Burmistrz z Brzeszcz

Beata Szydło zostanie premierem. Jak wyglądała jej kariera samorządowa w czasach, gdy jeszcze twardo deklarowała: „Do Warszawy się nie wybieram”?

27.06.2015

Czyta się kilka minut

Beata Szydło w Sejmie na debacie budżetowej, 7 pazdziernika 2010 r. / Fot. Witold Rozbicki / REPORTER
Beata Szydło w Sejmie na debacie budżetowej, 7 pazdziernika 2010 r. / Fot. Witold Rozbicki / REPORTER

Lokalną karierę zaczyna od Ośrodka Kultury w Brzeszczach. Ma za sobą studia etnograficzne na UJ, pracę w Muzeum Historycznym Miasta Krakowa i kierowanie działem merytorycznym Libiąskiego Centrum Kultury. Jest 1997 rok.

Od czasu, kiedy zajmowała w Ośrodku Kultury jeden niewielki pokój, prawie nic się tu nie zmieniło. Naprzeciwko wejścia akwarium z kilkoma pielęgnicami papuzimi i ostrzeżeniem, żeby nie stukać w szybę. Za ścianą kino Wisła. Po lewej stronie biblioteka, po prawej wejście na piętro. Drewniana balustrada, palmy doniczkowe i paprotki. Dwa korytarze z pokojami pracowników. Wszystko w jednym budynku.

Najsztub zamiast Małej Miss 

U początków jej kierowania placówką wśród propozycji można znaleźć m.in. wieczór poezji „Pejzaż bez Ciebie” (w programie „strofy o miłości, przemijaniu i jesiennej zadumie”), spotkania grupy teatralnej „Bez Nazwy”, grupy poetyckiej „Nihiliści” i aerobik dla dorosłych.

Pierwsze zmiany w programie pojawiają się w kolejnych miesiącach. Znikają m.in. popularne dotąd wybory „Małej Miss Lata”, w których brały udział dziewczynki w wieku od 7 do 13 lat, przed 11-osobowym jury prezentując się w strojach codziennych, balowych i plażowych. Znikają też warsztaty typu „Uczymy się dziergać – zapraszamy dziewczęta” czy konkursy z cyklu: „Malujemy portret Ani z Zielonego Wzgórza”.

Ośrodek ma być instytucją „nowoczesną, prężną, aktywną i twórczą” – mówiła tuż po objęciu stanowiska. Podsumowując pierwszy rok działalności, zaznaczała: „Ośrodek Kultury musi podejmować normalną grę rynkową”, powinien być „firmą” zarządzaną „metodami marketingowymi”, dbać o „politykę promocyjną”, „sponsorów” i „zaistnienie w mediach”.

Przez ponad półtora roku zaprasza do Brzeszcz kilkudziesięciu artystów i dziennikarzy. Już w harmonogramie na marzec oprócz spektaklu w wykonaniu aktorów teatru Kwadryga z Bielska-Białej (cena biletu 3 zł) czy koncertu zespołu Universe (9 zł), jest spotkanie z ks. prof. Józefem Tischnerem (wstęp za darmo), który w latach 50. zaczynał pracę duszpasterską w parafii św. Marcina w pobliskich Jawiszowicach. W kwietniu przyjeżdża Jan Peszek ze „Scenariuszem dla nieistniejącego, lecz możliwego aktora instrumentalnego” Bogusława Schaeffera. W kolejnych miesiącach Ośrodek odwiedzają m.in. Jacek Kaczmarski, Grzegorz Miecugow, Mikołaj i Andrzej Grabowscy, Bohdan Smoleń, Tomasz Lachowicz, Piotr Najsztub, Katarzyna Dowbor, Alicja Majewska czy Zbigniew Wodecki.

Za to program na sierpień 1998 r. kończy spotkanie w kinie Wisła pt. „Pożegnaj wakacje z McDonald’s”, podczas którego polski rzecznik sieci opowiada m.in. o „McMex” (czyli BigMacu z sosem meksykańskim), „El Kurczako” (zmodyfikowanym McChickenie) oraz „Salsa McNuggets” (kawałkach kurczaka z sosem meksykańskim).
– Zależało jej na tym, by nasz ośrodek kojarzył się nie tylko z twórczością artystyczno-ludową i imprezami folklorystycznymi, jak było wcześniej – mówią dziś pracownicy Ośrodka Kultury w Brzeszczach.

I wymieniają nowości, które wprowadziła: pierwsze stanowisko dla grafika, pierwsze materiały promocyjne, no i pierwszy komputer: z procesorem 286. – Przywiozła go najprawdopodobniej z domu – wspominają. – Choć można go było włączyć, wyjść do toalety, wrócić i dalej czekać, aż się uruchomi.

