Britannica, czyli sic transit gloria mundi

W połowie lat 80. ubiegłego wieku na tarasie instytutu w Trieście mój przyjaciel, znakomity astrofizyk Marek Abramowicz, zapytał mnie, jakie jest najbardziej znane na świecie polskie słowo.

02.07.2012

Czyta się kilka minut

Wietrząc podstęp, zastanawiałem się przez dłuższą chwilę, po czym odrzekłem: „Żywiec”. Marek nie krył zdumienia – bo to była poprawna odpowiedź.

Nazwa miasta w Beskidach jest ostatnim hasłem w piętnastym wydaniu „Encyclopædia Britannica”, a ściślej – w jej części szczegółowej, i wybito ją złotymi literami na grzbiecie tomu XII. Wychowany w tradycyjnych szkołach, przyzwyczajony do niemal codziennego korzystania z różnych encyklopedii, słowników itp., miałem grzbiety tych solidnych tomów zawsze przed oczami.

W połowie marca 2012 roku ogłoszono, że wydanie „Britanniki” z 2010 roku będzie ostatnim w wersji papierowej. Trzydzieści dwa tomy, ważące łącznie pięćdziesiąt kilogramów (wiem, bo przesyłałem je z Boulder w Colorado do Warszawy), z charakterystycznym logo przedstawiającym stylizowany oset, staną się zabytkiem. Kończy się era pewnego sposobu upowszechniania wiedzy oraz kształtowania świadomości i aspiracji społeczeństwa, zwłaszcza awansującej klasy średniej.

„Encyclopædia Britannica”, czyli „Encyklopedia Brytyjska”, po raz pierwszy opublikowana w latach 1768–1771 w Edynburgu, była najdłużej kontynuowaną publikacją tego typu w historii. Pierwsze wydanie składało się z trzech tomów, ale wydanie drugie to już dziesięć tomów, a czwarte (1801–1809) – dwadzieścia. Wydanie jedenaste, przygotowane wraz z Cam¬bridge University, uważane jest za wzorcowe opracowanie sumy wiedzy z początku XX wieku. Zostało przekazane do domeny publicznej w ramach Projektu Gutenberg i służyło też jako podstawa przy rozpoczęciu projektu Wikipedia. Piętnaste, ostatnie papierowe wydanie „Britanniki” liczy 32 tomy; 12 tomów to „Micropædia”, krótkie artykuły (do ok. 750 słów), 19 tomów (w tym dwa tomy zawierające wyłącznie indeks) – „Macropædia”, zbiór długich, pogłębionych tekstów (dwa artykuły liczą po 310 stron!), do tego jeden tom („Propædia”), będący przewodnikiem po całości. Nad encyklopedią pracowało na pełny etat przeszło stu redaktorów, a hasła pisało ponad 4400 autorów.

Ciekawa jest analiza tematów, którymi zajmował się ten pomnik encyklopedycznej popularyzacji. W części pogłębionej aż 26 proc. haseł poświęcono geografii, 14 proc. biografiom, 11 proc. medycynie, 7 proc. literaturze, 6 proc. fizyce i astronomii, 5 proc. religii, 4 proc. sztuce, tyle samo filozofii zachodniej i 3 proc. prawu. Podobny jest rozkład tematów haseł w „Micropædii”.

