Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wiadomo było, że rozmowy będą trudne, chwilami nieprzyjemne, i że stanowiska stron – Londynu i Unii – są dość rozbieżne. Ale nie spodziewano się, że będą toczyć się tak powoli. Unijny negocjator Michel Barnier zapowiada, że bez postępu w trzech zasadniczych sprawach – granicy między Irlandią Północną a Irlandią, praw obywateli UE w Wielkiej Brytanii i rozliczenia finansowego – nie mogą się rozpocząć rozmowy o umowie handlowej. Tymczasem Londyn chciałby mówić już dziś o regulacjach handlowych. Decyzja, czy będzie to możliwe, miała zostać podjęta na szczycie UE w październiku, ale nie wydaje się to realne.
Zgody nie ma też w samej Wielkiej Brytanii. W miniony weekend w marszu ulicami Londynu wzięły udział tysiące przeciwników Brexitu. Część opozycyjnych polityków mówi o potrzebie drugiego referendum, gdy warunki wyjścia z Unii będą znane. Z kolei rządząca Partia Konserwatywna jest podzielona co do kształtu Brexitu, premier Theresa May częściej niż ze wsparciem spotyka się z krytyką, a w parlamencie toczy się niełatwa debata o tzw. wielkiej ustawie uchylającej.
Negocjacje muszą przyspieszyć, jeśli ugoda ma być wypracowana przed marcem 2019 r. Skoro jednak kiedyś premier May stwierdziła, że „brak umowy jest lepszy niż zła umowa”, to i taki scenariusz trzeba będzie brać pod uwagę.©℗