Był sobie pomnik

Warszawska Królikarnia zorganizowała wystawę poświęconą pomnikom w Europie Środkowo-Wschodniej w latach 1918–2018. Opowiada o zmianach politycznych i społecznych, o minionych i aktualnych sporach.

21.01.2019

Czyta się kilka minut

Vojin Bakić, pomnik Powstania Ludowego Prowincji Kordun i Banija na Petrovej Gorze, Chorwacja, 1981 r. / AGNIESZKA TARASIUK / MATERIAŁY PARSOWE / KRÓLIKARNIA
Vojin Bakić, pomnik Powstania Ludowego Prowincji Kordun i Banija na Petrovej Gorze, Chorwacja, 1981 r. / AGNIESZKA TARASIUK / MATERIAŁY PARSOWE / KRÓLIKARNIA

Stworzyliśmy wystawę o pomnikach, a nie o tym, co one upamiętniają – podkreślają jej twórcy. Wybrano 22 przykłady od lat 20. XX w. po najnowsze realizacje. Są wśród nich pomniki powszechnie znane, ale też zapominane, nigdy niepowstałe lub zniszczone. Wybitne dzieła i przykłady wielce nieudane. Wystawa przypomina też o znacznie starszych projektach, jak niezrealizowany pomnik Adama Mickiewicza autorstwa Jana Matejki z 1885 r. Pokazano nieoczywiste sposoby upamiętniania, jak szkoły „tysiąclatki” – pomniki Tysiąclecia Państwa Polskiego. W latach 1959-64 pod tym hasłem wybudowano ok. 1500 szkół i internatów.

Przypomniano o losach dawnych monumentów, na których historia odcisnęła piętno, czego dobrym przykładem jest warszawski pomnik księcia Józefa Poniatowskiego. Wykonany przez wybitnego duńskiego klasycystę Bertela Thorvaldsena – to zapewne najwybitniejsza rzeźba pomnikowa w Polsce – początkowo miał zostać ustawiony na dziedzińcu przed Pałacem Namiestnikowskim. Przeszkodził temu wybuch powstania listopadowego i dzieło Thor­valdsena trafiło do rezydencji Iwana Paskiewicza w Homlu. Do Polski wróciło w 1922 r. Pomnik postawiono na dziedzińcu Zamku Królewskiego, a potem przeniesiono na plac Saski, gdzie stał aż do wysadzenia go w powietrze przez Niemców w 1944 r. W 1951 r. nowy jego odlew – dar Danii – dotarł do Warszawy. Został ustawiony przed Starą Pomarańczarnią w parku Łazienkowskim i dopiero w 1965 r. zadecydowano o jego przeniesieniu w miejsce, w którym miał stanąć pierwotnie – przed dawny Pałac Namiestnikowski (obecnie Pałac Prezydencki). Stoi do dziś, chociaż niektórzy politycy myśleli o jego przeniesieniu i wzniesieniu w tym miejscu pomnika upamiętniającego ofiary katastrofy smoleńskiej.

Pomnik i władza

Pomniki – jak podkreślają kuratorzy wystawy – „tworzą krajobraz naszych wartości”. Upamiętniają „mężów stanu, bohaterów i ofiary wojen, reprezentują wyznawane wspólnie ideały, »zaludniają« miasta, dominują w krajobrazie”. Nie są też „niewinne” czy „neutralne”, jak bowiem celnie zauważył Artur Żmijewski w rozmowie z magazynem „Szum”, są obiektami-symbolami organizującymi ideologicznie przestrzeń publiczną, a ich celem jest np. „formatowanie pamięci zbiorowej, często w sposób tendencyjny”. Dlatego też władze zawsze przywiązywały ogromną rolę do monumentów, a to, kto, w jaki sposób i przez kogo ma być upamiętniany, bywało przedmiotem bardzo ostrych sporów.

„Dyktatorzy stawiają pomniki na mocy dekretów”. W społeczeństwach demokratycznych jest inaczej. Rządzący negocjują ze społeczeństwem, a sama idea upamiętnienia „powinna być zaakceptowana przez różne, często antagonistyczne grupy społeczne”. To założenia. A praktyka? Pomniki dziś, podobnie jak w przeszłości, nadal bywają narzędziem narzucania wspólnocie określonego modelu tożsamości, a przeszłość jest jednym z kluczowych narzędzi do jej kształtowania.

Na wystawie pokazano – słabo znany w Polsce – zdumiewający, efektowny i zarazem dziwaczny (a chwilami komiczny) projekt przekształcenia miasta Skopje. Z inicjatywy ówczesnego premiera Macedonii, Nikoły Gruewskiego, od 2010 r. późnomodernistyczną ­ architekturę zaczęły zastępować budynki utrzymane w historyzującym, pseudogreckim stylu – łącznie powstało ok. 130 obiektów. Ustawiono też kilkadziesiąt pomników, w tym tzw. „Wojownika na koniu”. Wszystko to miało upodobnić stolicę Macedonii do miasta z czasów Aleksandra Wielkiego. Przebudowa była częścią ideologicznego projektu stworzenia nowego społeczeństwa, narzuceniem określonej wizji przeszłości, nie zaś jej negocjowaniem i budowaniem wokół niej konsensusu. I dopiero zmiana władzy zatrzymała przekształcenie miasta w quasi-antyczną metropolię.

