Być za poetami

Pewne rzeczy przychodzą kolejną nieprzespaną nocą, kiedy zmęczenie przestaje dawać się we znaki (przypomni o sobie w najmniej odpowiedniej chwili), pewne myśli wariackie zaczynają się upodabniać do odkrywczych, coś się w ciemności rzekomo wyjaśnia.

07.05.2012

Czyta się kilka minut

Tak, tak, moi wspaniali studenci, z którymi od roku – kiedy to usłyszałem krótkie „Szymborska? Szymborska nie”, „Świetlicki? Świetlicki tak” – toczę w głowie cichą wojnę, nareszcie wiem, co należało wam powiedzieć. Podpowiedziała mi noc: Szymborska jest przecież jak Świetlicki. Tak, tak, zwolennikom Świetlickiego, którzy obnoszą się z brakiem zainteresowania Szymborską, trzeba powiedzieć, że tych dwoje sporo łączy, że jakiś modernistyczny bożek ulepił ich z tej samej gliny. Pesymizm z humorem, ironia z empatią, jednostkowość nade wszystko, komunikatywność, mocny wers, rytm, wybredność, inteligenckość starej daty, najdelikatniej podana metafizyka, krztyna etyzmu, gnomiczność jak cień, chęć zobaczenia spraw w ich kształcie prawdziwym. Suka, Małpa. Nieprzysiadalność Świetlickiego. Poszczególność Szymborskiej.

Poszczególność na pierwszym miejscu. Wprawdzie u poetki miewamy do czynienia z wyobraźnią wielkich procesów, z wyprawami do świata nauki, chemii, ewolucji, biologii, to jednak za każdym razem stawką tych ekspedycji zdaje się wyodrębnienie, wyszczególnienie jednostki i zdefiniowanie jej istoty. Nauka, tak pociągająca, jawi się bowiem jako jedna z postaci utopii, trzeba ją więc uczłowieczać. Bo utopia jest, jak wiadomo, groźna.

Oto fragment, zrekonstruowany przez Ryszarda Krynickiego z notatek:


Moja wiara w komunizm
już trochę się chwiała [...]
no i wtedy przyjechał poeta z zachodu
który budził mój zachwyt
z wielką nadzieją czekałam co powie
w burzy oklasków wstąpił na trybunę


Co usłyszała? Po kolejnych paru słowach wiersz się urywa, więc nie wiemy... Czy dalszy ciąg mógłby brzmieć następująco:


Zamiast powiedzieć: ząb mnie boli, jestem
głodny, samotny, my dwoje, nas czworo,
nasza ulica – mówią cicho: Wanda
Wasilewska, Cyprian Kamil Norwid [...]


Zamiast mówić o rzeczywistości, w głowie im metonimie, synekdochy, alegorie, mity. Co więc przywiózł poeta z zachodu, jaką naukę – nowojorską, oharystyczną, czy na odwrót – paryską, sartrowską? Nie ma wątpliwości, że po utracie wiary ideologicznej byłoby lepiej, gdyby opowiedział się po stronie „poszczególności”. Czy jednak tak uczynił, tego stwierdzić się nie da.

Skłonności ku wielkiej liczbie leżą bowiem w ludzkiej naturze, a nie tylko w naturze systemów politycznych. Jeden z ostatnich wierszy poetki przynosi nawiązanie do tego motywu:


Ktoś, kogo obserwuję
od pewnego czasu
Nie przybywa gromadnie.
Nie zbiera się tłumnie.
Nie uczęszcza masowo.
Nie obchodzi hucznie.


