– Fakt, że Czeczeńcy są w znacznej części przeciwnikami Rosji, nie czyni z nich od razu przyjaciółmi Polski. Oni są na pewno głęboko infiltrowani przez Rosjan – dodaje kolejny z ekspertów, znów prosząc o anonimowość. I przypomina, że zachodnie służby badały już wątki czeczeńskie w zamachach przeprowadzonych na tamtym terytorium. W tym kontekście przywołują choćby zamach podczas bostońskiego maratonu w 2013 r.

Państwo na kruchym lodzie

Jak wyważyć te sprzeczne racje? Nie jest to wcale nowy dylemat. Dyskusja na temat tego, jak wiele wolności jesteśmy w stanie poświęcić za cenę bezpieczeństwa, wraca po każdym kolejnym akcie terroru.

Wizja bezpiecznego kraju nie jest wartością absolutną, na ołtarzu której można złożyć wszystkie inne. Taki scenariusz byłby nie tylko wygodny dla władzy, ale i groźny, bo daje jej poczucie bezkarności. A i tak całkowitego bezpieczeństwa nigdy nie osiągniemy. Służby muszą czuć, że nie działają w próżni i że nie mogą wszystkiego. Nawet jeśli nie zgodzą się na pełną jawność, to powinny pamiętać, że ona tylko wzmacnia ich argumenty. Jasny przekaz jest także w ich interesie.

Wątpliwości, jakie narosły wokół sprawy Azamata Bajdujewa, pokazują, że w tak delikatnych sytuacjach państwo naprawdę stąpa po kruchym lodzie. Urzędnicy muszą więc pamiętać, że arbitralność czy odpowiedzialność zbiorowa nie rozwiąże żadnego z problemów, z którymi w ten sposób będą walczyć. ©

Autor jest dziennikarzem Onet.pl.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 38/2018