Buntownik w Redingote

Uderza szerokość jego ambicji. Żywo zainteresowany polityką, szkicował na gorąco uliczną barykadę w czasie Komuny Paryskiej. Próbował nawet malować sceny marynistyczne.

10.05.2011

Czyta się kilka minut

Édouard Manet, "Śniadanie na trawie", 1863 r. / Patrice Schmidt / Musee d'Orsay (dist. RMN) /
Édouard Manet, "Śniadanie na trawie", 1863 r. / Patrice Schmidt / Musee d'Orsay (dist. RMN) /

Był większy, niż nam się wydawało" - powiedział po jego śmierci Edgar Degas. Édouard Manet szokował współczesnych: Napoleon III uznał "Śniadanie na trawie" za obrazę dobrego smaku, a cesarzowa Eugenia udawała, że go nie widzi. Odrzucany przez oficjalny salon, Manet nigdy nie wystawiał też z impresjonistami. W nienagannym czarnym surducie, dobrze wychowany syn sędziego, mógł stwierdzić buńczucznie, że maluje, co mu się podoba.

***

Pierwsza od ponad ćwierć wieku poświęcona Manetowi duża wystawa w paryskim Musée d’Orsay wywołuje kontrowersje i przyciąga tłumy. Trudno ukryć: brakuje wielu słynnych arcydzieł. Nie znajdziemy tu "Nany" i "Baru w Folies-Berg?re", nie ma "Muzyki w Tuileries", "Dworca Saint Lazare" i "Kobiety z papugą". Zobaczymy za to sporo obrazów nieudanych - jak choćby portret kochanki Baudelaire’a z czarną ptasią główką, w monstrualnej białej sukni.

Przyczyną tych wyborów nie były jednak wyłącznie trudności z wypożyczeniami. Autorom wystawy nie chodziło także o ważną, choć dość banalną konkluzję, że Manet długo szukał siebie i po drodze zdarzyło mu się sporo pouczających porażek, jak choćby "podejrzanie katolickie" płótna z 1864 r. Kuratorzy postanowili wyrwać Maneta z sieci narosłych wokół niego stereotypów - podręcznikowych formułek, mianujących go ojcem impresjonizmu, nieomal prekursorem abstrakcji.

Wystawa ma pokazać artystę zanurzonego w morzu społecznych relacji, szukającego własnej nowoczesności poprzez nawiązania do tradycji i epatującego burżuazję, do której sam należał. Manet zdaje się realizować życzenie swojego przyjaciela Baudelaire’a, który w zakończeniu "Salonu" z 1845 r. pisał, że malarz, na jakiego czekamy, byłby w stanie odmalować epickość współczesnego życia, "pokazać, jacy jesteśmy wielcy i poetyccy w naszych krawatach i wyglansowanych butach". Jak zauważył angielski pisarz Julian Barnes, nic dziwnego, że "Muzykę w Tuileries" zaatakował laską pewien dżentelmen. W lustrze obrazu zobaczył siebie.

***

Urodzony w 1832 r. Manet jako osiemnastolatek przystał do studia Thomasa Couture’a, uznanego malarza akademika. Kanoniczne biografie dowodzą, że przez sześć lat terminowania niczego się nie nauczył od tego pompiera, doprawiającego patriotyczne sceny szczyptą mitologicznej fantazji. Paryska wystawa każe jednak zrewidować ten pogląd: szkice Couture’a do "Poboru ochotników 1792 r." są malowane swobodnie i pełne dziarskiej energii, która musiała zachwycić ucznia. Manet podglądał także warsztat portrecisty, łączący skrupulatny realizm i sprawny rysunek z gęstym, swobodnym rozprowadzaniem farby.

Chociaż szybko odwrócił się od akademickiego historyzmu nauczyciela, latami, na próżno, marzył o uznaniu salonu. Nie poddał się jego gustom i wymaganiom, ale obracał się w kręgu tradycyjnych tematów. Skandalizujące "Śniadanie na trawie" i "Olimpia" stanowią wszak bezczelną interpretację klasycznych motywów, karykatury "Koncertu" i "Wenus z Urbino" Tycjana. Ale "Śniadanie" można też odczytywać jako dyskusję o malarskich gatunkach: od martwej natury, poprzez akt i scenę rodzajową, aż do pejzażu.