Motyw uniformizacji, zniknięcia w masie, w tłumie, w brzuchu złowróżbnej „rzeszy” wędruje przez wiersze poetki od dziesięcioleci, właściwie niezmieniony. Szymborska opiera swą twórczość na kilku filarach, relacja jednostka–zbiorowość jest jednym z nich. W zacytowanym utworze sens tego motywu daje się wyłożyć następująco: oto anonimowy pracownik zakładu oczyszczania usuwa materialne resztki po „rzeszach” gromadzących się na placach z potrzeby wyznawania jednej religii lub dla użycia. Zebrał:


Podarte transparenty,
rozbite butelki,
spalone kukły,
obgryzione kości,
różańce, gwizdki i prezerwatywy


Będąc najniżej w hierarchii społecznych ról, posiadł zdolność niepodlegania wpływom i ruchom mas. Jest – domyślamy się – tak nisko, że nie ma, nie musi mieć poczucia przynależności do społecznego podziału aspiracji i sił. W rezultacie tylko on wydaje się wolny i ludzki. Mimo że – dodajmy – przypominać może tobół, w nocnych godzinach stawać się upiorem, komuś może się wydać wrakiem, a sam sobie śmieciem.

Nie odrzucajcie Szymborskiej, miłośnicy Świetlickiego, i na odwrót – choć to osobni poeci.

Ale właściwie dlaczego tak się dzieje, zastanawiam się, że jednych się odrzuca, a innych przyswaja? Czy chęć, aby być po jednej stronie, mieć swojego idola w sercu, a innych w nosie, za nim krzyczeć, dla niego śpiewać, dotyczy również czytelników wierszy? Rozkosz adoracji, ekstaza niechęci? Parę tygodni temu pewien utalentowany twórca liryczny i krytyk w jednej osobie stwierdził z ujmującą szczerością, że „trzeba zabić starych poetów”. Ale właściwie po co? Co mieliby zyskać Kopyt, Góra i Pułka na tym akcie bądź co bądź ludobójstwa? A może ktoś miałby się przestraszyć i samodzielnie zejść ze sceny? No i czy takie numery jeszcze działają? Podryw na hucpę? Dziwne.

Bodaj jedynym poetą, który nie budzi takich emocji, budząc bardzo silne inne emocje, jest Bohdan Zadura. Ostatnio chyba nikt nie chciał go zabić, nawet Przemysław Witkowski – i chyba nikt nie kocha go na wyłączność, nawet Joanna Orska.

Witkowski wzywa do ożywienia literatury przez święty, klasowo-pokoleniowy terror, Orska uprawia wielkie miłosne czytanie. „Wiersze wybrane” to bombowa kombinacja wielu znakomitych utworów Zadury z wieloma świetnymi spostrzeżeniami Orskiej. Analiza „Ciszy” jest przenikliwa, mikroanaliza kilku wersów: „Rozluźnij się i uderz. Uwierz / w siebie. Jeśli twój ulubiony pies / to wyżeł uśmiechnij się / Radzę jakbym potrafił” – budzi podziw (i zazdrość, a jakże). Odsłanianie wiersza w wierszu, odnoszenie się utworu do słów podmiotu, posuwanie się do jakiegoś przodu i nieustanna obserwacja tego ruchu, cóż w tej metodzie nadzwyczajnego? A jednak... Jej skutkiem jest zaskakujące usytuowanie utworu: trzeba mu się przyglądać, nie sposób mu zaufać, bo nie wiadomo, dokąd go poniesie, a zarazem – to on jest nieustannie w środku pola. Czasami o coś walczy lub z czymś się spiera, z czegoś kpi, kogoś podsłuchuje, przedrzeźnia, można by powiedzieć, że jest w pracy, trudzi się dla jakiejś prawdy lub wartości, lecz nawet wtedy chce być wierszem. Nie udaje, że wszystko może, potrafi, zamyśla, lecz dzięki temu nie pozwala się wykorzystać. Im słabszym jest kandydatem na mocarza w dziedzinie polityki czy moralności, tym więcej, również w tych dyscyplinach, ma atutów.

Czy to do pomyślenia, żeby jeszcze jedna nieprzespana noc zrównała Zadurę z Szymborską? Albo Świetlickim? Nie. Oni – cudowni – umówili się, każde z osobna, na cud przemiany niemożliwego w możliwe, on w cuda nie wierzy. Interesuje go przyjaźń, zmasowane ataki języka na ludzki umysł oraz delikatne, ruchliwe ciało wiersza.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2012