Bryły na winnicach

Oto nadeszli barbarzyńcy luksusu i zbudowali świątynie wśród swoich winnic. W środku urządzili kosmiczne mieszkania, butikowe hotele i spa.

15.04.2014

Czyta się kilka minut

Bodega Ysios, projekt Santiaga Calatravy / Fot. © Bodega Ysios / Chancha S. Ulloa
Bodega Ysios, projekt Santiaga Calatravy / Fot. © Bodega Ysios / Chancha S. Ulloa

To był sam początek 2001 r., siedziałem z Fredem Loimerem w jego zupełnie nowej winiarni, w gołym wiejskim pejzażu, kilkanaście kilometrów od Dunaju. Nawet on, miałem wrażenie, czuł się lekko zakłopotany. Trochę jak dziecko, co to przed chwilą nabroiło. Czarny prostokąt, którego porównanie do lastrykowego sarkofagu jest pierwszą powinnością wyobraźni, spadł na okoliczne bogobojne pastwiska z impetem obiektu latającego. „Mein Gott, na polu Loimera ufo zlądowało” – musieli sobie powtarzać okoliczni chłopi; nic dziwnego, do pierwszego płaskiego dachu mieli ze sto kilometrów.

Loimer był w Austrii prekursorem ponowoczesnej architektury winiarskiej; dzisiaj podobnych pudeł jak jego, tyle że raczej przezroczystych, jest na tamtejszych winnicach bez liku.

Gehry i inni

Architektura wybuchnęła jak wiosna na winnicach w XXI wieku, wcześniej powstawało tu tylko wino. Zajmowano się nieco piwnicami; w Château Lafite zwiedzało się w skupieniu – jeśli udało się tam dostać – głębie zaprojektowane przez samego Ricarda Bofilla, którego połączenie klasycznej kreski i postmodernistycznego cytatu ówczesna Francja pokochała. W Paryżu plac Katalonii, kompletnie nieparyski, pod Paryżem dzielnica Cergy-Saint-Christophe – jeszcze trudno powiedzieć, czy to przetrwa. W piwnicach Lafita stały beczki, w sobotę grały instrumenty, akustyka była znakomita. Przy Bachu, twierdzono na miejscu, bordeaux dojrzewa lepiej; nie wiadomo, jak było z Czajkowskim.

Po piwnicach przyszła kolej na wszystko. Najpierw w Hiszpanii, najbardziej otwartej na architektoniczne kreacje i szaleństwa. Gdzie tylko się w regionie Rioja ruszyć, tam widać zawieszone w powietrzu czy stojące na jednej nodze geometryczne bryły. Na przełomie wieków wyrosła tu rewolucyjna konstrukcja Bodegi Ysios autorstwa mistrza Santiaga Calatravy, założycielska dla nowej winiarskiej architektury. Tu pnie się tempranillo, tam wygrzewa się garnacha, a nad nimi wyrasta fasada wijąca się nieprzytomnie z bólu czy z rozkoszy. Szybko stało się jasne, że w winiarstwie nastąpiła nowa era.

Wydaje się, że to nie stadiony piłkarskie, nie muzea sztuki nowoczesnej, lecz winnice stały się dzisiaj najciekawszym wyzwaniem dla architektów; to one stworzyły im największe pole do popisu i możliwość niczym nie skrępowanej inwencji, to na nich mogli pójść do kresu swych fantazji, postawić budowle, które gdzie indziej (jak w radzie miejskiej Warszawy na przykład) by nie przeszły.

Frank Gehry, Mario Botta, Renzo Piano, Jesus Marino Pascual, Zaha Hadid, Norman Foster, Jean Nouvel, wspomniani Calatrava i Bofill – wszyscy najwięksi dzisiejszej architektury tu zawędrowali, a za nimi wielu innych, mnie, laikowi, nieznanych, ale świetnie rozpoznawanych w kręgach zawodowych. Głębiej zainteresowanych odsyłam do pięknie wydanego dwujęzycznego albumu Kingi Baumann „Wine culture architecture. Smak architektury”, w którym obok nadzwyczajnych fotografii znajdują się też architektoniczne plany.