Na paryskiej wystawie uderza szerokość ambicji Maneta. Chociaż malował portrety, które przypominają Renoira, i bliskie impresjonistom sceny na świeżym powietrzu, zniechęcał go pomysł grupowej wystawy. Nie mógł także ograniczyć się do jednej techniki czy gatunku: malował pastelami efemeryczne paryżanki, ale także ubierał modelkę w kostium torreadora, dając pierwszeństwo intensywnej czerni.

Żywo zainteresowany polityką, szkicował na gorąco uliczną barykadę w czasie Komuny Paryskiej i kilkakrotnie przedstawiał rozstrzelanie cesarza Maksymiliana w Meksyku. Próbował nawet, choć bez większego powodzenia, malować sceny marynistyczne. W końcu aż jedną piątą jego dzieła stanowią martwe natury. Jak twierdził: "malarz może wypowiedzieć wszystko, co ma na myśli, za pomocą owoców lub kwiatów, albo nawet chmur". Na kilka miesięcy przed śmiercią, w wieku pięćdziesięciu jeden lat, zniszczony przez syfilis, malował bukiety w kryształowych wazonach.

***

Podtytuł paryskiej wystawy nazywa go odkrywcą nowoczesności. Na czym jednak polega oryginalność języka Maneta? Niewątpliwie, sięgał do repertuaru impresjonistów i malował ulotne sceny z życia wyższych sfer - flirt na tarasie restauracji i samotną kobietę w barze. Porzucił gładką powierzchnię obrazu na rzecz szybkiego, gwałtownego wykonania. Zamiast laserunków na brązowym gruncie, kładł pojedynczą warstwę farby, na białym tle, często nie mieszając kolorów. To, co współcześni krytykowali jako niedbalstwo, dla naszego oka jest raczej wyrazem szczerości, esencji widzenia.

Manet był zapewne świadomy nowego statusu dzieła sztuki, w pół drogi pomiędzy szkicem a ukończonym dziełem. Niezadowolony z płótna "Gitanos", pociął je na części. Zniknęła anegdota, zostało kilka "nowoczesnych", pozbawionych kontekstu obrazów: chłopiec pijący wodę, Cygan w żółtej bandanie, chłopczyk z psem oraz martwa natura.

Także technika Maneta jest spontaniczna, pełna gwałtownych niedopowiedzeń. Namalowane kilkoma szybkimi, mażącymi pociągnięciami rękawiczki "Czytającej" są dziś bardziej pociągające niż pokazane obok wystudiowane dłonie panienki z namalowanego w tym samym okresie (ok. 1879-80) obrazu Henriego Gervex. Zamaskowane lub ledwie zarysowane fragmenty płótna nie dowodzą niekompetencji artysty, lecz tworzą wrażenie migawkowego, uchwyconego na gorąco wrażenia.

Wpływ impresjonistów jest wyraźny na późnym obrazie "Chez le p?re Lathuille, en plein air". Manet wybrał lekki temat: pod koniec eleganckiego obiadu młody galant nachyla się ku swej towarzyszce i obejmuje oparcie jej krzesła. Wokół widać migotliwą, bujną zieleń, oddaną dynamicznymi uderzeniami pędzla. Ale kluczem do tej sceny pozostaje kelner, z dzbankiem kawy w ręku. Na drugim planie, pomniejszony, filuje w stronę czulącej się przy stoliku pary, ale także dyskretnie wygląda poza obraz - my także podglądamy wydarzenia nie przeznaczone dla naszych oczu.

Do impresjonistycznej serii zbliża się Manet w licznych portretach Berthe Morisot - młodej malarki, z którą łączyło go niedozwolone uczucie i która w końcu poślubiła jego brata. Jej melancholijna, okolona ciemnymi lokami twarz, pojawia się już w "Balkonie" (1868-69). Potem Manet malował ją w czarnym stroju, z bukiecikiem fiołków w ręku i z jasnym, przenikliwym spojrzeniem. Kiedy indziej pokazuje ją po śmierci ojca, w żałobnej woalce lub też w czarnej sukni i z wachlarzem, podkreślającym jej smutek i cień niespełnionej miłości. W tych obrazach uderza "nieimpresjonistyczne" zamiłowanie Maneta do czerni, która szczególnie zachwyciła go u Vélazqueza.