Zanim powstanie pomnik

„Nie ma absolutu formy, najważniejsze są treści – forma doskonała to ta, która najlepiej »niesie« treść, a nie istnieje tylko po to, by być śliczną, jej uroda musi być wartością niezamierzoną – tak jest w przyrodzie” – notował Władysław Hasior. Jedna z najbardziej frapujących części wystawy dotyczy projektowania pomników. Szukania odpowiedniej formy upamiętnienia, możliwej do zaakceptowania przez zamawiających i – co nie mniej ważne – dającej się zrealizować. Różne były zresztą przyczyny porzucenia projektów: kontrowersyjna forma, nieprzystawalność do oczekiwań politycznych czy społecznych, trudności techniczne, zmiany polityczne, wojna, ale też np. brak środków.

W Królikarni przypomniano kilka takich nieurzeczywistnionych pomników: słynny wileński pomnik Adama Mickiewicza Zbigniewa Pronaszki, którego model ustawiono w 1924 r., ale nigdy nie udało się stworzyć jego ostatecznej wersji. Upamiętnienie Bolesława Śmiałego, zaprojektowane przez Stanisława Szukalskiego w latach 1926-28 z myślą o Wawelu – rzeźba manieryczna, nieznośnie przegadana. Wreszcie śmiały i nowatorski projekt Władysława Hasiora szklanego pomnika zwycięstwa Wojska Polskiego z 1969 r. I bardzo rzadko udaje się – jak było w przypadku pomnika Chopina (1948-49) dla Krakowa Marii Jaremy – po latach zrealizować dawne projekty (ten stanął dopiero w 2006 r.).

W Królikarni pokazano najbardziej ambitny polski projekt upamiętniania w II RP – pomnik ku czci Józefa Piłsudskiego. Jednak nie mniej ciekawe jest przypomnienie o innym konkursie z okresu międzywojennego – na Pomnik Zjednoczenia Ziem Polskich w Gdyni z 1929 r. Wybrano bardzo nowoczesną koncepcję Jana Łukasika i Stanisława Marzyńskiego. Jednak z braku środków w 1937 r. zdecydowano się na skromniejszy projekt autorstwa Wacława Tomaszewskiego. Wybuch wojny przerwał nad nim prace.

Interesująca była nie tylko forma pomnika, ale też uzasadnienie jego wzniesienia.

Jak mówił jego pomysłodawca ­Euge- niusz Kwiatkowski: „pomnik ten nie ma być ani symbolem chwały dnia odzyskania dostępu do Morza Bałtyckiego, ani dumnem stwierdzeniem faktu dotychczasowych powiedzeń naszej pracy i polityki morskiej. Nie ma to być pomnik przeszłości w tem znaczeniu, lecz pomnik przyszłości. Ma to być symbol obowiązku naszego i pokoleń następnych rozwijania twórczej pracy na polskim wybrzeżu” (pisownia oryginalna).

Budowanie, rujnowanie...

„Ziemia pokryta jest rzeźbami, zniczami, malowidłami, znakami runicznymi – cmentarz wieków. Wszystko to są pomniki. Świadomie i nieświadomie pisana historia narodów. Każdy naród wpisany jest w tej księdze. (...) Płyną wieki i wciąż, bez przerwy narasta historia, to znaczy nowe jej pomniki. Mają one więc o wiele głębsze znaczenie i nie można na nie patrzeć ze stanowiska utylitarnego” – przekonywał Xawery Dunikowski.

Jednak pomniki często bywają wykorzystywane do bardzo utylitarnych celów: konsolidacji wspólnoty, mobilizacji, wywoływania emocji. Sam Dunikowski uczestniczył w przekształceniu Góry św. Anny z niemieckiego w polskie miejsce pamięci.

Nawet upamiętnienia wielkich tragedii bywają wykorzystywane do manipulacji. W Królikarni wiele miejsca poświęcono konkursowi na pomnik w Auschwitz. Nie bez powodu – bo projekt Pomnika-Drogi zespołu Oskar i Zofia Hansen, Jerzy Jarnuszkiewicz, Edmund Kupiecki i Julian Pałka był odmienną od dotychczasowych koncepcją pomnika: „pomnika otwartego”, niebędącego bryłą, lecz elementem krajobrazu. Powstał projekt prekursorski, zapowiadający wiele dzisiejszych realizacji. Ostatecznie zdecydowano się jednak na wzniesienie kompromisowego monumentu łączącego kilka różnych koncepcji.

Na jego odsłonięciu odbyło się prawykonanie oratorium „Dies irae” Krzysztofa Pendereckiego. Jednak sama uroczystość wywołała kontrowersje. Problemem nie była forma pomnika, lecz narzucany przez ówczesne władze przekaz. W Królikarni można zobaczyć Opis Aktu Erekcyjnego pod pomnik ofiar faszyzmu w Oświęcimiu z 1967 r.: „Monument ten (...) niechaj będzie Pomnikiem Wiecznej Czci i Chwały Czterech Milionów Bojowników i Ofiar z Polski i wielu Innych Krajów Europy, którzy w latach 1940-1944 ponieśli bohaterską i męczeńską śmierć w największym hitlerowskim obozie zagłady Auschwitz-Birkenau”. Nie tylko zawyżono liczbę ofiar obozu, lecz przede wszystkim nie nazwano tych, którzy w największej części byli jego ofiarami – europejskich Żydów.