Na informatyzację postawi też jako burmistrz. Już w listopadzie 1999 r. w lokalnej prasie pojawi się ogłoszenie „praca dla informatyka”. Wśród wymagań m.in.: „wykształcenie wyższe lub średnie”, „dyplom o odbytych kursach i szkoleniach” i „dobry stan zdrowia”.

Jestem tylko wykonawcą

Burmistrzem zostaje jesienią 1998 r. Dla gminy to ważny czas. Po reformie 1999 r. Brzeszcze wracają do powiatu oświęcimskiego i województwa małopolskiego (dotąd były w katowickim).

Średnia gęstość zaludnienia w Polsce wynosi 123 osoby na kilometr kwadratowy, w Brzeszczach jest ponad czterokrotnie wyższa. Bezrobocie w kraju wynosi 10 proc., tu jest wtedy o połowę niższe.

Największym zakładem pracy w gminie jest kopalnia KWK „Brzeszcze”, działa od ponad stu lat. W 1998 r., z 13,5 tys. mieszkańców w wieku produkcyjnym, zatrudnia ponad 4 tys. Największym zagrożeniem jest Wisła. Mieszkańcy wciąż pamiętają powódź z 1997 r., dzień po dniu: 4 lipca – zaczyna się ulewa. 7 lipca – meteorolodzy uspokajają: opady mają charakter przejściowy. 8 lipca – deszcz nie ustaje. I godzina po godzinie: 8.30 – Ochotnicza Straż Pożarna odnotowuje pierwsze zgłoszenie o przeciekającym wale. 10.00 – Wisła zaczyna wylewać. 13.30 – burmistrz powołuje sztab przeciwpowodziowy.

Na pytanie lokalnego dziennikarza, czy Beata Szydło zamierza, podobnie jak w Ośrodku Kultury, tak teraz w urzędzie miasta, przeprowadzić rewolucję, odpowiada: nie. „Zarząd Miasta i burmistrz są wykonawcami decyzji Rady Miejskiej. To radni decydują o losach gminy”– deklaruje.

Zaczyna od uruchomienia w Brzeszczach pogotowia ratunkowego. O to najbardziej upominają się mieszkańcy. Zwłaszcza gdy we wrześniu 1998 r. w sąsiedniej miejscowości umiera porażona prądem kobieta, bo jedyna na cały region karetka nie przyjeżdża na czas.

Szydło stawia też na promocję, przyznając, że wzoruje się na Niepołomicach i Dobczycach. Powołuje Wydział Strategii i Promocji Urzędu Gminy, wydaje folder promujący Brzeszcze, także po angielsku i niemiecku. Broszurę jednak krytykują lokalni historycy, wyliczają błędy faktograficzne i w tłumaczeniu.

Rok 2000: we wrześniu do użytku trafia składowisko odpadów komunalnych, którego budowa trwała od dwóch lat. Ponad dziesięć hektarów, miejsce na 1,1 mln metrów sześciennych odpadów, ma wystarczyć na kolejne 35 lat.
Dwa miesiące później Szydło przenosi urząd gminy do nowego budynku. Poprzedni, znajdujący się na terenie szkód górniczych, wymagał corocznych remontów.

W kolejnych latach oddaje jeszcze do użytku rondo „Pod Górnikiem”, które zastąpiło jedno z bardziej niebezpiecznych skrzyżowań w Brzeszczach. To była pierwsza wspólna inwestycja województwa małopolskiego i gminy Brzeszcze.

– Uroczystość przygotowaliśmy w amerykańskim stylu, z dużą pompą. Mieszkańcy na to czekali – mówi Zdzisław Filip, wiceprzewodniczący Sejmiku Województwa Małopolskiego, kolega Szydło z podstawówki.

Przebudowała i zmodernizowała basen kąpielowy, który wcześniej należał do kopalni. Kiedy brakowało jej pieniędzy, zaprosiła do Brzeszcz ministra sportu – Mieczysława Nowickiego. Basen dostał 1,3 mln dofinansowania ze środków Urzędu Kultury Fizycznej i Sportu.

Największy problem z budżetem miała w 2003 r., kiedy ponad 4-milionową dziurę gmina łatała kredytem. Pod koniec pierwszej kadencji w lokalnej prasie publikuje co miesiąc sprawozdania z tego, co udało się zrobić.

W wywiadach mówi: „Populizm jest dobry na daną chwilę, w dłuższej perspektywie obraca się przeciw temu, kto go stosuje”. Pytana o sukcesy, odpowiada: „No cóż, myśmy tylko sfinalizowali to, co wymyślili nasi poprzednicy. Na tym właśnie polega filozofia kontynuacji”.

