Marcin Żyła: Zatrzymania pociągów, rozbicie grupy szpiegów-amatorów werbowanych przez GRU… Co się właściwie dzieje?
Grzegorz Małecki: Wygląda na to, że Rosja testuje różne sposoby działania, z których w stosownej chwili wybierze najwłaściwsze. Sprawa amatorskiej grupy dywersyjno-sabotażowo-dezinformacyjnej pokazuje, że nie zawsze musi wykorzystywać profesjonalnych szpiegów. Z kolei użycie systemu „Radio-Stop” do zatrzymania pociągów – jeśli faktycznie stał za tym Kreml – mogło być demonstracją słabości Polski albo testem reakcji naszych służb. W ostatnich dniach tylko przytomność umysłu kolejarzy zapobiegła kilku wypadkom.
Mówi Pan o incydentach z 24 sierpnia i wcześniejszych, w węźle warszawskim.
O ryzyku włamania się do kolejowego systemu informatycznego ostrzegam od lat. Technologie do sterowania ruchem kolejowym montowane w Polsce powstawały we współpracy z firmami kontrolowanymi przez spółki rosyjskie, i to podejrzewane o związki ze służbami.
W Polsce znajduje się infrastruktura służącą tranzytowi broni do Ukrainy. Zagrożenie wobec niej Rosja musi budować przy pomocy profesjonalistów.
To, że wykryto jedną grupę, nie oznacza, że nie ma innych. Jest wysoce prawdopodobne, że Rosjanie chcieli, aby polski kontrwywiad zaangażował siły i środki w rozpoznawanie grupy amatorów – żeby odwrócić uwagę od innych działań, realizowanych już przez profesjonalistów. Jedno jest pewne: wiemy już, że naszymi liniami kolejowymi interesują się służby rosyjskie. Trzeba zabezpieczyć kluczowe miejsca, wyeliminować wszelkie słabości systemu sterowania ruchem, zwiększyć bezpieczeństwo torów.
W tym momencie częściowo wyręczają nas w tym Amerykanie.
Zdziwiłbym się, gdyby tak nie było. Mają tu swoje wojsko, a jego ochrona to dla nich priorytet.
GRU nigdy nie zrezygnowało z kosztownego i czasochłonnego programu tzw. nielegałów. Tacy ludzie mogą znajdować się w Polsce?
Należy się z tym liczyć, choć uważam, że Rosjanie raczej nie angażowaliby takich wyrafinowanych środków dysponując w Polsce tańszymi i skuteczniejszymi metodami. Informacje zdobyte u nas mogą być jednak wykorzystywane do budowania tożsamości „nielegałów” w innych krajach. W marcu 2022 r. pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Rosji zatrzymano przecież pracownika warszawskiego Urzędu Stanu Cywilnego.
Okres kampanii wyborczej jest dla nas groźny?
To moment krytyczny. W polityce następuje przyspieszenie wydarzeń, dzieją się sprawy, które pozwalają obcym służbom umacniać swoją pozycję. Mają one np. okazję ulokowania agentów w bardziej perspektywicznych miejscach albo wykorzystania koniunktury dla dotarcia do wiedzy interesującej je długofalowo. Dotyczy to m.in. strategicznych spółek, polityczno-gospodarczego zaplecza władzy.
Z drugiej strony, dla służb krajowych to moment niepewności. Co tu dużo mówić: funkcjonariusze czekają na rozwój wydarzeń, żeby się właściwie „ustawić” na wypadek zmiany władzy.
Namierzenie grupy szpiegów-amatorów było możliwe dzięki przypadkowemu odkryciu przez obywatela kamery na drzewie. Na co powinniśmy zwracać uwagę?
Na zdarzenia, które odbiegają od normy: pojawienie się czegoś, czego nie było i co budzi wątpliwości; nietypowe zachowania ludzi, którzy zjawiają się w naszym otoczeniu z niewiadomych powodów i czegoś szukają, zadają nietypowe pytania. Zwłaszcza jeśli dzieje się to w pobliżu obiektów o znaczeniu strategicznym – nie tylko militarnych, ale także np. przy ujęciach wody.
Ustawę wprowadzającą m.in. zakaz fotografowania takich obiektów uznaje Pan za sensowną?
Dopasowywanie przepisów do zmieniającej się rzeczywistości jest pożądane. Tym bardziej że prawo dotyczące zwalczania szpiegostwa i zabezpieczania obiektów o szczególnym znaczeniu pochodzi z początku lat 90. Obawiam się jednak ciągot władzy do nadużywania takich przepisów. Za bardzo przypominają one rozwiązania z czasów PRL, z których przecież powszechnie się już wtedy wyśmiewano. A nie ma nic gorszego niż śmieszność przepisów dotyczących bezpieczeństwa.

Płk Grzegorz Małecki był szefem Agencji Wywiadu w latach 2015-16.