Istotne są przyczyny wznoszenia pomników, ale też ich obalania. Do zniszczenia upamiętnień Stalina i Lenina w Białymstoku 30 czerwca 1941 r. zmuszono grupę żydowskich mieszkańców miasta. To był symboliczny początek ich Zagłady. W Jedwabnem część mieszkańców najpierw zmusiła swych żydowskich sąsiadów do obalenia tamtejszego pomnika Lenina, a następnie ich wymordowała.

Burzenie pomników bywa znakiem końca, ale też początku. Rozbiórka w 1962 r. gigantycznego pomnika Józefa Stalina w Pradze (15 metrów wysokości i 22 szerokości) była symbolem destalinizacji Czechosłowacji. Obalenie warszawskiego pomnika Dzierżyńskiego stało się znakiem końca komunizmu w Polsce, a słynny „leninopad” (masowe niszczenie pomników Lenina) w lutym 2014 r. żegnaniem Ukrainy z jej sowiecką przeszłością.

Bywało też, że zmieniano ideologiczny przekaz monumentu. Słynny pomnik Władysława Hasiora na Przełęczy Snozka z 1966 r. – jedna z najważniejszych realizacji rzeźbiarskich w polskiej sztuce XX – był wzniesiony Ku Czci Poległych w Walce o Utrwalenie Władzy na Podhalu. Potem, do 2009 r., upamiętniał Ofiary Walk Wewnętrznych po II Wojnie Światowej. Wreszcie, po konserwacji w 2011 r., został przemianowany na „Żelazne organy”.

Wyśniona rewolucja

Jesteśmy świadkami kolejnych wojen na pomniki – a upamiętnienie ofiar katastrofy smoleńskiej było po 2010 r. jednym z najistotniejszych punktów politycznego sporu. Trwa wreszcie, za sprawą ustawy o zakazie propagowania komunizmu lub innego systemu totalitarnego, od kwietnia 2016 r. usuwanie ostatnich pomników łączonych z komunistycznymi rządami. Można domyślać się, że inicjatorom jej uchwalenia chodziło nie tylko o wymazanie z przestrzeni publicznej ­totalitarnych śladów. To miał być prawdziwy koniec PRL-u, polskie katharsis. Jednak burzeniu tych pomników towarzyszy obojętność. Bywa też, że sprzeciw, nie tylko władz Rosji (występujących w obronie upamiętnień żołnierzy Armii Czerwonej), lecz samych mieszkańców. Niektóre z pomników przeznaczonych do rozbiórki dawno zatraciły swój ideowy charakter lub nigdy w ten sposób nie były odbierane, wpisały się w krajobraz i stały częścią lokalnej tożsamości. Np. odsłonięty w 1971 r. pomnik XXV-lecia PRL w Sejnach autorstwa Stanisława Wakulińskiego na początku lat 80. przemianowano na Matki Polki. Zgodnie z ustawą z 2016 r. rozebrano go. Ale w społecznych konsultacjach przeprowadzonych przez władze miasta zdecydowano, że w zmienionej formie ma zostać odbudowany.

Na wystawie znalazły się także dwa najnowsze warszawskie upamiętnienia: pomnik Ofiar Katastrofy Smoleńskiej oraz Lecha Kaczyńskiego. Oba budzą kontrowersje. Oba też – niestety – są nieudane (w przypadku projektu Jerzego Kaliny fatalna okazała się zmiana lokalizacji; a mogło powstać wybitne dzieło). Przypomniałbym jednak inne, nieobecne w Królikarni, upamiętnienie, czyli „Prezydenta” Pawła Althamera. Odważył się stworzyć nieoczywisty, trudny pomnik Lecha Kaczyńskiego, a jednocześnie jednej z największych tragedii w najnowszej historii Polski. I postawił istotne pytania o sposoby upamiętniania dziś.

Rzeźba Althamera jest głosem w dyskusji, która w Polsce się nie odbyła. I której nam bardzo brakuje. Pamięć – jak podkreśla Jan Assmann – jest substancją kultury. Czasami odczuwamy ją jedynie podskórnie, lecz to ona nas definiuje jako jednostki oraz jako zbiorowość, nasze prawo, obyczaje, systemy wartości. Pomniki zaś są jednymi z widocznych znaków pamięci. To one opowiadają o tym, jaką jesteśmy wspólnotą. ©

POMNIK. EUROPA ŚRODKOWO-WSCHODNIA 1918–2018, Warszawa, Muzeum Rzeźby im. Xawerego Dunikowskiego w Królikarni. Wystawa czynna do 10 kwietnia 2019, kuratorzy: Agnieszka Tarasiuk, Hubert Czerepok, Ania Miczko.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 4/2019