Nowy luksus

Można się domyślać paru przyczyn tej winiarskiej pielgrzymki artystów formy; jedna jest pewna: pieniądze. Wielkie pieniądze przyszły do wina względnie niedawno, w połowie lat 90. Trudno sobie teraz wyobrazić, że dekadę czy dwie wcześniej niemało właścicieli bordoskich grand cru classé musiało dorabiać czy imać się innego zawodu, by utrzymać swoje châteaux. Teraz wybierają raczej między porschem a jaguarem. Mówię symbolicznie, nowi właściciele przemieszczają się prywatnymi odrzutowcami.

Nowi, gdyż nie tylko w Bordeaux, lecz w całym mondovino nastąpiły gwałtowne przemiany własnościowe. Odwieczne francuskie familie winiarskie odgrywają zmierzch bogów na wszystkie sposoby. Wielki kapitał przejmuje, ile może; holdingi, banki, towarzystwa ubezpieczeniowe, niekiedy całkiem prywatni miliarderzy krążą nad winnicami i wypatrują co słabsze sztuki, gotowe sprzedać dobra rodowe.

Później droga jest dość prosta i w każdym przypadku w miarę podobna. Inwestuje się w najwyższej klasy urządzenia i dopina technologię produkcji na ostatni guzik. Jeśli nie było dotychczas laserowego urządzenia do selekcji gron, to już je zamawiamy. Jeśli nie dokonywało się zdjęć na podczerwień z helikopterów, aby sprawdzić stopień dojrzałości gron, to helikopter już tu leci. Zatrudnia się konsultanta enologa (mówi się: latający winemaker) o najsławniejszym nazwisku. Jest ich niewielu, dosłownie kilku; do niedawna musiał to być obowiązkowo Michel Rolland; już kręcą o nim filmy i rysują komiksy. Podwyższa się cenę wina, które Robert Parker, a w gorszej wersji inni krytycy winiarscy zdążyli już wysoko ocenić. Zatrudnia się architektoniczną gwiazdę, niech no postawi tu kolejny cud świata. Cuda w większości przypadków będzie można zwiedzać, są w nich wzorem Napa Valley designerskie sklepy, drogie knajpy i sale degustacyjne. Powoli się zwróci.

Taki Bernard Arnault, właściciel giganta luksusu LVMH. Kupił Château d’Yquem, kupił (wraz z belgijskim miliarderem) Château Cheval Blanc. Drożej kupić się we Francji właściwie nie da, sięgnął od razu po dwie jedynki w złotej bordoskiej szczęce. W zeszłym roku ukończono prace nad nową winiarnią w Cheval Blanc; autorem projektu jest Christian de Portzamparc, jedna z największych postaci francuskiej architektury. Nad krzewami wyrastają dwa białe owale; wspólnie przypominają śmigło. Sam Arnault wina nie lubi i nie pije. Może dlatego ceny wsiadły do windy i zatrzymały się trzysta procent wyżej. Podobnie będzie w pobliskim Château La Dominique, budowlę wznosi tam właśnie architekt super­star Jean Nouvel, którego ostatnim słynnym projektem jest okrzyczane paryskie muzeum Quai Branly.

Nie mogę powstrzymać się przed lekką ironią demokratycznie przynależną temu, kto do takiej fury przepychu ma dostęp umiarkowany. Bo też, zanim pomyśli się o artystycznej stronie projektów realizowanych na winnicach, nie można nie dostrzec nowego blichtru, jakim otoczyło się wino w ostatnim dwudziestoleciu. Doznało ono niebywałego wywyższenia, wizerunkowego upgradingu, by się bardziej zrozumiale wyrazić.

Jeszcze ćwierć wieku temu nie było spekulacji, winiarskich indeksów giełdowych, porażających wyobraźnię kolekcji. Angielski dżentelmen szedł do sklepu i kupował na obiad za zwykłe urzędnicze pieniądze butelkę, o którą dzisiaj musiałby walczyć na aukcji. Ale nadeszli barbarzyńcy luksusu i zbudowali sobie świątynie. Widoczne i trwałe, gdyż kolekcji ich obrazów i chromów ich jachtów nikt nie będzie miał przed oczyma – a exegi monumentum wbija się w winiarski pejzaż na mniej więcej zawsze. W środku urządzili kosmiczne mieszkania, butikowe hotele, niekiedy spa – jak w słynnej konstrukcji Marqués de Riscal (Rioja), zaprojektowanej przed Gehry’ego. Na zewnątrz, jak zawsze, budowla wielopłaszczyznowa i wielopłatkowa, podobna do muzeum Guggenheima i innych jego realizacji, i wciąż to wrażenie, że projekt powstaje na podstawie zgniecionej w dłoni kartki papieru. Wewnątrz nadzwyczajny wystrój i kosmiczny basen, przy którym chciałoby się pokryć łuskami i odwołać ewolucję.