„Britannica” jest powszechnie uważana za dzieło wyjątkowo rzetelne i zawierające niewielką liczbę błędów; inna sprawa, czy opinia ta jest w pełni zasłużona. Chodzi nie tylko o błędy, ale też o rozkład akcentów i stronniczość. Na przykład głównym religiom świata poświęcono po jednym artykule, podczas gdy chrześcijaństwu aż czternaście. W historii zdarzało się, że autorzy haseł byli po prostu niekompetentni – słynną wpadką było odrzucenie newtonowskiej teorii powszechnego ciążenia przez redaktora wydania trzeciego (1788-97), George’a Gleiga. Amerykańska indolożka Wendy Doniger, członkini obecnej rady redakcyjnej, była ostro krytykowana za negatywne przedstawienie hinduizmu. W 2010 r. irlandzki dziennik „The Evening Herald” oskarżył „Britannikę” o „groteskowo niedokładne” przedstawianie historii Irlandii. Sam mógłbym to powiedzieć o haśle „Żywiec”, w którym czytamy: „[Żywiec] leży u stóp góry Grojec, co sprawia, że jest ważnym centrum turystycznym”. Kto był w Żywcu, wie, że to nonsens: nie było chyba w 700-letniej historii miasta nikogo, kto przyjechałby tam specjalnie, by wspiąć się na Grojec!

Bywały też emocjonalne działania w obronie racjonalnego, naukowego spojrzenia na świat. Nie zawsze dobrze przyjmowane. Tak było na przykład z teorią Darwina, podobnie z artykułami Williama Robertsona Smitha na temat religii, w których twierdził, że Biblia nie jest historycznie prawdziwa. Mimo że był to rok dopiero 1875, a nie 2012, wcale nie został skazany na pięć tysięcy złotych grzywny. Wycofanie w 1974 roku z wydania piętnastego hasła „smok” wywołało tak wiele protestów, że we wznowieniach wydawca je przywrócił.

Rozmiary encyklopedii i wysoki standard wydawniczy sprawiały, że była to pozycja dość droga, właściwie luksusowa. Od początku XX wieku siedziba wydawnictwa mieściła się w Stanach Zjednoczonych. „Britannica” była sprzedawana w systemie sprzedaży bezpośredniej – popularnym za oceanem, w Europie budzącym zdziwienie – dlatego trudno powiedzieć, ile kosztowała. Cena wahała się pomiędzy 1300 a 1500 dolarów, co nawet w USA stanowiło kiedyś sporą sumę – co ciekawe, porównywalną z ceną polskiej trzynastotomowej „Wielkiej Encyklopedii Powszechnej” PWN-u z lat 60. ubiegłego wieku, która kosztowała w subskrypcji 1800 zł, co stanowiło wówczas całkiem dobrą pensję. „Britannica” na półce stanowiła więc status symbol, widoczny znak awansu finansowego i kulturalnego. Nie przypadkiem liczba jej kompletów na polskich półkach znacząco wzrosła po 1989 r.

Wysokie koszty wydawnicze sprawiały, że encyklopedii nie aktualizowano zbyt często. Wydanie czternaste było utrzymywane (z niewielkimi aktualizacjami) przez 35 lat, od 1929 do 1964 r. Poirytowany brakiem aktualności i powtarzanymi błędami amerykański fizyk Harvey Einbinder poświęcił pięć lat na opracowanie książki „The Myth of the Britannica”. Wykazał w niej, że pomnik nie jest bez skazy i zawiera liczne błędy, a aż 666 artykułów z wydania z 1963 r. zostało napisanych niemal sto lat wcześniej. Co więcej, zarzucał redakcji, że prezentuje stronnicze, amerykańskie spojrzenie na świat.

Szerokim echem odbiło się opublikowanie w 2005 r. w ważnym brytyjskim piśmie naukowym „Nature” wyników studium porównującego rzetelność „Britanniki” i Wikipedii. W 42 porównywanych artykułach Wikipedia popełniała średnio cztery błędy w każdym. To sporo – ale ku zaskoczeniu wszystkich, w „Britannice” autorzy studium doszukali się średnio aż trzech błędów – niewiele mniej!