W portretach Manet skupiał się przede wszystkim na twarzy i dynamicznej postawie. Na obrazie z 1880 r. jego przyjaciel Antonin Proust wygląda, jakby przystanął tylko na chwilę, w środku spaceru. Natomiast w dwóch portretach Georges’a Clemenceau najważniejsze są intensywne, czarne oczy i delikatne usta - malarza wyraźnie nie obchodził ledwie zarysowany garnitur.

Choć jego portrety są żywe i lekko namalowane, chętnie podkreślał ich sztuczność. Czasem wystarczyło przebranie. Swoją ulubioną modelkę Victorine Meurent (którą znamy z "Olimpii" i "Śniadania na trawie") pokazywał w stroju torreadora lub jako uliczną muzykantkę, z gitarą i torebką czereśni. Léon Leenhof, syn żony Maneta (który był może jego nieślubnym dzieckiem lub synem jego ojca), na wczesnym obrazie z 1861 r. pojawia się w historycznym kostiumie, z długim mieczem w ręku. Chłopczyk patrzy wprost na nas, świadomy, że został wystawiony na pokaz. Kilka lat później Manet maluje piętnastoletniego Léona dmuchającego bańki mydlane. Uważnie zaobserwowaną twarz połączył ze wspomnieniem obrazów Halsa, Murilla i Chardina, nawiązując do toposu próżności.

U Maneta ludzie są często na wpół obecni, zamknięci w sobie, a jednocześnie świadomi swojej roli. Na obrazie prezentują się widowni, często w teatralnym stroju: z wachlarzem, w kwiecistej spódnicy. Nawet barmanka z opuchniętą twarzą, z kuflami w ręku, odwraca się zza pleców klienta i patrzy na nas uważnie, jakby fotograf kazał jej spojrzeć w oko migawki. Jednym z ulubionych obrazów Zoli był odrzucony przez jury salonu "Chłopiec z piszczałką": "trudno chyba osiągnąć mocniejszy efekt za pomocą prostszych środków". Małego muzykanta namalował Manet w 1866 roku, krótko po wizycie w Prado. Olśnił go portret ubranego na czarno szlachcica Vélazqueza. Także jego flecista pojawia się na nieokreślonym, szarym tle. To żywy chłopiec, choć zarazem zrobiony z płaskich plam intensywnych kolorów, jak postać z karty tarota.

***

Osobna sala została poświęcona martwym naturom. Znalazły się tu delikatne akwarele kwiatów i owoców, którymi ozdabiał listy do kobiet, ale także soczysta cytryna i mieniący się pastelowymi odcieniami szparag - czyste malarstwo. U Maneta jednak nawet owoce i kwiaty noszą ślady obecności człowieka. Malując ciężkie piwonie i leżący obok sekator, Manet pokazywał kwiaty dla nich samych, popisując się bogatymi odcieniami bieli, ale zarazem nawiązywał do najdawniejszych malarskich toposów, ulotności życia, przemijalności piękna.

Największym malarskim przeżyciem na tej wystawie jest jednak "Rozstrzelanie cesarza Maksymiliana" z muzeum w Bostonie. Poruszony strasznym losem zdradzonego przez Francję marionetkowego władcy, Manet - zagorzały republikanin - namalował monumentalne płótno, które jest jednak tak spontaniczne jak olejny szkic. Wspominając "Trzeci maja" Goi, Manet stworzył obraz bardziej nowoczesny i drastyczny w swoim ogołoceniu. Nie ma tu gwałtownych gestów, a ofiara niknie w kłębie dymu. Oprawcy nie mają twarzy. Nowoczesna śmierć jest chłodna i powściągliwa jak martwa natura.

Wystawa "Manet, inventeur du Moderne", Musée d’Orsay, czynna od 5 kwietnia do 3 lipca 2011 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2011