Wino w tym wszystkim zostaje ubóstwione i zarazem zapieszczone na śmierć czy, powiedzmy, przemieszczone w nadmiar kontekstów. Oczywiście, wszystko jest z jego powodu i dla niego, nowe budowle mają być jego emanacją, zmaterializowanym nimbem, subtelnym przekładem na architektoniczne imaginarium jego magii, siły jego tradycji, jego miejsca i znaczenia w dziejach ludzi, lecz temu usubtelnieniu towarzyszy zbyt często luksusowa błazenada, aż śliski od całej tej wykwintności, wytworności, wyjątkowości i wyborności nastrój.

Wytworzyła się nowa, wyższa gałąź turystyki: enoturystyka, która zamiast plaży na Seszelach proponuje pławienie się w cudzym pięknie, zwiedzanie przybytków na winnicach, odżywianie się w ich super­restauracjach i kupowanie niebanalnych gadżetów. Zaczęły powstawać w sąsiedztwie winnic również winiarskie minidisneylandy, architektonicznie wysmakowane: Loisium, parę kroków od winnic Loimera, czy La Winery (moja osobista nagroda Maliny za nazwę) w Medoku. Kto powiedział, że wyższa klasa średnia nie ma nowych celów?

Ludzie często pytają: jakie dobre wino kupić? Najlepsza odpowiedź brzmi: najpierw kup dobre okoliczności. Bez nich nic nie będzie smakowało. Picie czy degustowanie wina wśród wszystkich tych marmurów i ceramik, najwymyślniejszych linii, obok hostess albo menedżerów w najnowszych butach nie przynosi emocji; coś tu się winu zanadto przydaje, przypina mu się gębę nie całkiem z jego świata, nie służy mu szpitalna precyzja wyrafinowania. Tym bardziej że w wielu przypadkach właściciele wyobrażają sobie, że da się wino podrasować w stronę takiej zgęszczonej doskonałości. Więc obok win mniej lub bardziej „zwykłych” wytwarzają wina „niezwykłe” i wyszywają nimi swoje sztandary. Niezwykłe, czyli potwornie skoncentrowane, wypieszczone technologicznie, wypuszczane w krótkich seriach, niemożebnie drogie – i na ogół nie do picia.

Jak mówi pewien znany krytyk winiarski, wino można zabić na trzy sposoby. Pierwszym mordercą może być katastrofalna pogoda; przyjdzie grad, jak w Burgundii w 2012 r., i po wszystkim. Drugim – błąd w winifikacji, w wyniku którego powstanie raczej ocet niż wino. Trzecim mordercą jest latający winemaker. Który tak skoncentruje wino, że zabije całą jego energię.

Architektura w wielkim stylu

Te grzechy przesterowanej ambicji ujawniają się na ogół tam, gdzie kapitały są zbyt duże, a właściciele kłusują na zbyt wielu rumakach (bo kluby piłkarskie, bo wierzchowce czystej krwi, bo wyprawy balonem, bo to i tamto). Jednak trzeba dać ich dokonaniom sto, dwieście, więcej lat. Nikt nie zastanawia się dzisiaj nad rozbestwieniem i stylem życia mecenasów i inwestorów, dzięki którym powstawały renesansowe pałace i kościoły. A to, co wyrasta teraz na winnicach z kamienia i innych budulców, z pewnością warte jest uwagi i estetycznych debat.

Symboliczna nadwyżka, jaką daje wino, od wieków opiewana przez poetów i malarzy, została wykorzystana przez architekturę w wielkim stylu. Można krzywić się na widok jednych konstrukcji, wpadać w zachwyt na widok innych, lecz ogólnie rzecz biorąc winnice wolne są od gargameli i pałaców Królowej Śnieżki; niemało jest tu wręcz arcydzieł, także architektury wnętrz. Każda poważna budowla ma tu swoją podbudowę intelektualną, wypowiadaną przez architektów mniej lub bardziej eksplicytnie w ich autokomentarzach. Jeśli nawet operują na różne sposoby dość zużytymi pojęciami (wino jako idealny stop natury i kultury, jako miejsce idealnego spotkania tradycji i nowoczesności itd., itp.), wytworzyli projekty bardzo indywidualne, mocno nacechowane stylistycznie. I zarazem niezwykle funkcjonalne; za fantastycznymi czy fantazyjnymi fasadami kryją się przecież hale produkcyjne.