Błędy i stronniczość to jednak nieuchronne wady wszystkich tego typu publikacji. Mój syn, będąc jeszcze w szkole podstawowej, znalazł błędy w 6-tomowej „Nowej Encyklopedii Powszechnej” PWN-u z 1994 r., gdy tylko otworzył pierwszy tom. Zauważył, że podpis pod zdjęciem startującej rakiety na stronie 193. jest bez sensu, bo nie było pojazdu o takim numerze i nazwie („Apollo 2”), a także, że zdjęcie Czarnego Stawu Gąsienicowego (na stronie 826.) jest odwrócone z prawa na lewo. A przypomnijmy sobie wielkie, polityczne tym razem problemy naszych encyklopedystów w latach 60. z hasłem o obozach koncentracyjnych w „WEP” i kartografów z Wojskowej Służby Topograficznej wydających wtedy „Atlas Świata” PWN-u z właściwym zaznaczeniem stolicy Izraela...

Papierowa wersja „Britanniki” osiągnęła szczyt w 1990 r., u progu ery internetu; sprzedano wówczas 120 tysięcy kompletów. W 1996 r. wynik był już znacznie słabszy – tylko 40 tys. Po raz ostatni drukowano ją w 2010 r. i z 12 tys. kompletów zdołano sprzedać tylko 8000; pozostałe 4000 można kupić w sklepie internetowym.

Zaprzestanie wydawania papierowej wersji „Encyclopædia Britannica” może się wydawać szokiem dla akademików i inteligentów na całym świecie. To jak bankructwo linii lotniczych PanAm przed laty czy Stoczni Gdańskiej – odchodzi symbol? Nie, w tym przypadku nie odchodzi, choć nigdy pewnie nie odzyska już takiej roli i znaczenia, jaką miał kiedyś. Sprzedaż papierowej encyklopedii dawała przedsiębiorstwu „Britannica” w ostatnich latach zaledwie około 1 proc. wpływów, aż 85 proc. pochodziło ze sprzedaży innych produktów stanowiących pomoce naukowe. Ponad pół miliona gospodarstw domowych w Stanach Zjednoczonych wykupiło za siedemdziesiąt dolarów miesięcznie dostęp do internetowej wersji encyklopedii, co stanowi już około 15 proc. wpływów firmy. „Britannica” ma więc szanse przetrwać i być rozwijana.

Prezydent Encyclopædia Britannica Inc. – firmy z siedzibą w Chicago – wskazuje na szanse jego encyklopedii w rywalizacji z innymi (przede wszystkim Wikipedią): „My proponujemy zupełnie inne wartości. »Britannica« pozostanie mniejsza [niż Wikipedia]. Nie możemy opisywać każdej postaci z kreskówek, nie możemy zajmować się każdym kochankiem każdego celebryty. Potrzebne jest jednak odmienne źródło, w którym naprawdę liczą się fakty. »Britannica« nie będzie mogła być tak obszerna, ale zawsze będzie rzetelna”.

Lubię Wikipedię i nie uważam, żeby była tak zła, jak grymaszą intelektualiści. Zwłaszcza w Polsce dość powszechna wśród „wykształciuchów” jest niechęć do niej, pewnie ze względu na jej anarchiczny, społeczny sposób powstawania. Porównując jednak hasła w różnych wersjach językowych, a także w innych encyklopediach, możemy uniknąć wielu nieścisłości i błędów. „Britannica” służyła mi przez lata bardzo często. Przyzwyczaiłem się do niej, do jej układu, do charakterystycznego stylu i tonu – ale nie zawrócimy Wisły kijem. Świat się zmienia, ludzie się zmieniają, encyklopedie też muszą się zmieniać. Zawsze jednak chętnie będę wertował wciąż pachnące farbą drukarską strony, czuł w dłoniach miękkość okładek i ciężar tomów, patrzył na grzbiety z wytłoczonymi złotymi literami i odszukiwał na nich najbardziej znane polskie słowo – Żywiec.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Astrofizyk, w Centrum Astronomicznym im. Mikołaja Kopernika PAN pełni funkcję kierownika ośrodka informacji naukowej. Członek Rady Programowej Warszawskiego Festiwalu Nauki. Jego działalność popularyzatorska była nagradzana przez Ministerstwo Nauki i… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2012