W Brzeszczach mówią dziś o niej tylko dobrze: „świetna szefowa”, „otwarta dla ludzi”, „burmistrz z misją”, „dotrzymująca słowa, bo wychowana w rodzinie górniczej”.

Halo, tu prowincja

Z niechęcią odnosiła się do politycznych rozgrywek: „Rywin idzie do więzienia i po kilku dniach je opuszcza. Zyta Gilowska na znak protestu opuszcza PO, SLD wybiera kolejnego szefa, który nie chce, ale musi. PiS żąda sprawiedliwości i wyjaśnień, Roman Giertych się oburza, a PSL ciągle jest do dyspozycji. Partia Demokratyczna udaje, że jest czymś innym, niż jest, a Borowski udaje, że nie wystawił do wiatru Cimoszewicza. Wałęsa prosi o potwierdzenie wiarygodności Jaruzelskiego. Kieres oskarża Hejmę, a Religa wciąż prowadzi w sondażach, choć nikt już chyba nie wie, czyim jest kandydatem” – pisała w 2005 r. w czerwcowym numerze „Odgłosów Brzeszcz”, lokalnego miesięcznika wydawanego przez centrum kultury.

Irytowało ją, gdy gmina była źle traktowana. „Potrzebna nam była informacja z pewnego ministerstwa, które rzecz jasna znajduje się w stolicy. Pani urzędniczka z Urzędu Gminy w Brzeszczach zadzwoniła więc do pani urzędniczki z Warszawy. Poprosiła o udzielenie informacji. Osoba, z którą ją połączono, nic o sprawie nie wiedziała, zawołała więc swoją bardziej poinformowaną koleżankę: »Ewa, chodź tu – prowincja dzwoni«. Prowincja trochę się zdziwiła, ale grzecznie informacji, która i tak była niekompetentna, wysłuchała. Tak więc reasumując: gminy są na prowincji, stolica w stolicy. Gminy są dla ludzi. Dla kogo jest stolica?” – pisała.

Kraków wspominała rzadko. „Pamiętam 8 marca w mojej pierwszej pracy – nie napiszę gdzie, żeby nie wprawiać w zakłopotanie panów, którzy tam pracowali, zaznaczę tylko, że była to wielce szanowana instytucja w Krakowie – w latach 80., kiedy szarzyzna była szczególnie dominująca i kiedy nie można było nic kupić. Rankiem w Dniu Kobiet pan dyrektor wkroczył do naszego pokoju, za nim szedł jego zastępca, taszcząc wielkie tekturowe pudło. Pan dyrektor złożył nam standardowe życzenia zdrowia i wszystkiego, obdarowując nas służbowym uśmiechem i paczką kawy »Arabica« przewiązaną czerwoną wstążeczką, wyjętą z tegoż pudła. I na tym święto się skończyło”.

Mówiło się, że w jej gminie rządzą kobiety. Zarzucano jej za to, że doprowadziła do rozrostu administracji i że za dużo inwestuje w oświatę. To ostatnie tłumaczyła: „Zgadza się, że to robi wrażenie, że prawie połowa budżetu jest przeznaczona na ten dział. (...). W moim przekonaniu nie może być mowy o rozwoju gminy bez nakładów na oświatę”.

Do Sejmu wysłał mnie chochlik

Po wyborach na drugą kadencję, na pytanie lokalnego dziennikarza, czy wysoka wygrana rozbudziła jej polityczne ambicje, odpowiedziała: „Nie jestem politykiem i nie chcę uprawiać polityki. Uważam, że w samorządach powinno być jej jak najmniej (...). Ja sama natomiast wolałabym bardziej uważać się za menedżera, a nie polityka. (...) Co do planów, to mogę zapewnić, że do Sejmu się wybieram” – mówiła w lutym 2003 r.

W kolejnym numerze prostowała: „Choć w poprzednim numerze chochlik drukarski wysłał mnie do Sejmu, to zapewniam, że tam się NIE (!!!) wybieram”. ©℗

Wybory parlamentarne 2005 r. w Gminie Brzeszcze wygrało PiS z poparciem 49,7 proc. PO znalazła się na drugim miejscu z wynikiem 16,6 proc., SLD – 11,1 proc. Startująca z drugiej pozycji Beata Szydło w całym okręgu wyborczym nr 12 z siedzibą w Chrzanowie, z którego do Sejmu weszli też m.in. Paweł Kowal (PiS) i Paweł Graś (PO), dostała najwięcej głosów: blisko 14,5 tys.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka i redaktorka „Tygodnika Powszechnego”. Doktorantka na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Do 2012 r. dziennikarka krakowskiej redakcji „Gazety Wyborczej”. Laureatka VI edycji Konkursu Stypendialnego im. Ryszarda Kapuścińskiego (… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2015