Są wśród tej nowej winiarskiej architektury twory krzykliwe, otwarcie spektakularne, jak wspomniany projekt Gehry’ego czy Calatravy. Albo dumnie wypiętrzone, kubistyczno-futurystyczne i zarazem nieco komiksowo-filmowe realizacje Jesusa Marina Pascuala, zwłaszcza Bodega Irius (2007) i Bodega Darien (2008, Rioja).

Są i takie, które wolą nie odrywać się zbytnio od ziemi, wnikać skromnie w siedlisko, imitować sobą jego ciąg dalszy, jak toskańska Tenuta dell’Ammiraglia (2008, projekt Nathalie Grenon i Piera Sartogo), przypominająca przyczajoną jaszczurkę, i przede wszystkim inna znakomita toskańska budowla, Cantina Vinicola (2010, Marco Casamonti), która wygląda z oddali niczym ogromne metalowe szczeliny w zboczu lub dwa gigantyczne padalce wygrzewające się w słońcu.

Są i budowle w stylu romantyczno-mistycznym, jak dzieło samego Maria Botty w Petra (2003, Toskania) i jego znakomita, pogańsko-gotycka w stylu budowla Château­ Faugères w Saint-Emilion. Ta ostatnia należy do szwajcarskiego milionera Sylvia Genza, właściciela m.in. słynnej firmy Lalique, produkującej kryształy. Powstają tu błogosławione przez Parkera wina (doradztwo: oczywiście Michel Rolland), które – na mój gust – naruszają stylistyczny ascetyzm i głęboką elegancję tego miejsca, ale dla oczu nie ma to znaczenia.

Bo też poszukiwanie odpowiedniości między charakterem win a stylem winiarskiej architektury to płoche zajęcie, do niczego raczej nieprowadzące. Owszem, w przypadku małych, rodzinnych posiadłości, w przypadku nie miliarderów z paryskiego Neuilly czy z 5th Avenue, lecz prawdziwych winiarzy, którzy robią wino własnymi rękami i mają zarazem dość środków na nowe konstrukcje, można czasami się dopatrzyć jakiejś szczęśliwej wspólnoty. Nowe, bardzo nowoczesne, lecz zarazem wstrzemięźliwe austriackie winiarnie, rysowane prostą linią i skromne objętościowo, wykorzystujące dużo szkła i mało barw – żadnego hiszpańskiego barokowego rozbuchania – odpowiadają jakoś, zwłaszcza w Styrii, charakterowi tutejszej specjalności, jaką są strzeliste białe wina.

Bardzo intrygująca jest moim zdaniem winiarnia langwedocka Domaine Les Aurelles­ (2001, projekt Gilles Perraudin), należąca do świetnego i szczęśliwie niszowego niemieckiego winiarza Basile’a Saint-Germain. Zrezygnował on z użycia beczki do produkcji swych win, które zdają się w smaku niezwykle czyste, głębokie i zarazem jednolite. Winiarnia – kąty proste i kamienie – ma w sobie coś chłodnego i stanowczego zarazem; w gorącym langwedockim pejzażu już sam jej widok smakuje wytrawnie.

Ogólnie jest pięknie; wino zostało uświęcone, sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało. Można powiedzieć za Kingą Baumann, że nowa architektura winiarska nadaje formę pożądaniu; wysublimowane dekoracje osadzają pragnienie w przepysznych formach, estetyzują nas ile wlezie, tautologizują wino na nowych poziomach. Oko cieszy się i dziwi, zachwyca się i podziwia, ale nogi, przyznam, dają dyla w poszukiwaniu skromniejszych okoliczności. Para kumpli czy kumpelek, knajpka na targu i gadamy o czym innym.


Zdjęcie pochodzi z albumu Kingi Baumann „Wine culture architecture. Smak architektury”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarz, historyk literatury, eseista, tłumacz, znawca wina. Stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. W 2012 r. otrzymał Nagrodę Literacką NIKE za zbiór „Książka twarzy”. Opublikował także m.in. „Szybko i szybciej – eseje o pośpiechu w kulturze”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2014