Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Huczą moździerze, wyrzucając z siebie kolejne pociski. Załogi działek przeciwlotniczych i ciężkich karabinów maszynowych DSzK ustawionych na pickupach, bojownik z karabinem na wieżyczce opancerzonego humvee – wszyscy ostrzeliwują wrogie pozycje oddalone o kilkaset metrów. Nad trafionymi budynkami unosi się dym. Ciągłe odgłosy strzałów i wybuchów niosą się po półpustynnej równinie, mieszają z warkotem helikopterów i odrzutowych samolotów, które krążą nad okolicą.
34-letnia Ronahî dowodzi Kobiecymi Jednostkami Ochrony (YPJ). Wchodzą one w skład Syryjskich Sił Demokratycznych (SDF), wspieranych przez międzynarodową koalicję ze Stanami Zjednoczonymi na czele. Ronahî przyjechała z całym oddziałem bojowniczek. Trzy z nich stanowią obsługę jednego z karabinów maszynowych. – Daesh nie jest w stanie walczyć przeciwko nam, gdy dysponujemy taką bronią – mówi kobieta, używa arabskiego określenia na Państwo Islamskie (IS), o pejoratywnej konotacji.
Mimo trwających ostrzałów, nie czuć charakterystycznego napięcia czy strachu, typowych dla strefy wojennej. Akcja miesza się ze spokojem. Bojownicy SDF, kobiety i mężczyźni, siedzą spokojnie pod nielicznymi drzewami lub po prostu na piachu, czekają na rozkazy. Rozmawiają, śmieją się. Nie wyglądają na przejętych tym, co się dzieje dookoła. Nawet załogi na pick-upach ciągle się podśmiewują, spokojnie ładują broń i nigdzie się nie spieszą. Wiedzą, że nic im nie grozi. IS, które w latach 2014-15 kontrolowało w Iraku i Syrii terytoria o powierzchni Wielkiej Brytanii, teraz jest niemal bezbronne.
WSPARCIE ZZA GRANICY Na linię frontu jechaliśmy w konwoju kilku pojazdów. Mnie wsadzają do transportera opancerzonego. SDF otrzymały go od amerykańskich sojuszników, podobnie jak wiele innego sprzętu i pojazdów.
Przed dotarciem na front zatrzymaliśmy się w jednej z baz, gdzie do operacji szykowali się żołnierze koalicji. Oficer prasowy od razu zastrzega, że nie można ich fotografować, rozmawiać z nimi, a najlepiej w ogóle nie podchodzić zbyt blisko. Niektórzy mają przyczepione do hełmów lub mundurów naszywki YPG i SDF.
W 2014 r. Stany Zjednoczone postawiły na Kurdów i Kurdyjki z YPG (Powszechne Jednostki Ochrony) i YPJ.
W trwającej od 2011 r. wojnie w Syrii to oni okazali się najskuteczniejszą siłą w walce z IS. Z czasem kurdyjskie oddziały zawiązały sojusz z arabskimi milicjami – to właśnie one tworzą dziś wspólnie SDF. Są wspierani z powietrza, ale też z lądu, przez międzynarodową koalicję. W Syrii znajduje się ok. 2 tys. amerykańskich żołnierzy, jest również kontyngent francuski.
Pozostałe państwa nie ujawniają informacji na temat obecności swoich żołnierzy. Nieoficjalnie bojownicy SDF przyznają, że w Syrii są także Brytyjczycy, a od niedawna również Włosi.
DŻIHADYŚCI „DOBRZY” I „ŹLI” 21-letni dowódca oddziału, który nosi imię „męczennika Nadala” („męczennikami” nazywają swoich poległych), przedstawia się jako Gabar Hasaki. To jedna z arabskich grup, walcząca pod sztandarem SDF. – Każdego dnia idziemy do przodu, aby wyzwolić nasze terytorium, kobiety i dzieci – mówi chłopak, wyraźnie pewny siebie.
Gabar sprawdza na tablecie, jak daleko znajdują się dżihadyści. Dowódcy są wyposażeni w precyzyjne mapy, na których zaznaczone są pozycje SDF i ich przeciwników. Mimo młodego wieku, Gabar walczy już od sześciu lat. Weteran licznych kampanii przeciwko IS przyznaje, że teraz walka jest dużo prostsza, a wróg stawia coraz słabszy opór.
Gabar tłumaczy, że są dwie kategorie dżihadystów. Pierwsza to bojownicy zagraniczni: oni są motywowani głęboką wiarą w samozwańczy kalifat, „islamskie państwo boże”, którego powstanie ogłoszono w 2014 r. To oni mają być najbardziej niebezpieczni, to oni walczą z największym zacięciem. Druga kategoria to miejscowi – ich Gabar określa mianem „dobrych ludzi”, którzy zbłądzili.
– Według danych naszego wywiadu większość z nich to Irakijczycy. Część już opuściła Dasziszę wraz z rodzinami – mówi.
DASZISZA: KOLEJNY ETAP Właśnie ta miejscowość jest głównym celem drugiej fazy operacji pod kryptonimem „Burza Dżaziry”. Małe miasto we wschodniej Syrii, w prowincji Hasaka, leżące tylko 8 km od irackiej granicy. Miało służyć IS do przerzucania ludzi i broni.
Celem „Burzy Dżaziry” jest zajęcie – w czterech etapach – wszystkich terytoriów kontrolowanych przez IS na wschodnim brzegu Eufratu. Finałem ma być bitwa o miasto Hadżin [patrz jeden z poprzednich reportaży autora z Syrii, „TP” nr 22 – red.].
Gdy znajduję się na pozycjach, bojownicy z grupy, którą dowodzi Gabar, ruszają do ataku. W trakcie mojego pobytu na froncie nie napotykają żadnego oporu. Następnego dnia Daszisza zostaje zajęta przez siły SDF.
GORZKA CENA ZWYCIĘSTWA Tuż po ogłoszeniu tej informacji wraz z oficerem prasowym i grupą dziennikarzy jedziemy na północny kraniec Dasziszy. Do samego miasta nie możemy wejść, rozminowują je saperzy. Bojownicy SDF przed wyjściem z transportera opancerzonego ostrzegają, by nie schodzić z asfaltowej drogi. Na razie tylko ona jest bezpieczna. IS słynie z bomb pułapek, które rozstawia w ogromnych ilościach i w najmniej spodziewanych miejscach.
Jak wyjaśnia 29-letni rzecznik prasowy YPG Mervan Qamişlo, to jednak nie koniec operacji. W najbliższym czasie siły SDF planują zająć terytoria aż do granicy z Irakiem.
Droga do Dasziszy wiedzie przez ruiny. Budynki, które od pocisków i bomb poskładały się niczym karty, ciągną się jeden za drugim.
Na murach i tablicach sporadycznie pojawiają się namalowane lub naklejone czarne flagi IS, których jeszcze nikt nie zdążył zamazać. W mijanych miejscowościach hula tylko wiatr, nie ma żadnych mieszkańców.
Daszisza nie wygląda lepiej. W jej północnej części dawniej znajdowały się liczne sklepy. Teraz rzadko leży tam kamień na kamieniu. Trudno sobie wyobrazić, by to miasto wróciło kiedyś do życia. ©